4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cholerny krawat - mamrotał pod nosem Harper. Rzucił go w kąt i wyszedł w rozpiętej pod szyją koszuli. Nigdy nie lubił tych sztywniackich ubiorów. Garnitury i cała reszta doprowadzała go szewskiej pasji, ale skoro miał zostać wspólnikiem w firmie ojca i tego skurwiela Monroe, nie miał wyjścia. W sumie miał, ale był tylko jeden powód, główny powód, dla którego tam szedł. Hailey. Od rodziców dowiedział się, że będzie na dzisiejszej kolacji.

Przez te siedem lat nie zapomniał o niej. W pewnym momencie tak tęsknił, że złamał swoje postanowienie i jakieś dwa miesiące po tym jak ją zostawił, chciał ją odzyskać. Zadzwonił do niej.  Niestety okazało się, że nie było już takiego numeru. I wtedy zaczął się ponownie jego koszmar, bo nigdzie jej nie mógł znaleźć. Szukał jej jak wariat, a ona zapadła się pod ziemie. Był kretynem, zachował się jak ostatni fiut. Ale było za późno. Hailey zniknęła. Okazało się, że nie wróciła na wiosenny semestr, a razem z nią zniknął Kieran. Nie pozostało mu nic innego, jak zapomnieć o niej, ale to się nigdy nie stało. Zawsze kiedy widział czerwone włosy, zaczynało mu bić mocno serce, po czym za każdym razem czuł rozczarowanie. To nigdy nie była jego Hailey.

Przez te lata był w jednym poważnym związku, który rozpadł się w momencie, kiedy oświadczył Mini, że się z nią nie ożeni. Czar prysł, dostał w zęby i wyrzuciła go z mieszkania. Czy żałował? Nie bardzo. Wciąż gonił demony, a zwłaszcza tego czerwonowłosego. Rodzice nic o niej nie nigdy mówili, jedynie kiedyś wspomnieli, że nigdy tutaj nie wróciła, po tym jak wyjechała na studia.

Westchnął cicho i wyszedłszy z domu, ruszył spacerkiem w kierunku domu Monroe. Mieszkał na tej samej ulicy, tylko kilka budynków od rodziców. Po skończeniu uczelni jakiś rok temu, kupił starą willę, którą wyremontował i zamieszkał w niej sam. Ciekawe, czy Nick i Greta jeszcze tutaj pracowali? Zadzwonił do drzwi, zdając sobie sprawie, że z wierzchu nic się nie zmieniło. Drzwi otworzyła mu kobieta w średnim wieku, na pewno miała mniej niż czterdzieści lat, po czym zaprosiła do środka i zaprowadziła do jadalni, gdzie czekali już jego rodzice i ojciec Hailey.

- Witam - kiwnął głową, lecz nie podał jej ojcu ręki.

- Cześć synu - przywitała się z nim mama.

- Cześć - ucałował ją w policzek.

Piętnaście minut później zasiedli do stołu, do którego podawała kobieta, która mu otworzyła. Czyli Greta już tutaj nie pracuje, zanotował w myślach. Spojrzał na zegarek i wychodziło, że Hailey albo się spóźni, albo w ogóle się nie pojawi. Raptem odezwał się dzwonek do drzwi, a po chwili do jadalni weszła kobieta, która w ogóle nie przypominała jego Hailey, ale to była ona. Z twarzy nic się nie zmieniła, no może trochę wydoroślała, ale cała reszta nim wstrząsnęła. Hailey, którą znał, nigdy by się tak nie ubrała. 

Hailey popatrzyła po osobach siedzących przy stole i doznała wstrząsu. Harper siedział i wbijał w nią spojrzenie. Wyglądał na wstrząśniętego. Ona zresztą też była, ale tylko dlatego, że się go tutaj nie spodziewała. Wyglądał jeszcze lepiej niż wtedy. A ona? Miała na sobie znoszone niebieski jeansy, kowbojskie buty, koszulę w biało-czarną kratkę oraz kapelusz w ręku. Wyglądała jak robol, a nie jak kobieta, która miała miliony na kącie. Ta kolacja nic dla niej nie znaczyła. Gardziła ojcem, a co do Harpera, nie miała zamiaru zamienić z nim słowa, więc zwyczajnie go ignorowała, mimo że jej serce biło jak szalone.

- Możesz usiądziesz - zwrócił się do niej ojciec.

- Nie wiem po co mnie tutaj ściągnąłeś, ale ta rozmowa będzie krótka - oświadczyła twardo.

- Hailey, kochanie - pani Stones podeszła do niej i ją uściskała. - Dobrze wyglądasz.

- Dziękuję - uśmiechnęła się i usiadła jak najdalej od ojca i Harpera.

Kiedy postawiono ostatni półmisek z jedzeniem, wszyscy zabrali się za przygotowane potrawy. Wszyscy, prócz Hailey. Żołądek miała tak ściśnięty w supeł, że nic by nie przełknęła. Poza tym Harper nie spuszczał z niej wzroku.

- Miło cię widzieć - odezwał się pojednawczo. Zignorowała go i odezwała się do ojca.

- Czego chcesz?

- Najpierw zjedzmy, a później porozmawiamy.

- Nie - odsunęła krzesło - teraz porozmawiamy, albo wstaję i wychodzę. 

- Hailey - rzucił jej ostrzeżenia.

- Chyba nie zdajesz sobie sprawy, że nic ci nie jestem winna. A to, że tutaj jestem, jest raczej formą przysługi z mojej strony. I albo zaczniesz mówić, albo żegnaj.

- Dobrze, jesteś jeszcze bardziej uparta niż wcześniej - mruknął i odłożył sztućce. - Harper wchodzi jako wspólnik do firmy, ale ja wycofuję się z interesu. Chcę, żeby ją poprowadził, lecz udziały muszą zostać w rodzinie, a żeby to było możliwe, ty je dostaniesz jako jego żona.

Hailey osłupiała, po czym wybuchnęła śmiechem. Śmiała się tak głośno, że aż musiała wytrzeć kąciki oczu. Ona i udziały? Ona jako żona Harpera? Kurewsko nieśmieszny żart.

- Niezły żart. Naprawdę, nie ubawiłam się tak od lat.

- To nie żart - odezwał się Harper, który wiedział o wszystkim, ale uznał pomysł za poroniony. Ale teraz już nie był tego takie pewien.

- Dlaczego? - Zwróciła się do ojca, ignorując bruneta. - Przecież wyrzekłeś się mnie. Wyrzuciłeś mnie z domu, pozbawiłeś nazwiska. A teraz chcesz, żebym przejęła udziały w firmie i wyszła na Stones'a?

- W rzeczy samej.

- No to znajdź sobie inną córkę, bo wedle twoich słów ja nią nie jestem - wstała od stołu i ruszyła do wyjścia, lecz ojciec złapał ją za rękę.

- Hailey, proszę. Zrób to dla mnie. - Wyszarpała dłoń.

Zdziwiła się, ojciec nigdy nie prosił, nie błagał. Coś musiało się stać. Ale ją to nie obchodziło. Nawet za milion lat nie spełni się jego życzenie.

- Nie. Nigdy.

- Mam raka i nie wiem, czy chemia pomoże.

- I może mam ci współczuć? - Zakpiła. - Źle trafiłeś, stworzyłeś potwora. Nie mam wobec ciebie już żadnych ciepłych uczuć, chyba że nienawiść. Nienawidzę cię za to, co zrobiłeś mamie. Nigdy cię nie zdradziła. Nigdy!

- Ta dzi... ona mnie zdradziła, ty jesteś tego dowodem.

- Chcesz dowodu, naprawdę chcesz? - Wyciągnęła z tylnej kieszeni złożoną kartkę i rzuciła ją na stół - To masz, to jest twój pierdolony dowód! - Warknęła i wyszła z jego domu. 


***************************************

Chcieliście Harpera, to go macie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro