Rozdział XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na podłodze z psiakami już chyba jakieś trzydzieści minut, gdy nagle dotarł do mnie jakiś hałas. Prosiłam Josha, żeby wyszedł, więc raczej nie on spowodował ten nagły dźwięk. Wstałam, zostawiając pupile i udałam się w kierunku mojej sypialni.

Po wejściu do pomieszczenia stanęłam w miejscu, dochodząc do wniosku, że moje przypuszczenia były błędne, bo przede mną stał nie kto inny, niż Josh. W tym momencie sama nie wiedziałam co powinnam zrobić. Miałam ochotę na niego nakrzyczeć, wyjść z tego pokoju albo nawet i mieszkania, byłam w stanie nawet wezwać ochronę, ale jednak nic z tych rzeczy nie zrobiłam. Zamiast tego, zapytałam spokojnie:

-Dlaczego nie wyszedłeś?

-Bo nie mam zamiaru zostawiać cię już samej.

-Josh, kiedyś będziesz musiał stąd wyjść.

-Może i tak, ale na razie nigdzie się nie wybieram.

-Więc co niby zamierzasz tu robić, bo ja wracam do psiaków.

-Nigdzie nie wracasz. – powiedział idąc w moją stronę – Coś dla ciebie przygotowałem.

-Myślisz, że chcę z tobą iść? – zaśmiałam się krzyżując ręce.

-Tak, bo twoja ciekawość jest większa niż duma Promyczku. – jedno słowo i miękłam.

-No to co takiego wywołało ten hałas? – zapytałam na co od razu się zaśmiał.

-Mały wypadek przy pracy. – podrapał swój kark, będąc lekko zakłopotanym – Nie wiedziałem za bardzo gdzie masz jakie płyny i jeden wypadł mi z szafki. – tym razem to ja parsknęłam śmiechem.

-Czy ty przygotowałeś mi jakąś cudowną kąpiel?

-Chodź i się sama przekonaj.

Wystawił dłoń w moją stronę, a gdy tylko ją złapałam, poprowadził mnie w stronę łazienki. Zanim cokolwiek zobaczyłam, do moich nozdrzy dotarł piękny zapach, a kiedy przekroczyliśmy próg, moim oczom rzuciła się ogromną ilość piany. W pierwszej chwili mnie to przeraziło, lecz gdy spojrzałam na dumna minę Josha, poczułam w środku ciepło.

-Dziękuję. – złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku.

-Wejdź na spokojnie do wody, a ja po coś pójdę.

Tylko przytaknęła, a Josh zostawił mnie samą. Czy ja na pewno powinnam siedzieć teraz w łazience? Przecież w salonie są dwa psy, które znają się dosłownie chwilę. Niby Mały przyjął od razu postawę starszego brata i nic mu nie zrobił. Skąd jednak mam wiedzieć, że tak będzie jak je zostawię? Po chwili namysłu jednak zdecydowałam się wejść do wanny, a już po niespełna trzydziestu minutach, do łazienki wrócił Josh. W dłoniach trzymał tace, z najróżniejszymi przekąskami oraz kawą. Na ten widok, uśmiech sam wkradł mi się na usta.

-Zanim zapytasz, psiaki zasnęły w salonie. Dobrze, że Mały ma duże legowisko, bo inaczej by się nie pomieściły.

-Naprawdę, tak szybko się polubili?

-Na to wygląda. – powiedział kładąc tacę na wannie – Proszę bardzo Piękna.

-Dziękuję. – sięgnęłam po winogrono, które okazało się przepyszne.

-Dla ciebie wszytko. Przecież wiesz. – powiedział, idąc za moje plecy – Odpręż się trochę.

Położył dłonie na moich barka i zaczął powoli masować . Pozwoliłam sobie zamknąć oczy i czerpać z chwili jak najwięcej. Chwilę później zaczęłam czuć jak każdy mięsień w moim ciele zaczyna się rozluźniać. Josh też musiał to zauważyć, bo jego ruchy stały się delikatniejsze. Nachylił się do mojej szyi, składając delikatny pocałunek. Moja dłoń powędrowała do jego włosów.

-Dobrze się czujesz? – powoli się odsunął, co niezbyt mi się spodobało.

-Tak.

-Nic cię nie boli? – chciał się upewnić.

-Wszystko w porządku Josh. – zapewniłam.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, dlaczego o to wypytywał, lecz zmieniło się to w tym właśnie momencie. Josh jednym ruchem ściągnął koszulkę, ukazując tatuaże, które tak bardzo uwielbiałam. Zanurzył ręce w wodzie, kładąc jedną za moimi plecami, a drugą pod kolanami, po czym sprawnie mnie uniósł.

Zdezorientowana nie wiedziałam co się dzieje, gdy posadził mnie na blacie. Sięgnął po ręcznik i założył na moje plecy, odkrywając ciało. Odsunął się na krok, podziwiając moje ciało. Powoli zaczynałam wracać do świadomości, gdy położył dłonie na moich kolanach. Delikatnie je rozsunął zajmując miejsce pomiędzy nimi. Jego wzrok zatrzymał się na moich ustach.

-Josh... – krew zaczęła buzować w moich żyłach.

-Nie powinienem. – szepnął, patrząc w moje oczy, po czym ponownie opuścił wzrok.

-Nie tylko ty tego chcesz. Więc proszę...

Nie musiałam mówić nic więcej, a jego usta opadły na moje. Od razu pogłębił pocałunek, ale mimo to nie był agresywny. Prowadziła go delikatność, naprawdę nie chciał zrobić czegoś źle, więc tym razem to ja postanowiłam przejąć inicjatywę. Położyłam dłonie na jego karku, powoli sunąć paznokciami wzdłuż niego. Czułam jak po jego ciele przeszedł dreszcz.

W tym momencie zacisnął dłoń na moim udzie, a druga powędrował pod ręcznik. Położył ją na mojej tali, a motyle w moim brzuchu wróciły do życia. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i wtedy usłyszałam niski śmiech.

-Kocham cię jeszcze bardziej niż chwilę temu.

Sprawnie mnie podniósł, a ja od razu oplotłam nogi wokół jego tali. Patrzył w moje oczy, gdy szliśmy do sypialni, patrzył tak, jakby nic innego w tym świecie nie liczyło się tak bardzo jak ja. Delikatnie położył mnie na materacu i nade mną zawisł. Tym razem to ja zrobiłam pierwszy ruch. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając do pocałunku. Był powolny i delikatny, przez co syciłam się każdym muśnięciem ust. Po chwili zjechał wargami na moją szyję, zostawiając tam mokre ślady, a po plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Odchyliłam głowę dając mu lepszy dostęp i doskonale wiedziałam, że tamte ślady zostaną ze mną na jakiś czas. Wsunął dłoń pod ręcznik, dotykając moją rozgrzaną skórę, przez co z moich ust uleciał cichy jęk. Jak zawsze wiedział co robić, a ja mu się oddałam. Błądzi po mojej tali, podjeżdżając dłonią ku górze. Jednym sprawnym ruchem pozbył się ręcznika, a w moje ciało uderzyła nagła fala chłodu.

-Kurwa... – przekleństwo uleciało z jego ust – Jesteś idealna, a jeszcze bardziej podoba mi się fakt, że należysz tylko do mnie.

-A podobno nie miałeś traktować mnie jak rzeczy. – droczyłam się z nim.

-Nigdy nie będę tego robił, ale doskonale wiem, że twoje ciało, serce jak i dusza należą do mnie.

Miał rację, a cwany uśmiech, który zawitał na jego twarzy, utwierdził mnie w tym, że doskonale wiedział co działo się w mojej głowie. Już dawno oddałam mu całą siebie i z wzajemnością. Josh ponownie złączył nasze usta kładąc się pomiędzy moimi nogami. Od razu poczułam wybrzuszenie, które otarło się o moją kobiecość.

Ponownie jęk obił się echem po pokoju. Wykonał znowu ten sam ruch, drocząc się ze mną i drażniąc miejsce, które najbardziej pragnęło jego uwagi. Wiedziałam doskonale, że tak samo jak ja, pragnął czegoś więcej, ale to on zawsze musiał zrobić coś, co doprowadza mnie na skraj. Powoli zaczął zjeżdżać ustami po moim ciele, wielbiąc każdy jego cal.

-Jesteś cudowna. – spojrzałam na niego, kiedy zatrzymał usta na moim brzuchu.

-Josh, skończ już się ze mną droczyć.

-Wszystko czego zapragniesz mała.

W tym momencie, w jego oczach widziałam tylko rządzę, której miał zamiar ulec. Nim zdążyłam powiedzieć coś więcej, usta Josha znalazły się na mojej kobiecości. Gwałtownie wciągnęłam powietrze, czując nagły przypływ przyjemności. Odruchowo wplotłam palce w jego włosy, na co usłyszałam zadowolony pomruk.

Zawsze wiedział, co zrobić, aby doprowadzić mnie na szczyt i tak również było tym razem. Przyjemność opanowała nie tylko moje ciało, ale i umysł. Dopiero gdy poczułam usta Josha na swoich, zaczęłam wracać do świadomości. Pogłębił pocałunek, a podnieceni znowu zaczęło przybierać na sile.

Odwróciłam nas tak, że tym razem to ja byłam na górze, a jego dłonie od razu znalazły drogę do moich pośladków. Uśmiechnęłam się w jego usta, gdy poczułam, jak zacisnął palce na jednym z nich. Zjechałam pocałunkami na jego szczękę, czując delikatny zarost.

-Podoba mi się to. – powiedziałam, między pieszczotą.

-Co tym razem masz na myśli piękna? – zapytał, a jego głos nadal był zachrypnięty.

-Twój zarost. Lubię to. – cmoknęłam jego usta, po czym delikatnie zacisnęłam zęby na jego dolnej wardze.

-Doprowadzisz mnie to szału. – zjechałam dłońmi do jego spodni, zahaczając o guzik – Nie możemy Lily, nie mam gumek.

-Biorę tabletki. – skłamałam, nie myśląc w tym momencie racjonalnie. Zawsze przecież mogę wziąć dzień po.

-Jesteś pewna, że tego chcesz?

Gdy tylko przytaknęłam, ponownie opadłam plecami na materac. Zrobił to na tyle sprawnie, że nawet nie byłam w stanie na to zareagować. Oparł się kolanem o materac, stojąc nade mną. Odpiął pasek,przy jego spodniach i jednym sprawnym ruchem wciągnął go ze szlufek. Spojrzałam na niego zdezorientowana, gdy posłał mi uśmiech.

-A może chcesz spróbować czegoś nowego?

-Co masz na myśli?

-Ufasz mi?

-Wiesz, że tak.

Nic więcej nie powiedział. Obrócił moje ciało tak, aby głowa tym razem leżała na poduszkach. Złączył moje dłonie, zaciskając pasek na nadgarstkach. Przyciągnął je do zagłówka, przytwierdzając je tam.

Stanął przy łóżku, uważnie skanując każdy centymetr mojego ciała. Obserwowałam jak każdy jego mięsień napiął się, gdy zaczął ściągać swoje spodnie. Już po chwili stał przede mną w całe swojej okazałości. Gwałtownie wciągnęłam powietrze gdy się nade mną nachylił.

-Jesteś tego pewna? – przytaknęłam.

Ponownie zobaczyłam blask w jego oczach, które były już praktycznie czarne. Od razu przywarł ustani do mojej kobiecości, drażniąc łechtaczkę. Tak bardzo chciałam zatopić palce w jego włosach, ale nie mogłam, a to w tym wszystkim było najbardziej podniecające.

Teraz już wiedziałam po co to zrobił. Miał nade mną władzę, w każdym tego słowa znaczeniu. Czułam, że ponownie zbliżam się do osiągnięcia orgazmu, lecz w tym momencie się ode mnie odsunął. Zaczął kierować swoje usta w górę mojego ciała, zatrzymując się na prawej piersi.

Lewą dłonią pieścił drugą, nie pozwalając mojemu ciału zapomnieć o przyjemności. W końcu jego usta spoczęły na moich, w namiętnym pocałunku i dokładnie w tej samej chwili poczułam jak we mnie wszedł. Nie napotkał żadnego oporu, wypełniając mnie do końca.

Czułam każde wybrzuszenie, każdą żyłę kiedy się poruszał. Nieużycie gumki było jednym z głupszych, ale i za razem cudownych pomysłów. Wszystko było dwa razy bardziej przyjemne, a pomruki ulatujące z ust Josha, utwierdziły mnie w tym, że nie tylko dla mnie. Przyspieszył swoje ruchy, prowadząc mnie na sam szczyt.

-Josh! – wykrzyknęłam jego imię, będąc bliska orgazmu.

Wyswobodził moje dłonie, dzięki czemu mogłam go w końcu dotknąć. Przesunęłam paznokciami po jego umięśnionym brzuchu, po czym lekko się podniosłam, zbliżając do jego ust. Kiedy je złączyłam, poczułam jak po moich ciele rozlał się orgazm.

Opadłam na poduszki, a Josh wykonał jeszcze kilka pchnięć, również osiągając spełnienie. Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy, próbując wyrównać oddech. Otworzyłam oczy nie będąc świadoma tego, kiedy je zamknęłam i pierwszym co zobaczyłam, był jego zniewalający uśmiech.

-Musimy to robić częściej bez gumki. – zaśmiał się, co i mi się udzieliło.

-Nie boisz się, że byłyby z tego dzieci? – zapytałam śmiejąc się.

-To by miały najcudowniejszą mamę i zajebistego tatę.

Wtuliłam się w jego nagi tors, kiedy położył się obok, pozwalając nam obojgu wyrównać oddech.

*****

Weszliśmy do kuchni, nasłuchując czy psiaki coś robią. Z jednej strony cieszyłam się, że nic nie słyszeliśmy, ale z drugiej, zaczynałam się martwić. Wszystko jednak uleciało, gdy dostrzegłam Małego śpiącego na dywanie. Będąc kawałek dalej, zobaczyłam również Hadesa, który zajmował całe legowisko dobermana.

-Ale on się wydaje mały w tym legowisku. – powiedziałam ze śmiechem – Zjemy coś? – spojrzałam w stronę Josha.

-Z przyjemnością.

Jednym sprawnym ruchem mnie podniósł, a ja oplotłam nogi wokół jego tali. Udał się w stronę kuchni, po chwili sadzając na blacie. Oparł się o niego, zamykając mnie w potrzasku. Kiedy tylko chciałam się ruszyć, dostrzegłam ten jego cwaniaczkowaty uśmiech.

-Co proponujesz do jedzenia? Bo ja mam już pomysł na deser. – doskonale wiedziałam co miał na myśli.

-Hmm w sumie nie wiem. – zignorowałam jego dwuznaczną sugestię – A może po prostu zamówimy sushi?

-No dobrze, daj mi chwilę.

Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni, wybierając odpowiedni numer. Już po chwili zaczął składać zamówienie, konsultując wszystko ze mną.

-Będą za niecałą godzinę. – przytaknęłam na jego słowa – To w takim razie, jak wykorzystamy ten czas?

Jego dłonie wylądowały na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie, a ja odruchowo zarzuciłam dłonie na jego kark. Złożył krótki pocałunek na moich ustach.

-Tęskniłem, za spędzaniem czasu z tobą. – szepnął.

-Ja też i nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo.

Wtuliłam się w jego ciało, tonąc w wielkich ramionach. Ciepła dłoń Josha powędrowała pod moją bluzkę, masując plecy. Pozwoliłam sobie zamknąć oczy, lecz ta chwila nie mogła trwać za długo. Josh nagle znieruchomiał, a ja nie miałam bladego pojęcia o co chodzi.

-Kto ci to zrobił? – delikatnie się od niego odsunęłam, słysząc to pytanie.

-Ale co...

-Kto jest sprawcą blizn na twoim ciele? – zapytał wprost.

­-Josh, nie chcę o tym...

-Lorenzo, tak? ­– milczałam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że on już to wiedział – Zabiję tego skurwiela, przysięgam. ­– przyciągnął mnie, składając delikatny pocałunek na moim czole ­– Obiecuję, że pozbędziemy się tych blizn. Wszystkie je zakryje. – przez te słowa, w moich oczach pojawiły się łzy – Nie płacz Promyczku. Ostatni raz pozwoliłem mu ciebie dotknąć.

-Dziękuję. – to słowo samo uleciało z moich ust.

-Nie masz za co, a teraz idź do psiaków. Przygotuję wszystko do kolacji.

Pomógł mi zejść z blatu, po czym delikatnie pchnął mnie w stronę kanapy. Sam podszedł do szafek kuchennych i zaczął szukać wszystkiego co potrzeba. Poszłam od razu do psiaków, a ten widok ponownie mnie rozczulił. Hades wtulił głowę w zabawkę Małego, co było niezmiernie urocze.

W pierwszej kolejności podeszłam do dobermana, dając mu pewność, że to on cały czas jest tu alfą i to młodszy będzie musiał się podporządkować. Ukucnęłam obok, a psiak przekręcił się na plecach, po chwili otwierając na mnie oczy. Od razu wstał, radośnie kręcąc się wokół mnie.

-Już, spokojnie. – zaśmiałam się, na jego nagły przypływ energii – Jestem z ciebie dumna piesku, że tak zareagowałeś na Hadesa.

Pogłaskałam go jeszcze raz, po czym udałam się do drugiego pieska. Tego, w przeciwieństwie do Małego, nie poszło tak łatwo wybudzić, a w zasadzie tak tylko myślałam. Gdy głaskanie nie dało rady, jak na zawołanie usłyszałam grzechoczącą puszkę ze smaczkami. Hades od razu zerwał się z legowiska, wręcz na mnie wpadając. Upadłam na tyłek, tracąc równowagę, a zza pleców usłyszałam śmiech.

-No ale, żeby tak szczeniak pokonał niezwyciężoną Lily Bellomo?

-No jestem ciekawa, czy słynny Josh Stander też by nie upadł. – powiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem.

-Obstawiam, że ze mną jednak nie miałby tak łatwo.

Wyciągnął do mnie dłoń kiedy stanął nade mną. Przyciągnął mnie do siebie, dzięki czemu od razu stanęłam. Chciałam już się odsunąć, lecz mocnej zacisnął dłonie na mojej tali. Nagle z głośników w całym pokoju, rozbrzmiała piosenka Jamesa Blunta - You're beautiful. Spojrzałam niepewnie na Josha, a wtedy usłyszałam jego głos.

-Mogę prosić do tańca.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową, lecz mimo wszystko się zgodziłam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tańczyłam z własnej woli i to do tak pięknej piosenki.

-You're beautiful it's true.

Te słowa uleciały z ust Josha, a jego spojrzenie tylko mnie utwierdziło w tym, że nie były one przypadkowe. Od zawsze tego rodzaju momenty miał przemyślane i tak też było tym razem.

-Nie zapominaj o tym.

Musnął ustami moje czoło, po czym dwukrotnie mnie obrócił. Kiedy ponownie wpadłam w jego ramiona, szczelnie mnie nimi objął, tak jakby się bał, że znowu ucieknę.

-Chciałbyś mi powiedzieć, jak się tu tak właśnie dostałeś? – zapytałam, zerkając na niego z dołu.

-Masz naprawdę sporych rozmiarów wentylację. – oznajmił zadowolony.

-Że przepraszam co? – od razu zatrzymałam się w tańcu – Czy ty zdajesz dobie sprawę z tego, że gdyby, któryś z tych ludzi się dowiedział o tym co ty robisz, mógłbyś być już martwy? – zapytałam, a mój głos, na samą myśl, zaczął się łamać – Ktoś mógł cię zobaczyć, jak do tego wchodzisz. Skąd ty w ogóle wziąłeś tak idiotyczny pomysł? – spuściłam wzrok.

-Lily spójrz na mnie. – nie zrobiłam tego. Nie chciałam, żeby ponownie zobaczył moje łzy i to jeszcze tego samego wieczoru – Lily proszę. – nie odważyłam się tego zrobić i właśnie dlatego jego dłoń wylądowała na moim policzku. Nakierował moja twarz ku górze, delikatnie gładząc moją skórę – Każde ryzyko było warte tego, aby ciebie zobaczyć i zrobiłbym to jeszcze raz, i kolejny, aby tylko spojrzeć w te twoje cudowne brązowo zielone oczy, z tymi pięknymi promyczkami, które rozświetlają mój świat.

-Josh... Kiedy to wszystko się skończy? – zapytałam, wtulając się w jego dłoń – Mam już dość. Nie chcę zważać na każde słowo, które powiem bojąc się, że za chwilę za to oberwę. Nie mam już siły udawać silnej.

-Przy mnie nie musisz.

-Ale przy nim już tak, przy nich wszystkich.

-Wiem, że potrafisz to zmienić. Graj na swoich zasadach, ale tak, żeby myślał, że na jego.

-Co sugerujesz? – zapytałam, a na jego ustach pojawił się ten cwany uśmiech.

-Chciałem jakoś inaczej tobie o tym powiedzieć, no ale cóż. Będziesz krok przed nim, a ja już ci z resztą pomogę. W pierwszej kolejności będziesz musiała przeciągnąć na swoją stronę, jeszcze kilku z jego ludzi. Nico mi pomaga i trzyma rękę na pulsie. Nawet dotarły do mnie słuchy, że ostatnio musieli po tobie sprzątać. - zaśmiał się, chcąc rozładować atmosferę.

-Nadal nie wierzę, że zabiłam niewinnych ludzi...

-Nie byli niewinni Lily. Zabili o wiele więcej ludzi, więc jedynie pozbyłaś się drobnego procentu zła na tej planecie. Nie obwiniaj się. Na twoim miejscu zrobiłbym dosłownie to samo. – delikatnie uśmiechnęłam się na te słowa.

-To powiedz mi, jak niby mam być krok przed nim?

-Dowiedziałem się, że podobno jakiś jego dostawca chciał zrezygnować i wybiera się na spotkanie właśnie z nim. Zaproponuj mu, żebyś to ty pojechała. Obstawiam, że wyśle razem z tobą Foxa. Zgódź się na niego i na Jerryego. Nico już go ugadał i jest po naszej stronie. – ta informacja naprawdę mnie zdziwiła, bo nawet nie wiedziałam, że jest tam ktoś o takim imieniu – Na pewno będziecie jechali we trójkę, więc nie będziesz miała okazji z nim porozmawiać, ale po prostu mi zaufaj i...

W tym momencie przerwał mu sygnał informujący o tym, że ktoś wsiadł do windy. Panika, poczułam ją pierwszy raz od dawna. Spojrzałam przerażona na Josha, który nie miał bladego pojęcia o co mi chodzi.

-Winda. Musisz się schować.

Pchnęłam go w stronę sypialni, idąc za nim cały czas. Zamykając za nim drzwi, po czym pobiegłam szybko do salonu. Usiadłam na kanapie, wołają do siebie psiaki. Mały położył się w moich nogach, a Hadesa wciągnęłam na swoje kolana. W tym momencie usłyszałam dźwięk otwierającej się windy.

-Zamawiała pani jedzenie? – odezwał się ochroniarz Salvadora, wchodząc w głąb mieszkania.

-Tak. Połóż je tu i możesz wyjść. – chciałam się go pozbyć.

-Tyle jedzenia dla jednej osoby? – zapytał podejrzanie, a ja zamarłam.

-Nie, dla dwóch.

Mój wzrok automatycznie powędrował w stronę głosu, a z twarzy chyba odpłynęły mi wszystkie kolory. Patrzyłam to na Josha, to na ochroniarza.

-Dzięki Jerry. – słysząc to imię z ulgą wciągnęłam powietrze, nie zdając sobie sprawy z tego, że przestałam oddychać – Lily, właśnie o nim ci mówiłem.

-Dzień dobry, Panie Stander. Widzę, że moje wskazówki pomogły. – posłał mu uśmiech, a ja nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi.

-Tak jak mówiłeś. – zaśmiał się Josh.

-Czy mogę wiedzieć o co chodzi?

-Jerry mi powiedział o szybie wentylacyjnym.

-Czemu teraz ma to wszystko więcej sensu?

-Skarbie wiesz, że ja mam wszystko przemyślane. – podszedł w moją stronę, stając za kanapą – Możesz być spokojna i mu zaufać. Prawda Jerry?

-Oczywiście. – uśmiechnął się pewnie – Jutro proponuję, aby pani pojechała do pana Salvadora w odwiedziny. Już dzisiaj chodzi zdenerwowany, wyżywając się na wszystkich, więc obstawiam, że pani propozycja odejmie mu trochę zmartwień. Dodatkowo wzbudzi pani w nim większe zaufanie.

-Dokładnie taki jest plan. Musi zacząć ci ufać, a ty w tym czasie poznasz jego słabe punkty.

-Zgadzam się z panem Standerem. Zostawię państwa samych i życzę smacznego.

-Dziękujemy.

Ochroniarz wyszedł, a ja odwróciłam się do Josha. Jego spojrzenie już było we mnie utkwione.

-Jesteś niemożliwy. Byłeś nawet o krok przede mną, znając tylko Nico. Teraz jest jeszcze Jerry. Czy powinnam wiedzieć jeszcze o kimś?

-Brus, Kali, Zack i Evan. Sześć osób z bliskiego otoczenia Salvadora jest po naszej stronie.

-Evan? Czemu to brzmi dziwnie znajomo? Tak samo Zack.

-Evan to ten niby przyjaciel Logana, a Zack jest trenerem sztuk walki w twoim klubie Lily.

-Oh... chyba naprawdę powinnam bardziej się interesować tym klubem.

-Nie musisz sobie zawracać tym głowy. Nico doskonale się wszystkim zajmuje.

-Jak to się stało, że wiesz więcej o rzeczach, które dzieją się wokół mnie, niż ja?

-Mówiłem, że przy tobie będę i jestem na siebie wkurwiony, że nie mogłem cię uronić prze Lorenzo. Pomyśleć, że tak długo był w moim otoczeniu i wszystko obserwował.

-Skąd miałeś wiedzieć, że to on? Nie jesteś wszechwiedzący, a on dobrze się ukrywał.

-Teraz nie ma już przed nami swojej maski i go zniszczymy.

-Zajmiemy się tym później, a teraz w końcu usiądź i jedzmy.

*****

Leżałam na kanapie, gdy Josh robił coś na moim laptopie. To wszystko było takie normalne. My dwoje, a obok psiaki. Patrząc na nas z boku, można by pomyśleć, że jesteśmy zwykłą rodziną, wiodącą normalne życie. Rzeczywistość niestety była inna, a my odbiegaliśmy od standardów.

-Na co patrzysz? – zapytałam, gdyż od dobrej godziny robił coś w laptopie.

-Instalowałem ci pewien program. Poprosiłem Leo, żeby zgrał mi go, aby nikt nie mógł włamać się na twój laptop. Mogę się założyć, że Lorenzo miał stu procentowy dostęp do niego.

-Nigdy o tym nie myślałam. W zasadzie prawie wcale nie korzystałam z niego.

-To dobrze, ale teraz będziesz mogła to robić bez obaw. Zmieniłem również hasło.

-Na jakie?

-Proszę się tylko nie śmiać z mojej kreatywności. – same te słowa sprawiły, że prawie parsknęłam śmiechem – Obiecaj, że nie będziesz. – spojrzał na mnie uważnie.

-Obiecuję na mały paluszek.

-Joly cztery ever. – powiedział z powagą, a ja ledwie byłam w stanie się powstrzymać.

-Co cię skłoniło do właśnie takiego hasła?

-Miałaś się nie śmieć! – krzyknął z pretensjami, a ja już nie byłam w stanie dłużej być cicho.

-To jest naprawdę urocze, ale Josh ty i takie hasło?

-To akurat był pomysł Jacka. – od razu zamilkłam.

-Co? Ale...

-Spójrz. – wystawił laptopa w moją stronę – Widzisz ten dom?

-Dom? To jest raczej jakaś willa.

-Szukał go właśnie Jack, więc możesz się domyśleć, czemu właśnie ten.

-Racja, to ma sens. On nigdy by nie poszedł na coś skromniejszego.

-No niestety, ale może to i dobrze. Jest on w bardzo spokojnej okolicy i bez problemu będzie można się tam schować przed światem.

-Ale ja nadal nie rozumiem o co chodzi.

-Będzie podpisywał umowę na kupno tego domu. Co prawda ja go kupuję, ale on podpisuje papiery. Ludzie Salvadora nie obserwują go, więc tu mamy przewagę. Chcemy tam wszyscy zjechać, żeby każdy z nas mógł w końcu się z tobą zobaczyć.

-Ale jak?

-Lily, musisz się naprawdę skupić na tym co mówię. – zaśmiał się, widząc moje zdezorientowanie – Zyskasz zaufanie Lorenzo. Wymyślimy jakąś misje dla ciebie i będziesz musiała wyjechać. Samej ciebie nie puści, więc będziesz musiała na naszą stronę przeciągnąć więcej jego ludzi. Wtedy bez problemu będziesz mogła przez ten czas mieszkać z nami. Każdy za tobą tęskni i zrobią wszystko, żeby w końcu ciebie zobaczyć.

-Kiedy wy to wszystko zorganizowaliście?

-Pracujemy nad tym od tygodnia. W czasie, gdy do mnie dzwoniłaś byłem na spotkaniu z właścicielem, bo akurat był u jakiejś swojej rodziny, która mieszka godzinę drogi od domu moich rodziców.

-Jestem trochę tym przytłoczona.

-Wiem, że to dużo informacji, jak na jeden dzień, ale jedyne co musisz teraz wiedzieć to, to że nie tylko ja zrobię wszystko co w mojej mocy, aby z tobą być. – pogładził mój policzek, posyłając mi przy tym delikatny uśmiech – Kiedy Lorenzo wystarczająco straci czujność, my zaczniemy tam zjeżdżać. Na samym końcu pojedziemy tam my.

-Jak...

-Jeśli pojadą sami nasi ludzie, nie będzie żadnego problemu, żebyśmy byli przez ten cały czas razem.

-To brzmi jak jakiś sen.

-No to sprawmy, żeby ten sen się wydarzył Promyczku. – wziął ode mnie laptop, a kiedy odstawił go na stolik, wtulił się we mnie, kładąc głowę na mojej piersi.

-Kocham cię. – również go przytuliłam.

-A ja ciebie Lily.

-Ile jeszcze zostaniesz? – dopytałam, mając nadzieję, że potrwa to jak najdłużej.

-Będę musiał wyjść zanim ochrona będzie się zmieniała.

-Czyli w nocy. – tylko przytaknął – Ale będę mogła chociaż zasnąć dzisiaj w twoich ramionach?

-Tego ci nigdy nie odmówię. – spojrzał na mnie, opierając się brodą o mój brzuch – W zasadzie jest już naprawdę późno. Nie jesteś już zmęczona?

-Trochę.

-Prysznic i spanko?

-To chyba dobry pomysł. – Josh się ze mnie podniósł, a kiedy i ja miałam to zrobić, wylądowałam w jego ramionach.

-Ale wiesz, że nie musisz mnie nosić? Mam swoje nogi. – powiedziałam ze śmiechem.

-Tak wiem, ale chcę się tobą nacieszyć.

-Musimy jeszcze psiakom dać jeść.

-Jak będziesz brała prysznic, to się wszystkim zajmę.

-Dziękuję.

Weszliśmy do mojej sypialni i dopiero wtedy mnie odstawił. Poszłam od razu po ubrania, po czym pod prysznic. Wszystko zajęło mi jakieś dwadzieścia minut, a kiedy wyszłam z łazienki, zauważyłam Josha, który leżał na moim łóżku.

-Chcesz wziąć prysznic?

-Ogarnę się u siebie. I tak nie mam tu ubrań na zmianę. – poklepał miejsce obok siebie – Chodź tu do mnie.

Od razu to zrobiłam. Położyłam głowę na jego barku, wtulając się w jego ciepłe ciało. Przyznaję, że było mi cholernie zimno, po prysznicu, ale Josh skutecznie to zmienił. Przykryłam nas kołdrą, tonąc w puchowej pościeli. Zamknęłam oczy, pierwszy raz od bardzo dawna zasypiając bez większych problemów.

****

Przeciągnęłam się po łóżku, rozciągając wszystkie mięśnie. W tym momencie poczułam, że ktoś obok leżał. Moją pierwszą myślą był Josh, ale doskonale wiedziałam, że jest to niemożliwe. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyła moje psiaki. To było do przewidzenia. Josh zawsze zostawiał drzwi otwarte, żeby Mały mógł do mnie wejść. Tym razem zrobił to razem z Hadesem.

-Dzień dobry maluchy. Chyba czas na śniadanko.

Mówiąc ostatnie słowo, od razu zwróciłam ich uwagę. Nie wiem jak to działa, ale za każdym razem wyłapują najbardziej charakterystyczne słowa, tak jakby w pełni mnie rozumiały.

Zeszłam z łóżka idąc w stronę kuchni, a psiaki udały się za mną. W pierwszej kolejności dałam im jeść, po czym zabrałam się za robienie śniadania dla mnie. Zdecydowałam się na zwykłe tosty, które jak zwykle były dobrym pomysłem. W następnej kolejności poszłam się przebrać. Zdecydowałam się na czarne jeansy oraz tego samego koloru golf.

Zrobiłam standardowy makijaż i ułożyłam jeszcze swoje włosy. Zanim wyszłam, sięgnęłam po swój brązowy płaszcz, który idealnie skomponował się z całą resztą. Sprawdziłam jeszcze co robią psiaki, po czym weszłam do windy.

Kiedy jej drzwi się zamknęły mój telefon zawibrował. Szybko spojrzałam na ekran, widząc wiadomość od nieznanego numeru. Powodzenia. Jedno słowo, a doskonale wiedziałam kto je napisał. Uśmiech wkradł się na moje usta i pewnym krokiem wyszłam z windy, gdy zatrzymała się na podziemnym parkingu.

-Dzień dobry pani Bellomo. Gdzie się pani wybiera?

-Do posiadłości Salvadora.

-Oczywiście. Chce jechać pani swoim samochodem, czy mamy panią zawieźć?

-Możesz mi dzisiaj robić za szofera.

-Oczywiście.

-Ja się tym zajmę. – odezwał się ten drugi.

-Nie trzeba. Pilnuj mieszkania. – rozkazał, na co tamten przytaknął.

Ochroniarz poprowadził mnie w stronę właściwego samochodu i już po chwili byliśmy w drodze do mojego miejsca rozpoczęcia planu. Siedząc w pojeździe, mój telefon ponownie zawibrował. Ty jesteś królową swojego przeznaczenia. Znowu ten sam numer.

-Zaraz będziemy na miejscu. – poinformował, zwracając moją uwagę. Tak jak chciał mnie poinformować, żebym schowała telefon.

-Przepraszam, jak masz na imię? – zapytałam niepewnie.

-Kali. – uśmiechnął się do mnie w lusterku, na co się zaśmiałam.

-Miło cię poznać.

-Pozdrowi pani pana Standera.

-Oczywiście. – jeśli tak ma to teraz wyglądać, to zaczynają mi się podobać te nowe zasady gry – Mam do ciebie pytanie.

-Słucham panią uważnie.

-Kto ci powiedział??

-Nico. Dzięki niemu zaczynam widzieć w tym sens. Mam nadzieję, że pani uda się pozbyć tego tyrana. Chcę, żeby moja rodzina w końcu mogła odetchnąć.

-Mogę wiedzieć co masz na myśli?

-Kiedyś wziąłem się za coś, za co nie powinienem. Lorenzo też tam był. W zamian za ocalenie miałem dla niego pracować. W pewnym momencie wszystko mnie przerosło i chciałem odejść. Niestety na cel wziął moją rodzinę.

-Teraz oni są zagrożeni i gdybyś zrezygnował to oni ucierpią. – dokończyłam za niego.

-Dokładnie. Jest nas więcej. Salvador właśnie w taki sposób dobiera sobie najbardziej lojalne osoby. Kilku z nas usłyszało już o nowej możliwości. Pani dała mi nadzieje.

-Ilu osób jest u niego w takiej sytuacji jak ty?

-Wiem o dwudziestu.

-Byłbyś w stanie ich kiedyś do mnie przyprowadzić? Jeśli oczywiście chcieliby rozmawiać.

-Oczywiście, postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy. Będę miał z nimi dyżury, więc powinno się udać.

-Dziękuje Kali.

-To ja dziękuję pani, pani Bellomo.

-Mów mi proszę Lily, gdy będziemy w zaufanym gronie.

-Postaram się, ale nic nie obiecuję. Trudno będzie się przestawić od takiej osoby jak Lorenzo Vittorio Salvador. – powiedział ze śmiechem – Radziłbym wyłączyć i schować telefon. Zaraz będziemy.

Uśmiechnęłam się na jego słowa i zrobiłam dokładnie to co powiedział. Już po chwili wjechaliśmy na posesje, a kiedy zatrzymał samochód, udaliśmy się do jego biura. Już w korytarzu słyszałam jego krzyki co nie wróżyło nic dobrego. Podeszłam do właściwych drzwi, po czy w nie zapukałam.

-Wejść. – dotarł do mnie jego krzyk.

-Ale żeby twoja willa była tak słabo wygłuszona. – stwierdziłam ze śmiechem, wchodząc do środka.

-Bellomo. – powiedział wyraźnie zdziwiony moim widokiem – Nie dzwoniłem po ciebie, więc czym sobie zasłużyłem na twoją wizytę?

-Oj już nie można odwiedzić swojego współpracownika? – zapytałam, siadając na fotelu po drugiej stronie biurka.

-Nie mam za bardzo czasu na niespodziewane wizyty. – oznajmił siadając na swoim fotelu.

-Coś się dzieje?

-Co ty taka ciekawa Bellomo?

-Mam być z tobą szczera?

-Oczywiście. Powinnaś już wiedzieć, że mnie nie można oszukiwać.

-Mam dość siedzenia w mieszkaniu. Chcę zacząć coś robić, więc przyszłam pytać, czy nie miałbyś dla mnie jakiegoś zadania.

-Zadania? – zapytał zaciekawiony.

-No nie wiem jakiejś misji, z którą nie mogą poradzić sobie twoi ludzie. Słyszałam twoje krzyki na korytarzu, więc coś musiało to spowodować.

-Małe kłopoty z dostawą. – oznajmił ogólnikowo.

-To może w tym ci jakoś pomogę? – to pytanie wywołało jego uśmiech, a ja chyba zaczynałam osiągać nasz cel.

*****

~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzień dobry wieczór Promyczki moje kochane!!

Wiem, że czekaliście naprawdę długo na nowy rozdział, ale mam nadzieję, że było warto.
Moje skupienie ma teraz Never Say No, które będzie na papierze i jestem niezmiernie wam za to wdzięczna.

Postaram się, abyście na kolejny rozdział nie musieli czekać tyle czasu.

Zapraszam jeszcze na moje media, a w szczególności na Twittera, gdzie jestem najbardziej aktywna.

Twitter: Marta_ell
Instagram: _Marta_ell_
TikTok: Marta_ell

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro