1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce prażyło niemiłosiernie, a lipcowy dzień był cholernie gorący. Słupek rtęci poszybował do góry i tylko wariat w taki upał przebywałby w pełnym słońcu. Jednak Hailey należała do wariatów. Była znana z tego, że wszystkiego musiała dopilnować sama. Ciężko pracowała, dosłownie wykańczała się, ale przez siedem pieprzonych lat próbowała zapomnieć. Często nocą  dopadały ją koszmary, a blizny przypominały jej o tym, co się stało i co straciła. A straciła w życiu prawie wszystko. Jednak jej środkiem ciężkości był Nick i Kieran. To oni trzymał ją wciąż na powierzchni niczym liny statek. Trzymali i nie dawali się utopić w żalu i smutku. Kochała ich obu, ale to Nick był jej najukochańszym wujkiem i żałowała, że przez tyle lat nie wiedziała o nim i o mamie. Siadała wieczorami i czytała jej pamiętniki. Dzisiaj też przyjdzie przeczytać jej kolejną stronę, a jutro kolejną i kolejną.

Zeskoczyła ze swojej klaczy i zrzuciła siodło, po czym oporządziła ją i pognała do stajni do zacienionego boksu. A sama ruszyła w kierunku domu, ale przy wyjściu ze stajni zaskoczył ją głos.

- Wciąż ścigasz demony? - Obróciła się na ten ukochany dźwięk.

- Kieran! - Wykrzyknęła i rzuciła się przyjacielowi na szyję.

- Stęskniłaś się, Skrzacie?

- Dawno cię nie było w White Horse - poskarżyła się, po czym roześmiała szczęśliwa.

- Wracam - uśmiechnął się i pocałował ją w usta.

- Na jak długo? 

- Na zawsze? 

- Na zawsze zawsze, czy...? - Spytała z nadzieją w głosie.

- Na zawsze zawsze - okręcił się z nią dookoła.

- Kocham cię! - Wykrzyknęła.

Dwójka pracowników popatrzyła na szefową i jej przyjaciela, po czym zrobili porozumiewawczy uśmieszek i ruszyli do swoich zajęć. Wiedzieli, że ta kobieta oddawała serce temu miejscu, ale zasługiwała na szczęście. Nie dopuszczała do siebie żadnych mężczyzn z wyjątkiem Kierana, Nicka i Sama. No może nie w tej kolejności, bo Sam był jej oczkiem w głowie. I właśnie teraz pędził na złamanie karku na swoim gniadoszu.

- Hailey! - Zaczął krzyczeć, po czym dopadł do niej i jej przyjaciela.

- Co jest Sam? 

- Cholera, mamy problem. Na wschodnim pastwisku, przerwało się ogrodzenia.

- Dobra, pędzę po Nicka - rzuciła się biegiem do domu.

- Jadę z wami - krzyknął Kieran.

Dwie minuty później cała trójka pędziła terenówką przez łąki. Na wschodnim pastwisku pasło się stado koni, a wśród nich kilka źrebnych klaczy i to bardzo cennych. Nick był właścicielem rodzinnego rancza White Horse, na którym wychowywał się on i jego starsza przyrodnia siostra Lea. Po śmierci rodziców odziedziczyli majątek i byli cholernie bogaci, a kiedyś to wszystko miało przypaść w udziale Hailey. Na miejscu okazało się, że jeszcze chwila, a konie uciekłyby na sąsiednie ranczo Po godzinnej mordędze w pełnym słońcu wszystko było naprawione, a oni padali z nóg. Każdy z nich marzył o chłodnym piwie i mrożonej herbacie oraz kąpieli.  Hailey ściągnęła swojego stetsona i otarła czoło z potu. Wiedziała, że dzisiaj wieczorem padnie i być może nic jej się nie przyśni. 

Kiedy późnym wieczorem cała czwórka zasiadła do stołu w jadalni, żeby zjeść wspólną kolację, odezwał się sposępniały Nick:

- Jak brałaś kąpiel, ktoś zadzwonił - twarz mu się zmarszczyła. Nie chciał Hailey o tym mówić, ale musiał.

- Ktoś z galerii? 

- Nie. Cholera, dzwonił twój pieprzony ojciec - warknął. A jej wypadł widelec z dłoni.

- Po co... po co dzwonił? - Wykrztusiła.

- Miał czelność pytać się o ciebie. Chciał wiedzieć, gdzie przebywasz? Po tylu latach raptem sobie przypomniał, że istniejesz.

- Jeżeli mu powiedziałeś...

- Nic mu, kurwa, nie powiedziałem. Jedynie, żeby się odpierdolił i rozłączyłem się.

- Chwała ci. Dobra - zmieniła temat, bo tamo życie, życie sprzed siedmiu laty nieistniało - kto ma ochotę na deser? 

- Co jest? - Sam uwielbiał to, co gotowała Hailey.

- Szarlotka i lody.

- Czy ja ci mówiłem, że cię kocham - odezwał się Kierna.

- Jak powiesz jeszcze raz, nie zaszkodzi -mrugnęła i poszło do kuchni po deser. Udawała, że wszystko grało. 

Po kolacji każde z nich poszło do siebie. Hailey padła na łóżko i spod poduszki wyciągnęła zeszyty oprawiony w niebieską skórę. Jak się mocno zaciągnęła, dało się jeszcze wyczuć perfumy mamy. Był to jej pamiętnik, który dostała w prezencie od Nicka. Tęskniła za nią, ale upłynęło już tyle czasu, że wspomnienia zaczynała blaknąć. Nie chciała tego, ale może tak było lepiej. Pamiętanie bolało, raniło jej serce i duszę. Niepamięć byłaby lepsza. Zapomniałaby o obietnicach, które zostały złamane, i które złamały jej życie oraz serce. Czas to pojęcie względne. Czas leczył rany, tak mówiono. Lecz jej ran jeszcze nie uleczył. Siedziały w niej, a z każdym branym oddechem pragnęła zapomnieć. Pożądała zapomnienia, jak spragniony wody, ale on nie nadchodziło. Jedynie demony wychodziły z szafy i dręczyły ją, aż chciała zniknąć.  Ciche pukanie przywróciło ją do świata żywych.

- Mogę? - Kieran stał w progu jedynie w dresowych spodenkach.

- Jasne - uśmiechnęła się i poklepała łóżko.

- Mogę z tobą spać? - Zapytał, kiedy położył się koło Hailey. Potrzebował jej tak samo jak ona jego.

- Brakowało mi ciebie - wyszeptała, wtulając się w bezpieczne ramiona przyjaciela. Byli dla siebie ostoją, czymś stałym, co nigdy się nie zmieniło. Kręcili się okół siebie niczym planeta i satelita, zamieniając się czasami miejscami.

- Mi ciebie też - ucałował ją w czoło i mocno przytulił, po czym zapytał. - To dzisiaj, prawda? 

- Dzisiaj - przyznała i rozpłakała się.


*********************************

Witam w trzeciej części o Hailey i Harperze. Jak zauważyliście minęło 7 lat, a cała reszta będzie wyjaśniać się stopniowo.

Mam nadzieję, że podoba się wam rozdział. I zmieniłam okładkę ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro