15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hailey była wytrącona z równowagi. Nie mogła pojąć, jak ten dupek znalazł się w domu. I kto go do cholery wpuścił? W roztargnieniu zaczęła czyścić swoją klacz, po czym osiodłała z wielką wprawą. Miała mnóstwo zajęć i ani chwili, żeby myśleć o Harpera. On był wcielonym złem, którego powinna unikać dla własnego dobra. Czas nie wyleczył ran, tylko zasklepił i to nie na trwałe. Sprawdziła popręg, wsunęła kapelusz na głowę i wprowadziła konia przed stajnię. Po czym zwinnym ruchem dosiadła Persefonę i dostosowała strzemiona. Kiedy miała zamiar ruszyć, odezwał się jej wibrujący telefon w kieszeni niebieskich jeansów. Chwyciła wodzę w lewą a prawą ręką odebrała.

- Tak?

- Cześć Hailey - usłyszała znajomy głos.

- Cześć Hunter - przywitała się z małym uśmiechem na ustach. 

- Przepraszam, że zostawiłem cię w nocy - Hailey zmarszczyła brwi, nic nie rozumując - ale musiałem wyjechać w pilnej sprawie. I mam pytanie.

- Czekaj. Jak to zostawiłeś mnie w nocy? O czym ty mówisz?

- Ja-  zawahał się, bo nie wiedział jak zacząć - znalazłem cię przy... Leoni.

Hailey o mało nie wypadł telefon z dłoni na taką rewelację. Nie wiedział, jak miała się z tym czuć, ale... Do diabła, przecież wiedział o jej córce. Nie powinna się tym martwić.

- Widocznie zasnęłam - odpowiedziała przyciszonym tonem.

- Tak, zaniosłem cię do domu i przykryłem. 

Ani słowa o jej dziecku. Był naprawdę taktowny.

- Teraz już wiem skąd znalazłam się we własnym łóżku i to w wymiętej sukni.

- A tak. No wiesz, miałem ochotę cię rozebrać, ale podejrzewałem, że jeszcze zarobiłbym w zęby. - Hailey zaśmiała się - Ale dzwonię w innej sprawie.

- Strzelaj.

- Umówisz się ze mną? - Zapytał z wyczuwalną nadzieją w głosie.

- W sensie na randkę? - Spytała zdumiona, chociaż chyba nie powinna.

- Tak, dokładnie. No wiesz, kolacja, tańce i te sprawy - ostatnie słowo wymruczał niskim głosem.

- I te sprawy? Dalej, doprecyzuj to - zażądała. Jednak wiedziała, co miał namyśli. 

- Pożądam cię, po prostu chcę cię mieć w swoim łóżku. 

- Nie owijasz niczego w bawełnę McGrady.

- Nie, bo chcę się z tobą kochać.

- A nie pieprzyć? - Tym razem to Hunter zmarszczył brwi na ten osobliwy ton Hailey. 

- Też może być - zaśmiał się rozbawiony. - I kto tu jest niby bezpośredni, co? Poza tym jestem za stary na gierki. To jak będzie?

- Daj mi chwilkę - udawała, że się zastanawiała. A prawda była taka, że jak tylko zadał jej pytanie, znała odpowiedź. Myśl o nim w niej, spowodował lekki rumieniec na jej policzkach. 

- Hailey, nie torturuj mnie - jęknął Hunter. Bał się, że mu odmówi. Cholera, nie lubił jak mu ktoś odmawiał - taki miał charakter.  Ciężko pracował na wszystko co posiadał. Swoim uporem i bezczelnością poprowadził rodzinne ranczo do rozkwitu, co przypłacił brakiem czasu na inne rzeczy. 

- Dobrze kowboju, ale...

- Czy zawsze musi być jakieś "ale" kobieto? - Marudził. 

- O tak - zaśmiała się, a Hunter żałośnie jęknął - mam nadzieję, że będziesz pomysłowy co do naszej wspólnej nocy.

- Jak cholera, będziesz mnie błagać o więcej - powiedział z żarem w głosie, że o mało nie podpalił jej majtek.

- Boże, wy i wasze ego - rzuciła z przekąsem.

- Mojego ego, kochanie, poczujesz i to dogłębnie- wymruczał, a po chwili oboje parsknęli śmiechem. - Zadzwonię jutro i dam ci znać, kiedy wracam.

- Będę czekać - obiecała i rozłączyła się.

Popatrzyła na urządzenie, jakby miała do niej przemówić i skarcić ją za chęć uprawiania seksu z Hunterem. Jezu, czy ona właśnie powiedziała mu, że chciałaby się z nim pieprzyć? Kurwa, za długo żyła niczym mniszka. Wypowiadała słowa szybciej niż myślała. Schowała urządzenie do kieszeni i ruszyła stępem, po czym kłusem, przechodząc w galop. Ciepłe promienie słońca, wiatr smagający jej policzki były zapachem wolności. Pierwszy raz od wielu lat poczuła się wolna i poczuła jakąś wewnętrzną ulgę, która niestety nie trwała długo. Na horyzoncie pojawiła się półciężarówka Nicka, z której wysiadał... Harper. Zmrużyła oczy i już wiedziała, kto był winien tej całej sytuacji. Niech ich wszystkich diabli. Już chciała zawrócić konia, ale raptem zdała sobie sprawę, że uciekała przez siedem lat i koniec. Koniec tego. Była u siebie, to on był intruzem, więc potraktuje go jak intruza. Pokaże mu gościnność. Postanowiła zabawić się jego kosztem. 

- Cholera, będzie zabawa - mruknęła pod nosem.

Haprer obserwował jak Hailey podjeżdżała na koniu coraz bliżej niego, ale to co trzymała w ręku nie wyglądało przyjaźnie. Kurwa, już raz mierzyła do niego z broni. Groziła mu nawet podziurawieniem jego tyłka. Ale wyglądała niczym diablica, seksowna diablica. Była cudownie piękna i mimo że powinien się bać, poczuł jak momentalnie zrobił się twardy. Jeszcze tego mu brakowało. Wzwód i strzelba.

- Mam nadzieję, że masz dobry powód przebywania tutaj - przeładowała broń dla lepszego efektu, ale nie uniosła jej.

- Przyjechałem z Nickiem, nie skończyliśmy rozmowy. - Założył buńczucznie ręce na piersi.

- Chyba jednak skończyliśmy - mruknęła i zrobiła coś na co stanęło mu serce.

Oczy Harpera rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, kiedy Hailey błyskawicznie uniosła strzelbę, a głośny huk rozniósł się w powietrzu. Kiedy oszołomienie opadał, wrzasnął na nią.

- Coś ty sobie, do kurwy, myślała?!

- Grzechotnik - odparła spokojnie, kiwając głową w kiego kierunku.

Harper obrócił głowę i spojrzał pod swoje nogi.  Na widok zastrzelonego węża, przełknął z trudem ślinę i zrobiło mu się gorąco, aż rozpiął górny guzik koszuli. 

- Cholera, nie wiedziałem, że tutaj są węże.

- O, całe stada, lepiej się stą... - urwała, bo Persefona stanęła dęba. Było za późno.

Przerażony Harper patrzył, jak koń zatańczył i zrzucił Hailey z grzbietu, po czym niczym szalony popędził przed siebie. W kilku susach dopadł do niej, biorąc ją w ramiona. Była nieprzytomna. 

- Cholera - Nick zjawił się przy jego boku- trzeba ją zabrać do domu i wezwać lekarza. 

- Ja ją wezmę a ty poprowadzisz - Harper rzucił zwięźlą instrukcję, po czym uniósł bezpiecznie Hailey. - Jestem przy tobie moja kruszynko - ucałował jej czoło i ruszył do terenówki. 


**************************

Jak myślicie, czy dojdzie do skutku ich randka? 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro