12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hunter patrzył to na jedno to na drugie, całkowicie ignorując swoją byłą żonę. O co tutaj, chodziło? Hailey i Harper? Kurwa, oni się znali? Musiał wiedzieć na jakiej stopie była ich znajomość. On sam poznał Harpera dwa lata temu, kiedy firma jego ojca coś mu załatwiała. Wysłał mu zaproszenie, jednak nie zostało potwierdzone, więc sądził, że się nie pojawi. A tym czasem przybył i to nie sam, tylko był prawie pewny, że z jego byłą żoną.

- Znacie się? To znaczy znasz Hailey?

- Niestety mam tę nieprzyjemność - odparowała złośliwie Hailey.

- O tak, bardzo dobrze się znamy - mruknął Harper, nie spuszczając z niej wzroku, który powędrował do umieszczonej dłoni na jej tali. Zacisnął dłonie w pięści i przybrał znudzony wyraz twarzy.

- A moja była żona?

- A tak, wprosiła się ze mną na to przyjęcie. Stała samotnie, więc ją ze sobą zabrałem - wzruszył lekko ramionami.

- W takim razie, nie będzie ci przeszkadzać, że ją wyproszę.

Ku zaskoczeniu całej trójki, a najbardziej Hanna, Hunter złapał ją mocno za ramie i skierował do wyjścia. Nie miał zamiaru patrzeć na tę sukę. Jak tylko gospodarz zniknął z pola widzenia, Harper przeszedł do ataku.

- Widzę, że się pocieszyłaś - zakpił.

- A co ci do tego? Nie jesteśmy razem. Nie uważasz, że siedem lat to jednak kawał czasu? I daruj sobie, nie wciskaj mi kitu, że przez tyle lat na mnie czekałeś. Nie wierzę, że jakaś chętna laska nie grzała ci łóżka.

- Nie przeczę, miałem kilka dziewczyn na jedną noc, ale tylko jedną na dłużej - wyznał szczerze, a ją to trochę zabolało.

- Aha. 

- I tyle tyle? Nie będziesz wrzeszczeć? Urządzać mi scen?

- Powiedź mi, dlaczego miałabym to robić? Nie jesteśmy razem, w przeciwieństwie do mnie miałeś kogoś. - Postanowiła być z nim szczera. To nie zbrodnia. Stroniła od facetów, bo każdy przypomniał jej właśnie jego. Kawał sukinsyna.

- Co? Nie miałaś faceta?  - Zapytał lekko zszokowany, ale ulżyło mu chyba... Bo na myśl o niej  z innym... - Zabiłbym tego chuja, który miał cię w łóżku.

Hailey pomyślała o Kieranie i zaśmiała się. To byłoby dopiero, gdyby wiedział. Ale się nie dowie. Nigdy.

- Nie bądź hipokrytą - syknęła. -  Sam pieprzyłeś inne i byłeś w jednym związku. A to, że ja nie miałam nikogo, to tylko dlatego, że nie chciałam się związać z  kimś pokroju ciebie, czyli z kolejnym sukinsynem jak ty.

Auć. Zabolało.

Zapadła między nimi niezręczna cisza. Hailey nie miała mu nic do powiedzenia. Chociaż nie, zasługiwała na słowo wyjaśnienia. Zostawił ją w najgorszym momencie, zniknął, a ona dochodziła do siebie pod czujnym okiem Nicka i Kierana. Ten drugi zmienił uczelnie na drugim semestrze, żeby być blisko. Będzie mu wdzięczna do samej śmierci i nawet po, nie spłaci tego długu.

- Gdzie byłeś, kiedy ja leżałam w szpitalu i czekałam na ciebie? Gdzie byłeś, do kurwy - wycelowała w niego palcem -  kiedy walczyłam o dojście do siebie po ataku tego psychola?

- Obok.

- Jaja sobie robisz? 

- Byłem w szpitalu tej nocy, kiedy cię przywieziono. Nie mogłem znieść widoku twoich ran. To była moja wina.

- Co takiego? Twoja wina? - Zmarszczyła brwi i raptem ją tknęło. -  Jeszcze powiedz mi, że odszedłeś, bo uznałeś, że tak będzie dla mnie lepiej? Nie mogłeś na mnie patrzeć?  Taka odrażająca byłam? A może jest coś jeszcze?

- Kurwa, zżerało mnie poczucie winy. Ten psychopata dał mi wybór. Rozumiesz? Miałem wybór. Ale źle wybrałem, a później już było za późno. Odeszłaś. Szukałem cię - powiedział z żalem, a w niej zapaliła się furia. 

- Czy ty mnie oskarżasz? Wiesz co, pierdol się Harper - wycedziła. -  Nie mogę znieść twojej parszywej gęby. I wiedz jedno, wtedy straciłam coś więcej niż miłość mojego życia, a ciebie przy mnie nie było. Tego ci nie wybaczę! Nigdy! 

Zostawiła oniemiałego bruneta, przepchała się do wyjścia z zamiarem wyjścia, jednak na drodze stanął jej Kieran. Spojrzał na jej płonące oczy i wiedział, że stał się coś, co ją cholernie wytrąciło z równowagi. Ten facet, z którym rozmawiała, wyglądał znajomo. Kurwa, ten dupek tutaj był. 

- Ten kutas, to było on - wypowiedział to w momencie, kiedy obok niepostrzeżenie zmaterializował się Hunter. - Rozmawiał z tobą? Powiedział ci w końcu dlaczego to zrobił?

- Tłumaczył się mętnie. Kazałam mu spierdalać.

Raptem prawda uderzyła w Huntera, aż zakrztusił się własnym oddechem, po czym zassał mocno powietrze. Z mocno zaciśniętymi szczękami, przedarł się przez tłum, do tego gnoja. Teraz nie liczyło się, że był szanowanym facetem, bo kiedyś był niezłym zabijaką i świetnie walczył. 

- Ty - wycedził Hunter i zrobił zamach, na co głowa Harpera odskoczyła.

- Co jest, kurwa? - Harper otarł krew z rozciętej wargi.

Hunter nie odezwał się, tylko zrobił kolejny zamach, a jego uformowana dłoń w pięść, posłała tego dupka na "deski". Miał cholerną satysfakcję, kiedy ten drań krwawił.

Nie zauważyli, że zebrało się koło nich spore grono gości, a Hailey przepchała się i patrzyła z niedowierzaniem, jak Hunter obijał mordę jej byłemu facetowi. 

- A teraz zabierzesz swój pierdolony tyłek z mojego domu i nigdy tutaj nie wrócisz  - wycedził i obrócił się na pięcie, ale po chwili znowu skierował słowa na Harpera. - I dam ci dobrą radę, koleś. Hailey nie jest dla ciebie.

- A może dla ciebie? - Zakpił i splunął krwią, podnosząc się z podłogi.

- Nie wiem, ale jeśli mnie zechce, jestem jej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro