Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ponownie ta sama postać ubrana w czerń przechodziła między korytarzami szpitala. Długie ciemne włosy opadały na jej zakryte ramiona, czerwono-krwista szminka idealnie współgrała wraz z nieskazitelną bladością skóry a oczy, co można było o nich powiedzieć? Dla większości poznanych osób albo lepiej stwierdzić dusz były zwyczajne przepełnione pustką nic nieznaczące jednakże jej postać sama w sobie sprawiała, że najpierw zbliżały się do niej urzeczone a gdy poznały prawdę, kto się kryje za maską niewinnego uśmiechu marzyły o panicznej ucieczce, lecz nie mogły nic zrobić, bo gdy wpadnie się raz w jej ramiona już nigdy się nie wróci.
Zrezygnowana i znudzona kolejnymi zmarnowanymi chwilami stanęła na środku korytarza oczekując czegoś ciekawszego, co mogłoby przykuć jej uwagę i oderwać myśli od wspomnień, gdy ojciec kazał jej odbębnić przynajmniej siedem miesięcy tu aby w końcu nauczyć się bezwzględności w odbieraniu ludzkiego życia.
To nie tak, że nie potrafiła, ona po prostu nie chciała, kiedy za każdym razem poznawała kolejną ofiarę, która z przerażeniem patrzyła się w jej oczy coś w środku niej płakało wraz z umierającą osobą w jej ramionach.
Nienawidziła tego z całego serca, które tak naprawdę biło dopiero, gdy dusza ofiary opuszczała swoje dotychczasowe ciało, nienawidziła siebie za to, że dopiero w tym momencie coś takiego porusza jej sercem przejmując puls i rytm cierpiącej osoby. Z drugiej strony dawała ulgę była czymś, co powodowało, że niektórzy odpływali z uśmiechem na twarzy dziękując, że przyszła i w tedy tylko ona płakała nie mogąc zrozumieć, dlaczego się cieszą nie mogła zrozumieć, dlaczego nie walczą. Głęboko w sobie czuła chaos emocjonalny, który, od kiedy się urodziła nie dawał jej spokoju próbowała za każdym razem zrozumieć strach czy szczęście, jakim przepełniona jest ludzka dusza, ale jak mogła to zrozumieć skoro tylko obserwowała a nie rozmawiała. Jak mogła poznać człowieka, jeśli widziały ją tylko osoby, które po kilku chwilach czy minutach umierały? Była ich zbawicielem, była ich oderwaniem się od wszystkiego, była koszmarem jak i potworem, była muzą dla malarzy, pisarzy była jednym z najważniejszych motywów ludzkiego istnienia, ale tylko człowiek nie wiedział, że nie tylko ona była śmiercią.
Było ich wielu tak naprawdę w każdym wybranym miejscu, które im wyznaczono, dlatego powiedzenie, że śmierć zawsze na ciebie patrzy jest dość trafne, ponieważ byli wszędzie. Każdy gotów na działanie, każdy w odpowiednim miejscu i czasie, jednakże różnili się wszyscy podejściem. Byli tacy, co uwielbiali, gdy osoba umierała w męczarniach napawali się ich cierpieniem, krzykiem, żalem lecz byli również tacy, którzy obojętni na wszystko traktowali każdego bez szacunku jakby nie zdawali sobie sprawy, że są ostatnimi istotami, które decydują o duszach nieszczęśników i z nich wszystkich była ona, kobieta która interesowała się ofiarami starała się zrozumieć, poznać, obserwować oraz dawać idealną śmierć, o której marzyli no, bo w końcu każdy ma w głowie obraz swojej własnej idealnej śmierci nieprawdaż? Nie rozumiała tego nie potrafiła pojąć, dlaczego człowiek w ciągu życia tak często myśli o nich żeby tworzyć wyobrażenia swojego końca, jednak pomimo wszystko starała się spełnić to, czego tak bardzo pragnęli, gdy ją spotykali na swojej ostatniej prostej.

Wciąż stojąc w tym samym miejscu, w tym samym niewielkim korytarzu, mijana przez nieświadomych ludzi spojrzała od niechcenia na zegar.

-Dochodzi wieczór.- mruknęła poprawiając czarną aksamitną koszulę.- Czas wypadków.

I w tym momencie, gdy z jej ust wypadło to jedno krótkie stwierdzenie w całym oddziale rozległ się głośny alarm świadczący o nagłym pogorszeniu stanu pacjenta. Niespiesznie skierowała się do sali, w której dwie pielęgniarki nieudolnie sprawdzały wszystkie kable i przypięcia nieznanej jeszcze dla niej duszy. Czując w sobie drżenie spowodowane ekscytacją na zaistniałą sytuację prychnęła zniesmaczona na reakcje swojego ciała, które zawsze tak reagowało pomimo jej stanu bycia i charakteru. Ominięta przez lekarza uniosła wzrok na łóżko, w którym leżał na oko piętnastoletni chłopak. Zaciekawiona podeszła bliżej, przez co kolejne piknięcia maszyn dało znak, że z pacjentem coraz gorzej. Nie reagując na to stanęła przed łóżkiem i wpatrując się w chłopca poczuła żal, gdy po jego policzkach spływały strużki łez, a wypieki świadczyły o ciężkiej walce z organizmem. Nie mogła nic zrobić, nie mogła tego zatrzymać, choć bardzo chciała, marzyła wręcz by dać mu jeszcze jeden dzień z życia jednak tylko stała i patrzyła. Obserwowała jak brązowe krótkie włosy chłopca powoli przyklejają się do jego spoconego czoła a klatka piersiowa spazmatycznie się unosi do góry chcąc złapać oddech widziała, że cierpi i jego śmierć nie należy do łatwych, dlatego mijając pielęgniarki usiadła obok niego na materacu i wciąż niepewna, co do swoich poczynań uniosła prawą dłoń, delikatnie sięgając do miejsca gdzie biło niespokojnie serce chorego, uśmiechając się delikatnie.

-Lepiej?- spytała patrząc na swoją dłoń przyciśniętą do drobnej chudej klatki piersiowej.

-K-kim jesteś?- cichy głos chłopca zwrócił jej uwagę jednak żaden z lekarzy czy pielęgniarek nic nie zauważył, ponieważ to tylko jej mała sztuczka, aby dusza przestała cierpieć. Tak naprawdę chłopiec właśnie powoli się zatrzymywał będąc nieprzytomnym a kobieta rozmawiała z jego duszą.

-A, kim chciałbyś żebym była?- kolejne pytania padały między nimi jednak ona nadal się uśmiechała nieznacznie, łagodnie patrząc w niebieskie tęczówki swojej ofiary.

-Jesteś jakimś magikiem? Dlaczego mnie już nie boli? Co ty zrobiłaś?- na słowotok chłopca kobieta roześmiała się dźwięcznie, dzięki czemu on mógł odczuć coś w rodzaju zaufania i przyjemnego ciepła gdzieś w środku.

-Można by tak powiedzieć, że jestem magikiem.- mruknęła spoglądając kątem oka na ekran, który pokazywał ponowne zatrzymanie akcji serca.-Zbliż się a wyznam ci mój sekret dobrze?

-Naprawdę?- niepewnie chłopiec zbliżył się do kobiety oczekując sekretu, którym mógłby się podzielić z kolegami jednak, gdy delikatne ramiona objęły jego ciało poczuł strach i rozrywający ból. Krzyczącego i wyrywającego się niewinnego chłopca kobieta trzymała mocno odbierając mu ostatnie sekundy na ziemi. Nie mogąc już znieść cierpienia chorego uniosła ponownie prawą dłoń i dotykając w opiekuńczym geście jego głowę uroniła kilka gorzkich łez.

-Przepraszam chłopcze.- szepnęła a w sali rozbrzmiał długi piszczący dźwięk oznajmiający zgon.


~~~~~~~~~~

A więc no to pierwszy rozdział mam nadzieję że was zaciekawi :D będę starać się dodawać co tydzień ^^ z chęcią zobaczę komentarze odnośnie tego rozdziału :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro