All I want, isn't what I need.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy czuliście kiedykolwiek tak przytłaczający smutek, że nicość, która znajdowała się w was, przerodziła się niemal w coś namacalnego? Jakby ból i cierpienie nagle stało się ciałem z krwi i kości i leżało z wami na łóżku, ramię w ramię i patrzyło swoimi pustymi i przerażającymi oczami, prosto w wasze własne, ze współczuciem, gdyż to nagle ono, choć tak straszliwe i upadłe, było wyżej od was samych. Tak właśnie się czułam. Jakby ktoś pozbawił mnie duszy i patrzył na resztki tego co po mnie pozostało. Nawet nie pamiętam ile leżałam w tej samej pozycji, w tym samym łóżku, w tym samym mieszkaniu w centrum Londynu. Nie wiedziałam kiedy ostatnim razem coś zjadłam, wypiłam albo choćby skorzystałam z toalety. Po prostu leżałam i samo egzystowanie w ten sposób wykańczało mnie do granic możliwości. Myślałam, że płacząc kilka dni temu, zwinięta w kłębek na środku własnego przedpokoju, umarłam. Nikt jednak nigdy mi nie mówił, że prawdziwy ból nadchodzi później. Powoli zagnieżdża się w tobie i wysysa siły życiowe. Wpełza przez otwarte okna, szczeliny pod drzwiami i wdziera się do twojego ciała niczym intruz. Ale wiecie, kiedy bolało najbardziej? Gdy następnego ranka obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że to wszystko nie było tylko jednym wielkim złym snem. To wszystko wydarzyło się naprawdę. Żyłam koszmarem, a ulgę znajdowałam we śnie. I to chyba wtedy przestałam płakać.

Niczym w transie obserwowałam pęknięcia farby na swoim suficie i blask smug światła słonecznego pełznącego po ścianach mojej sypialni, podłodze i czasami mnie samej. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu nad moją twarzą, a ja uznałam, iż patrzenie na nie, to jedyny w tym momencie sens i cel mojego istnienia. Nie było nic, bo ja sama byłam niczym.

*****

Następnym etapem było zadzwonienie do własnej asystentki i zgłoszenie urlopu na żądanie na dwa tygodnie. Napisałam też do Tylera, prosząc, by choć raz uszanował to, o co go proszę, czyli zostawienie mnie w spokoju, bym mogła spokojnie pozbierać się do kupy. Wyłączyłam wszystkie sprzęty elektroniczne we własnym mieszkaniu i zrobiłam to, co potrafiłam najlepiej, doprowadziłam się do całkowitego i niezaprzeczalnego stanu nietrzeźwości. Ból nie zmalał, nie zniknął, ani tak po prostu nie zostawił mnie samej sobie. Bolało tak samo, czasami tak, że musiałam na chwilę zastanowić się, czy jeszcze oddycham. Kuliłam się wtedy i czekałam aż to minie. Czasami trwało to minutę, czasami godzinę, jednak najczęściej, całą noc.

Ból psychiczny stał się bólem fizycznym, przekraczającym jakąkolwiek skalę mojej wytrzymałości. Gdy byłam pijana, nieprzytomna lub w krainie odegłej od podłej rzeczywistości, po zażyciu tego co akurat wpadło mi w rękę, czułam go, jeszcze bardziej niż zwykle, ale zmieniało się jedno. Nie pamiętałam powodu swojego bólu. To trochę tak, jakby czuć obezwładniający ból złamanej nogi, ale zapomnieć, że się ją ma. Tak właśnie się czułam kilka dni później. I właśnie w takim stanie, zastali mnie moi pierwsi goście. Siedziałam absolutnie nieprzytomna, oparta o bok własnego, całkowicie nienadającego się do spania, łóżka, pijąc wódkę prosto z butelki. W oddali usłyszałam dźwięk przekręcanego w drzwiach zamka i ciche, acz stanowcze kroki od razu kierujące się w stronę mojej sypialni. Nie fatygowałam się nawet, by otworzyć oczy. Mógłby to być złodziej, gwałciciel albo morderca. Miałam to gdzieś. GDZIEŚ. Morderca skróciłby chociaż moje cierpienia. Za sobą usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi i odgłos mocno nabieranego do płuc powietrza. Chwilę potem moją twarz zalała przerażająca ilość światła słonecznego, a w moje nozdrza uderzyła fala świeżego powietrza. Moją reakcją było pociągnięcie większego łyka z butelki z wódką i zasłonięcie oczu przedramieniem. Światło niemalże wypalało dziury w moim mózgu.

- Przeszła do picia, wspaniale – Usłyszałam głos Nicka Grimshaw'a za sobą. - Zabierz ją do łazienki, ja postaram się jakoś doprowadzić to miejsce do porządku – Pod swoimi pachami poczułam czyjeś dłonie i chwilę potem stanęłam na własnych nogach.

- Chodź kochanie. Czas się umyć – To był Tyler. Jego głos był bardzo łagodny i spokojny. Zbyt spokojny i łagodny. Nigdy się do mnie nie zwracał w ten sposób. Musiałam wyglądać bardzo, bardzo źle. Poprowadził mnie do łazienki i napuścił gorącej wody do wanny, wlewając do niej ogromną ilość płynu do kąpieli i innych dodatków. Rozebrał mnie z ubrań i pomógł zamoczyć się w pachnącej wodzie. Nie patrzyłam na niego. Nie potrafiłam, bo wiedziałam, że nagle wróciłabym do etapu początkowego, czyli płaczu, a zaszłam już tak daleko. Tyler omywał moje ciało, moczył moje włosy, po to, by następnie je umyć. - Współpracuj ze mną Lily – Powiedział cicho i nadał mi na dłoń żelu pod prysznic. Posłusznie się umyłam, choć szczerze mówiąc, równie dobrze, mógłby to być sen. Ledwie wiedziałam co się ze mną działo. Byłam jedynie skorupą. Jedynie własnym marnym wspomnieniem. Tyler pomógł mi wysuszyć włosy i ubrać się w czyste ubrania. Nawet nie zdawałam sobie, że ledwo stałam ze zmęczenia, alkoholu i osłabienia.

Gdy wróciliśmy do pokoju, jego podłoga jeszcze lśniła od wilgoci, pościel była zachęcająco spulchniona i pokryta nowymi poszewkami. Pokój jaśniał czystością, a ja poczułam, jak łzy spływają po mojej twarzy. Nie zasługiwałam na taką pomoc i wparcie. Nigdy na nią nie zasługiwałam. Wiedziałam o tym doskonale, zwłaszcza po tym, jak tyle razy mówił mi o tym Sam. Byłam nic nie wartą szmatą, zdaną na jego łaskę. Jego słowa nadal były we mnie, choć Tyler zwalczał je od lat. Widząc jak płaczę, przytulił mnie do siebie i gładził moje plecy. Nic nie mówił. Chyba nie musiał. Oboje doskonale wiedzieliśmy. Znowu płakałam, ale tym razem łzy zaczęły przynosić słabe, choć nadal jakiekolwiek, ukojenie. W takim stanie, mnie płaczącą, a Tylera bliskiego płaczu, zastał Nick. Spojrzał na nas z widocznym bólem w oczach i zaprosił nas na coś ciepłego do jedzenia. Nie chciałam jeść i obawiałam się, że przez lata nie odzyskam apetytu, ale wiedziałam, że muszę coś w siebie wcisnąć. Nawet ledwie wiedząc co się ze mną dzieje, wiedziałam, że schudłam i to za dużo. Talerz pełen ciepłej zapiekanki wylądował pod moim nosem, a ja nie mogłam zwalczyć guli, która pojawiła się w moim gardle.

- Zjesz trochę i możesz wracać do spania – Powiedział Nick, uśmiechając się do mnie ciepło. - Sam robiłem – Spojrzałam na swój talerz i zmusiłam się do zjedzenia choć części porcji z tej, którą nałożył mi przyjaciel. Jedząc i patrząc na ich zmartwione twarze, dotarło do mnie, jak wspaniałych ludzi mam w swoim życiu i jak wielkie mam szczęście.

- Kocham was – Wychrypiałam. Doznałam niemałego szoku słysząc swój głos po tak wielu dniach ciszy. Tyler przygryzł wargę, ukrywając wzruszenie. Nick za to pochylił się w moją stronę i pocałował mnie mocno w czoło i policzek.

- My ciebie też, choć doprowadziłaś swoją sypialnię do ruiny. 

- Przepraszam – Powiedziałam nie mając na myśli jedynie zbezczeszczenia jednego z pomieszczeń w swoim mieszkaniu. - Za wszystko. Za problemy, kłamstwa, wszystko.

- Nie masz za co przepraszać – Powiedział Tyler i mnie do siebie przytulił. - Kocham cię tak bardzo, że przysięgam, że jestem w stanie wybaczyć ci wszystko.

- Ja także – Odparł Nick. - Wiedziałem o Plotkarze już od pierwszego momentu, gdy cię ujrzałem i zamieniłem z tobą pierwsze dwa zdania. To było dość oczywiste.

- Nie jesteś zły? - Spytałam patrząc na swoje trupio blade dłonie. Po raz kolejny.

- O co? - Spytał zaskoczony. - Praca jak praca. Moja polega na tym samym, tylko ludzie słyszą mój głos i są w stanie skojarzyć go z moją twarzą – Po raz pierwszy się uśmiechnęłam na jego słowa. Myślałam, że już nie stać mnie na taki gest - Uwielbiam Plotkarę. Zawsze chciałem ją poznać.

- Dzisiaj miałeś nawet zaszczyt posprzątać w jej pokoju.

- Awwww! - Nick pogładził mnie po głowie. - Zażartowałaś. Jest postęp – Spojrzał na Tylera i uśmiechnął się do niego szeroko.

- A jak się ma... - Głos mi się załamał.

- Podobnie do ciebie – Odpowiedział Tyler na moje niedokończone pytanie. Poczułam ukłucie bólu w samym sercu. Nie chciałam, by cierpiał. Mogłabym zabrać cały ból od niego i przejąć go na siebie. Chciałam by poczuł ulgę i zapomniał o mnie i tym wszystkim przez co przeze mnie przeszedł.

****

Mijał kolejny dzień, a ja kolejne godziny wpatrywałam się w ścianę. Było lepiej po wizycie Nicka i Tylera. Zaczęłam jeść, wpuszczać do domu trochę światła słonecznego i co najważniejsze, dbać o siebie i swoje ciało. Już nie piłam, ba, nawet nie paliłam. Kazałam tej dwójce swoich osobistych aniołów stróżów, zabrać ze swojego mieszkania wszelki alkohol i używki jakie znajdą. Zostałam z niczym. Mogłam od teraz pomagać sobie herbatą i beznadziejnymi serialami. Nadal nie włączyłam telefonu, ani nie sprawdzałam, co się dzieje na świecie, chyba z obawy, że znajdę w internecie zdjęcia Nialla. Zdołowanego i załamanego Nialla. Gdy tak siedziałam na własnej, już na szczęście uporządkowanej kanapie, po raz kolejny usłyszałam w tle szczęk przekręcanego w zamku klucza. Ruchy tej osoby, były tym razem bardzo niepewne. Oderwałam wzrok od telewizora i w wejściu do salonu ujrzałam nikogo innego jak Harrego Stylesa. Bardzo zmartwionego i przygaszonego Harrego Stylesa. Zastanawiałam się, czy jeszcze pojawi się w moim życiu. Czy jeszcze zechce być jego częścią po tym wszystkim. Po tym jak zniszczyłam jego przyjaciela, a go zmanipulowałam i przekonałam do robienia tak podłych rzeczy. Po tym jak wykorzystałam jego miłość, by ogłuszyć moją własną, do kogoś innego. Widać było, już na pierwszy rzut oka, że bardzo nie podobał mu się stan w jakim się znajdowałam. Powinien się cieszyć, że nie widział mnie kilka dni temu, leżącej na podłodze w otoczeniu pustych butelek i wypalonych papierosów. Spojrzał mi w oczy niepewnie, a widząc w moich jedynie niemą zgodę, wszedł do środka i zdjął z siebie kurtkę wraz z czapką i butami. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, już mnie przytulał. Uczucie było cudowne i obezwładniające. Chyba chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam. Pogładziłam jego zmęczoną, pokrytą kilkudniowym zarostem twarz.

- Czekałam na ciebie – Słysząc moje słowa, które swoją drogą wyrwały się z moich ust, bez uzgodnienia tego z moim mózgiem, pochylił się i złożył mokry pocałunek na moim czole.

- Byłem tutaj już następnego dnia po wizycie Nialla, ale nie miałem nawet śmiałości zapukać.

- I tak bym nie otworzyła. Nie byłam w stanie – Pogładził opuszkami palców moją twarz, uważnie badając ją swoim spojrzeniem. Miałam wrażenie, że uczył się jej na pamięć.

- Jak się czujesz? - Wyszeptał.

- Naprawdę?

- Chcę słyszeć tylko i wyłącznie prawdę – Powiedział z mocą. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na moich ramionach. Jego spojrzenie mogłoby palić miasta swoją intensywnością. 

- Jakby coś we mnie umarło. Jakby ktoś wyrwał moje serce z piersi i je rozdeptał. Jakbym już nie miała duszy – Jedyne co potrafił zrobił ten młody, zagubiony mężczyzna, to mocniej mnie do siebie przytulić. Przez dłuższy czas słyszałam jedynie nasze oddechy, tak do siebie podobne i tak bardzo ze sobą zgrane. Przytulał mnie tak, jakby chciał złagodzić odczuwany przeze mnie ból. Jakby sam chciał go na siebie przejąć. Taka reakcja doprowadzała mnie do granicy szaleństwa. Nie mógł się tak zachowywać. Nie mógł.

Oglądaliśmy potem razem głupie seriale do bardzo późna w nocy, aż zbyt zmęczona, by wstać o własnych siłach, poprosiłam go, by zaniósł mnie do łóżka. Zrobił to z szerokim uśmiechem na twarzy, ukazując swoje fenomenalne dołeczki w policzkach. Nie mogłam się opanować i dotknęłam jednego z nich swoim palcem wskazującym. Spojrzał na mnie rozbawiony, ale w jego oczach ujrzałam głównie ulgę. Tak cholernie się martwił. Tak cholernie mnie to dołowało.

- Zawsze chciałam to zrobić – Powiedziałam gdzieś na granicy jawy ze snem. - To strasznie głupie.

- Urocze – Odparł i położył mnie na łóżku. - To jest słowo, którego powinnaś była użyć – Zdjęłam z siebie zbyt duży, powyciągany sweter i opadłam na łóżko, przykrywając się pościelą. Harry przyglądał mi się w ciszy i gdy upewnił się, że jestem bezpieczna, zaczął wycofywać się na korytarz.

- Harry... - Powiedziałam bardzo cicho. - Proszę, zostań ze mną. Nie chcę już dłużej być sama – Spojrzał na mnie błyszczącymi w mroku oczami, po czym powoli zaczął się rozbierać, ponownie wkraczając do pokoju, Obserwowałam jego powolne i precyzyjne ruchy z czystą fascynacją. Był perfekcyjny w każdej swojej niedoskonałości. Był idealny, dla mnie. Z tymi poczochranymi, zbyt długi włosami, tatuażami pokrywającymi już prawie całe jego ciało i z tym zniewalającym, nieśmiałym uśmiechem. Zdjął z siebie koszulkę wraz z czarnym, tak dobrze mi znanym swetrem, po czym ostatecznie pozbył się spodni. Odgarnęłam dla niego pościel, w zapraszającym geście. Wsunął się pod nią tuż obok mnie, starając się mnie nie dotykać. To było tak dziwne. Tak bardzo delikatny i niepewny Harry. Tak bardzo starający się, bym nie pomyślała, że przyszedł tutaj wiedziony potrzebą własnego ciała. Bo przecież na tym ostatnio polegała nasza relacja. Na sypianiu ze sobą. Zapomnieliśmy wtedy w tym wszystkim, że tak naprawdę zawsze byliśmy czymś więcej niż to.

Martwił się o mnie. Zawsze to robił. Dbał o mnie i starał się. Robił to od samego początku naszej znajomości. Walczył o mnie, gdy reszta już dawno, by się poddała. Wybaczył mi, gdy osoba, która powinna to zrobić jako pierwsza, nie była do tego zdolna. Był przy mnie. Był moim przyjacielem. Mimo wszystko. Delikatnie objęłam go swoimi ramionami, czując jak na ten gest, całe jego ciało się rozluźniło. Westchnął z ulgą i przygarnął mnie mocno do swojego ciała, jakby z obawy, że ucieknę od niego, albo rozpadnę się bez niego na kawałki. Miał rację. Było tak, gdy nie było go u mojego boku.

- Tęskniłam za tobą – Wyszeptałam, myśląc, że już dawno zasnął.

- Ja za tobą też, skarbie – Poczułam rumieńce na swojej twarzy, na jego tak czułe słowa.

- Lily, czy jest coś co mogę dla ciebie zrobić? - Spytał odsuwając się ode mnie na tyle, żeby być w stanie spojrzeć w moje oczy. Już to zrobił. Dlaczego ja wcześniej tego nie widziałam?

- Po prostu przy mnie bądź. To wystarczy – Odpowiedziałam. W jego oczach pojawił się, wcześniej przeze mnie niedostrzegalny błysk. Harry Styles, mężczyzna uznawany przeze mnie, za moją zgubę i przekleństwo mojej słabej woli, stał się moim ocaleniem. Mężczyzna, który miał sprowadzić mnie na samo dno, który miał być moją przepustką i biletem do samego piekła. Od samego początku był jednak moim jedynym i niepowtarzalnym odkupieniem. Dowiedziałam się o tym dopiero, gdy stoczyłam się prosto w samą przepaść i już nie byłam w stanie dostrzec nikłych promieni światła. Gdy już zapomniałam o tym, jak to jest stać w jego blasku i chwale.

"All the endings are also beginnings. We just don't know it at the time"

------------------

Ta piosenka pasuje tutaj jak ulał. Ten tekst...

Przepraszam, że doprowadziłam was do płaczu i złości ostatnim rozdziałem.

All the love, S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro