Diabelski trójkąt, ale nie do końca.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim otworzyłam oczy, poczułam w głowie tępe pulsowanie. Oznaczało to tylko i wyłącznie jedno. Kaca mordercę. Uniosłam jedną powiekę i zamknęłam ją natychmiast. Światło rzucane przez słońce, sączące się przez małą szczelinę pomiędzy firanami, było potworne. Nawet nie byłam z siebie w stanie wydać jęku bólu. Wypiłam tak dużo zeszłej nocy, że nie byłam w stanie naliczyć ilości drinków. Nie do końca takie zatracenie się miałam na myśli, ale wyszło jak wyszło. Znowu było szalenie, nieprzewidywalnie i zbyt frywolnie.

Nagle poczułam, że łóżko obok mnie delikatnie się ugięło. Cała stężałam. Obróciłam się za siebie z trudem i aż jęknęłam. O Mój Boże. Obok mnie, ledwie okryci pościelą, leżeli Tyler wraz ze swoim kolegą. Modląc się w duchu spojrzałam pod kołdrę i potwierdziłam swoje największe obawy. Byłam naga i oni także. Wnętrzności podjęchały mi do gardła. Rzuciłam się w stronę toalety i wyrzuciłam z siebie całą zawartość swojego żołądka, wraz z poczuciem winy i ostatnią resztką godności. Czy na prawdę się tego dopuściłam? Czy na prawdę uprawiałam seks w trójkącie z gejami, przy czym jeden z nich, był moim najlepszym przyjecielem? To było nawet zbyt wiele jak na mnie. Zawisłam nad muszlą klozetową płacząc. Kiedy zdążyłąm się tak stoczyć? Od kiedy upijałam się raz za razem, by zagłuszyć swoje smutki? Od kiedy moje życie stało się tak wielką kupą gówna? Chciałam stać się zimną dziwką i tak się właśnie stało. Czy mi to pomogło? Czy byłam teraz z siebie zadowolona? Nie. Nigdy w swoim życiu tak bardzo sobą nie gardziłam. Nigdy. Podniosłam się z klęczek całkowicie przemarznięta (nadal byłam naga), po czym zmusiłam się do połknięcia mocnych tabletek przeciwbólówych. Kolejną rzeczą, jaką uczyniłam to był prysznic. W jego połowie, ból głowy zmalał do znośnego. Wysuszyłam włosy i owinęłam się ręcznikiem. Wyglądałam jak chodząca śmierć. Wychodząc na korytarz usłyszłam ciche pukanie do drzwi mieszkania. Spojrzałam przez wizjer i całkowicie zaskoczona otworzyłam drzwi przed swoim gościem. 

- Gdzie jest ten skurwiel - Nick wtargnął do mojego mieszkania niczym burza. Był wkurzony, spocony i zdyszany. Chyba wbiegł na jednym tchu, pod wszystkie schody prowadzące do mojego mieszkania. Jego głos boleśnie ranił moje uszy. Widząc go, poczułam, że może od teraz będzie lepiej. Zawsze był tym, który pomagał nam wrócić na tą odpowiednią ścieżkę. A myśmy tak bardzo z niej zboczyli. Chyba nigdy tak bardzo się nie pogubiliśmy.

- Także się cieszę, że cię widzę - Odparłam urażona. Nie widziałam go od tej felernej imprezy, po której rozpłynął się w powietrzu niczym widmo. Nie dawał znaków życia. Zranił mnie tym, ale nie potrafiłam teraz o tym myśleć. Za bardzo za nim tęskniłam.

- Gdzie on jest Grey? - Rzucił. Wyglądał jakby był bliski wybuchu furii.

- O kim ty mówisz? - Spytałam absolutnie nie wiedząc o co mu chodzi. 

- O twojej cholernej najlepszej przyjaciółeczce - Spojrzałam na niego jak na wariata. W tamtym momencie drzwi do mojej sypialni się uchyliły, a z niej wyszedł nikt inny jak Tyler, w samych bokserkach. Potarł zaspaną twarz i wyjąkał.

- Lily, co to za krzyki... - Podniósł na nas wzrok i stanął w miejscu jak sparaliżowany. Widząc mnie i Nicka wpadł w panikę i zaczął cofać się do sypialni, mając oczy wielkie jak spodki, co swoją drogą było bardzo, bardzo zabawne. Był przerażony. Przysięgam.

- Oakley...

- Fuck, fuck, fuck - Powtórzył Tyler pod nosem bardzo wysokim głosikiem i rzucił się w panice do sypialni, a Nick, jak gdyby nic, pognał za nim. To się nazywał poranek. Bez dwóch zdań. Poszłam się przebrać do łazienki, a gdy wróciłam na korytarz, w moich nadal otwartych drzwiach wejściowych stał Harry. Na jego widok po prostu schowałam twarz w dłoniach i pokiwałam głową śmiejąc się z niedowierzaniem.

- Hej kociaku...Co się stało? - Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na mnie rozbawiony. Zanim zdążyłam zareagować, pochylił się i pocałował mnie lekko na powitanie w usta, co mnie trochę zaskoczyło. 

- Harry... nie... - Przyciągnął mnie do siebie i ponownie wpił się w moje wargi, mocniej mnie do siebie przyciskając. W domu byli ludzie. Nawet ich tłum i absolutnie nikt z nich o nas nie wiedział i nie miał wiedzieć. Odepchnęłam go od siebie i spojrzałam na niego wściekła. 

- O co ci chodzi?

- Ja pieprze - Głos Nicka poniósł się po korytarzu. Świetnie. Zamknęłam oczy, głośno wzdychając. Właśnie o to. O to mi chodziło. Oparłam się czołem o klatkę piersiową tego idioty i tylko czekałam na dalszy ciąg. - Wy sobie chyba ze mnie żartujecie! - Wrzasnął. - Nie ma mnie przez dwa tygodnie...

- Właściwie to trzy - Poprawił go Harry uprzejmie. 

- Zamknij się - Wysyczałam. Nick stanął obok nas i patrzył na nas jak drapieżnik na ofiarę. Oboje spanikowaliśmy i zaczęliśmy się wycofywać do kuchni, mocno spleceni w tym idiotycznym przytuleniu.

- Nie tak szybko - Zatrzymał nas. - Nie ma mnie trzy - Spojrzał na Harrego jak na skończonego idiotę, którym swoją drogą był - tygodnie, a wy ze sobą sypiacie? Mam nadzieję, że się mylę, ale ty - Wskazał na mnie. - Nadal jesteś z Niallem, a ty - Wycelował palcem w Harrego - z Nadine.

- Sprawy się trochę skomplikowały - Powiedziałam piskliwym głosem, kuląc się,  jakbym obawiała się, że zaraz mnie uderzy.

- Oświeć mnie - Rzucił i splótł ręce na piersi. Za nim ujrzałam Tylera, który na palcach próbował ulotnić się z mojego mieszkania z naręczem ubrań w rękach. Posłałam mu nienawistne spojrzenie. - Ani się waż Tyler. Bo cię zabiję - Rzucił Nick, nawet się za siebie nie oglądając. Mój przyjaciel zastygł w miescu i posłał mi spojrzenie mówiące, jakby to była moja wina. A nie była. Nick sam tutaj wtargnął, a Tyler się szmacił.

- Niall rzucił Lily. Ja rzuciłem Nadine - Harry wzruszył ramionami. 

- Niall. Rzucił. Lily? - Wydukał Nick. - Co? 

- To długa historia - Powiedział Tyler i minął naszego prześladowcę w wejściu do salonu. Widząc jednak jego wzrok, przyspieszył kroku przestraszony. Grimshaw był teraz zdecydowanie zbyt przerażający, by sobie z niego żartować. Ciskał piorunami z oczu. Patrzył na nas jak na bandę popaprańców. Był naszym ocaleniem. Zawsze to on był tym racjonalnym z nas. Może inaczej, najbardziej racjonalnym.

- I tak od razu postanowiliście się puknąć? 

- No nie tak od razu... - Harry podrapał się po karku. Czy on do cholery stracił dzisiaj rozum? Tyler spojrzał to na mnie i na niego i zmrużył oczy. Miał w nich morderczy błysk. Nic mu o tym nie mówiłam i widziałam, że nie był z tego powodu zadowolony.

- Nick, możemy teraz o tym nie rozmawiać? Co ty tutaj w ogóle robisz? - Spytałam chcąc zmienić temat.  

- Miałem wyjazd służbowy. Byłem na jakiejś cholernej wyspie bez dostępu do internetu i cywilizacji. Jak tylko wylądowałem, chciałem wpaść i zobaczyć co u was, ale w drodze do pracy usłyszałem, jak ta tutaj - Wskazał na Tylera, który właśnie parzył wspaniałomyślnie kawę. - męska dziwka, puszcza się na prawo i lewo, gdy mnie nie było - To chyba był ten moment, w którym powinnam wraz z Harrym się wycofać. Chwycił moją dłoń i spojrzał na mnie znacząco. Tyler nie mówił nic o Nicku. Myślałam, że ze sobą zerwali. Najwidoczniej nie było to prawdą. Co on wyprawiał do cholery?

- Hej! - Usłyszeliśmy za sobą niski męski głos. Jeszcze tylko tego tutaj brakowało. - Czy to zabrzmi głupio, jeśli spytam co ja tutaj robię? - Najwidoczniej mój i Tylera kochanek się obudził. Obróciłam się do niego twarzą i posałałam przepraszający uśmiech. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy zbyt zawstydzona, tym co stało się tej nocy. Zanim zdążyłam się odezwać jego twarz rozjaśnił uśmiech. - Hej Grimshaw, co tam? - Nieznajomy minął mnie i Harrego i uścisnął dłoń Nickowi. 

- Hej Trish. Jak tam żona i dzieciaki? - Spojrzałam na Tylera, który był równie zszokowany co ja. Uderzył się dłonią w czoło, a potem za swoją ofiarę obrał blat mojego stołu. Jego głowa raz po raz uderzała w jego powierzchnię z głuchym hukiem. W swoim życiu miałam okazję przeżyć bardzo wiele absurdalnych scen, ale ta przerosła je wszystkie. 

- A dobrze - Spojrzał na mnie i na Harrego i zamarł. - Czekaj. Czy ty aby czasem nie jesteś Harry Styles? - Harry, który już od bardzo długiego czasu powstrzymywał śmiech, zawył na cały głos i musiał złapać się futryny od drzwi, by nie upaść. I ja się zaśmiałam. Śmiałam się tak mocno, że po mojej twarzy popłynęły łzy, a ja myślałam, że umrę. 

- To najlepszy poranek w moim życiu - Wyrzuciłam z siebie, nadal się śmiejąc. 

- Raczej nie, bo nie zaliczyłaś - Powiedział śpiewnie Tyler.

- Miałaś z nimi trójkąt? - Harry spojrzał na mnie i na niego ze zdziwieniem, rozbawieniem i złością naraz. 

- Odpadłaś na początku. Ominęło cię najlepsze - Powiedział Tyler z szelmowskim uśmiechem. Z moich ust wyrwał się jęk ulgi i obrzydzenia. - Zresztą nie bawię się w nekrofilię - Chyba w życiu nie odczułam tak wielkiej ulgi. Może jednak, aż tak bardzo się nie stoczyłam.

- Przestań. 

- Na serio myślałaś, że... - Tyler poruszył zabawnie brwiami.

- Pamiętam co nieco z wczoraj...nie wiedziałam tylo jak się to wszystko skończyło.

- Niczym dla ciebie - Poruszył biodrami w tył i przód z premedytacją, a ja wykrzywiłam się z obrzydzenia. 

- Jesteście najbardziej popapranymi przyjaciółmi jakich znam - Powiedział Harry machając głową z niedowierzaniem. Nick patrzył na nas załamany, a Trish z czystym zaintresowaniem.

- Mógłbym się o to kłócić... - Powiedział Tyler patrząc na nas z perfidnym uśmiechem na ustach. Posłałam mu morderczy uśmiech. 

- Czekaj - Spowiedział facet o imieniu Trish. - To znaczy, że my....? - Wskazał na siebie i mojego blond przyjaciela.

- O tak.

- O Boże - Schował twarz w dłoniach. Po wtrąceniu wątku o żonie i dzieciach, domyśliłam się, że to był chyba jego pierwszy raz. - Ja nigdy...ja nie jestem gejem.

- To w sumie kompelement - Spojrzałam na Tylera i pokiwałam w jego stronę głową z szacunkiem. 

- Pewnie tak - Przyznał Harry i podszedł do Tylera po kubek parującego napoju. Zaczął grzebać po szafkach w mojej kuchni z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

- Byłaś na zakupach - Pochwalił mnie chłopak i podał mi parujący kubek pełen cudownej, pełnej kofeiny cieczy. - Uczysz się od mistrza, moja droga przyjaciółko.

- To teraz jesteśmy przyjaciółmi? - Spytałam. - Serio?

- Gdy masz kaca, jesteś straszną zołzą. 

- Nie jesteśmy przyjaciółmi Harry.

- Jesteśmy, ale to skomplikowane. 

- Cholernie skomplikowane - Rzuciłam i upiłam łyk gorzkiego napoju. - Wybacz, miałam ciężki poranek. Obudziłam się z dwoma facetami w łóżku. 

- Jezu - Weschnął jedynie Tyler teatralnie i minął nas. Zajął się swoim gościem i ustalił z nim, że to co stało się w tym mieszkaniu pozostaje tylko i wyłącznie między nami. 

- To by było na tyle, jeśli chodzi o spokojny, leniwy poranek - Powiedziałam i upiłam łyk kawy i wyjrzałam przez okno na panoramę Londynu.

- To może poranny seks? - Spytał mnie Harry z rozbawieniem w oczach. Widział w jak kiepskim jestem nastroju i za wszelką cenę chciał mnie jakoś rozweselić. Jakoś nie potafiłam tego docenić w tamtym momencie. Miałam kaca moralnego, złamane serce i życie przypominające jedną wielką stertę odchodów. I czterech szaleńców w domu.

- Nie. Nawet za 100 lat.

- Uwierzyłbym w to, gdyby to już nie miało miejsca wcześniej - Uśmiechnął się do mnie szelmowsko i przygryzł dolną wargę patrząc na mnie lubieżnie. 

- Za jakie skarby ja muszę was znosić - Jęknęłam jedynie i opadłam na kanapę, obiecując sobie, że już więcej nic nie wypiję. Nigdy. Upadek to jedno, ale zrobienie z siebie miazgi, to drugie. To był koniec. Musiałam się ogarnąć.

Nagle usłyszałam jak mój telefon zaczął wibrować na szklanym stole. Niechętnie po niego sięgnęłam i doznałam szoku. Wyskoczyła mi masa powiadomień o odsłuchaniu pozostawionych wiadomości, na automatycznej sekretarce nikogo innego, jak Nialla Horana. Serce wraz w wnętrznościami podjechało mi do gardła. Patrzyłam tępo na pęknięty wyświetlacz, czując mieszankę szoku, strachu oraz złości. Byłam na niego zła, o to, że kazał tak długo mi na siebie czekać. Nawet jeśli miał ku temu prawo. Ja nigdy bym go tak nie odpechnęła. Pozwoliłabym mu się chociaż wytłumaczyć. On mnie po prostu rzucił, bez słowa, przez swojego najlepszego kumpla. Jego imię pojawiło się wraz z rozmową przychodzącą. Patrzyłam tylko na jego zdjęcie kontaktu w moim telefonie i walczyłam ze łzami. Tak bardzo go za to wszystko nienawidziłam i tak bardzo za nim tęskniłam. Podniosłam słuchawkę do ucha, akceptując połączenie. 

- Witaj Lily... - Zaczął mówić oficjalnym, chłodnym tonem, a ja nie mogłam poradzić nic na własną reakcję. Jakby telefon parzył, cisnęłam nim o podłogę, do końca go psując. Schowałam twarz w dłonie i zaniosłam się szlochem. Byłam taka słaba. Tak cholernie nieszczęśliwa. Całkowicie zapomniałam o obecności Harrego, który w moment znalazł się u mojego boku i objął mnie szczelnie swoimi ramionami. Szeptał mi uspakajające słowa, gdy ja, jak ta ostatnia idiotka, moczyłam niekończącą się ilością łez, jego koszulkę. Gładził moje plecy i włosy i był ze mną tak długo jak tego potrzebowałam. To było straszne. Być pocieszaną przez mężczyznę, który wyznał ci miłość i cierpiał, gdyż nic na to nie odpowiedziałam. Pocieszał mnie, bo płakałam przez innego faceta, który był jego kumplem. Jak wielkie miał on serce dla mnie i dla swojego przyjaciela? Jak bardzo przez nas cierpiał? Przecież także miał uczucia, choć czasami bardzo skrzętnie to ukrywał. Nie powinnam dać mu się już więcej dotykać, ale nie potrafiłam. Mimo, iż wszystko co robiłam raniło głównie jego, to on trwał u mojego boku. Przytuliłam się do niego mocniej, pozwalajac pozostałości mojej godności iść do diabła.

- To był Niall, prawda? - Spytał cicho. Pokiwałam głową, chowając swoją twarz w mocniej w jego klatkę piersiową. - Wiedziałem, że zadzwoni prędzej czy później. Nie mówiłem tego tobie wcześniej, ale byłem u niego kilka razy - Poruszyłam się w jego ramionach, powodując, że przyciągnął mnie do siebie mocniej. - Rozmawiałem z nim o tobie i starałem się jakoś na niego wpłynąć. Nawet Tyler się u niego pojawił, choć wiem jak bardzo chciał go zabić za to, jak cię potraktował. Wysłuchał wszystkiego i wszystkich, ale uparł się, by się od ciebie odciąć - Harry walczył o to, bym do niego wróciła. Harry, który wyznał mi miłość. Harry, który cierpiał. Otaczały mnie same anioły. Mnie. Szatana we własnej osobie. Jakim cudem sobie na nich zasłużyłam? No jak?!

- Miał ku temu prawo Harry - Wydukałam z siebie, pociągając nosem. - Tak jak i ty. Możesz w każdej chwili wyjść z mojego mieszkania i nie wrócić i nigdy nie będę na ciebie o to zła - Poczułam jego usta na czubku swojej głowy. 

- W porównaniu do niego, ja rozumiem i potrafię powstawić się w sytuacji innego człowieka. Sam często robię rzeczy, z których nie jestem dumny. Wiele rzeczy spieprzyłem. Rozumiem wszystko co zaszło i nie jestem na ciebie o to zły, a pewnie powinienem. Potrafię wybaczać. On także, ale już ci nie ufa i uważa, że przez to nie macie szans na związek - W tamtym momecie potrafiłam już tylko słuchać jego niskiego głosu. - Porozmawia z tobą, ale nie wiem, czy go do czegokolwiek przekonasz. Przykro mi - Dodał. - Naprawdę jest mi przykro, choć w to nie uwierzysz. 

- Wierzę - Wyszeptałam. - I nawet nie wyobrażasz sobie ile to dla mnie znaczy, że jesteś teraz tu ze mną. Choć to tak bardzo egoistyczne z mojej strony.

- Z mojej też - Zaśmiał się smutno. - Bo nie mógłbym zostawić ciebie w takim stanie. Pragnę zawsze cię pocieszać i pomagać ci wstać na równe nogi, tylko szkoda, że tym razem płaczesz przez mojego kumpla - Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, bo wiem do czego pił. "Przez kumpla, którego kochasz, gdy ja kocham ciebie..." to chciał powiedzieć. 

Jakim cudem znalazłam się w trójkącie miłosnym, w którym największy dupek wszechświata i gracz, stał się tym dobrym, wyrozumiałym i przebaczającym? Najlepszy i najsłodszy, tym zagubionym? A ja, największa plaga tego świata, zdradliwa, wyrachowana, dwulicowa, ofiarą tej chorej miłości? Jak. Jak. Jak.

--------------------------

Pamiętacie rozdział Bloodstream? Przyszły będzie chyba gorszy. Przepraszam.

Tak bardzo #Nyler!!!!!!

+ 30 tyś wyświetleń? Poszaleliście chyba ludzie :D Kocham jak szalona! xx

Następny rozdział pojawi się dopiero jakoś w przyszłym tygodniu! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro