Rozdział 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciężki oddech uciekał spomiędzy mięsistych, sinych w kształcie serca warg. Był chłodny, jakby dziewczyna leżała pół nocy na dworze i przemarzła na kość. Nikt z otoczenia nie rozumiał, co się właśnie działo. Jedna z pielęgniarek uniosła przepoconą kołdrę i rzuciła na ziemię jakby zaraz miało się coś stać. Camila jak spała, tak spała nadal z urywanym oddechem, strużką potu płynącą po skroni i drżącym ciałem. Druga zaś z pielęgniarek otworzyła drzwi od pokoju na oścież i wołając lekarza dyżurnego wskazała na termometr leżący w kieszeni tej pierwszej.

- Ledwo trzydzieści pięć stopni.- wymamrotała rudowłosa zza okularów.- Halo, Proszę Pani proszę się budzić.

Łapiąc pacjentkę za ramię potrząsnęła jej wiotkim ciałem, Camila jedyne, co wydusiła z siebie przeciągły, cichy prawie niesłyszalny jęk.

-Proszę Pani, proszę wstawać.- pielęgniarka kontynuowała swoje prośby nie odpuszczając machania ramieniem brązowookiej.- Już jest rano, nie pora na spanie.

Dziewczyna się nie budziła, machnęła ledwo dłonią jakby przepędzała natrętną muchę i dalej pogrążona we śnie westchnęła z ulgą.

Lekarz w końcu przyszedł, poprawiając koszulkę rozmawiał z drugą o wiele od siebie niższą pielęgniarką. We trójkę stojąc nad pacjentką wołali ją po imieniu nie chcąc niepotrzebnie dotykiem stresować chorej, jednakże wszystkie próby poszły na marne.

-Panno Cabello.- lekarz poklepał dziewczynę po chłodnym policzku.-Proszę się obudzić.-ponownie klepnął w policzek otwierając drugą dłonią powiekę prawego oka.

Camila czując jak ktoś dotyka jej oczu odzyskała przytomność. Nie rozumiejąc zbytnio, co się dzieje odsunęła się jak najszybciej potrafiła od nieznanych dłoni. Dziwnie zmęczona, zdyszana jakby przebiegła maraton spojrzała na twarze mówiące coś do niej niezrozumiale.

-, Co się dzieje? – ochrypła zakasłała, łapiąc się za gardło z grymasem na twarzy.

Lekarz oraz dwie pielęgniarki nie wiedziały, co powiedzieć. Mężczyzna wyprostował się z westchnięciem i opierając dłonie o biodra przyglądał się uważnie dziewczynie. Szkliste oczy, usta sine i bladość malująca się na jej twarzy. Wyglądała jakby się rozchorowała przez noc. Bardzo poważnie rozchorowała.

Nie czekając wyjął stetoskop z kieszeni fartucha.

-Proszę usiąść, zbadam Panią.

Mówiąc to zaczął osłuchiwać bardzo dokładnie, po stetoskopie przeszedł na formę opukiwania palcami pleców pacjentki. Bolało ją to, miała wrażenie jakby zamiast palców mężczyzny były to młotki i z całych sił uderzały o jej żebra. Kaszląc na zawołanie wypluła gęstą, ciemną flegmę.

-Proszę się przebrać i czekać w łóżku na pielęgniarkę.- mruknął wyciągając małą latarkę i badając reakcje źrenic kobiety odsunął się momentalnie od niej.- Prawdopodobnie to zapalenie płuc, aż dziwne, że się dorobiłaś czegoś takiego u nas bez wcześniejszych objawów. Zlecę RTG oraz badanie krwi przed przystąpieniem do wypisania antybiotyków.

Po tym wyszedł a Camila, jak to Camila znowu nie wiedziała, co się dzieje. Czując dopiero teraz jak mokra bluzka oblepia jej ciało uniosła głowę w kierunku wychodzących pielęgniarek. Tak jak się spodziewała, śpiącej kobiety nie było przy niej a ona czując się naprawdę podle przez nagłą chorobę opadła zmęczona na łóżko.

- I gdzie jesteś Lauren? – szepnęła odkrztuszając ponownie ciemną flegmę.

Nie wiedząc, co robić, nie wiedząc ile czasu minęło, wstała z łóżka chcąc się przebrać w świeże ubrania. Dopiero stając przy małej szafce zauważyła, że jej kołdra leży na ziemi, była wręcz pewna, że to wina tej rudej zołzowatej pielęgniarki. Wzdychając już kolejny raz dzisiaj, podniosła wilgotną od potu kołdrę i kładąc ją na łóżku poczuła ukucie w płucu jakby nóż przebijał powoli jej ciało. Łapiąc się za bok warknęła z bólu pod nosem. Jeszcze jej tego brakowało, jeszcze ze wszystkich zmartwień, które miała przyplątało się kolejne i to poważne. Próbując wytrzymać ból, jaki roznosił się w jej ciele, przebrała się powoli w nowe ubrania nie mając siły nawet myśleć o jakimkolwiek prysznicu. Czuła się ohydnie, nie tylko przez to, że jej płuca namyśliły się o produkowaniu gęstej, dziwnej i śmierdzącej wydzieliny, ale czuła się ohydnie, dlatego że ponownie pozwoliła zbliżyć się Lauren a ona beznamiętnie opuściła ją nic nie mówiąc, nie zostawiając żadnej wiadomości choćby napisanej szminką na kartce! W końcu kobieta musiała nosić jakąś szminkę, więc mogła poświęcić ją i dać znać, ale jak widać nie było potrzeby.

Brązowooka czekała, bez krzty chęci na cokolwiek.Leżała w łóżku omamiona gorączką, jaka przyszła po fali wyziębienia. Leżąc tak próbowała nie myśleć o niej, o tej, która swoją obecnością przyprawiała o gęsią skórkę. Próbowała to dobre określenie, ponieważ dziewczyna nie dawała rady nie myśleć o Lauren. W głowie ciągle kłębiły się myśli, wspomnienia jak natrętne muchy nie dawały jej spokoju. Serce biło szybciej, jakby tęskniło lub bało się tego, co głowa myśli. Przecierając zmęczone oczy, odchrząknęła biorąc łyk wody, jaką dostała. Telefon miała pod ścianą po drugiej stronie pokoju, ładował się, więc nawet nie miała jak napisać do dziewczyn, co u niej a to znaczyło, że Dinah na pewno dziś przyjedzie jak najszybciej się da i będzie truć tyłek o tym, że powinna napisać nawet jakby leżała, jako trup. Nawet myśl o tym wywołał pełen skrzywienia uśmiech, nie miała ochoty widzieć nikogo a z drugiej strony nie chciała się izolować, pomimo tego jak kolejny raz Lauren ją odrzuciła.

Odrzucić to mocne słowo, Camila nawet nie wiedziała, czemu pomyślała o odrzuceniu, bo przecież nic je nie łączyło. Były dla siebie obcymi osobami, spotkały się w szpitalu a poza nim kompletnie się nie znały dodatkowo nawet nie była pewna w stu procentach, że ta kobieta jest wolontariuszką! Na ten moment wszystkie znaki wskazywały, że kłamała tylko, po co? Po co miałaby to robić...

-Panno Cabello, proszę siadać na wózek i jedziemy na badania.- niska pielęgniarka wytrąciła ją z rozmyślań.

Grzecznie słuchając dziewczyna wstała z łóżka, aby usiąść od razu na wózek i czując szarpnięcie ruszyła wraz z pracownikiem w stronę korytarza. Droga do pokoju RTG była szybka, jedynie trzeba było wyjść z oddziału, dojść do windy i nią na piętro zerowe gdzie krótkim korytarzem dojechały już pod odpowiednie drzwi. Podróż nie trwała nawet dziesięciu minut a jednak czekanie na samo badanie potrwało znacznie dłużej na wzgląd kolejki tworzącej się z pacjentów szpitala. W końcu po czterdziestu minutach kaszlu, wypluwania flegmy i jęczenia z bólu na wózku dziewczyna weszła na badanie. Zgodnie z instrukcją radiologa stanęła na środku zimnej Sali zdejmując całą górną odzież. Stojąc tak czuła jak zimny przyrząd dotyka jej piersi wywołując niemiłe dreszcze, jej sutki stanęły a ona ponownie całkiem przypadkiem pomyślała o zielonookiej.

-Gotowe.- głos mężczyzny rozległ się z mikrofonu.- Proszę się ubrać i wyjść.

Tak jak kazano ubrała się i wyszła do przepełnionego pacjentami korytarza. Siadając znowu na wózek ruszyła wraz z pielęgniarką z powrotem na oddział. Nie chcąc pozwalać sobie na myślenie gdyż ciągle wędrowało ono w stronę Lauren, dziewczyna skupiła się na drodze. Obserwowała oraz powtarzała usłyszane słowa, widziała grupy ludzi czekających pod drzwiami pokoi lekarskich, przy windzie oraz tych, którzy wybrali się na krótki spacer po szpitalu w ramach rozrywki. Była zmęczona i to bardzo zmęczona, szczerze nawet nie chodziło o prawdopodobne zapalenie płuc, lecz po prostu zmęczona tym miejscem, całą tą beznadziejną sytuacją. Chciała wrócić do domu, odpocząć i posiedzieć z przyjaciółkami przy jakiejś durnej komedii. Chciała tak niewiele a jednak jej życie pokazywało jej pragnienia jak szczyty największych gór, których nie można zdobyć.

W końcu docierając już do pokoju, usłyszała jak ktoś szura krzesłem po podłodze. Zamarła, oddech stał się jeszcze cięższy niż był, czuła strach związany z tym, kto mógł być w jej pokoju, miała nadzieje na jedną jedyną osobę jednakże bała się też stracić ją. Nie chciała się zawieść, nie chciała stracić swojej nadziei a jednak, gdy weszła już o własnych siłach do pokoju jej oczom ukazał się nie, kto inny jak...

-Dinah.- mruknęła skubiąc dolną wargę.

-Ty mała...- ruszyła w jej stronę, twarz wymalowana była gniewem, choć gdy kobieta zobaczyła stan Camili od razu spoważniała.- Co się stało?

W pierwszej chwili nie odpowiedziała, jedyne, co zamierzała to położyć się do swojego łóżka i przykryć świeżą pościelą, którą zmieniono.

-Camila w tej chwili powiedz, co się dzieje, wyglądasz jak chodzący trup! – Dinah uniosła się wciągając głośno nosem powietrze.

-Chyba...- zaczęła przerywając od razu salwą mokrego kaszlu.- się rozchorowałam.

-I to tak w jedną noc? Nic nie pisałaś, że źle się czujesz.- kobieta usiadła obok łóżka i kładąc nogi na łóżku chorej dziewczyny sprawdzała ich wiadomości na telefonie.- Zero wiadomości a miałaś nam mówić wszystko.

-Mówię wam wszystko, wczoraj czułam się bardzo dobrze a jednak rano okazało się, że chyba to zapalenie płuc.- brązowooka jęknęła na myśl o antybiotyku, o którym mówił lekarz dyżurny.- Naprawdę nie wiem jak to się stało, nawet lekarz.

-Hmm...-mruknęła poprawiając burze natapirowanych włosów.- Czemu nie pisałaś?

-Ładował mi się telefon.

-A...

-Dinah.-przerwała jej chora dziewczyna.-Naprawdę nie mam sił ani humoru na wypytywanie. Ładował mi się telefon, rozchorowałam się i nie mam ochoty na rozmowę.

Kobieta nic nie odpowiedziała, odchrząkując zdjęła nogi z łóżka Camili i zakładając buty opowiadała, co u reszty dziewczyn jak gdyby nigdy nic. Bolało ją to, miała dość widoku zmęczonej schorowanej przyjaciółki. Chciała w końcu żeby była zdrowa, żeby czuła się dobrze a jednak nawet podczas pobytu w szpitalu złapała jakąś bakterię i teraz męczy się jeszcze bardziej niż wcześniej. To wszystko było nie fair, życie było nie fair a co najgorsze nic ani nikt nie mógł z tym zrobić.

Czas mijał, Dinah nie chciała tak szybko wyjść od Camili. Obiecała jej, że posiedzi z nią do wieczora, przypilnuje żeby wszystko zjadła i długo spała. To było kochane z jej strony a jednak Camila nie była zadowolona gdyż w głębi serca liczyła, że zielonooka przyjdzie do niej a na pewno tego nie zrobi, kiedy będzie miała gości. Już dawno zauważyła tą zależność, gdy nikogo nie ma Lauren przychodziła zaś, kiedy ktoś mógł ich zobaczyć uciekała lub po prostu nie przychodziła.

Tak jakby chciała ukryć swoją obecność i to martwiło młodą Kubankę najbardziej.

-Dzień dobry.

Głęboki głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Obie kobiety odwróciły się do lekarza, który nieśpiesznie stanął przy łóżku Camili. Nie uśmiechał się, jedyne, co mogły wyczytać z jego wyrazu twarzy to ogromne zmartwienie.

-Dzień dobry.- odpowiedziała Camila przykrywając się szczelniej kołdrą jakby to miało ją od czegoś uchronić.

-Ekhem.- odchrząknął spoglądając w papiery, które trzymał w rękach.- Mam wyniki badań, niestety, ale masz poważne zapalenie prawego płuca. Chciałbym się dowiedzieć, czemu nie informowałaś personelu o złym samopoczuciu.

-Co? Nie informowałam, bo czułam się dobrze.- kaszlnęła i oburzona usiadła na łóżku.- Obudziłam się rano ze złym samopoczuciem.

-Rozumiem, po prostu jestem zdziwiony, że choroba się rozwinęła bez wcześniejszych objawów. Będziesz mieć wprowadzone antybiotyki dożylnie, leżenie w łóżku i kolejny zakres badań, aby sprawdzić jak twoje nerki dają radę.-wytłumaczył nie siląc się nawet na spojrzenie prosto w oczy swojej pacjentce.

-Dobrze.

Zgodziła się, nie miała na to wpływu. Musiała przyjąć leki i dostosować się do wszystkiego, czego oczekiwali od niej, nie chciała martwić rodziny. Z niesmakiem znowu odkrztusiła wydzielinę, kaszel zmienił się na gruźliczy a dreszcze przechodziły przez jej ciało na zmianę z uderzeniami gorąca. Była zmęczona a dzień jeszcze się nie kończył. Zrezygnowana na znak pielęgniarki wystawiła rękę do założenia wenflonu. Nigdy nie lubiła tego, każdy mówił, że wenflon to jak ukucie komara a jednak dla niej to było jak porządny cholerny szerszeń. Sycząc i grymasząc odetchnęła z ulgą czując zimny płyn przelatujący przez wenflon do jej ciała. Już nie szczypało.

-Jak będzie się kończyć kroplówka to proszę żeby któraś podeszła do mnie.- pielęgniarka krzątając się i zabierając wszystkie swoje rzeczy wymamrotała ledwie zrozumiale polecenie i wychodząc zamknęła drzwi.

-Jak się czujesz Mila?- Dinah spytała pełnym głosem zmartwienia.

-Szczerze? Beznadziejnie...-chcąc powiedzieć coś jeszcze odchrząknęła wydzielinę czując jak nagle jej serce przyspiesza a kropelki potu pojawiają się na jej skórze.

Ponownie czuła jakby jej dusza chciała wyjść, uciec gdzieś, uciec do kogoś, o kim nie wiedziała. Brązowooka nie rozumiała tego, nie rozumiała, co czuje a jednak słysząc z korytarza odgłos stukania szpilek zrozumiała, kto idzie...Lauren.

Szkoda tylko, że pomimo wyczekiwania kobieta nie przyszła do niej, czas mijał a dźwięk stukania obcasów zniknął tak szybko jak się pojawił.

__________________________

No to po długiej przerwie mamy krótki rozdział. Jeszcze nie przeczytałam całej opowieści (dopiero 25 rozdział) więc za bardzo nie pamiętałam co by tu napisać ale miałam jakieś krótkie notatki zrobione przed rzuceniem tego ;) a więc Camila dorobiła się od buziaków choróbska, co myślicie jak będą jej dalsze losy się malowały przy Lauren? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro