XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budzę się w wyjątkowo niewygodnej pozycji. Podnoszę się z kanapy i strzepuję z siebie resztki jedzenia.  Strasznie bolą mnie mięśnie i kręgosłup, nie było mi za wygodnie w nocy na twardej sofie otoczona lepkim jedzeniem. 

-Nie mam co ci dać na śniadanie- słyszę  zaspany głos T leżącego na drugiej kanapie- wszystko co jadalne leży dookoła nas- śmieje się. 

-Nie ma sprawy, zaraz wrócę do domu, tam coś zjem- wzruszam ramionami. Nie chcę co prawda wracać do domu i patrzeć na tę kobietę, ale w końcu muszę. 

-Też już wracam. Za godzinę ma przyjść Alice, jak mnie nie zastanie to się będzie martwić. 

-Nie mieszkacie razem? 

-Nie. Każde z nas usamodzielniło się we własną stronę. Ona kupiła mieszkanie, ja zostałem w domu po matce. 

Kiwam głową i jeszcze raz przeciągam obolałe mięśnie. 

Moi rodzice pewnie myślą, że jestem u El. I dobrze. Gdyby zaczęli się martwić, ojciec pewnie wysłał by za mną pół miasta. 

-Poczekaj chwilę, dam ci jedną ze swoich koszulek, żebyś choć trochę lepiej wyglądała jak wrócisz do domu- ze sportowej torby leżącej pod ścianą wyjmuje złożony, szary materiał i podaje mi. 

-Dzięki- przygryzam wargę z uśmiechem patrząc mu w oczy, po czym odwracam się i idę do łazienki położonej na końcu korytarza. 

***

Już od razu po wejściu do domu czuję zapach parzonej kawy. W kuchni siedzą rodzice i ich rozmowy cichną gdy wchodzę do pomieszczenia. 

-Dziecko, co ci się stało?- podbiega do mnie mama i zaczyna mnie oglądać dokładnie, czy aby nie mam gdzieś jakiś złamań. Zaczynam się zastanawiać czy bardziej ją dziwi mój ogromny siniak na twarzy, czy to, że od pasa w dół jestem pokryta zaschniętym jedzeniem. Śmieję się, co wprowadza moich rodziców w konsternację. 

-Kto ci to zrobił?- pyta ojciec ze złością, wskazując na mój policzek. 

-Jeden przystojniak niechcący trafił mnie pomarańczą- trudno mi się mówi przez napady śmiechu, a mama uśmiecha się lekko. 

-Ten o którym nam ostatnio mówiłaś? 

-Tak- mówię podekscytowana- świetnie się bawiliśmy, jak widać zresztą- pokazuję na moje spodnie ubrudzone ciastem. 

-A więc robiliście bitwę na jedzenie, a on rzucił cię pomarańczą?- Liv także zaczyna się śmiać, ale tata wciąż stoi wyprostowany z poważną miną. 

-Dokładnie.

-Nocowałaś u jakiegoś chłopaka?- pyta surowo. 

-Może- uśmiecham się szeroko.

-Mam z nim porozmawiać?- przeszywa mnie spojrzeniem. 

-Zack! Daj spokój, ja się tym zajmę, to są nasze kobiece tematy. Zadzwonię jeszcze do Kath i wszystko nam opowiesz- mama sięga po telefon, a ja przewracam oczami. 

-Mamy gościa, a ty tu jeszcze Katherine będziesz sprowadzać?

-Khristine jeszcze śpi, zresztą co się stanie jeśli moja przyjaciółka nas odwiedzi? Nie zamierzam ograniczać naszych spotkań tylko dlatego, że twoja znajoma u nas nocuje- oburza się. Otwieram szerzej oczy. Rodzice rzadko się sprzeczają, więc moje uprzedzenie do okrutnej wampirzycy jeszcze bardziej rośnie, skoro jako niechciany gość jest powodem do ich kłótni. 

-A róbcie sobie co chcecie- ojciec macha ręką i wychodzi z  kuchni. 

***

W szkole opowiadam wszystko Eleanor. Oczywiście musiałam nałożyć mocniejszy niż zwykle makijaż by zakryć ślad po pomarańczy, co również śmieszy przyjaciółkę. 

Właśnie tłumaczy mi ostatni temat z fizyki, gdy podchodzi do nas Logan. 

-Kto cię tak załatwił, mała?- podnosi dłoń do mojego policzka ale szybko uderzam go w nią nim zdąży mnie dotknąć. 

-T, wczoraj.

-T cię uderzył?- nie dowierza, a El zaczyna chichotać. 

-Tak- mówię udając powagę. 

-A myślałem, że dziewczyny by nie uderzył... 

El prawie zwija się ze śmiechu pod szafkami a ja co raz posyłam jej rozbawione spojrzenia. Jak on może się na to nabierać? 

-Pogadam z nim później- tym razem nie wytrzymuję i prycham- mniejsza. Dzisiaj mamy zebranie wieczorem, przygotowujemy się do kolejnej akcji. Idziemy na nią chyba dzisiejszej nocy, więc bądź już gotowa. 

-Nie ma sprawy. Przyjdę wcześniej. Wiesz może co to za akcja?

-Nie. T ma nam wszystko powiedzieć dzisiaj. Nie bój się, pogadam z nim, żeby cię więcej nie bił.

-Jezu- wybucham śmiechem i dołączam do Eleanor która już trzyma się za brzuch- Logan, weź ty już idź lepiej- popycham chłopaka w głąb korytarza- widzimy się wieczorem- rzucam na pożegnanie. 

~*~

Hej! 

Rozdział bardzo krótki i nudny też bardzo, wiem. Ale wolałam nie przeciągać nudnych scen i nie wydłużać go bardziej. Za to mogę wam obiecać, że w kolejnym będzie już akcja. 

Zapraszam na całkiem niedawno zaczęte ff na moim profilu. Jeśli lubisz mój styl pisania to serdecznie tam zapraszam! 

Wasza princessa67577 xoxo

Ps. Jest późno, jestem chora, nie sprawdzałam rozdziału. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro