Przysługa na wagę złota.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elektryzujący błękit tęczówek przyzywał mnie do siebie we śnie. Widziałam tylko te ciemne, błyszczące w mroku oczy pełne nienawiści i pogardy. Jesteś dla mnie niczym, szeptały, a ja przewracałam się z boku na bok, z krzykiem zduszonym w moim gardle. To było gorsze niż najwyśmienitsza tortura. Bolało mnie wszystko to, co udało mi się zaleczyć w tych kilka bardzo długich i bardzo ciężkich dni. Cierpiałam, tak bardzo cierpiałam. Zerwałam się z łóżka zlana zimnym potem, oddychając spazmatycznie. Podwinęłam kolana pod samą brodę i po prostu płakałam pozwalając sobie na ciche łkanie.

On nie tylko mnie zranił, on mnie poniżył. Tak strasznie mnie poniżył. Stałam przed nim, bezbronna równie złamana jak on, a on spojrzał na mnie, jakby był o stokroć więcej wart, niż ja kiedykolwiek będę. Spojrzał na mnie jak na zużytą szmatę, mając u boku swoją piękną, długonogą blondynkę. Stał tam dumny, trzymając w swoich ramionach nową zdobycz, gdy ja kuliłam się bliska załamania, za plecami własnego przyjaciela. Nasze zdjęcia, jego jako triumfatora, a mnie jako ofiary, miały jutro okrążyć cały glob. To on miał wyjść zwycięsko z tego zerwania. Boże, gdyby kiedykolwiek mi na tym zależało.

Ja pragnęłam to jedynie przeżyć. Przetrwać ten niekończący się, nawracający co dzień koszmar. Jak mogłam pragnąć czegoś więcej? Jakbym śmiała pragnąć czegoś więcej? On najwidoczniej miał inny plan. Chciał mnie zniszczyć i pokazać gdzie jest moje miejsce. I nie miało dla niego żadnego znaczenia jak ja skończę po tym wszystkim. Bo nie wiedział jak bardzo się stoczyłam po naszym zerwaniu. Nie wiedział jak bardzo się upijałam tylko po to, by przez ułamek sekundy poczuć, że żyję. Nie wiedział, że czasami, gdy byłam w takim stanie nawiedzał mnie we snach, mówiąc, że mnie kocha. Nie wiedział, że robiłam to wszystko, by usłyszeć to, choćby we śnie. Nie wiedział, że gdy budziłam się następnego dnia rozpadałam się jeszcze bardziej na kawałki, gdy zdawałam sobie sprawę, że było to tylko moim urojeniem. Jak mógł wiedzieć, skoro mu o tym nie powiedziałam? Wiedział, że nie chciałam wygranej, bo ja już dawno przegrałam. Wróciłam do domu niesiona na tarczy. Trzy tygodnie temu. Przegrałam siebie, jego, nas.

Niszczył mnie tym wszystkim co robił. Niszczył moje wspomnienia z nim związane. Tak czyste, idealne i bajkowe. Teraz zamiast jego uśmiechniętych ust, widziałam jedynie oczami wyobraźni, ten paskudny grymas, który mi zaprezentował parę godzin temu. Jak mógł mi to zrobić, jak mógł nam to zrobić. Gdy myślałam, że znowu moja emocjonalna żałoba rozpocznie się na nowo, usłyszałam głośne pukanie do drzwi mieszkania. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do przedpokoju, nie wiedząc do końca na co liczę. Że kogo zobaczę? Nialla? Harrego? Tylera? Nie patrząc przez wizjer otworzyłam zamaszyście drzwi, by potem od razu się o nie oprzeć zszokowana. Przede mną stał Louis trzymający w ramionach zalanego w trupa i rannego Tylera. Czekaj, rannego Tylera?

Rzuciłam się w ich stronę i pomogłam im wejść do środka. Od razu zasypałam Louisa pytaniami.

- Co się stało? Dlaczego jest ranny? O Boże...wszystko z nim dobrze? Może powinnam zadzwonić na pogotowie? Ta brew nie wygląda dobrze – Zaczęłam wpadać w ten przerażający pełen paniki trans, gdy Louis posadził Tylera na kanapie i chwilę potem pochwycił mocno moje ramiona i potrząsnął mną, bym się uspokoiła.

- Przeżyje. Dostał trochę po mordzie, ale wystarczy trochę wody utlenionej i lodu – Spojrzał na jego twarz i się skrzywił. - Dużo lodu – Zanim zdążył coś dodać, poleciałam do łazienki po potrzebne mi opatrunki. Rzuciłam nimi w rozbawionego moją reakcją Louisa, po czym dołączyłam do niego z woreczkami ze zmrożoną wodą. Zaczęliśmy go obmywać i opatrywać, aż wreszcie wydusiłam z siebie nurtujące mnie pytania.

- Jak to się stało? Tyler nigdy się nie bije.

- Niall się stał – Woreczek z lodem wypadł z mojej dłoni na podłogę z nieprzyjemnym plaśnięciem. - Jak tylko odjechałaś, rzucił się na niego i wymierzył mu zaskakująco celny cios prosto w twarz.

- Uderzył Nialla?

- Tak. Bardzo mocno. A ten nie pozostał mu dłużny – Aż wstyd było mi się przyznać, ale poczułam dumę i malutką, lecz nadal obecną iskierkę satysfakcji. A nie powinnam. Tyler stanął w mojej obronie. Tyler, który brzydził się agresją. Nawet nie wiedziałam, że potrafi kogoś uderzyć.

- A co z Niallem? - Spytałam wystraszona. W sumie to byłam cholernie przerażona, ale to mały, nieistotny szczegół.

- Wygląda podobnie. Nic mu nie będzie – Dodał, by mnie uspokoić.

- Nawet nie wiedziałam, że tam byłeś.

- Wyszedłem trochę późnej z Harrym – Zadrżałam. Styles też tam był. - W sumie to on pierwszy rzucił się, by ich rozdzielić. Cała reszta stała zbyt zszokowana, by zareagować. Żebyś widziała minę Liama. Myślałem, że kto jak kto, ale to on pierwszy rzuci się z pomocą, ale nie. Zareagował nasz Harold. - Chyba jakaś moc z niebios zesłała tego faceta na ziemię, by ocalił mi tyłek za każdym razem, choć pewnie nieświadomie, pomyślałam. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego to nie on przyprowadził tutaj Tylera. Nie żebym aż tak bardzo za nim tęskniła. A tęskniłam i to bardzo. Ja bez niego usychałam. Upadałam i rozpadałam się na kawałki, które tak skrupulatnie sklejał.

- A Harry? Mam nadzieję, że nie dostał przypadkowo w twarz? - Louis spojrzał na mnie kątem oka, z nikłym uśmiechem na ustach.

- Nie. Chciał przyprowadzić tutaj Tylera, ale zmusiłem go, by pojechał z Niallem. Ostatnio tylko on jeszcze do niego trafia i potrafi go uspokoić. Ja za to poszedłem napić się z Tylerem – Warknęłam wściekła pod nosem.

- Trzeba było od razu go tutaj przyprowadzić.

- Trzeba było go zdezynfekować.

- Od środka? - Zawołałam porządnie wkurzona. - Ma rany zewnętrze, a nie wewnętrzne idioto.

- Wódka potrafi wszystko i hej! Tak okazujesz mi wdzięczność – Był rozbawiony i trochę zły.

- Tak, właśnie tak Tomlinson.

- Jak zawsze miła, Grey – Odfuknęłam coś niemiłego pod nosem, po czym z pomocą tego szaleńca, zaniosłam Tylera do mojej sypialni. Rozebraliśmy go z tylu ubrań na ile nam wypadało, po czym pozwoliliśmy mu spokojnie spać. Tyler moim obrońcą. Co porobiło się z tym światem. - Cieszę się, że to Tyler mu pierwszy przyłożył, bo jestem pewny, że gdyby nie on, zrobiłby to Harry – Powiedział cicho po czym zabrał się za robienie herbaty. Nie wiedział co gdzie znajduje się w mojej kuchni, ale mu to nie przeszkadzało. Już po paru minutach pod moim nosem znalazł się cudownie dymiący napój. Patrzyłam w swój kubek rozważając w ciszy jego słowa. Harry, Harry, Harry.

- Przepraszam, że znowu narobiłam wam problemów.

- To nie twoja wina. Niall zachował się jak rasowy dupek – Westchnął i przeczesał włosy dłonią jeszcze bardziej je czochrając. - A tamta dziewczyna jest mu obca. Poznał ją w klubie - Powiedział łagodnie się do mnie uśmiechając. - Słuchaj, od jakiegoś czasu chciałem z tobą porozmawiać...

- O czym? - Zainteresowałam się i zestresowałam za razem. To dlatego spławił Harrego tej nocy.  Miałam mu to trochę za złe, bo najzwyczajniej w świecie wiedziałam, że z tym zielonookim chłopakiem u boku, poczułabym się trochę lepiej.

- O Niallu – Westchnął po czym usiadł dokładnie przede mną. Nieśmiało spojrzał w moje oczy. Trochę mnie tym gestem zbił z pantałyku. - Nie radzimy sobie z nim. Nie wiem jak ze sobą ostatecznie zerwaliście i to absolutnie nie mój interes – Powiedział szybko i spojrzał na mnie z nadzieją. - Ale od tygodni on staje się coraz bardziej porywczy. Nigdy się tak nie zachowywał. Upija się do nieprzytomności, robi się agresywny, sprowadza co noc wszystkie te dziewczyny... – Urwał, zły chyba sam na siebie. - Przepraszam, nie powinienem tego tobie mówić.

- Jest w porządku - Powiedziałam cicho czując rosnącą gulę w gardle. Gdy ja tutaj...umierałam, on odreagowywał. To było okropne. Słuchanie o tym bolało.

- On coś bierze Lily. Widziałem puste woreczki. Boję się, że może być to coś większego kalibru. Jestem przerażony i nie wiem co mam zrobić. Starałem się z nim rozmawiać setki razem, ale za każdym razem przerywa mi w pół zdania, twierdząc, że nie mam pojęcia o tym co czuje. Ja... po prostu nie wiem co mam już zrobić – Powtórzył po raz setny.

- Każdy inaczej znosi rozstania, Louis.

- Wiesz, spodziewałem się, że....

- To ja będę się tak zachowywała? - Spytałam nawet trochę rozbawiona. - To bardzo w moim stylu. Ale tym razem było inaczej. Rozstaliśmy się w pokoju. Z szacunkiem, Louis. Nie mogłam się tak zachować.

- Więc o co chodzi?

- Po prostu cierpi – Potarłam dłońmi twarz. Poczułam się bardzo nieprzyjemnie tłumacząc mu to wszystko. Nie chciałam teraz o tym rozmawiać, ale byłam winna Louisowi przysługę. - Czuje się zdradzony. 

- To nie jest cierpienie – Powiedział cicho. - Ja wiem jak to jest mieć złamane serce. Wiem jak to cholernie boli, ale on zmierza do autodestrukcji. Wszyscy już próbowaliśmy. Jeszcze trochę, a zainteresuje się management – Powiedział sfrustrowany. - Nie możemy pozwolić sobie na takie problemy przed trasą. Chcę mu pomóc i myślę, choć cholernie egoistycznie, że to ty możesz okazać się magicznym lekarstwem – Gdy wspomniał o Modest! Krew we mnie zawrzała. Ich management był akurat ostatnim miejscem, gdzie przejmowali się losem chłopaków. Dla nich liczyły się tylko pieniądze. Duże, obrzydliwie wielkie sumy pieniędzy.

- Nie pomogę mu Louis. Wyraźnie powiedział mi czego ode mnie oczekuje. Nie chce mnie już w swoim życiu. Nie chcę mu się narzucać. Dzisiaj przed klubem tylko to podkreślił. Jestem dla niego nikim. Między nami wszystko jest skończone.

- Gówno prawda. Oboje o tym wiemy. Jesteś osobą, której potrzebuje, choć nawet się do tego ten idiota nie przyzna. To dlatego sypia z tymi wszystkimi kobietami. Szuka choćby przebłysku ciebie w tych dziewczynach.

- Nie mogę Louis – Powiedziałam całkiem szczerze. - Widziałam to w jego oczach. Nie mogę. Nie zmuszaj mnie. Już dośc oboje się nacierpieliśmy. Pozwól temu odejść.

- Do niczego nie mogę cię zmusić, jednak cię proszę.

- Rozstaliśmy się, bo twierdził, że znienawidzilibyśmy się przez jego ciągły brak zaufania do mnie i tego co robię w swoim życiu. Kocham go, naprawdę i to dlatego zgodziłam się na to, by mnie zostawił. A chciałam walczyć i walczyłabym, ale nie chciał tego. Wyraźnie mi to powiedział – Westchnęłam i odgarnęłam włosy z twarzy. - Staram się codziennie jakoś pozbierać do kupy, a spotykając się z nim rozdrapałabym tylko niepotrzebnie jeszcze tak świeże rany. To zabrzmi bardzo egoistycznie, ale obawiam się, że ani on mnie, ani ja jego, już nie mogę potrzebować.

- Potrzebujesz – Powiedział Louis. Zerwałam się z miejsca wyprowadzona z równowagi.

- Przestań – Zawołałam. - Czego ode mnie chcesz Louis? Co mam tobie powiedzieć? Że to moja wina? Wiem o tym. Że to przeze mnie tak się stacza? Wiem o tym Louis. Wiem! Ale wiesz co? Jakoś nikt nie pyta, jak ja się z tego powodu czuję. Ja także mam uczucia, choć pewnie na to nie zasługuję. Spójrz na to z mojej perspektywy. Spieprzyłam po całości, ale jakoś wy potrafiliście mi to wybaczyć. Każdy mi to wybaczył, poza nim. To on mnie porzucił, a teraz traktuje mnie jak szmatę. Jak powinnam się zachowywać? Mam teraz do niego lecieć i błagać go o to, by pozwolił mi sobie pomóc i cieszyć się jeśli mnie nie poniży po raz kolejny? Uwierz kocham go. Nadal za nim tęsknię, chcę mu pomóc, ale wiem jak to się skończy. Nie pozwolę na to, by znowu sprowadzić mnie na samo dno. A podświadomie czuję, że tak się właśnie stanie. On szuka zemsty.

- Zasłużył sobie na twoją pomoc – Odparł. Uderzył w mój czuły punkt. Byłam mu to winna. Po tym całym gównie, powinnam się przed nim kajać, przed nimi wszystkimi i błagać o wybaczenie. Żałowałam, przeprosiłam i naprawiłam wiele błędów. Walczyłam o nich i zamierzałam rozpętać wojnę z Modest! ryzykując moją karierę i wszystko co miałam. Czego on jeszcze ode mnie oczekiwał? - Zasłużył Lily.

- Obwiniasz mnie za to – Nic nie odpowiedział. - Każdy sam decyduje o swoim życiu. Każdy wybiera swój sposób na odreagowanie. Ja umierałam tutaj, każdego dnia. Sama. On ruszył na miasto i postanowił się zatracić. Zraniłam go, ale i on mnie. Porozmawiam z nim, ale nie zrobię tego dla ciebie – Rzuciłam sucho.

- Tylko o to mi chodziło – Podniósł się ze swojego miejsca.

- Nienawidzisz mnie, prawda? - Spytałam, gdy już wychodził na korytarz.

- Nie Lily – Potrząsnął głową. - Ja jedynie obawiam się, że zniszczysz moich dwóch najlepszych przyjaciół. To wszystko.

- Nie zranię Harrego. Nigdy nie zrobię mu krzywdy.

- Już na to za późno Grey. O wiele za późno. Już bardzo dawno temu to zrobiłaś. On cierpi. Cały czas.

- Chcesz bym się odsunęła? Zniknęła z waszego życia?

Długo patrzył w moje oczy. Widziałam na jego twarzy ogromną walkę z tym czego pragnął on sam, a tym czego pragnęli jego przyjaciele.

- Zrobisz to, co uznasz za stosowne.

Tym razem nie miałam wątpliwości do co tego, co chciał mi przekazać.

--------------

50 tyś? Wiecie, że zaczyna mnie to przerażać?

Kocham Was i tak bardzo za wszystko dziękuję! xx

+ dla Boo za ostatnie zaniedbanie :) xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro