Rozdział 28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapach nocy był kojący dla nozdrzy, mieszanka wilgoci zmieszanej z wonią roślinności aż zachęcała do pozostania na zewnątrz, siedząc w oknie przerzuciła nogi przez metalową framugę, aby stopy bezwiednie mogły zwisać nad przepaścią pogrążoną w ciemności, co jakiś czas również obijając nimi o ścianę budynku pokrytą ciemnymi pnączami z udawanej beztroski. Ciche szelesty jak i świsty wiatru było słychać wszędzie, wpuszczane przez zniszczone szyby, podmuchy wiatru wzbijały tumany kurzu poruszając niektóre wiszące obdarte materiały, uschnięte liście oraz ledwo trzymające się płaty farb i wraz z dotarciem do otwartych dawnych pokoi przeznaczonych dla pacjentów wprawiały w ruch skrzypiące drzwi. Cisza na zewnątrz była błoga, lecz kiedy pochyliła się do tyłu mogła poczuć jak budynek tętni życiem, a prędzej jego pozostałościami, jakie wciąż się tutaj znajdują sprawiając wrażenie, iż czas nie miał dla tego miejsca znaczenia, był spowolniony lub może nawet nieobecny zupełnie jak dla niej. Mając nieodparte wrażenie, że siedzi na granicy dwóch światów spojrzała się w czyste granatowe niebo, upiększone kilkorgiem ledwo świecących gwiazd rozsypanych niedbale jakby miasto nie chciało się postarać o ukazanie ich w pełnej okazałości. Tak jak zwykle najbardziej majestatycznym punktem na nieboskłonie był nie, kto inny jak księżyc otoczony żółto-białą poświatą, przez którą przebijały się ciemne punkty oznaczające obecne tam kratery różnej wielkości. Sam jego widok sprawiał, że uśmiechała się czując jak jego światło pokrywa część, w której siedzi. Rozmarzona obserwowała jego piękno nie mogąc zrozumieć tego, co się dzieje i co będzie dopiero się dziać, kiedy podejmie kolejne kroki w działaniach, jakie zdecydowała się spełnić. Była rozdarta, nie dość, że od zawsze nie akceptowała swojej drugiej strony to teraz jak na złość również przestała akceptować samą siebie, choć nie powinna, ale na samo wspomnienie tego, czego chce dokonać wprawiało ją w odruchy wymiotne. Tak naprawdę nie chciała jej zabić, nawet nie marzyła o tym, aby zrobić jakąkolwiek krzywdę, ponieważ nie była taka, a jednak jej ciekawość i zapatrzenie w siebie sprawiło, iż teraz nie może przestać, nie może się od tego odwrócić i puścić sznur, jaki trzyma kurczowo byleby nie stracić tego, co w pewien sposób zdobyła. Nie potrafiła już tego zrobić, nawet jej druga strona powoli na myśl o brązowookiej dziewczynie nie reagowała w tak bestialski sposób jak wcześniej, chyba, że postawa ofiary była zbyt pewna siebie w tedy niestety kobieta musiała męczyć się z chęcią posmakowania cierpienia duszy, dlatego również coraz mocniej czuła się jakby grała w nieśmiesznej komedii, jakie co pewien czas odbywają się w jej świecie czy tutaj na ziemi, ale tak jak z końcem przedstawienia goście mogą wyjść, ona zaś nie miała takiej możliwości choćby bardzo tego chciała i pragnęła z całego serca, które biło tylko, kiedy mogła zabijać. Tak naprawdę miała zamknięte drzwi do ucieczki, zakluczone na dodatek obleczone ciężkim łańcuchem uniemożliwiającym spełnienie tego, co chciała większość, więc dlaczego ona mogłaby mieć klucz do wyjścia, jeśli inni również go nie mogli posiadać?

Pociągając nosem oderwała wzrok od swojego białego przyjaciela, trzymając w dłoni zamknięty skórzany notatnik przejechała opuszkami palców po lśniącym czarnym pasku uniemożliwiającym jego otwarcie osobom nieupoważnionym. Nie mogła pojąć, iż w tym miejscu ma przebywać już tylko pięć miesięcy, po czym tak po prostu zniknąć zapewne przy okazji odbierając życie jedynej osobie, z którą w tym świecie najczęściej rozmawiała i to nawet czasami beztrosko jak gdyby nigdy nic, jakby nie była śmiercią tylko normalną osobą mającą styczność, na co dzień z ludźmi a nie potworami z piekła czy też aniołami, jeśli któryś zechciał raz na jakiś czas zejść do nich, aby załatwić kilka spraw u władcy podziemi. Tak szczerze, w oczach Camili naprawdę była człowiekiem, zwykłym, bez żadnych szczególnych cech wykraczających poza normę, a więc czy to mogło dać jej zapewnienie, że dziewczyna naprawdę nie dowie się aż do samego końca, z kim tak naprawdę miała styczność? Starała się za każdym razem, kiedy przebywały obok siebie żeby wypaść jak najbardziej naturalnie, w pewien sposób nie mogła dopuścić myśli, iż ma być tą samą Lauren, którą jest w Los Diablos, na pewno nie. Chociaż nie była aż tak zła, jeśli mowa o tym dobrym czasie dla niej plus braku jakiejkolwiek presji ze strony społeczności w sektorze, więc może gdyby, choć trochę dopuściła prawdziwą siebie to jej gra aktorska mogłaby być lepsza przynajmniej ociupinkę i nie musiałaby się stresować ani zamartwiać o to czy dziewczyna przypadkiem nie zauważy nieścisłości, co do jej osoby.

Nie wiedziała, co robić, wzdychając oparła głowę o wnętrze dłoni pochylając się lekko do przodu, tym bardziej narażając się na upadek z wysokości, ale nie obchodziło ją to zbytnio. Myśl o zagrożeniu nie wywoływała w niej niczego istotnego, ponieważ i tak nie zginie, tylko tyle, że nabawi się ostrego bólu a to nic nowego w jej marnym istnieniu. Z uśmiechem na ustach przypomniała sobie jak będąc wraz z Izakielem skoczyli z ogromnego klifu testując na własnej skórze uczucie uderzenia ciałem o wodę, pomijając fakt, że uderzyła przy okazji ręką o wystającą skałę a on głową idealnie miażdżąc pół twarzy.

Byli głupi, możliwe, że wciąż są gdyż chłopak zawsze, kiedy tylko może namawia ją do różnorodnych zabaw, przez co zawsze kończą z powrotem w swoim świecie zwijając się z bólu przez jakiś czas, ponieważ zamiast wylądować z gracją upadają na piasek i żwirowe drogi pogarszając przy tym cielesne konsekwencje, jakich się nabawili. Doskonale pamięta jak za każdym razem Lucy z głośnym krzykiem biegła do nich nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, gdy znów lądowali w Los Diablos, opuszczając tym sposobem wyznaczone miejsce pracy a jej dając dodatkową papierkową robotę, ale co to było dla nich? I tak nie musieli jeść, spać, więc wszystkie pieniądze, jakie niby mieli przekazywali na litry alkoholu i zapłatę dla dusz z usługami lub jako łapówkę, aby chronić swój tyłek u przyjaciółki przed nieznoszącym sprzeciwu Lucyferem. W mniemaniu kobiety ta cała posada była bezsensu, czuła się jakby to ona musiała odbywać karę za to, iż tam się urodziła a nie ci wszyscy, którzy zmarli i zechcieli być tutaj a nie gdzieś indziej sprawiając, iż mieli coraz więcej na głowie, ponieważ zamiast ubywać to dusz było coraz więcej, dlatego również od niedawna zdecydowano o wyniszczaniu ich poprzez najdalsze sektory gdzie znajdują się cierpiący, którzy zamienili się w potwory przez to, w jakich muszą przebywać warunkach, co samo sugeruje podły sposób pozbywania się nadmiaru. Lecz to nie oni żyli i żyją tysiące lat odbierając ludzkie istnienia wciąż mając w sobie głód wymieszany ze zmęczeniem, którego nie mogą się pozbyć, naprawdę gdyby nie była tak spokojna już dawno straciłaby wszystkie zmysły jak niektórzy.

-Przyniosłem ci ubrania.- chrzęst rozgniatanego szkła pod stopami sprawił, że się skrzywiła.

-Dziękuję.

-Długo tu tak siedzisz?- wysoki mężczyzna stanął obok oglądając framugę, po czym wskakując bezszelestnie usiadł obok.- Ale wysoko.

-Zamiast widzieć wysokość powinieneś spojrzeć na całokształt.- prychnęła dając mu delikatnego kuksańca między żebra.

-Ej! No przecież widzę całokształt.- jęknął śmiejąc się w słodki sposób.- Dawno nie obserwowałaś nieba.

-Wiem.- szepnęła opierając głowę o jego chłodne ramię zakryte miękkim materiałem koszuli.- Nie miałam czasu.

Lauren nie czuła nic, od zawsze to powtarzała, ponieważ w gruncie rzeczy była to prawda, w końcu bez jej pozwolenia odebrano wszystkie emocje pozostawiając ich namiastki jak małe ledwo iskrzące węgielki i to jeszcze takie, których za nic w świecie nikt nie mógł rozpalić, aby uleciał chociażby delikatny dym, a jednak od jakiegoś czasu dobijający smutek niszczył jej jak zwykle nic niewzruszoną znudzoną twarz a dziwne drżenia łaknęły czegoś a prędzej kogoś, o kim teraz nie chciała myśleć. Nie mając sił ani chęci wciąż opierała się o chłopaka przy okazji bawiąc się materiałową szafirową bransoletką z drobinkami szkarłatnych odłamków kamieni, którą ostatnio dostał od nie wiadomo, kogo.

-Skąd ją masz?- pytając podniosła nieznacznie twarz by patrzeć na niego z dołu.

-Dostałem.

-Od, kogo?- nie ustępowała, chciała wiedzieć gdyż to było dość dziwne, jeśli chodzi o darowizny w takiej postaci.

-Lauren jak zawsze jesteś dociekliwa a sama nic nie mówisz.- wywracając oczami zamachał nogami uderzając bezwiednie nimi o ścianę budynku wywołując głuchy odgłos.- Jedna z diablic od dwudziestego ósmego sektora mi podarowała abym nie na kablował u szefa o jej gnębieniu i znęcaniu się nad jedną jego sekretarką.

-Która dokładnie? Jest ich kilka.- z namalowanym na twarzy zdziwieniem odsunęła się lustrując z dokładnością, co do centymetra siedzącą obok niej osobę.

Białe światło padało na niego nieznacznie, czarne jak heban włosy rozwiewały się w chaotyczny sposób przykrywając czoło, złoty kolczyk, który założył lśnił w prawym uchu tuż nad płatkiem. Tym razem uśmiech nie gościł na jego twarzy, był znudzony i nijaki chyba odkąd sięga pamięcią nie widziała go takiego. Ciało pokryte szarą ciemną koszulą sprawiało, iż każdy mięsień uwydatniał się a rozpięte trzy pierwsze guziki korciły wzrok, aby spojrzeć w dół podziwiając gładką aksamitną skórę. Czarne spodnie wraz z wysokimi do kostki tego samego koloru butami idealnie współgrały z jego wykreowanym wyglądem. Jakżeby inaczej, Izakiel zawsze ubierał się elegancko a zarazem seksownie by nikt nie mógł mu się oprzeć, uwielbiał poczucie jak spojrzenia innych paliły jego skórę a rozmarzone głosy prosiły o pozostanie przy nich obiecują wiele, czasem aż za dużo. Ze wszystkich, których znała Lauren, bez żadnego protestu mogła wskazać swojego przyjaciela za największego drania uwodzenia. On był do tego wręcz idealny tak samo jak do najgorszych możliwych sposobów zabijania, które sam wymyślał non stop.

-A, bo ja wiem? – syknął.- Nie obchodzi mnie zapamiętywanie tych szmat.

Kłamał, doskonale znali każdego, kto był na terenie piekieł, musieli znać, aby wszystko było w harmonii, więc nie chcąc denerwować chłopaka jeszcze bardziej, zamilkła ostatni raz chcąc nacieszyć się nocnym spokojem, który był przerywany, co jakiś czas odgłosami miasta oświetlanego tysiącami sztucznych świateł. Dzięki czemu ponownie jej umysł zrobił sobie wolne żarty przypominając o pięknej brunetce mieszkającej tutaj, oraz której w ogóle nie widziała przez trzy ostatnie dni w szpitalnych korytarzach i salach, jakie wcześniej odwiedzała. Chęć bliskości z nią była wykańczająca możliwe, że dlatego czuła się tak bardzo bez sił niż wcześniej się jej zdarzało. Sama nawet nie wiedziała, dlaczego przestała przychodzić do niej, kiedy tylko mogła obserwowała ją z daleka mając nieodparte wrażenie, iż słowa Izakiela, co do wyniszczenia duszy sprawdzą się a nie chcąc przyczyniać się do czegoś tak okropnego na ten moment, wycofała się chcąc przemyśleć ponownie wszystko w spokojny oraz logiczny sposób.

-Myślisz o niej, co?- nagłe pytanie wytrąciło ją z potoku myśli.

-Skąd ten pomysł?- marszcząc brwi przełożyła jedną nogę przez framugę, aby móc lepiej go widzieć.

-Dziwnym trafem czasem potrafię czytać w twoich myślach.- posyłając tym razem normalny uśmiech usiadł również tak samo jak ona.- Tylko nie rozumiem czegoś.- mruknął podgryzając kciuk wciąż patrząc się prosto w oczy zielonookiej jak ciekawskie zwierzę chcące zrozumieć daną sytuacje i zamiary.

-Czego?

-Dlaczego akurat ona?- zaciekawiony oblizał wargi poprawiając włosy.- Wiem, że opowiadałem ci o pierwiastkach dusz, ale to nie zmienia faktu, że czemu akurat chcesz poświęcić tą osobę?

-A, dlaczego ty teraz bawisz się w niańczenie? Facet, który zapewne wrócił po gwałcie albo obustronnej chęci przyjemności.- warknęła zaciskając palce na notatniku.- Zabijasz, kogo chcesz, nie obchodzi cię to, co dzieje się potem i korzystasz non stop, dlatego więc co masz do mojego postępowania?! To ja tu decyduje również, kogo chce się pozbyć z tego świata.

-Po pierwsze samo wspomnienie o tej dziewczynie sprawia, że wybuchasz.- zdegustowany cmoknął przejeżdżając spojrzeniem po dziedzińcu.- Po drugie oczywiście, że nic nie mam! Cieszę się, że w końcu dostajesz rozumu Lauren, ale ty nie chciałaś być taka jak my.

-I nie jestem ani nie będę, ponieważ to dla celów wyższych.

Nie była jak oni, wciąż się utwierdzała w tym a jednak osoby trzecie stwierdziłyby, co innego. Zapewne może i zachowywała się teraz inaczej niż zazwyczaj, ale to nie znaczy, że staje się taka jak reszta, jak te wszystkie parszywe stworzenia łaknące bólu.

-Oszukujesz się młoda.- mówiąc to zszedł z okna wskazując ubrania poskładane na leżącym przewróconym łóżku pośrodku ciemnego korytarza.- Jak zawsze zostaw ciuchy u mnie to je zaniosę do domu.

-Dobrze.

-A i tak w ogóle to ta twoja piękna prawdopodobnie zemdlała, kiedy my beztrosko zabijaliśmy.- krzyknął na cały korytarz śmiejąc się radośnie, kiedy odchodził.- Miłej nocy Lauser!

W momencie, kiedy usłyszała jego słowa otworzyła mimowolnie szerzej oczy, nie myśląc za wiele poderwała się do góry z włosami wpadającymi na twarz przez coraz silniejszy wiatr, dzięki czemu o mały włos a mogłaby spaść gdyby nie to, że ostatkiem sił złapała się wystającego nie wiadomego pochodzenia metalu kalecząc nieznacznie wnętrze dłoni. Ciesząc się w duchu na swój refleks zeszła z okna łapiąc ubrania w taki sposób, aby nie poplamić je krwią, której nie było aż tak w znacznym stopniu niż się spodziewała, ponieważ organizm regenerował się od razu, pomimo iż tak naprawdę jej ciało dla żyjących powinno być martwe, ale ona nie była jakimś zombie czy wampirem z opowieści, była z boskiego świata gdzie przed staniem się śmiercią jej serce kiedyś biło jak u innych istot mocno, jednostajnie bez żadnych komplikacji jak u ludzi. W środku siebie trzęsła się cała na myśl o tym, co się wydarzyło, nie była do końca pewna czy jej przyjaciel mówił prawdę, choć rzadko kłamał a na pewno nigdy nie odważył się na zagięcie prawdy dla niej, więc jednym z najważniejszych pytań w tym momencie było, czy Camila zdążyła zauważyć jak oboje odbierają dusze innym i czy była taka możliwość, iż mogłaby być świadkiem przekazania ofiar w dalszej drodze? Jeśli tak, to oboje mieli na pewno porządne problemy, jeśli ktoś z wyższych się o tym kiedykolwiek dowie a zapewne tak się stanie gdyż nie mają szczęścia do wielu spraw.

Zdejmując niedbale ubrania usłyszała dźwięk spadających guzików, które przypadkiem zerwała, nie mając głowy do tego kompletnie zatracona w pośpiechu zakładała nowe, czyste rzeczy nie zwracając uwagi na to, co tym razem chłopak postanowił przynieść. Zaufała mu, wyciągając spod dżinsowej kurtki długie czarne włosy tupnęła kilka razy butami o ziemię, aby sprawdzić czy przypadkiem nie zsuną się z jej stóp podczas biegu. Wiedziała doskonale, że to, co w tym momencie robi jest szalone, wyobrażając sobie jak musiałaby opuścić to miejsce ze względu na wyznaczoną karę była wręcz pewna, iż dopiero miałaby możliwość powrotu do pracy w ludzkim świecie, kiedy Camila już dawno opuściłaby swój świat bez wiedzy o tym, kim była tajemnicza kobieta, którą poznała na jakiś czas a później zniknęła bez słowa jak gdyby nigdy nic. Lucyfer za nic w świecie nie pozwoliłby na coś takiego jak możliwość kontaktu z żyjącymi, wbrew pozorom to on najmocniej trzymał się wyznaczonych zasad, nie to, co ci wyżej od nich w tak zwanym niebie, przynajmniej tak słyszała z plotek a przecież w każdej z nich jest jakieś ziarno prawdy.

Biegnąc wciąż, mogła słyszeć tylko głośne odgłosy swoich butów odbijające się od betonowych ścian, na których nie było żadnej zapalonej żarówki, dlatego na wyczucie kierowała się do metalowych zniszczonych drzwi będących niedaleko tak jak dobrze zapamiętała. Dobiegając do nich zamaszystym ruchem otworzyła je nawet nie dając możliwości nawiasom na ostre skrzypnięcie, jakimi zawsze ją obdarowywały raniąc biedny słuch. Niewzruszona faktem, że huk przez niespowodowany zwróci uwagę żyjących, spieszyła się jakby zaraz miał się skończyć świat, ale inaczej nie potrafiła. Musiała się upewnić, że dziewczynie nic takiego nie było i jest w pewien sposób bezpieczna. Nawet, jeśli zachowanie Lauren jest w tym momencie bezpodstawne o aż tak skrajne poczynania to i tak tłumacząc sobie, iż jej obiekt badań, dzięki któremu miała poznać ludzi jest zagrożony, powinien być od razu sprawdzony, aby móc powrócić do ponownego zgłębiania wiedzy, jaką jej da, gdy tylko jeszcze bardziej owinie sobie wokół palca niewinną ofiarę.

Stając przed białymi drzwiami oddziału uchyliła je nieznacznie, aby się przecisnąć, w końcu nikt normalny jej nie widział, dlatego też otwieranie drzwi w nocy byłoby dość dziwne.

-Widziałaś to Rose?- powiedziała jedna ze starszych pielęgniarek przechadzająca się po korytarzu z latarką, aby nie zapalać światła w pokojach pacjentów.

-Tak, ten szpital jest jakiś nawiedzony.- druga z nich wzdrygnęła się.- Z dziecięcego mówią, że każdej nocy wszystkie drzwi otwierają się lub zamykają.

-Słyszałam! To straszne, powinni przysłać jakiegoś księdza by to zobaczył.

Przewracając oczami na ich wymianę zdań powędrowała w stronę na szczęście ledwo domkniętych drzwi od pokoju brunetki. Rozglądając się z uśmiechem stwierdziła, że pracownice wróciły do swojego służbowego pomieszczenia oddając jej czas bezpiecznej możliwości dostania się do swojego celu. Dlatego również nie musząc na nic uważać weszła od razu odwracając się, aby zamknąć za sobą jak najciszej się dało drzwi byleby nie wystraszyć pacjentki.

W małej sali znów było ciemno a światło księżyca ponownie oświetlało nieznacznie łóżko tym razem śpiącej dziewczyny. Przytulona do pluszaka leżała na prawym bogu zwrócona ku trzem plastikowym krzesłom, rozrzucone po poduszce włosy spływały po materiale przy każdym nieznacznym ruchu. Nie mogąc się powstrzymać zielonooka kobieta podeszła do łóżka chcąc obejrzeć ją z bliska przy okazji będąc pewna, że naprawdę nic jej się nie dzieje.

Camila lekko uchylając usta złapała głęboki oddech i mamrocząc coś pod nosem potarła policzek o poduszkę kompletnie nie zdając sobie sprawy z gościa stojącego kilka kroków od niej. Zapewne gdyby się obudziła na pewno dostałaby zawału na widok kobiety w swoim pokoju w samym środku nocy, dlatego nie chcąc pod żadnym pozorem, aby coś takiego się stało, Lauren postanowiła usiąść na jednym z krzeseł mając cichą nadzieję, że Camila się zbudzi niedługo, a jeśli nie to przynajmniej będzie mogła podziwiać urodę, jaką posiadała.

Będąc śmiercią w każdej swojej ofierze mogła usłyszeć bicie serca, jednak brunetka była ponownie tym innym egzemplarzem gdzie nie mogła czegoś takiego doświadczyć tak jak wejrzenie w dusze by zobaczyć stan, w jakim się znajduje. To najbardziej zbijało z tropu zielonooką, była przyzwyczajona do tego, że wie tyle podstawowych rzeczy o danym człowieku, a jednak poznając śpiącą przed nią osobę doświadczyła czegoś niewiadomego, czegoś, o co musi się starać pierwszy raz od początku swojego istnienia i wcale nie było to proste, wręcz cholernie trudne i na pozór nie osiągalne, już rozumiała, dlaczego większość społeczeństwa żyjących skarży się na trudności w osiągnięciu swoich marzeń.

Wzdychając poprawiła bordową bluzkę z głębokim wycięciem na piersiach jak i po bokach, przez co materiał czarnego biustonosza bez problemu wystawał, wprawiając kobietę w nieznaczne zakłopotanie. Często w swoim świecie nosiła takie rzeczy a jednak przy chorej nie chciała być tak ubrana, często widziała bardziej roznegliżowanych ludzi, lecz nie była pewna czy aby na pewno Camila była za czymś takim. Zastanawiając się nad tym, jaka dokładnie jest, na co dzień poza szpitalem, nawet nie zauważyła, gdy zaspane powieki dziewczyny lekko drgnęły po chwili decydując na kilkukrotne mrugnięcie, aby przyzwyczaić wzrok do półmroku.

-Przyszłaś.- cichy szept wydobył się z jej przesuszonych warg.

-T-tak, usłyszałam, że...- zaczęła, lecz powstrzymała się, gdy bez żadnego ostrzeżenia brunetka podniosła się ściągając z siebie kołdrę ukazując przy okazji białą koszulkę całkowicie mokrą od potu spływającego po jej ciele.- Camila, co ty robisz?

-Nie mam bladego pojęcia.- mówiąc to wstała i chybocząc się na słabych nogach upadła wpadając wprost na kolana kobiety obejmując w dość desperackim sposobie jej ciało. Lauren miała wrażenie jakby dziewczyna za nic w świecie nie chciała odsunąć się od niej i na każdy możliwy sposób zbliżyć się wręcz wtopić się w nią żeby już nikt nie mógł rozdzielić ich ciał.

Gdyby serce Lauren mogło bić to w tym momencie wyskoczyłoby z klatki piersiowej. Nie wiedząc, co się dzieje objęła delikatnie ciało dziewczyny, które było rozpalone i mokre, lecz nie przeszkadzało jej to, ten fakt był po prostu bez znaczenia. Milcząc pozwalała, aby obie w końcu mogły posmakować tej upragnionej w dziwny sposób bliskości, jaka nie dawała im ostatnio szansy na prawidłowe funkcjonowanie. Czując jak każda komórka ciała drży a druga strona przestaje się odzywać ukojona dotykiem, odprężyła się zaciągając zapachem włosów brązowookiej i wciąż nie puszczając jej choćby na moment poprawiła się pozwalając na wygodniejszą pozycję.

Pierwszy raz odkąd stąpa po tej stronie, odkąd poznała tą jakże dziwną żyjącą istotę, pierwszy raz poczuła jakby prąd przechodził między nimi zostawiając dość dziwne przebłyski uczuć, jakich nie doświadczyła lub zapomniała, że kiedyś mogła czuć coś takiego jak teraz, ale nie chciała się nad tym zastanawiać, nie tym razem. Jedyne, o czym pragnęła to czucie drobnych ramion zarzuconych na kark, nóg spoczywających na niej oraz miękkość ciepłej skóry, której nigdy nie mogła tak naprawdę poczuć. Napawała się tym wszystkim, chciała odczuwać to każdym zmysłem, jakim ją obdarowano, chciała zapamiętać każdą mijającą sekundę byleby czuć non stop, co teraz.

-Zostań ze mną, lubię spędzać przy tobie noce.- cicho prawie nie słyszalnie Camila wyszeptała wprost do jej ucha zahaczając ustami o małżowinę.- Proszę, dziś nie pozwalam ci odejść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro