Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaufanie to specyficzny rodzaj emocji, jest nieodłącznym elementem egzystencji człowieka, dzięki niemu możemy wspólnie budować wizję świata, żyć w błogiej świadomości, że osoba stojąca obok nas nie skrzywdzi, nie doradzi nam źle lub nie opuści. Zaufanie jest czymś, co pcha nas do oddania siebie drugiej osobie, chcemy by wiedziała, co czujemy, jak żyjemy i co myślimy. Nie wszystkim jest łatwo przełamać się i spróbować dopuścić do siebie kogoś, innym wystarczy choćby jedna rozmowa, aby poczuć coś na wzór bezpieczeństwa, ciepła i zrozumienia zaś niektórym lub już większej społeczności ludzi w dwudziestym-pierwszym wieku uczucie zaufania jest wywoływane o wiele później, głównie przez to, iż prawie wszyscy, na co dzień zakładamy tak zwane maski. Jeśli każdy by się zastanowił, spojrzał idąc ulicą na mijających ludzi zauważylibyśmy to. Często możemy usłyszeć coś takiego jak – uśmiech przez łzy – to prawda, wolimy ukrywać prawdziwych siebie przed innymi, przed całym światem, aby nikt nie mógł nas skrzywdzić, żeby nie mógł zobaczyć naszych słabych stron i nie wziąć swojej broni do ręki, jaką są słowa i czyny po czym bez problemu strzelić prosto w serce, zabijając nas mentalnie lub możliwe, że i fizycznie również? Nie zdajemy sobie sprawy często z tego jak nasze słowa, czy podjęte kroki w jakiejś sprawie zostawiają piętno na innych, co potrafią zrobić i wywołać. Każdy w życiu non stop się zmienia, z każdą poznaną osobą uczymy się jak funkcjonować w świecie i nawet nie mowa tu o tej dobrej stronie, lecz o złej. Ile osób potrafi zamknąć się w domu na cztery spusty przez to, iż spotkał jedną lub kilka niby przyjaciół, którzy wykorzystali? Ile osób codziennie potrafi pomyśleć o odebraniu sobie życia czy skrzywdzeniu się? Ludzie są źli, nie myślą za wiele oraz nie czują a prędzej nie chcą czuć, więc w gruncie rzeczy powstaje błędne koło nieprawdaż?

Tak właśnie sądziła Camila, zawsze, gdy kogoś poznawała trzymała z daleka, choć inni mogliby powiedzieć zupełnie inaczej. Dobrze grała, wręcz perfekcyjnie odgrywała swoją niewinną rolę w jak dla niej zepsutym świecie. Gdy tylko mogła trzymała każdego w swojej głowie o kilka lub kilkanaście kroków z daleka, chroniła siebie, swoje serce i dusze. Broniła się przed tym, co mogliby zrobić inni, jak bardzo mogliby ją zniszczyć a później bezceremonialnie zostawić jak szmacianą lalkę, którą się znudzili. Ale nie była aż tak twarda jak sądziła, mijający czas utwierdzał ją w tym doskonale przez to jak pozwoliła sobie, chociaż te kilka razy dopuścić do siebie kogokolwiek i nie myślała o przyjaciółkach w tej chwili, chodziło jej o tych złych, o tych, którzy obiecali jej miłość, bezpieczeństwo i wsparcie a pozostawili po sobie tylko głębokie rany.

Nienawidziła, tak sądziła, że potrafi nienawidzić, ale nie wytrzymywała długo i wybaczała, więc czy to była nienawiść? Nie, nie doświadczyła czegoś aż tak skrajnego, ale czy to źle? W końcu, gdy ktoś nienawidzi ma zamglone spojrzenie na wszystko inne, utopiony negatywnymi emocjami niszczy siebie i innych a skoro brązowooka zraziła się i postawiła mur to czy automatycznie ją wykreśliło z tych kategorii?

Nie wiedziała, to pytanie dawało jej nieznaną jeszcze odpowiedź, na którą zapewne dostanie pod koniec życia, ale kiedy zielonooka w końcu odpowiedziała jej na kilka zadanych pytań, przestała być aż tak nieufna do jej tajemniczej osoby. Jeśli mówiła prawdę, choć wątpiła, że mogłoby być to kłamstwo to, czemu by nie skorzystać i nie poznać jej lepiej? Nie poznawała sama siebie, nawet, jeśli była samotna od jakiegoś czasu to było jej dobrze z tym. Zero zobowiązań, zero słodkich oczekiwań i zero zmartwień, to jej naprawdę pasowało, więc dlaczego rozmyślała o zbliżeniu się i to jeszcze w taki sposób, w jaki przypadkiem pomyślała? Nie chciała niczego. Okłamywała się, że bycie samemu w szpitalnym łóżku dobrze jej zrobi, że brak fizycznego kontaktu z drugą osobą prócz bliskich wyjdzie jej na plus a jednak nie mogła się powstrzymać i umówiła się na spędzenie czasu z tą jak zawsze ubraną w czerń kobietą.

Odkąd ją zobaczyła pierwszy raz, odkąd spojrzała w jej soczyście zielone oczy i mogła usłyszeć ochrypły głos wiedziała, że nie będzie jej łatwo zatrzymać chęci poznania Lauren. To imię wywarło na niej dziwne uczucia, wypowiedziane w taki sposób, w jaki zrobiła to kobieta sprawiło większe ciarki na ciele niż dotychczas tylko jej milcząca obecność. Była w pewien sposób zgubiona, ale uspokajała się myślą, że w każdej chwili to przerwie, nie pozwoli się poznać w pełni, jako ta ukryta za różnorodnymi maskami Camila. Ogromnym murem zaznaczy granicę w sobie, której nie przekroczą choćby na krok, była zagubiona przez urok, w jaki ta zielonooka nieznajoma jeszcze kobieta miała w sobie. Uśmiech, jaki obdarowała brunetkę sprawił, iż przez moment jej serce stanęło, dziewczyna nie rozumiała siebie i swojego ciała w tamtych chwilach. Wiedziała doskonale, że przy każdym spotkaniu ciągnęło ją do Lauren a jednak tym razem było inaczej, wręcz wyrywała się wewnętrznie w jej stronę, chciała ją poczuć i sprawić, aby ona również pragnęła tego samego.

- Musimy już jechać słońce.- Głos Sinuhe przerwał jej wewnętrzny monolog powstały w głowie. – Przyjedziemy niedługo.

- Spokojnie, będziemy non stop pisać i dzwonić do siebie mamo.- uśmiechając się przytuliła wszystkich.- Sofia masz pamiętać o nauce i uważać na siebie!

- Kaki gadasz jak mama.

-, Ale z nią nie robisz maratonów bajek.- dumnie uniosła głowę pokazując czubek języka.

- Za to nadrabiam wszystkie horrory, jakich przy tobie nie mogę oglądać.

- Ej! One są straszne...- mruknęła zakładając pod piersi ręce.- Idź gnomie, bo rodzice już wyszli.

- Do widzenia Kaki, obiecaj mi, że wrócisz niedługo do domu.- rzucając się w ramiona siostry ścisnęła ją jeszcze mocniej jakby to było ich ostatnie spotkanie na długi czas.

-Obiecuję.

Po tym dziewczynka wyszła z pokoju zostawiając Camile zupełnie samą z ogromnym poczuciem winy przez to, że kolejny raz musiała okłamać ją a to tylko, dlatego że nie chciała ranić. Tym razem nie pozwoliłaby, aby policzki jej kochanej Sof były mokre od zalewających je łez spowodowanych przez brunetkę. Nie wytrzymałaby tego, nie teraz, nie w momencie, gdy ona sama przestała mieć nadzieje na przyszłe życie.

Wzdychając ciężko wstała z łóżka, które nieznacznie skrzypnęło przez stare kółka, opuszczając na biodra szare dresy rozejrzała się po całym pomieszczeniu mając ochotę porobić coś pożytecznego, ale nie dało się. Tutaj po prostu było wielkie nic, tylko łóżko, dwie szafki i stojak na kroplówkę oraz maszyna do wykonywania dializy. Zdając sobie sprawę, że miała tylko telefon sięgnęła po niego siadając na plastikowym krześle i bez przeszkód oparła wyprostowane nogi o materac łóżka. Miała gdzieś, co pomyślą inni, jeśli tu wejdą, miała dość non stop leżenia i nic nie robienia.

-Cholera.- zaklęła widząc na ekranie pięć procent baterii. Wypuszczając głośno powietrze spojrzała się w sufit jęcząc na beznadziejną odległość do kontaktu, który był po drugiej stronie sali gdyż dwa inne były zajęte przez sprzęt i to właśnie przy jej łóżku.- Dlaczego mi to robisz Boże?

-Co ci robi Bóg?

Nagłe pytanie, którego Camila kompletnie się nie spodziewała przestraszyło ją tak, że prawie spadła z krzesła i łapiąc się za klatkę piersiową wbiła wzrok w postać, która stała w progu.

- O mało zawału nie dostałam! – piszcząc poprawiła się na krześle i głośno przełykając spojrzała się niepewnie na swojego gościa.- Kim jesteś?

-Ach! No tak zapewne mnie nie pamiętasz.- wysoki chłopak uśmiechnął się szeroko ukazując dołeczki w policzkach.- Jestem Shawn, to ja tu cię zaniosłem, gdy straciłaś przytomność przez ból.

-, Więc to byłeś ty? – spytała zdziwiona, pielęgniarki mówiły jej, że pewien ratownik ją przyniósł, ale nie miała pojęcia, że był to młody chłopak i to jeszcze tak uroczy.- Dziękuje ci bardzo za uratowanie życia.

-Od tego jestem.- kolejny słodki uśmiech.- Mogę wejść?

-Oczywiście, chodź siadaj i tak mi się nudziło.- śmiejąc się niezręcznie, dziewczyna wstała zmieniając swoje miejsce.- Dlaczego przyszedłeś?

-No, jakby ci to...- urwał w połowie nerwowo drapiąc tył głowy.- Wciąż miałem przed oczami twoją bladą nieprzytomną twarz i bardzo chciałem się dowiedzieć jak twoje samopoczucie.

- To słodkie.- prychając śmiechem zasłoniła usta spoglądając przy tym na niego.- Czuje się dobrze dzisiaj.

Był przystojny, jej zdaniem zapewne miał wiele adoratorek, które wzdychały za nim na prawo i lewo. Słodki uśmiech połączony z roziskrzonymi brązowymi oczami, do tego falowane włosy i przyjemny dla ucha głos oraz widoczne pomimo luźnej białej koszulki mięśnie dawały mu coraz większe atuty, które przykuwały spojrzenie.

- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło! Już w drużynie zaczęli się śmiać, że za mocno się wszystkim przejmuje, ale inaczej nie umiem. – mówiąc to unosił ręce w chaotycznej gestykulacji.- A właśnie, czy mógłbym poznać twoje imię?

-Camila. – odpowiadając podali sobie ręce. Jej drobna mała dłoń łatwo mogła utopić się w jego mocnym dużym uścisku.- A prędzej Karla Camila, ale nie lubię pierwszego imienia.

-Miło mi cię poznać Camila.

-Mi ciebie również Shawn.

Czas mijał, wraz z chłopakiem dziewczyna doskonale się czuła. Wypełnieni morzem informacji na różne tematy dzielili się wzajemnie swoimi poglądami, poruszali nic nieznaczące aż tak rzeczy, przez co rozmowa była luźna i interesująca. Ich wspólny śmiech wypełniał cały pokój, dlatego nie chcąc zakłócać szpitalnego spokoju panującego na oddziale zamknęli drzwi dalej żartując. Camila nie miała pojęcia, że tak nietypowe spotkanie, jakie mieli oboje szanse dostać od życia przerodzi się w nową znajomość.

I ponownie w jej sercu krótki skurcz bólu dał znak, aby uspokoić swoje emocje i podejść do tego w zupełnie inny sposób. W końcu zapewne to było ich drugie jak i ostatnie spotkanie gdyż chłopak sam powiedział, że jest zarobiony, przez co rzadko bywa w domu i głównie śpi z innymi na niewygodnych kozetkach czekając na kolejne wezwania. Nie wierzyła wpierw w to, myślała, że się zgrywa a jednak, gdy dostrzegła u niego mocno zarysowane cienie pod oczami zrozumiała, że to prawda i chłopak przepracowuje się.

- Przepraszam Mila, ale będę musiał się już zbierać. W końcu pierwszy raz będę w domu od dobrych trzech dni.- ziewając założył dżinsową kurtkę.- Trzymaj się i mam nadzieję, że ktoś do ciebie wpadnie jeszcze.

-Tak, jedna wolontariuszka ma przyjść.- mówiąc to przytuliła go.

-Wolontariuszka?- zdziwiony odsunął się podnosząc jedną brew.

-Przyszła dziś do mnie dziewczyna mówiąc czy chcę z nią spędzić czas, bo jest wolontariuszem.- niepewnie spojrzała w jego oczy kompletnie nie rozumiejąc.

-Hmm...- zastanawiając się podniósł swoją sportową torbę.- Ach tak! Zapomniałem, że co jakiś czas zgłaszają się tutaj.

Dziwna ulga wypełniła dziewczynę, przez moment przestraszyła się, że naprawdę spotkana kobieta była wariatką, która zbiegła z jakiegoś oddziału psychiatrycznego i chciała się do niej zbliżyć, dzięki czemu mogłaby ją skrzywdzić lub wykorzystać. Jej jak zawsze zbyt bujna wyobraźnia ponownie zerwała się ze smyczy, dlatego potrząsając głową roześmiała się, aby Shawn nie pomyślał o czymś.

-No to cześć.- pomachał otwierając drzwi na oścież.

-Pa, pa.- szepnęła ostatni raz widząc go znikającego w głębi korytarza.

~~~
Dzis piątek trzynastego więc aby odpędzić zły humor i pech to macie rozdział 💪🤣
Zyczcie mi powodzenia bo mam noc horrorów a nienawidze ich .-. I może umre .-.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro