W blasku ognia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co pijesz? - Spytałam dosiadając się do Tylera. 

- Nic.

- Nalej mi więc, trochę tego swojego nic. - Do mojego plastikowego kubka spłynęła spora ilość szkockiej. Szkocka oznaczała doła. - Co się stało? - Spytałam wiedząc, iż coś było zdecydowanie nie tak.

- Zerwał ze mną.

- Kto? Byłeś z kimś? - Spytałam zaskoczona. Spojrzał na mnie spodełba.

- Oczywiście, że z kimś byłem. Zawsze z kimś jestem.

- No właśnie. Więc co tym razem się zmieniło? Zwykle pijemy wódkę po twoich zerwaniach. 

- Ten koleś zasługuje na szkocką. - Mówiąc to spił duży łyk alkoholu z naczynia w dłoni. Poszłam w jego ślady. Nie powinien pić sam. Ciecz rozpaliła mój przełyk i spłynęła do mojego żołądka, przyjemnie go rozgrzewając.

- Jaki był? - Spytałam, a on wydał z siebie w odpowiedzi długie i głębokie westchnienie.

- Ekscytujący. Intensywny. Inny.

- Brzmi jak ideał. Co poszło nie tak?

- Ja. Ja poszedłem nie tak. - Patrzyłam na niego bez słowa. - Chyba chciałem zbyt wiele, zbyt szybko, nie biorąc pod uwagę zaangrażowania uczuć. Wiesz co powiedział mi, gdy ze mną zrywał? Że od samego początku wiedział, że będę jego jedną wielką pomyłką, ale mimo to nie mógł mi się oprzeć i zaryzykował. 

- Koleś zabrzmiał totalnie jak Taylor Swift.

- Jest jej fanem. - Zaśmiał się. 

- Nie angażujesz się, bo ktoś kiedyś złamał tobie serce, prawda? - Spytałam nie do końca wiedząc czego się spodziewać. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. I Tyler wydawał się być z tego powodu zadowolony.


Wieczór tego dnia był piękny. Wraz z całą resztą znajomych zdecydowaliśmy zorganizować tej nocy ogromne ognisko. W ogrodzie za domem naznosiliśmy mnóstwo drewna i rozpaliliśmy ogień, otaczając go dużymi kłopami i kamieniami. Wokół ustawiliśmy drewniane ławki i małe drewniane siedziska. W ogrodzie zebraliśmy się już niemal wszyscy. Ludzie krążyli od grupy do grupy i przyłączali się do toczonych dyskusji i opowiadanych opowieści. Wszyscy popijaliśmy piwo albo alkohol z plaskitowych kubków, ciesząc się swoim towarzystwem. W powietrzu unosiła się woń palonego drewna i lasu. Otaczała nas symfonia dźwięków, cykad, cichych pobrzdąkiwań gitar i śpiew zebranych, melodyjne śmiechy dziewczyn po drugiej stronie ogniska i szelest liści targanych przez wiatr dochodzący do nas znad jeziora.


Spojrzałam przed siebie i na chwilę zamarłam w niemym zachwycie. Księżyc był dzisiaj w pełni i rzucał oszałamiającą poświatę na taflę jeziora, znajdującą się za plecami zebranych. Woda wydawała się być stojącym w miejscu, czarnym, absolutnie zachwycającym zwierciadłem. Moje spojrzenie przyciągnęła postać siedząca naprzeciwko mnie, po drugiej stronie ogniska. Jego włosy wydawały się w tym świetle miękkim, niemalże czarnym jedwabiem. Mrok wyostrzył jego piękne rysy, jednak pozostawił jego błyszczące oczy takie jak zawsze. Pełne witalności, wewnętrznego blasku i tej niebezpiecznej iskierki, którą identyfikowałam jako rozbawienie. Patrzeliśmy sobie z Harrym w oczy zapominając o całym świecie na tych kilka chwil. Mimo, iż był tak bardzo ode mnie oddalony, czułam jakby siedział tuż obok mnie. Mimo, iż ciągle toczonej wewnętrznej walki, nie mogłam się oprzeć pokusie i raz po raz na niego spoglądałam. Siedział w towarzystwie siostry i jej znajomych. Uśmiechał się do nich szeroko, powodując, iż w jego policzkach ukazały się urocze dołeczki. Był zdecydowanie zbyt przystojny.


- Skąd wiedziałeś, że z nim jesteś, skoro nie bawisz się w związki? Skąd wiesz, że z kimś jesteś? - Spytałam nagle. To było dla mnie zawsze jedną wielką zagadką.

- Takie rzeczy się wie. 

- Sama nie wiem. To jest tak bardzo subtelne.

- A! Już wiem do czego pijesz! Chodzi o Nialla, prawda? Przecież zaprosił cię tutaj, jako swoją drugą połówkę. 

- Niby tak, ale nigdy więcej o tym nie rozmawialiśmy. Może jestem staroświecka, ale lubię ustalać takie rzeczy. Lubię wiedzieć na czym stoję. Zadeklarowany związek do czegoś zobowiązuje, a wolny...zobowiązuje do braku zobowiązań.

- Czyli według twojej pokrętnej teorii, nie jesteśmy przyjaciółmi, tak długo, dopóki tego nie ustalimy? 

- A jesteśmy? - Wyszczerzyłam się do niego.

- Oczywiście, że tak. Myślisz, że niby dlaczego tutaj jestem. Dla ciebie.

- O tak. Rzeczywiście. Nie zauważyłam twojego wielkiego poświęcenia. Przecież strasznie się tutaj męczysz, siedząc przy ognisku przed piękną rezydencją, w towarzystwie sław, które cię uwielbiają, pijąc darmowy alkohol. Bardzo ci współczuję. Bardzo.


Poczułam jak Tyler uderza mnie dla żartu w ramię, jednak zrobił to na tyle mocno, że przeleciałam do tyłu przez kłodę, na której siedzieliśmy i wylądowałam plecami na mokrej jeszcze od deszczu trawie. Dzierżony przeze mnie drink rozlał  się na trawę ochlapując moją twarz. Zaśmiałam się tak głośno i mocno, że od tego, aż rozbolała mnie głowa, o brzuchu nie wspominając. Zwijałam się ze śmiechu, nawet nie próbując się podnieść. Tyler przyłączył się do mnie w tej samej chwili. Zgiął się w pół i śmiał się tak szczerze i serdecznie, że aż ścisnęło mi się serce ze szczęścia. Jego policzki płonęły, a z jego oczu powoli zaczęły spływać łzy. W kilka chwil, całe zebrane przy ognisku towarzystwo się do nas przyłączyło, tworząc jedną wielką salwę śmiechu.


Spojrzałam na gwiazdy nad nami, które świeciły dzisiaj wyjątkowo jasno i na tą jedną chwilę, zapragnęłam by czas mógł się zatrzymać. W tej jednej chwili, na nowo poczuliśmy się jak młodzi ludzie. Mieliśmy przecież po dwadzieścia lat. To codzienne życie i jego trudności sprawiały, że czuliśmy się dorośli i o wiele mniej szczęśliwi. Po długich chwilach wyczerpującego śmiechu, spróbowałam podnieść się na nogi, ale bezskutecznie. Pochyliły się nade mną przyjazne twarze kolegów z wyciągniętymi w moją stronę dłońmi. Gdy ponownie usiadłam na swoje miejsce poczułam się o kilka lat młodsza i o wiele lżejsza na sercu i duszy.


Ognisko przed nami raz po raz wyrzucało w niebo snopy iskier, wydając z siebie przyjemny syk. Patrzyłam na nie jak zahipnotyzowana szeroko się uśmiechając. W oddali dotrzegłam przyglądajacego mi się uważnie Harrego. Od jego uśmiechu i intensywnego spojrzenia zakręciło mi się w głowie.

- Nie powinnaś tak na niego patrzeć. - Rzekł, już spokojny Tyler. - Nikt nie powinien patrzeć tak na siebie w towarzystwie innych ludzi.

- Co mnie ominęło? - Nagle przed nami pojawił się Niall z butelkami schłodzonego piwa. Oboje podskoczyliśmy wystraszeni na swoich miejscach. Wyjęłam jedną z butelek z jego dłoni i upiłam łyk, patrząc na niego z wdzięcznością. Usiadł chwilę potem u mojego boku, zarzucając swoje ramię na moją szyję i przyciągając mnie do siebie bliżej.

- Lily zastanawiała się czy jesteście razem, bo w sumie o tym nie gadaliście. 

- To ludzie jeszcze pytają się o chodzenie? Myślałem, że to ma miejsce tylko w podstawówce? - Spojrzał na mnie uważnie. 

- Nie. Ale Lils jest cholernie staromodna.

- Tyler, jesteś oficjalnie najgorszym przyjacielem ever.

- Pytam poważnie. - Niall szeroko się uśmiechał. - Myślałem, że zapraszając ciebie tutaj wyraziłem dość dobitnie, to czego od ciebie pragnę. Jeśli chcesz mogę zorganizować jakąś uroczystość czy coś albo może powinienem klęknąć...

- Nie! Żadnego klękania! - Zawołałam zrywając się na równe nogi. Nagle powróciły do mnie niechciane wspomnienia. Pachnąca łąka o północy, błysk pierścionka zaręczynowego i moja ucieczka przed mężczyzną, który mnie przerażał. Tyler odczytał panikę w moich oczach i natychmiast zareagował. 


- Stary, myślę, że wystarczy jak ją pocałujesz. - Pchnął go w moją stronę. - I ładnie spytasz czy chce z tobą być. - Ponad ramieniem Nialla spojrzałam mu w oczy. Rozumiał. Chwilę potem poczułam dłonie Nialla na swojej twarzy. Delikatnie ujął ją w swoje ciepłe palce i zwrócił ją w swoją stronę. Teraz widziałam jedynie jego pięknie błyszczące oczy w blasku rzucanym przez ogień. Na nowo się uspokoiłam. 

- Lily Grey, czy zechcesz być moją dziewczyną? - Patrzyłam na niego uważnie. Dlaczego wszystko nie mogło być takie proste? Tylko ja i on. On i ja? 

- Tak. - Wyszeptałam. Jego usta odnalazły moje. Wokół nas ludzie zaczęli wiwatować i gwizdać radośnie. Kątem oka dostrzegłam Harrego oddalającego się od znajomych zebranych przy ognisku. Chciałam za nim pójść, jednak oplatające mnie ramiona Nialla mnie powstrzymały. W tle usłyszałam cichy brzdęk gitary i melodyjny głos śpiewający jedną z najsłodszych piosenek jakie znałam.


"Settle down with me, cover me up, cuddle me in, lie down with me, and hold me in your arms..."


Wszyscy zbliżaliśmy się do śpiewającego chłopaka i stanęliśmy przed nim w półkolu. Niall oparł swoją brodę na moim ramieniu i oplótł mnie ściśle swoimi ramionami. Wiele ludzi dołączyło się do śpiewającego chłopaka przy refrenie. Głos Nialla, podczas gdy śpiewał piosenki, przyjemnie drażnił moje ucho. W oddali ujrzałam sylwetkę Harrego, który wychylił kubek z alkoholem i chwilę później zniknął w spowitym mrokiem wejściu do domu. 

- Wszystko ok? - Szept blondyna sprowadził mnie na ziemię. 

- Tak. Po prostu zobaczyłam Harrego i...

- Przechodzi teraz przez mały kryzys z Nadine. Chyba od samego przybycia tutaj się nie dogadują. Musi to przetrawić. Chyba powinien pobyć przez chwilę sam.


Wtuliłam się w niego mocnej czując spokój. Byłam bezpieczna w jego ramionach. Wszystko mogło być dobrze, jeśli tylko zechcę. Jeśli pozwolę się mu sobą zaopiekować. Po odśpiewaniu dziesiątek piosenek, reszta wieczoru wydała się bardzo spokojna. Grubo po północy, zmęczona położyłam się spać do mojego małego pokoiku na piętrze. Leżałam w mroku opatulona ściśle puchatą pościelą, gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie. Żegnając się przed snem z Niallem przeczuwałam, że może jeszcze do mnie powrócić tej nocy. 


- Niall, jakoś byłam pewna, że.... - Otworzyłam szerzej drzwi i ujrzałam na ich progu opierającego się o futrynę pijanego Harrego. 

- Harry? - Spytałam całkowicie zaskoczona. Jego dłonie wepchnęły mnie ponownie do pokoju. Drzwi zamknęły się za nami z cichym kliknięciem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro