3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov.Peter

Po wizycie u Starka szybowałem jeszcze przez parę godzin nad miastem po czym wróciłem do sierocińca. Wszedłem przez okno, przebrałem się i wskoczyłem do łóżka ówcześnie biorąc prysznic. W mojej głowie pojawiały się niezliczone scenariusze jutrzejszego spotkania. Od tych, które kończą się rodzicielską miłością po te, które kończą się moim złamanym nosem. W moich oczach zagościły łzy i tak z mokrą poduszką zasnąłem ustawiając sobie wcześniej budzik na szóstą rano.

***

Poranek zaczął się spokojnie. Chłopak zjadł śniadanie razem z innymi na stołówce i wyruszył do szkoły. Jego myśli ciągle uciekały w stronę spotkania przez co nie mógł skupić się na lekcjach. Poraz kolejny wylądował u dyrektora i po raz kolejny wyszedł od niego obolały. Tak bardzo chciał, aby to wszystko się zakończyło.

***

Pov.Stark

Mimo iż była dopiero szesnasta siedziałem już w kancelarii czekając na spotkanie z nastolatkiem. Chyba nigdy wcześniej się tak nie denerwowałem. Przecież...jeśli to na prawdę mój syn... Co wtedy?

Pov.Peter

Wróciłem do sierocińca i przygotowałem się. Jedna z opiekunek zawiozła mnie na miejsce spotkania po czym pojechała z powrotem. Wszedłem do budynku bardzo zestresowany.

Zapukałem do biura niejakiego Henrego Martineza.

Gdy usłyszałem zaproszenie wszedłem do pomieszczenia, a wzrok skierowałem od razu w stronę zajętego już krzesła.

Tony...Tony Stark?! Co on tutaj robi? To...to jakaś pomyłka!

Pov.Stark

-Dzień dobry – usłyszałem cichy głos za swoimi plecami. Odwróciłem głowę i zobaczyłem nastolatka, którego widziałem jeszcze niedawno na swoim monitorze.

Nie przywitałem się. Nie wiem co się ze mną stało, ale zwyczajnie nie miałem odwagi powiedzieć zwykłego dzień dobry.

-Dobrze, jak już jesteśmy tutaj w komplecie to nie ma co przedłużać. Usiądź Peter – chłopak posłuchał się i już po chwili siedział na krześle z metr ode mnie. – Na pewno musicie czuć się w jakiś sposób niekomfortowo za co bardzo przepraszam. Zacznijmy od Ciebie Peter – powiedział mężczyzna i otworzył jakąś teczkę z papierami.

Pov.Peter

-Gdy twoi rodzice zmarli miałeś cztery lata, zgadza się? – kiwnąłem głową na tak. – Pamiętasz coś z tego okresu?

-Bardzo niewiele. Jak przez mgłę – byłem wtedy bardzo mały, ale pamiętałem wiele. Skłamałem, nie chciałem słuchać pytań i patrzeć na te współczujące twarze...

-Mhm... Dobrze, nie chcę cię tym męczyć. Przejdźmy teraz do pana Panie Stark.

-Słucham więc – odezwał się mężczyzna siedzący niedaleko mnie.

-Jaki jest pan obecny status?

-To znaczy?

-Wolny, zajęty...

-Ah, tak. Wolny – prychnąłem cicho i poczułem na sobie gniewne spojrzenie Starka.

-Jakie ma pan warunki w domu?

-Sugeruje mi coś pan? Jestem najbogatszym człowiekiem na tej planecie, a pan mi tu sugeruje, że mogę mieć słabe warunki?! – Pan Stark bardzo się zbulwersował czego na prawdę nie rozumiałem. Ten pan po prostu zapytał...

-Tak, jasne, przepraszam.

-No ja myślę – Tony Stark to na prawdę kawał chama. Jak ja mogłem go tak podziwiać?

-Jak pan wie Peter aktualnie nie ma rodziny co wiążę się z tym, że mieszka w sierocińcu. Jest Pan najbliższą rodziną jaką znaleźliśmy i w zasadzie to by się zgadzało, ponieważ jest pan jego ojcem. Jakieś pytania? – Czy tylko dla mnie ten cały Henry Martinez to jakiś podejrzany typ? Mniejsza...

-W zasadzie to ja mam pytanie – odezwałem się i poczułem na sobie przenikliwy wzrok Pana Starka.

-Tak?

-Co teraz ze mną będzie? – Nastała cisza na dłuższą chwilę. Pan Martinez spojrzał się w dół na jakieś papiery i po chwili podniósł wzrok na Pana Starka.

-Decyzja należy tylko do pana Panie Stark – spojrzałem na mężczyznę, który już za chwile ma zadecydować o moim losie. Poczułem się obco. Bardzo obco. To wszystko tak szybko się dzieje. Nie nadążam. Poczułem jak spadam. Zacząłem szybciej oddychać, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie teraz, nie teraz, nie teraz, błagam!

-Wszystko dobrze? – zapytał prawnik powoli wstając z fotela. Patrzyłem w jeden punkt i nie mogłem się odezwać. Dlaczego to się dzieje zawsze w takich momentach?

***

Siedziałem na krześle w tym samym pomieszczeniu co poprzednio. Uspokoiłem się, a w ręce trzymałem kubek z wodą. Usłyszałem cichą rozmowę dwóch mężczyzn.

-Jeżeli on ma się tak zachowywać to co mi po tym dzieciaku?

-Może warto dać mu chociaż jedną szansę?

-Przemyślę to.

-Ma Pan czas do jutra Panie Stark.

Czego ja mogłem się spodziewać? Przecież to było pewne, że nie pójdzie tak pięknie.

Pov.Stark

Wiem, że to tylko dziecko i tym podobne, ale nie chcę mieć z nim problemów. Jeżeli ma ze mną mieszkać to będzie mieszkać na moich zasadach i tak jak ja będę chciał. Jeżeli taką szopkę ma odstawiać za każdym razem to to wszystko nie skończy się tak dobrze. Chłopak jeszcze dzisiaj prześpi się w sierocińcu, a jutro może dam mu tą szansą. Dam szansę sobie na zbudowanie chociaż z nim jakiejś relacji. Nie byłem ojcem i nie planowałem nim zostać. Wszystko runęło jednego dnia.

*************************************************************************************

770 słów

Hejka!

Wow...napisałam coś w końcu. Nie jestem zadowolona, bo totalnie zapomniałam jak się pisze. Może następny rozdział będzie lepszy.

Mam nadzieję, że wam się podobał <3

A i jeszcze małe ogłoszenie parafialne:

To że wstawiam rozdział teraz nie znaczy, że powracam hahah przepraszam was, ale jak na razie jako tako wenę mam tylko na tą książkę. Musicie uzbroić się w cierpliwość. Konto zawieszone już nie jest, po prostu ustawie jakie książki są czy coś 

Trzymajcie się ciepło, PAA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro