10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov.Peter

Byłem przerażony tym, co Pan Stark zrobił Flash'owi. Nie miałem pojęcia co o tym myśleć. Widziałem jak podczas lekcji chłopak patrzył czasem z bólem na swoją rękę po czym przenosił swój wzrok na mnie. Był przerażony tak samo jak ja, widziałem to, czułem.

Na przerwach ludzie spoglądali na mnie ze zmieszaniem. Niektórzy się podśmiewali, drudzy błagali o to, aby Stark nie zrobił im krzywdy, a jeszcze inny mieli to wszystko gdzieś. Flash i jego koledzy czasem na mnie patrzyli, ale nie tak jak zawsze. Teraz celem nie byłem o dziwo ja. Czułem, że nie chcą zrobić krzywdy mi, ale Panu Starkowi. Nie miałem pojęcia co kombinują.

Po głowie jednak chodziło mi ciągle coś innego. Mianowicie myśl, że z czasem Stark mógłby zrobić mi to samo co jemu. Zacząłem się zwyczajnie bać tego człowieka. Marzyłem w tym momencie tylko o tym, aby usiąść z Bruce'em i zwyczajnie porozmawiać. Nie wiedziałem jednak czy nadal chce się ze mną zadawać.

Pov.Stark

Szybkim krokiem wszedłem do swojej pracowni. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Dlaczego stanąłem w obronie tego gówniarza? Nic nie rozumiałem, nie chciałem, aby tak to wszystko wyglądało. Miało być łatwo i przejrzyście. Miał zostać u mnie do osiemnastki, w międzyczasie udawać szczęśliwą rodzinę i nie miało być żadnych problemów. Miałem nic nie czuć, miałem czuć się wolny tak jak zawsze, a ten cały Peter robi mi pranie z mózgu. Minęło dopiero parę dni... J-Ja już go tutaj nie chcę...

***

Peter wyszedł z budynku szkoły i zaczął kierować się w stronę wieży. Nie chciał tam wracać. Nie chciał widzieć Starka i nie chciał myśleć o całej tej sytuacji. Gdy drzwi windy się otworzyły, chłopak skierował się do laboratorium Bruce'a, wiedział, że tam go znajdzie.

-Bruce? Jesteś tam? – zapytał pukając w drzwi.

-Jestem – odpowiedział. Młodszy wszedł do pomieszczenia i ze zrezygnowaniem usiadł na krześle. – Coś się stało?

Pov.Bruce

Widziałem, że coś jest nie tak. Peter zazwyczaj witał mnie szerokim uśmiechem. Teraz jednak brakowało go na jego twarzy.

-Stark...

-Co zrobił?

-Boję się go – te słowa dość mnie zaniepokoiły. Wiem, że Stark bywa porywczy, ale nie sądziłem, że będzie w stanie zrobić coś Peter'owi.

***

Bruce z uwagą wysłuchał słów młodszego przyjaciela. Cały ten czas widział łzy w oczach Petera. Dobijała go myśl, że chłopiec zostanie z tym wszystkim sam.

-Co jeżeli zrobi to też mi?

-Nie pozwolę na to.

-Ty? Nigdy nie wychodzisz z tego zasranego laboratorium! Z nikim nie rozmawiasz, dla każdego jesteś jak duch. Nawet nie zobaczą, kiedy umrzesz! – krzyczał nastolatek w stronę mężczyzny. Ze łzami w oczach kontynuował – Jesteś... Jesteś dla nich nikim. Przepraszam, ale taka jest prawda. Nie zdołasz nic zrobić, Bruce. Nic.

-Wiem, że nikt mnie tutaj nie zauważa, wiem, że nikt się mną nie przejmuje i wiem, że nie będzie ich obchodzić moja śmierć – przyznał starszy patrząc Peterowi w oczy – Ale wiem też, że mam ostatnią misję do zrobienia przed odejściem z tego szarego świata. Obronić cię, Peter.

***

-Panie Stark? Jestem już w wieży – Powiedział nastolatek wchodząc do salonu.

-Pana Starka aktualnie nie ma w wieży – Odpowiedział Jarvis.

-To chyba dobrze...- Powiedział pod nosem i udał się do swojego pokoju.

Przebrał się w kostium i poszybował w stronę zatłoczonego miasta. Dostrzegł bójkę w jednym z zaułków.

-Hej! – Przywitał się zlatując obok nich, ale to co tam dostrzegł na chwilę wmurowało go w beton.

-O! Kogo my tu mamy? Brać go! – Rozkazał Flash dla swoich towarzyszy.

-Nic panu nie jest? – Zapytał zdyszany nastolatek w chwili przerwy między napastnikami.

-Dałbym sobie radę – Odpowiedział stanowczo przyglądając się zwinnym ruchom Spidermana. Peter oddał ostateczny cios, oplótł pajęczyną Flasha i jego kolegów, by po tym ich zostawić dzwoniąc na policję.

-Wszystko w porządku? – Zapytał nastolatek idąc w stronę mężczyzny, kawałek od napastników.

-Mówiłem, że dałbym sobie radę.

-No nie powiedziałbym, jest pan cały obity.

-Dobra, weź mnie zostaw w spokoju, dzieciaku. Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać – Gdy Tony zaczął się podnosić, jego obrażenia dały o sobie znać.

-Karen, przeskanuj proszę Pana Starka i powiedz co mu jest.

-Połamane prawe żebro, lekki krwotok wewnętrzny i złamany nos. Radzę udać się bezpośrednio do szpitala.

Pov.Peter

Z jednej strony bałem się o stan Pana Starka, ale z drugiej strony bałem się go samego. Chciałem mu pomóc, ale chciałem też zostawić go na pastwę losu. Moje serce jednak nie pozwoliłoby na takie coś. Mimo jego zakazów pomogłem mu wstać i dotrzeć do szpitala w wieży. Nie wiedziałem co przyniosą następne dni.

********************************************************************

730 słów

Żyję

Plan był taki, że napiszę całą książkę i będę wam często wstawiać rozdziały, ale przez ten cały czas mojej nieobecności pisałam ten jeden rozdział. Nie potrafiłam się do niego zabrać i sensownie ułożyć słów. Macie tutaj tego gniota żebyście nie myśleli, że porzuciłam tą książkę. Nie obiecuję kiedy będzie następny rozdział, po prostu wyczekujcie.

Trzymajcie się ciepło, do następnego, PAA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro