Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To było bardzo dziwne, Camila nie wiedziała czy jej przyjaciółki żartują czy też nie, ale była wręcz pewna, że widziała stojącą w progu ubraną w czerń kobietę. A może to tylko przywidzenia spowodowane mocnymi lekami? W końcu, gdy wskazała na nią palcem nieznajoma odeszła jakby nigdy nic zostawiając kolejne pytania w głowie brunetki.
Była prawdziwa? Była tutaj i patrzyła się, gdy spała? Lub może również była tą rozmazaną sylwetką, którą ostatni raz widziała, gdy straciła przytomność? Naprawdę nie wiedziała. Wzdychając oparła się wygodniej o ogromną poduszkę pozwalając rozluźnić każdy możliwy mięsień, czuła się źle i to nawet mało powiedziane jak bardzo źle. Moment, w którym się przebudziła, gdy Dinah głośno jak zwykle rozmawiała był najprzyjemniejszy, nie czuła żadnego bólu ani zbyt wielkiego zmęczenia, lecz teraz? Ponownie miała wrażenie jak przez te kilka krótkich sekund jej ciało na nowo drży, gdy czuje obecność tajemniczej zielonookiej.

-Mila, na pewno wszystko w porządku?- Zatroskana Normani pomachała ręką przed twarzą dziewczyny.

-Tak...

-Chancho możemy zawołać lekarza, co ty na to?- miała dość, nie rozumiała, dlaczego dziewczyny nic nie widziały a teraz myślą, że jest chora psychicznie zasypują ją tonami pytań.

-Nie, wszystko jest w porządku.-mruknęła dotykając chłodną dłonią czoła.- To te leki po prostu.

-Zostaniemy jak najdłużej się da by się tobą zająć.- Ally była kochana, zawsze, gdy była potrzeba zaopiekowania się którąś z nich była na to gotowa i nigdy nie odmówiła pomocy.

Camila nie odezwała się, nie chciała ich tutaj. Chciała wyjść w końcu z tego cholernego łóżka i na nowo poszukać tej tajemniczej kobiety. Była zła, wręcz wściekła, gdy pomyślała o tym, iż nieznajoma obserwowała ją i zamiast wejść jak na normalnego człowieka przystało to uciekła.

Jak zwykle...

Tykanie zegara było nieznośne, a co najgorsze w tym wszystkim to to, iż zegarek na nadgarstku Dinah wydawał tak okropny dla brązowookiej dźwięk. Była wyczulona na to, po atakach tym bardziej, gdy również miała okropne bóle głowy. Tak jak nie wierzyła w Boga, teraz miała ochotę pomodlić się do niego, aby wszystkie opuściły jej pokój i zostawiły ją samą. Nie lubiła, gdy wszyscy się o nią martwili, nie chciała tego i nienawidziła jak przekładają wszystkie swoje plany, bo akurat trzeba się nią zająć.
Czuła się jak dziecko w takich momentach, miała wrażenie jakby była zwykłą pięciolatką a nie dorosłą kobietą i może brzmiała kolejny raz jak niewdzięczna przyjaciółka czy córka, ale kto nie miałby dość całodobowej opieki?

Każdy by miał.

-Muszę do łazienki.- mówiąc to wstała chybocząc się na parę sekund. Jej ciało było osłabione i jakby wciąż ospałe, pomimo iż już dawno wstała.

-Zaprowadzimy cię.- wszystkie na raz wstały przestraszone słabą kondycją chorej.

-Dam radę.- warcząc już ze zbierającej się złości, sprawdziła kroplówkę, którą podłączyli do niej zapewne niedawno, ponieważ była dopiero w połowie pusta.

Łapiąc się za chłodny metalowy stojak na kółkach, na którym wisiała przeźroczysta kroplówka, powędrowała wraz ze skrzypiącymi dźwiękami w stronę wyjścia. Była zgarbiona i bez sił, na pewno przestraszyłaby nie jednego lub nawet i siebie, kiedy spojrzy prosto w odbicie lustra. Przełykając z trudem, gdy w końcu wyszła z pokoju rozejrzała się nieznacznie za nieznajomą jednak nie było jej nigdzie.

Cóż za nowość, jak można być tak bardzo skrytym?

Wzdychając opuściła ramiona jeszcze bardziej zrezygnowana. W momencie, kiedy otworzyła drzwi od łazienki ponownie poczuła wibracje przechodzące przez jej całe ciało wraz z można by było uznać małymi wyładowaniami elektrycznymi, jakie czasami się zdarzają każdemu, gdy coś się dotknie.
Było coś nie tak, wiedziała o tym doskonale i zamiast wycofać się zdecydowała się na wejście do lekko oświetlonego w środku pomieszczenia. Kafelki na ścianach były jasne, podłoga jak zawsze czysta a nieprzyjemny zapach odkażacza drażnił porządnie jej nos. Marszcząc brwi powędrowała wzrokiem po wszystkim, co się dało, aby w końcu spocząć na sylwetce stojącej bokiem do niej poszukiwanej od tak dawna kobiety.

Zamarła, nie wiedziała, dlaczego i co ma zrobić. Myśląc wcześniej nad planem by porozmawiać z kobietą, gdy tylko w końcu się spotkają teraz na pewno nie zamierzała a prędzej po prostu nie mogła. Uczucie paraliżu rozniosło się po całym ciele kompletnie odcinając jej panowanie nad mową czy choćby nawet nad mruganiem. Stała jak słup soli, serce waliło jej niemiłosiernie szybko jakby zaraz miało rozerwać klatkę piersiową, ręka trzymająca słupek by nie przewrócić się już dawno wisiała bezczynnie przy ciele.
Nie wiedziała, co się dzieje, miała wrażenie, że umiera lub ponownie jej choroba atakuje a jednak nadal stała i była przytomna. W momencie, gdy tajemnicza kobieta odwróciła się w jej stronę odrywając wzrok od odbicia w lustrze sprawiła, iż Camila miała poczucie jak czas wokół nich zwalnia, nawet oddech był jakby bardziej powolny a serce, które dotychczas biło jakby biegła maraton teraz właściwie wybijał tak powolny rytm, że prawie go nie czuła. Nigdy nie doświadczyła czegoś tak okropnie dziwnego, a jednak to wszystko zaciekawiło ją jeszcze bardziej dając kolejny stos pytań do listy powstałej w jej głowie.

Mając okazję na spokojnie przyjrzeć się kobiecie spojrzała wpierw w jej soczyście zielone oczy, które w słabym świetle były ciemne prawie, że ukrywające prawdziwy kolor, długie lekko falowane włosy spływały po jej piersiach jak i plecach a blada skóra uwydatniona przez ciemne cienie na powiekach oraz mocną czerwoną szminkę była aż alabastrowa. Cała ona prezentowała się idealnie, nieskazitelnie i aż nierealnie. A co najlepsze w ogóle nie zwróciła uwagi na brązowooką stojącą kilka kroków przed nią, zamiast coś powiedzieć czy choćby zareagować nieznajoma po prostu odwróciła się jakby nigdy nic kończąc poprawianie najprawdopodobniej kreski na powiece.

-Może, chociaż wyjaśnisz, dlaczego przyszłaś do mojego pokoju?- pytając, Camila przekrzywiła na bok głowę zakładając na biodra ręce. Nie zamierzała odpuszczać i wychodzić, nie tym razem.

Cisza.

-Głucha jesteś?- syknęła, wcześniejsze okropne samopoczucie zniknęło oddając możliwość, aby na nowo siły powróciły do jej ciała.

Ponownie cisza.

Tego było już za wiele, szybkim krokiem dotknęła dziwnie lodowatego przedramienia, i marszcząc brwi odwróciła kobietę w jej stronę. Zamiast ponownie oczekiwać jakiś słów, nieznajoma otworzyła szerzej oczy uchylając delikatnie cudowne wargi. Brązowooka poczuła to dziwne przyciąganie, dotyk choćby nawet przez ubranie był tak przyjemny, że z chęcią nie odchodziłaby od niej choćby o krok.

Camila stop, to nie czas na takie myśli.

Przenosząc spojrzenie z jej ust na przerażone oczy odsunęła się nie chcąc wyglądać na chorą psychicznie. Może przesadziła taką reakcją? Może nie powinna robić czegoś takiego? Ale naprawdę miała dość tych wszystkich podchodów, jakie robiły.

-Odezwiesz się w końcu?

Cisza.

-Dobra niema dziewczyno.- poddając się wypuściła przez nos powietrze.- O co w tym wszystkim chodzi? Widywałam cię na korytarzu, patrzyłaś na mnie i uciekałaś! A w momencie, gdy tamtego dnia pielęgniarki wyniosły ciało już się nie zjawiłaś.

Ostatnie słowa szeptała jakby nie mogąc wykrzesać z siebie, choć trochę więcej emocji, wspomnienie zapłakanej zielonookiej w momencie, gdy nieznane ciało wyjeżdżało z pokoju było przerażające.

-Nie powinnaś się do mnie zbliżać.- ochrypły głos sprawił, iż przyjemne ciarki przeszły przez kręgosłup Camilii.

-To znaczy?

-Za dużo pytań.- i kończąc na tym, dziwna nieznajoma wyminęła ją wychodząc pospiesznie z łazienki.

-Cudownie, trafiłam na wariatkę...- sapnęła.- Ale jaką seksowną wariatkę.

~~~~
Jestem taka dobra i wczesniej publikuje 💓
Woow w koncu spotkanie Lauren i Camilii 😅 cieszycie się?😂 z checia bede sie cieszyc na komentarze odnosnie nastepnych rozdzialow💓💓
I zapraszam rowniez do tomiku wierszy ktore publikuje na swoim koncie 😁😄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro