Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła nieprawdaż? Mówi to każdy, gdy tylko jest na to okazja w określonej sytuacji. Bycie zainteresowanym czymś nieznanym to naturalne zachowanie, chcąc poznawać coś nieokreślonego, innego próbujemy za wszelką cenę dowiedzieć się i zgłębiać wiedzę wszędzie gdzie się da czy to w szkole, podczas rozmów, lub w bibliotece przy stosie książek albo w podróżach. Człowiek jest ciekawy rzeczy, o których inni nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, ale nie tylko ludzie tak mają, jak widać tą cechę również posiadała jedna ze śmierci, która w tym momencie zwinnie omijała każdego pacjenta nie chcąc niepotrzebnie krzywdzić. Od wczoraj jej pewność siebie, co do postępu w kierunku brązowookiej dziewczyny, spadła nieznacznie a w głowie powstał ogromny chaos różnorodnych pytań bez żadnej konkretnej zadawalającej odpowiedzi, bo w końcu, dlaczego akurat ona widziała śmierć? Dlaczego i jakim Boskim cudem udało się jej przeżyć już nie mówiąc o staniu przy Lauren a co najgorsze o dotknięciu jej? Nic się tu nie zgadzało dla kobiety, nigdy nie słyszała o czymś takim jak odporność na obecność śmierci albo to ta dziewczyna była jakimś wybrykiem natury.

Skręcając w kolejny korytarz potrząsnęła głową zbulwersowana na to wszystko, co ostatnio się dzieje odkąd dokonała zamiany, może gdyby nie to nadal by chodziła znudzona po szpitalu odbierając życie nieletnim? Może skończyłaby łatwiej całą swoją pracę i dostała w końcu inne miejsce? Miała już dość tego wszystkiego, jej znienawidzona druga strona cieszyła się z zaistniałej sytuacji, była szczęśliwa i chętna na myśl o odebraniu brutalnie wcześniej życia niewinnej istocie. Cała drżała w środku odkąd gorąca dłoń dotknęła jej zimnej ręki, drżała przez dziwnie powstałe nowe uczucie, które błagało ją, aby wróciła do chorej i zmęczonej brunetki, ale nie mogła, nie teraz, gdy nic nie wie, co zrobić dalej. Była pewna tego, iż chce poznać ludzi, była uparta w dążeniu do tego i tym razem nie podda się i zbliży do momentu aż biedna dusza Camili trafi w jej ramiona i zniknie krzycząc i dusząc się swoimi łzami.

Tak ta myśl sprawiała, że z jednej strony pluła sobie w twarz a z drugiej czuła podniecenie i chęć zrobienia tego jak najszybciej.

-Co ty robisz?- Przystanęła nie wierząc własnym oczom.

Widzieliście kiedyś te przebrania ''śmierci'' gdzie była wielka postrzępiona czarna szata zasłaniająca głowę oraz kosa? Jeśli nie, to na pewno przyszłe ofiary Izakiela poznają ten cudowny obrazek, gdyż chłopak w tym właśnie momencie biegał po korytarzu skacząc radośnie wokół ludzi wymachując kosą gdzie się da.

-O, Laur..- stanął z wielkim uśmiechem.- A co cię sprowadza do wspaniałego boga śmierci?

-Po pierwsze, nie jesteś żadnym bogiem.- warknęła podchodząc do niego o krok.- Po drugie, co ci strzeliło do tego pustego łba?!

Zamiast konkretnej odpowiedzi, mężczyzna roześmiał się głośno łapiąc się za brzuch, gdyby widzieli to inni pomyśleliby, że coś bardzo śmiesznego go rozbawiło, ale to nie było to, jego śmiech był przerażający, coś na wzór psychopaty z największych horrorów świata, dlatego zawsze pomimo wszystko Lauren dostawała gęsiej skórki, gdy Izakiel robił coś takiego.

-A ty znowu taka nudna, to jest fajne!- uśmiechnął się od ucha do ucha.- Wiesz, jaką mają minę te dzieciaki, gdy wchodzę? Po co mam robić im jakieś omamiające sztuczki...

-Nie! – przerwała mu przerażona tym, co może powiedzieć.- Nie mów mi tego.

-A, co ty masz pięć lat? – skrzywił się zdejmując czarny kaptur.- Kochanie wiesz, jaki jestem, ja zawsze lubię patrzeć na te przerażone twarze a grając potwora, który odbierze im życie to najlepsze, co dostaję odkąd się zamieniliśmy!

-Jesteś ohydny, jak możesz im to robić?!- krzyknęła zaciskając pięści.- Oni cię zapamiętają, będą przerażone po drugiej stronie!

-Eee, to już nie mój problem.- machnął ręką jakby przeganiał muchę.

Naprawdę w to nie wierzyła, nie mogła zrozumieć jak coś tak okropnego nie sprawiało mu najmniejszego poczucia winy w całym dniu, ale wiedziała jedno, późno w nocy zacznie szaleć z przepełnionego w nim bólu, który zbiera za każdym razem, gdy wykonuje egzekucje. Izakiel nie był jak Lauren, nie płakał wraz z duszami pozwalając sobie na emocjonalne ukojenie, on to zbierał w sobie, kolekcjonował cierpienie dusz, przez co później w nocnej ciszy ich krzyki rozbrzmiewały w jego głowie, dusiły go od środka, drapały i łamały mu kości a to tylko w psychiczny sposób. Z jego ciałem nic tak naprawdę się nie działo i zamiast zmienić się, zobaczyć jak to jest bytować bez emocji dusz, on wciąż robił to samo nie próbując ze sobą walczyć.

Zrezygnowana powędrowała do stolika, który stał przy jednym z okien, przez co nie musieli przekraczać swoich granic. Ten niby nie pozorny przedmiot dawał obu stronny komfort w komunikowaniu się bez potrzeby łamania zasad. Opadając ciężko na krzesło poprawiła kolejną czarną jak smoła koszulę, ze szczerą opinią przyznała sobie w myślach, że było jej wygodnie. Czekając aż mężczyzna pójdzie w jej kroki rozglądała się wszędzie gdzie popadnie mimowolnie próbując wyłapać w tłumie Camile, której na szczęście nie było. Nie chciałaby jej tu spotkać tym bardziej nie w momencie, kiedy musi porozmawiać ze swoim chorym psychicznie, bo inaczej tego nazwać nie można przyjacielem.

-Więc Lauser, o co chodzi?

-Dlaczego od razu myślisz, że o coś chodzi?- prychnęła poprawiając włosy.

-Ponieważ na zdrową logikę zapewne tak po prostu mnie nie odwiedziłaś.- mruknął bawiąc się kosą.- Lub za bardzo kochasz niszczyć mi zabawę.

-Też racja, wręcz bez zwracania ci uwagi nie mogłabym istnieć.- sarkazm w jej głosie był tak duży, że Izakiel uśmiechnął się w ohydny sposób obdarzając kobietę nieznanym, przerażającym spojrzeniem.- Ale tak, mam sprawę.

-Wiedziałem.

-Znasz przypadek, gdy człowiek potrafi widzieć śmierć?- pytając zagryzła dolną wargę, bała się, że chłopak ją wyśmieje za to, co ostatnio przeżyła.

-Przecież dusze ciągle nas widzą, gdy umierają, Laur.- mruknął przekręcając głowę na lewą stronę jak jakieś zwierzę.- Nie rozumiem, o co ci chodzi.

-To nie tak, pytam cię czy znasz...- przełknęła z trudem.- Czy znasz jakąś informację o tym, że żyjący człowiek bez wyjścia duszy zobaczył śmierć i przeżył pomimo dotknięcia jej, że mógł rozmawiać z nami i na dodatek być w naszej strefie czasowej?

Głos jej drżał, był tak cichy, że wręcz prawie dla niej chyba nie słyszalny, ale chłopak zamiast spytać by powtórzyła, bo za cicho i niewyraźnie mówiła, po prostu zmarszczył brwi szczypiąc się w czubek nosa przez głębokie zamyślenie. Tęczówki Izakiela stały się prawie czarne, puste a jego twarz stężała w momencie, gdy przeniósł swój nieobecny wzrok na zielonooką.

-Były takie przypadki.- szepnął jakby zaraz ktoś miał to podsłuchać.- Dlaczego mnie o to pytasz?

-Bo przydarzyło mi się coś bardzo, cholernie bardzo dziwnego.

-To znaczy?

-Jedna z pacjentek, widziała mnie i to wiele razy. Najpierw myślałam, że tylko mi się wydaje, ale oszukiwałam samą siebie, gdy tylko byłyśmy blisko czułam jakbym cała drżała i chciałam być coraz bliżej niej, chciałam i chcę ją poznać, ale przeraziła mnie jedna rzecz. Ona przyszła do mnie, krzyczała na mnie z pretensją, dlaczego ją unikam i...- ucięła spoglądając na skupionego przyjaciela.- Wyrwała się ze stanu, gdy możemy zobaczyć duszę, następnie weszła w moją strefę czasu a potem dotknęła.

-Co? – zdziwiony zamrugał kilkakrotnie.- Ale jak to cię dotknęła? I co dalej?!

-Nic, uciekłam a ona dalej żyje i ma się jak na razie dobrze.

-Nic? Nic się jej nie stało?- nie mógł uwierzyć, tak jak myślała Lauren od samego początku, on w to po prostu nie uwierzy.

-Od samego początku, gdy ją spotkałam nie mogę zobaczyć ile jej zostało czasu, nie mogę nic zobaczyć, co się dzieje z jej ciałem dokładnie.- mrucząc pod nosem westchnęła wbijając wzrok w sufit.- Izakiel powiedz mi, że to kiedyś się również wydarzyło.

-Wydarzyło.

-Co? – odwróciła twarz w jego stronę.- Nie okłamuj mnie.

-Nie okłamuję.- prychnął poprawiając się.- Wiele razy takie rzeczy się wydarzały, nie jesteś wyjątkowa Lauser nie myśl sobie. Niestety nigdy nikt nie powiedział, dlaczego niektórzy z nas spotykają ludzi, przy których mogą być bez problemu, może przez wspólny pierwiastek w duszy? W końcu my nie mamy tak jakby ciała, jesteśmy duszami pracującymi, jako śmierć i odbieramy również duszę, więc nie ukrywam, iż często zdarzają się podobieństwa w naszych pierwiastkach.- mówił bez krzty emocji, był poważny wręcz zbyt poważny.- Tak jak patrzyłem to ta cała miłość między ludźmi też jest zależna od tych pierwiastków, jeśli są zbyt różni w środku i nie mówię tu o charakterze to nigdy nie będą razem, ale jeśli mam mówić o podobieństwie to oczywiście, że staną się parą.

-Nie rozumiem, jak to podobieństwo pierwiastków dusz między nami a ludźmi?

-Lauren, ludzie po części są tacy jak my. Oni mają po prostu dodatkowo ciało, my też mieliśmy emocje, ale zostało nam to odebrane, gdy w wieku siedmiu lat przydzielono nas do odpowiedniej kategorii. Nie pytaj mnie, dlaczego odebrano nam to, taka nasza praca, ponieważ nie możemy mieć żadnych emocji oprócz swoich ofiar.

-Dobra, odebrano nam emocje dla beznadziejnej roboty, ludzie mają dodatkowo ciało i tym się od nas niby różnią, ale nadal nie rozumiem, co ma cała ta rozmowa do mnie i Camili.- warknęła układając łokcie na stoliku, była zmieszana i bez sił.

-U, a więc tak ma na imię?- uśmiechnął się zadziornie.- Ta cała rozmowa zmierza do tego by ci wytłumaczyć, że prawdopodobnie macie wspólny pierwiastek duszy i dlatego bez problemu cię widzi, może dotknąć lub porozmawiać, również właśnie ty, dlatego nie możesz zobaczyć nic więcej niż stan duszy, gdy spojrzysz na nią.

-To znaczy, że nie mogę odebrać jej życia?

-Możesz, w bardzo łatwy sposób jakbyś chciała, ale wiem, że tego nie zrobisz.- stwierdzając chłopak niepewnie spojrzał na siedzącą przed nim kobietę.- Odporność na śmierć, jako ty, nie podlega jakimś innym zasadom, więc tak naprawdę zabijasz ją, ale wolniej. Nieświadomie niszczysz jej dusze.

-Dusze?- marszcząc brwi w zdziwieniu patrzyła wprost w oczy Izakiela.

-Tak jak choroba niszczy ciało u nich, tak ty niszczysz jej dusze, ale nie jestem pewien. Czytałem kiedyś o tym w jakiejś księdze podczas nauki.- i znowu ten sam ruch jakby odganiał muchę, zdenerwowało to Lauren. Zamiast mieć więcej poukładane w umyśle, teraz czuła dopiero prawdziwy chaos.

-Jeśli zniszczę jej dusze to trafi na drugą stronę?- chciała wiedzieć, być pewna, że nic się aż takiego nie stanie, gdy będzie gotowa poświęcić Camile.

-Tego nie wiem Laur.- westchnął.- Powiedz mi, dlaczego o to pytasz?

-Chcę ją po prostu poznać...- szepnęła.

I przy okazji poświęcić dla ciekawości poznania człowieka.

-Wiem, że od zawsze miałaś mannie na chęć poznania ludzi, więc ci nie uwierzę, że tylko to tobą kieruje.- wstał uśmiechając się dumnie.- Ale jeśli chcesz poświęcić tą dziewczynę dla swojej zachcianki to chyba się popłaczę ze wzruszenia.- pociągnął nosem teatralnie wycierając nieistniejące łzy.- Moja Lauser dorasta!

-Zamknij się.- warknęła również wstając i chcąc odejść wystawiła w stronę mężczyzny środkowy palec.

-Ej! Wiem jak możesz sprawdzić czy ją szybko uśmiercisz.- krzyknął próbując ją zatrzymać.

-Co masz na myśli?- powiedziała unosząc jedną brew.

-Przyjdź do niej w nocy i spraw by jej dusza cię ujrzała i przeraziła się. Zrób tak by zaczęła krzyczeć próbując uciec od ciebie, w tedy zobaczysz, w jakim jest stanie.- uśmiechnął się zakładając kaptur, i zostawiając zamyśloną kobietę wracał na oddziały radosnym i beztroskim krokiem.

Lauren nie wiedziała, co zrobić, nie wiedziała czy uwierzyć Izakielowi i przyjść do Camili testując jej życie, ale chciała się dowiedzieć, chciała zobaczyć jak to wszystko się potoczy, może to po prostu przez to, iż zawsze było jej nudno? Nigdy nic jej aż tak nie ciekawiło jak chęć poznania, a jeśli nawet ona umrze to, co z tego? Wielu musiała zabić, wielu krzyczało w jej ramionach, więc kolejny krzyk nic nie zmieni.

Jej nie zmieni.

----

Wow 1837 słów, jeden z najdłuższych rozdziałów! Co sądzicie o Izakielu? Myślicie że Lo posłucha się mężczyzny i przetesuje Camile? :p

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro