Pay the bill.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Wildest Dreams - Taylor Swift*

Za oknem majaczyły jedynie niewyraźne, czasami makabryczne sylwetki drzew i małych domków kontrastujących z jaśniejącym powoli horyzontem. Mijaliśmy je w zawrotnym tempie, obserwując niczym zahipnotyzowani ten monotonny, cały czas powtarzający się film. Oświetlana przez reflektory droga, raz po raz pojawiające się w oddali znaki drogowe i mijane wioseczki, o tej godzinie,  tab bardzo pozbawione życie. Cały świat spał i żył marzeniami sennymi, ale nie my. Przed nami była jedynie pusta droga, a my byliśmy uciekinierami, zmierzającymi do jedynego miejsca, gdzie możemy być sobą z dala od ciekawskiego spojrzenia rzucanego nam przez cały świat. Gdzie mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem bez obawy, że ktoś utrwali na stałe tak cenną i za razem błahą dla nas scenę. Chcieliśmy być. Trwać. Istnieć jak każdy inny i nawet to nam odebrano.

Ciche pomruki radia rozbrzmiewały niczym kołysanka, a podgrzewane siedzenia tylko przyspieszyły proces zapadania w błogie otępienie. Harry siedział wiernie u mojego boku, pędząc na łeb na szyję w mrok, by zdążyć przed świtem. Mieliśmy zniknąć i to był jedyny sposób, by to uczynić. Mknąć przed siebie, by nie dać nikomu szansy na dostrzeżenie naszych rozmazanych za przyciemnianymi szybami sylwetek. Jego twarz przez cały czas była bardzo skupiona na ciemnej drodze. Nie dziwiłam mu się. Sama nie znosiłam prowadzić w nocy, a noc, która nas w tej chwili otoczyła była nieprzenikniona. Nie było na niebie ani jednej gwiazdy, ani nawet najniklejszego blasku księżyca. Tylko mrok. Nie chciałam mu przeszkadzać w takiej chwili. Robił to przecież także dla mnie. Uciekał i chował się niczym dzikie zwierzę, gdy powinien dumnie paradować po ulicach z wysoko uniesioną głową. Czasami, kątem oka widziałam, że mnie obserwował. Patrzył na mnie głęboko się nad czymś zastanawiając, a ja byłam chyba zbyt przerażona tym, do jakich mógł dochodzić wniosków.

Oparłam głowę o szybę i patrzyłam przed siebie czasami przed oczami widząc niekończącą się autostradę, innym razem przebłyski własnych, bolesnych wspomnień. Widziałam roześmianą do rozpuku twarz Nialla, widziałam jego dłoń pierwszy raz chwytającą po moją. Widziałam jego błyszczące w blasku ognia oczy, gdy prosił mnie w ten dziecinny sposób, bym z nim była. Widziałam jego nieprzytomny wzrok, gdy był pijany i pozwalał, by muzyka dyktowała to kim był przez tych kilka chwil. Pamiętałam jego wyraz twarzy, gdy mówił o rodzinie i Irlandii, za którą tak tęsknił. Do teraz czułam na swojej twarzy opuszki jego palców, gdy uznawał mi miłość. Czułam nacisk jego warg na swoje własne, gdy mnie całował. To było jak jeden wielki kalejdoskop wspomnień. Mogłam obserwować wszystko z każdego punktu widzenia podziwiając zmieniający się obraz. Mogłam przyglądać się barwom własnych wspomnień. Jedno z nich, najczęściej czerwone niczym sama krew, prowadziło do drugiego, czasami czarnego jak sam ból, lub błękitnego jak spokój zakochanej duszy i łączyło się z nim w niepowtarzalnie piękny sposób. Dotyk do pocałunku. Wyznanie do fali gorących uczuć. Złość do bólu. I tak właśnie skończyła się nasza historia. Bólem. Moim i jego. Okrutne, prawda? Ale jakie prawdziwe.

Obróciłam się twarzą w stronę szyby i zamknęłam oczy, chcąc choć na chwilę odpocząć. Choćbym chciała i tak wiedziałam, że nie znajdę teraz ulgi w tak prostej czynności. Myślałam za to o zerwaniach i drogach jakie wybierają ludzie, by poradzić sobie z bólem. A było ich mnóstwo i żadnej z nich nie można było nazwać złą albo niewłaściwą. Gdy się cierpiało, wszystko co mogło nam pomóc w zagłuszeniu tej potwornej pustki i tęsknoty, było dobre.

Przez całe swoje młode życie wypróbowałam większość z nich z gorszymi lub lepszymi skutkami. Płakałam nocami i sama zbierałam się do kupy, czasami pomagali mi w tym wyrozumiali przyjaciele i rodzina. Czasami zatracałam się w alkoholu i niezliczonej ilości przypadkowych kochanków, mając nadzieję, że w ten sposób zdystansuję się i zdam sobie sprawę, że coś takiego jak miłość nie istnieje. Bywały momenty, w których szukałam pocieszenia w innej osobie. Zdarzało się, że całą swoją złość i nienawiść przelewałam na mężczyznę, który złamał mi serce. Znajdowałam w nim ujście całej nagromadzonej we mnie negatywnej energii i po prostu z dnia na dzień nienawidziłam go coraz bardziej. I tak też postąpił Niall. Nie miałam mu tego za złe. Ale nie miałam także zamiaru już więcej być ofiarą. Przeprosiłam, naprawiałam i robiłam tyle ile mogłam, by posprzątać po bałaganie, jaki narobiłam. Nie miał już więcej prawa mnie poniżać, a Louis nie miał już nigdy możliwości wykorzystania tego co zrobiłam. Dość. Powiedziałam sobie dość.

Mijały godziny, a my nadal jechaliśmy przed siebie, a ja coraz bardziej dojrzewałam do niektórych decyzji. Dystansowałam się i analizowałam wszystko co się wydarzyło. Czy byłam gotowa podjąć jakieś drastyczne kroki? Może.

- Zbliżamy się do Holmes Chapel. - Usłyszałam cichy głos Harrego u swojego boku i poruszyłam się zestresowana na swoim siedzeniu. Dochodziła czwarta nad ranem. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że poznam jego rodzinę. Po tym wszystkim co mu zrobiłam, miałam ją poznać i bałam się, że nie będę potrafiła spojrzeć im prosto w oczy. Bo czy mogłam to zrobić? Czy mogłam mieć taką śmiałość?

Harry mijał wąskie uliczki swojego rodzinnego miasteczka, a ja przyglądałam się temu wszystkiemu jak zahipnotyzowana. To tutaj się wychował i stał się tym kim jest. Tutaj była cząstka jego duszy, a ja bardzo chciałam ją poznać. Podał mi swój telefon i poprosił o napisanie krótkiej wiadomości do swojej mamy i siostry o tym, że pojawiliśmy się w domu. Wjechaliśmy przez żelazną bramę na dużą posesję i zaparkowaliśmy w garażu na tyłach domu, by nie dawać sąsiadom żadnych pretekstów do plotek. Jego dom i tak znajdował się na obrzeżach miasta i nikt nie mógł za bardzo naruszać naszej prywatności. Harry pochwycił nasze torby i skierował się do małej dobudówki w głębi ogrodu.

- To domek dla gości. Jest w nim duża sypialnia, kuchnia i łazienka. Pomyślałem, że dzisiaj możemy przespać się tutaj. Nie chcę budzić niepotrzebnie mamy i siostry o tej godzinie. - Pokiwałam głową ze zrozumieniem i tylko wpatrywałam się w jego majaczącą w mroku sylwetkę. Poruszał się bardzo cicho i zwinnie powodując na moich ustach mimowolny szeroki uśmiech. Zastanawiałam się ile razy skradał się w podobny sposób do domu jako nastolatek, nie chcąc zostać przyłapanym przez rodziców.

Drzwi do małego drewnianego domku się otworzyły, a my weszliśmy prędko do środka gnani przez chłód poranka, który docierał aż do szpiku naszych kości. Rozejrzałam się wokół widząc jedynie niewyraźny zarys mebli w mroku. Nie mieliśmy zamiaru zapalać światła. Od razu skierowaliśmy się do salonu połączonego z sypialnią i odłożyliśmy na ziemię nasze bagaże. Zmusiłam się ostatkiem sił do szybkiego prysznica i już w kilka minut później patrzyłam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką, przygryzając mocno wargę, by się nie rozpłakać. Wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście. Wychudzona blada twarz i bardzo widoczne ciemne cienie pod oczami tylko podkreślały paskudny siniak szpecący część mojej twarzy. Oparłam się dłońmi o umywalkę i spuściłam wzrok z obrzydzeniem. Sama sobie to wszystko zrobiłam. Sama. Nikt inny. Połknęłam tabletki przeciwbólowe i opuściłam zaparowane pomieszczenie kierując się od razu w stronę sypialni. Harry kręcił się po niej przygotowując nas oboje do snu. Widząc mnie, uśmiechnął się do mnie łagodnie i chwilę potem zniknął tak jak ja w łazience.

Łoże małżeńskie stojące na podwyższeniu, aż zapraszało do snu. Nie to jednak zwróciło moją uwagę, a kanapa stojąca w salonie. Została posłana. Na stoliku przed nią znajdowały się jego rzeczy, a ja nie mogłam poradzić nic na to, że poczułam ukłucie bólu w klatce piersiowej. Usiadłam na środku łóżka gościnnego i tylko przysłuchiwałam się dźwiękom dochodzącym z pomieszczenia obok. Wyciągnęłam telefon ze swojej torebki i zaczęłam przeglądać pozostawione wiadomości i nieodebrane połączenia. Kilka z nich było od Tylera, jednak większość należała do Nialla. Zadzwonił do mnie pierwszy raz od zerwania i wiedziałam co miał mi do powiedzenia. Zmusiłam się do ich odsłuchania i tak jak przewidywałam, wszystkie dotyczyły tego samego. Przeprosin za zrobienie mi krzywdy. Był załamany. Nie potrafiłam jednak myśleć jasno po tak wielu godzinach bez snu, więc postanowiłam odzwonić do niego następnego dnia.

Harry wyłonił się z łazienki owinięty jedynie ręcznikiem wokół bioder powodując na moich policzkach spektakularne rumieńce. Jego tors był jeszcze wilgotny po prysznicu, a z jego włosów kapała woda, wprost na idealnie wyrzeźbiony tors. Zalała mnie fala pożądania, której nie spodziewałabym się w takiej sytuacji nawet za sto lat. Po cichu podszedł do kanapy i wciągnął na siebie koszulę, zmuszając mnie, bym odwróciła od niego natarczywe spojrzenie.

- Harry – Zaczęłam zachrypniętym głosem. - Nie musisz spać na kanapie. Zmieścimy się razem na tym wielkim łóżku. - Pomimo panującego mroku zauważyłam jak mimowolnie mięśnie na jego placach się napięły.

- Wiem.

- Wiesz? - Powtórzyłam za nim niczym echo. Nie rozumiałam. Nic z tego nie rozumiałam. Słysząc mój głos odwrócił się do mnie twarzą, a ja ujrzałam na niej wahanie.

- Wybacz Lily, ale to zbyt wiele nawet dla mnie – Jego zachrypnięty niski głos dotarł do mnie i uderzył w moje połamane serce. - Widząc ciebie z Niallem w salonie dotarło do mnie, jak wiele dla siebie znaczyliście i jak bardzo starałem się wam to wszystko zniszczyć z własnych egoistycznych powódek. - Ruszył powoli w moją stronę, a ja bardziej skuliłam się na środku posłania, jakby z obawy, że mnie uderzy. To nie bólu fizycznego się spodziewałam, ale psychicznego. Mógł mnie zranić każdym wypowiedzianym słowem, a ja nie byłam w stanie znieść już ani odrobiny więcej. - Przez cały czas naszej znajomości, powtarzałaś mi, że szanujesz przyjaźń moją i Nialla. Mówiłaś o tym, że chcesz być wobec niego fair i dopiero dzisiaj dotarło do mnie to, jak cholernym byłem dupkiem. Dotarło to do mnie, gdy ujrzałem ciebie leżącą na ziemi u jego stóp. - Znalazł się przede mną, a ja niechętnie podniosłam na niego wzrok. - Jestem jego przyjacielem, a zrobiłem tak wiele obrzydliwych rzeczy za jego plecami. Gardzę sobą z tego powodu.

- Nie zrobiłeś niczego do czego i ja nie dążyłam. Choć udawałam, że jest inaczej.

- Teraz nie ma to już większego znaczenia Lily. To ja powinienem być tym mądrzejszym, bo to wszystko związane było z moim najlepszym przyjacielem, a nie twoim.

- Już nie cofniesz czasu Harry. - Odparłam cicho czując, że ten zielonooki chłopak zabija coś w moim środku. - Żałujesz tego wszystkiego? - Wydusiłam z siebie i spojrzałam na swoje stopy.

- Nie. - Powiedział spokojnym głosem. - Ale mogę zadbać o przyszłość i o to, by to wszystko już więcej się nie powtórzyło. Nie mogę ciągle wykorzystywać twojej słabości. Bo to właśnie robiłem. Wykorzystałem to, że byłaś załamana i tak bardzo delikatna. Przepraszam – Uklęknął przede mną, a ja poczułam jak zbiera się w moim wnętrzu potworny krzyk rozpaczy.

- Nie wykorzystywałeś mnie Harry. Potrzebowałam ciebie.

- Wiedziałem, że to powiesz. - Roześmiał się z goryczą. Jego dłoń delikatnie dotknęła mojej, a ja poczułam jak rozpadam się na kawałeczki. Nie rób tego Harry, pomyślałam. Nie zrywaj ze mną. - - Przepraszam cię za wszystko. To przeze mnie stałaś się Plotkarą. To przez mój romans z Antheą Moss to wszystko ci się przydażyło. To przez to jak potraktowałem Nadine tak wiele razy cierpiałaś. To przez moje błędy płacisz ty i Niall. Przepraszam.

- Nie masz za co mnie przepraszać. Nie tylko ty popełniłeś błędy. Każdy z nas to uczynił. - Powiedziałam wypranym z emocji głosem. Skinął głową słysząc moje i wstał. - Po co mnie tutaj ze sobą zabrałeś?

- Tak jak mówiłem, chciałem mieć na ciebie oko. Potrzebujemy oboje trochę spokoju, a tutaj nic się tobie nie stanie i nikt nie będzie się tobie narzucał.

- Dziękuję. - Odparłam jedynie i położyłam się, czując jak łzy spływają po mojej twarzy. On się obwiniał za to wszystko, czego ja byłam prowodyrem. O Boże, ten ból był nie do zniesienia. Odbierał mi dech. Gdy leżałam spokojnie sama w tym ogromnym łóżku, poczułam się jakbym na nowo zapadała się w wielką czeluść smutku i ciemności. Topiłam się. Po raz kolejny się topiłam i bałam się, że tym razem nie było odwrotu. Nie potrafiłam się opanować i spytałam cicho, nie wiedząc, czy Harry już czasem nie zasnął. - Czy ty naprawdę mnie kochałeś? - Mój szept poniósł się po pomieszczeniu i ranił moje własne uszy.

- Nadal cię kocham – Odpowiedział po długich minutach.

- To dlaczego mnie odpychasz? - Spytałam czując jak krokodyle łzy spływają po mojej twarzy.

- Bo choć cię kocham, to wszystko nigdy nie powinno się wydarzyć. Ten chory trójkąt miłosny. Ta nienawiść i rywalizacja. Wszystkich nas to tylko zniszczyło.

Chciałam wtedy krzyczeć. Wstać z łóżka i wykrzyczeć mu w twarz wszystkie obelgi, które znam, by mnie zrozumiał. Zrozumiał, że to wszystko było moją winą, bo nigdy do końca go od siebie nie odepchnęłam. Bo pozwoliłam mu na zatracanie się w sobie i wyznanie mi miłości. A teraz pozwalałam mu na to, by się za to wszystko obwiniał. Pomiędzy obelgami chciałam powiedzieć mu jak desperacko go potrzebuję i kocham, ale nie potrafiłam. Nie gdy on sam już wszystko przemyślał i zadecydował o naszych wspólnym odkupieniu, którego ja nie potrzebowałam. Jedyne czego pragnęłam to niego. To zawsze chodziło o niego. Ta tragiczna opowieść zawsze była o nim.

Byłam głupia myśląc, że po tym wszystkim co zrobiłam, zostanie ze mną, że dostanę go w ramach prezentu z niebios. Bóg nigdy nie wybaczył Lucyferowi. Pozwolił mu przez wieczność trwać w ciemności, gdy ten jedynie w niego zwątpił. Dlaczego takiej zagubionej duszy jak ja miałby należeć się anioł stóż? No właśnie. Ja też nie znalazłam żadnego argumentu za.

Life will let you get away with something for a while,

but sooner or later, you will pay the price.

Everything you do in life causes the effects that you experience.

 When you get the bill, be prepared to pay. - Iyanla Vanzant.

-------------------

Swiftie. Tak bardzo Swiftie.

All the love, S.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro