Let's be friends.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nawet nie widziałam ile stałam w mroku korytarza, zanim udało mi się ochłonąć. Spojrzałam przed siebie i w oddali ujrzałam tłumy tańczących ludzi. Wieczór niedawno się rozpoczął, a ja marzyłam jedynie o herbacie, kocu i łóżku. A właściwie to łożu boleści. Wiedziałam, że tym razem na gwałt potrzebuję rozmowy z Tylerem, bo w przeciwnym razie, zrobię coś, czego potem będę żałowała do końca życia.


Ruszyłam przed siebie, od razu kierując się w stronę skórzanych kanap. Jeśli Nick nadal całował się z Tylerem, to właśnie tam musieli być. Wyszłam na parkiet i zwinnie wymijałam tańczące pary. Nie miałam teraz głowy do zabawy. Musiałam porozmawiać na temat mojego cholernie popieprzonego życia. Nie było mojej ulubionej pary gejów absolutnie nigdzie. Wiedziałam doskonale co to oznaczało. Z jednego ze stolików porwałam kieliszek wódki i wypiłam go mocno się krzywiąc. Nienawidziłam wódki całym sercem. Otrząsnęłam się i z mocnym postanowieniem i ruszyłam w stronę toalet. Męska czy damska oto było pytanie. Zajrzałam najpierw do męskiej wywołując bordowy rumieniec na twarzy obecnego tam mężczyzny. Przeprosiłam go niedbale i zaczęłam uderzać pięścią w pierwszą z zajętych kabin. Odpowiedział mi bardzo niewyraźny pijany głos, nie należący do żadnego z moich znajomych. Tak więc czas na bramkę numer dwa. Uderzyłam w nią mocno pięścią, powodując, iż niemalże każda obecna w pomieszczeniu osoba z niego uciekła. Po drugiej stronie kabiny usłyszałam jęk. Bingo!


- Tyler! - Odpowiedział mi tylko stek przekleństw. Uśmiechnęłam się triumfalnie. To było z mojej strony podłe, ale podnosiła mnie na duchu myśl, że nie tylko ja skończę tego wieczora niezaspokojona. - Wyjmij natychmiast swojego penisa z cudzej dupy i chodź tutaj, do kurwy nędzy.

- Grey, kurwa mać! - Zaśmiałam się okrutnie.

- Jeśli tym razem jesteś biorcą tej cielesnej ekstazy, to pozbądź się penisa z dupy i wyjdź z kabiny. Czekam na ciebie na zewnątrz. Będę na tyle wyrozumiała, że pozwolę wam skończyć! - Zawołałam i z szelmowskim uśmiechem oparłam się o ścianę obok wejścia do toalet. Musiałam trochę na nich poczekać, ale nie przeszkadzało mi to. Pierwszy raz tego wieczora naprawdę się odprężyłam. I to dzięki szybkiemu numerkowi przyjaciela z innym przyjacielem? Jak bardzo to było pokręcone?

- Oby to było ważne Grey, bo przysięgam, że będę musiał cię zabić. – Tyler wyszedł z toalety z mieszanką furii i zażenowania. Bardzo mnie tym rozbawił.

- Tylko mi nie mów, że cię zawstydziłam. – Powiedziałam wrednie. - Awww! Zrobiłam to prawda? - Otrzymałam celnie wymierzony cios w ramię. Zabolało.

- Zamknij się. Wcale nie.

- Jeśli obawiałeś się, że ktoś was nakryje, trzeba było nie bzykać się w toalecie. – Tyler posłał mi ostrzegawcze spojrzenie zatytułowane „Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że cię zabiję, a zwłoki zbeszczeszczę". Nick dołączył do nas po kilku sekundach, jednak wydawał się być całkowicie wyluzowany i równie rozbawiony co ja.

- Dziękuję, że pozwoliłaś mi dojść. Dobry z ciebie człowiek. – Nick oblizał wargi i puścił mi persie oko.

- Nie ma za co kochanie. – Przybiłam z nim plemnikową piątkę. Tyler schował twarz w dłoniach.

- Jesteście obrzydliwi. I dziecinni.

- Dziękuję kochanie. – Nick pocałował go w policzek i oddalił się od nas, jak zawsze mocno kręcąc biodrami, by mnie rozśmieszyć. Pokochałam go. Tyler odwrócił się do mnie twarzą ukrywając rozbawienie. Ja sama się nie powstrzymałam i roześmiałam się na całe gardło. Musiałam brzmieć jak zraniony jeleń albo pijana foka. Boże. Jakie ja miałam dziwne życie. Tyler dołączył do mnie i śmialiśmy się tak długo, aż wydał z siebie chrumknięcie, które oznaczało kres jego wytrzymałości.


Poklepałam go po plecach, ścierając łzy ze swojej twarzy.

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać, ty wariatko?

- W skrócie? - Ponaglił mnie gestem dłoni. - Harry czeka na moją odpowiedź w związku z tym co mi zaproponował. Jako, że z wiadomych powodów nie mogę z nim być, chciałam mu raz na zawsze odmówić, ale jakoś tak się stało, że prawie przeleciał mnie przy wyjściu awaryjnym i teraz myśli, że dam mu szansę, którą chcę mu dać, ale nie mogę bo jest Niall, a ja nie chcę go ranić.

- Jak to prawie cię przeleciał.

- Przerwał nam Zayn z Perrie. Tylko to z tego wszystkiego usłyszałeś? - Spytałam zirytowana.

- Wybacz, ale to dość istotne. Znasz nasze zasady.

- Zdrada nie jest zdradą, dopóki ktoś nie wsadzi ci gdzieś penisa?

- Albo ty go komuś nie wsadzisz. – Dodał figlarnie się uśmiechając.

- I kto tutaj jest obrzydliwy. – Uśmiechnął się wrednie. - I co ja mam zrobić? Czuję coś do niego i nawet nie mam zamiaru się tego wypierać. Pragnę go tak bardzo, że doprowadza mnie to do szaleństwa...ale jestem z Niallem. Jestem z nim szczęśliwa i chcę by tak pozostało. I tak, czuję się jak dziwka i ostatnia suka robiąc to co robię, nie chcę dodatkowo jeszcze rozwalać tego zespołu. Nie zasłużyli sobie na to. – Tyler zamyślił się na dłuższą chwilę. Zaczął krążyć w małej przestrzeni w jakiej się znajdowaliśmy.

- To dość proste. Po prostu trzymaj jego penisa z dala od swojej pochwy, a nikomu nie stanie się żadna krzywda. – Przewróciłam oczami. Gdyby to było takie proste.

- Ciężko to zrobić, gdy on tak na mnie działa.

- To trzymaj się od niego z daleka.

- Tyler.

- Serio Lily. Po prostu trzymaj go na dystans i powiedz mu, że może być tylko i wyłącznie twoim przyjacielem i będzie święty spokój. Wiem, że coś do niego czujesz, ale sama to powiedziałaś. Nie możesz z nim być. Nie chcesz krzywdzić Nialla. Ja nie widzę innego rozwiązania. – Wzruszył ramionami. - To było na tyle oczywiste, że mogłaś nie przerywać mi w połowie naprawdę dobrego seksu.

- Był aż tak dobry? - Uniosłam lewą brew w górę. Pokiwał twierdząco głową. Zazdrościłam mu.

- Jeszcze chwila, a mam wrażenie, że zaczniesz trzeć dupą o dywan z desperacji. – Uderzyłam go pięścią tak mocno w ramię, że aż syknął z bólu. Miał rację. Nadal odczuwałam nieprzyjemny ból w dole mojego brzucha. - Pomógłbym ci, ale czuję awersję do wagin. Są jakieś takie straszne. – Zaśmiałam się tak bardzo, że rozbolała mnie od tego głowa. Nadal śmiejąc się jak wariatka spytałam, wiedząc, że umrę ze śmiechu jak usłyszę odpowiedź. - Możesz wyjaśnić mi dlaczego? - Tyler przystał i z poważną miną zaczął rozważać moje pytanie.

- To trochę tak jakby wkładać penisa do łapki na szczury. Skąd wiesz, że cię nie zakleszczy? A ja bardzo cenię sobie swoje przyrodzenie. Po drugie, przeraża mnie jej budowa? - Spojrzał na mnie a ja bardzo starałam się zdusić w sobie śmiech. - Wiesz, powiedziałbym, że facet jest jak joystick. Drążek i dwa przyciski na krzyż, a kobieta? Jest chyba bardziej jak sejf. Jeden fałszywy ruch i po wszystkim. Nie wejdziesz. – Moje ramiona drżały, a moje usta zacisnęły się w wąską linię, by nie zawyć ze śmiechu. Wyobraziłam go sobie przed kobiecym ciałem z miną włamywacza. Tyler wyliczył na palcach ostatni powód. - Uważam też, że to nie przypadek, że macica kobiety przypomina budową mózg rekina. To wszystko. – Nie wytrzymałam i zawyłam ze śmiechu zginając się w pół, opierając się dłońmi o kolana.


Tylko Tyler mógł doprowadzić mnie do takiego stanu, gdy znajdowałam się na granicy załamania nerwowego. Widziałam, że odczuwał ulgę, gdy przyglądał się moim staraniom doprowadzenia się do porządku. Tak długo jak się śmiałam, nie płakałam. A wiedziałam jak bardzo Tyler bał się łez. Bał się mnie, gdy byłam tak słaba. - A teraz, skoro twój nastrój diametralnie poprawił się dzięki mojemu cudownemu poczuciu humoru, idź do Harrego i powiedz mu, to co czujesz. Tylko postaraj się przy tym go nie zgwałcić, dobrze? - Odgarnął mi włosy z twarzy w dziwnie czułym geście.

- Boję się.

- Wiem. Ale dasz sobie radę. Będę stał niedaleko ciebie.

- Dziękuję. Wiesz, że jesteś najlepszym przyjacielem na świecie?

- Oczywiście, że o tym wiem. – Uśmiechnął się do mnie w iście gwiazdorskim stylu. - Lepiej już idź, bo zanim do niego dotrzesz, to spije się w trupa. Najwidoczniej nie tylko on źle znosi napięcie seksualne. – Wskazał na sylwetkę opartą o bar stojącą u boku Louisa. Miał rację. Nawet z tej odległości widziałam napięcie jego mięśni na plecach. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w jego stronę z bladym uśmiechem.


- Harry? - Chciałam dotknąć jego ramienia, ale się powstrzymałam. Ani trochę nie pomogłoby to w zaistniałej sytuacji. Obrócił się do mnie przodem. Jego policzki rumieniły się od ilości wypitego alkoholu. Oby tym razem pamiętał to, co do niego powiem. - Musimy porozmawiać.

- Znajdźmy w takim razie, bardziej ustronne miejsce. – Powiedział i wyciągnął dłoń by mnie dotknąć. Odsunęłam się od niego. Jeśli mnie dotknie, to moja cała determinacja zniknie niczym pękająca bańka mydlana.

- To raczej nie jest dobry pomysł. Porozmawiajmy tutaj. – Louis spojrzał na nas ze smutkiem, po czym klepiąc Harrego po ramieniu i patrząc mi uważnie w oczy, oddalił się od nas. Dlaczego dopiero teraz dostrzegłam, że pod fasadą błazna, Louis był tak dobrym obserwatorem? Widząc wyraz jego oczu wiedziałam, że wiedział co działo się pomiędzy mną, a tym poczochranym, skomplikowanym facetem. Harry wydawał się doskonale wiedzieć, co zaraz mu powiem.

- To co jest między nami Harry, musi się skończyć. Chcę być z Niallem. Szanuję cię i jego i całą resztę zebranych tutaj ludzi, dlatego to robię. Pociągasz mnie i jest między nami chemia. Wiem o tym, ale mimo to, chcę byśmy pozostali przyjaciółmi. Tak jak powiedziałeś, lubimy swoje towarzystwo i cenię sobie twoją obecność w moim życiu. Jeśli się na to nie zgadzasz, całkowicie to zrozumiem. – Przy ostatnim zdaniu mój głos zadrżał. Odważnie patrzyłam Harremu w oczy, wiedząc, że tym razem nie mogę okazać słabości. Patrzył na mnie w ciszy opierając się łokciami o bar. Leniwie skanował wzrokiem moją sylwetkę. - To co się dzisiaj między nami wydarzyło, nigdy więcej nie może mieć miejsca. – Nadal uparcie milczał i tylko patrzył mi w oczy, swoimi zielonymi tęczówkami, które w tej chwili nie wyrażały żadnych emocji. - Powiesz coś? Cokolwiek?

- Wiesz co  ode mnie usłyszysz, więc po co mam to robić? – Odbił się od baru i stanął ze mną twarzą w twarz.

- Powiedz to. Muszę to usłyszeć.

- Dobrze. Wiedz jednak, że sama tego chciałaś. – Dotknął opuszkami palców mojej twarzy. - Uważam, że jesteś tchórzem. Odpychasz mnie, bo boisz się konsekwencji naszych czynów. Boisz się tego, że przy mnie wszystko będzie ekscytujące, nowe i absolutnie nieprzewidywalne. Boisz się myśli, że mogłabyś poczuć się przy mnie lepiej niż przy nim, choć to on jest dla ciebie ucieleśnieniem harmonii i bezpieczeństwa. – Jego palce dotknęły moich ust. Powoli potarł moją dolną wargę swoim kciukiem. - Mogę być twoim przyjacielem, ale wiedz, że będziesz się przy mnie tylko i wyłącznie męczyła, więc nie wiem czy ma to jakikolwiek sens. – Odsunął się ode mnie zamyślony.


Przerażało mnie to, że już po kilku sekundach tęskniłam za jego dotykiem. Posłał mi smutny uśmiech i poszedł na parkiet, na którym nadal wszyscy tańczyli. Dołączyłam do grupy bawiących się znajomych, pozwalając im się dotykać, muskać dłońmi i przyciągać do własnego ciała. Harry tańczył z nieznaną mi kobietą, a ja zastanawiałam się poważnie nad jego słowami. Jako przyjaciółka miałam słuchać o jego podbojach i kobietach z jakimi jest w związku. Czy potrafiłabym to znieść? Przyciągnął do siebie w bardzo władczy sposób fankę, z którą wcześniej rozmawiał, a ja odwróciłam od niego wzrok. To bolało, ale choć raz poczułam się lepiej z samą sobą. Musiałam to znieść. To było jedyne dobre rozwiązanie. Nie oznaczało to jednak, że nie cierpiałam. Powolna tortura. Przebywanie obok niego było powolną, bardzo wysublimowaną torturą. Z łzami w oczach dołączyłam się do tańczącego Tylera, a on widząc moją minę objął mnie i wyszeptał do mojego ucha.

- Postąpiłaś właściwie.

- Wiem. Ale to boli.

- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. – Mówiąc to okręcił mnie wokół własnej osi, wywołując na moich ustach cień uśmiechu. Bardzo długo bawiłam się o jego boku. Kątem oka dostrzegłam jak Harry znika w jednym z korytarzy z drobną blondynką u boku i nie była to Nadine. Jako przyjaciółka miałam prawo sprawdzić co robią, prawda? Miałam prawo dowiedzieć się dlaczego postanowił zdradzić Nadine, prawda? Uwolniłam się ramion Liama i Louisa, po czym ruszyłam w stronę ciemnego przejścia. Tyler widząc to co zamierzałam zrobić, powstrzymał mnie.

- Nie idź tam. Wiesz co tam na ciebie czeka.

- Muszę to zobaczyć. – Nasze spojrzenia toczyły ze sobą cichą walkę. Wiedział, że miałam rację.

- W takim razie trzymaj. – Podał mi szklankę wypełnioną do połowy szkocką. Pokiwałam mu głową z wdzięcznością i powoli ruszyłam w wybranym przez siebie kierunku.


Z każdym krokiem czułam jak moja determinacja znika. Każdy krok był dla mnie wyzwaniem. Musiałam to zobaczyć, by pozwolić mu odejść, raz na zawsze. Stanęłam w wejściu do korytarza i spojrzałam w jego głąb. Na jego końcu dostrzegłam ruch. Postawiłam krok przed siebie walcząc z mdłościami. Byłam chyba masochistką. I to bardzo wyszukaną. Z każdym krokiem, to co dostrzegłam na początku, stawało się coraz wyraźniejsze. Harry stał niedaleko mnie, namiętnie całując się z tą obcą kobietą, a ja miałam wrażenie, że moje serce pęka na tysiąc kawałków. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy szklanka z alkoholem wyślizgnęła mi się z dłoni i upadła z hukiem na ziemię. Okruszki szkła poraniły moje nogi, ale mnie to nie obchodziło. Dziewczyna oderwała się od Harrego i odsunęła się od niego zawstydzona. Patrzyłam na niego jakbym pierwszy raz zobaczyła go w całym swoim życiu. Przez jego twarz, przez chwilę, przemknął cień smutku i żalu. 


Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia, przy którym stali już wszyscy. Żałowałam, że w ogóle tam poszłam. Żałowałam, że nie zachowałam zimnej krwi. Gdy dotarłam do drzwi wejściowych na zewnątrz lunął deszcz. Był tak gęsty, iż przypominał raczej kaskady wodospadu, niż zwykły opad atmosferyczny. Musiałam wydostać się na zewnątrz. Niebo jaśniało od piorunów. Wybiegłam na strugi deszczu, wznosząc twarz do góry. Potoki ulewy zmywały moje łzy, przynosząc mi ukojenie. Reszta towarzystwa poszła w moje ślady. Biegali wokół i tańczyli śmiejąc się na całe gardło. Odwróciłam się w stronę wejścia i ujrzałam sylwetkę Harrego. Stanął w miejscu i tylko na mnie patrzył, a woda skapywała z jego włosów, które przykleiły się mu do policzków i skroni i sprawiła, że ubrania ściśle przylegały do jego ciała. Jej potoki spływały z jego brody i nosa, gdy patrzył na mnie walcząc z emocjami, które chciały wydostać się na powierzchnię. Patrząc wtedy na niego miałam wrażenie, że dzieli nas szklana szyba.


- A nie mówiłem? Nie możemy zostać przyjaciółmi. – Wyczytałam z ruchu jego warg i zamknęłam oczy. Czułam jak krople ciepłego, letniego deszczu spływają po mojej zapłakanej twarzy. Miał rację. Nie mogliśmy być przyjaciółmi. Strata jaką odczułam zabolała mnie bardziej, niż jego widok z tą kobietą, w tym paskudnym barze. Z mojej piersi wyrwał się głęboko zduszany śmiech przepełniony rozpaczą. Wyrzuciłam ręce w górę i zaczęłam obracać się wokół własnej osi. To wszystko było jedną wielką, cholerną komedią.

———————————

All the love! S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro