Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyobrażaliście sobie jak to jest? Jakie to uczucie, gdy w czasie bólu nagle ktoś przychodzi, dotyka was a wszystko inne traci na znaczeniu, wpatrzeni w oczy nieznanej osoby, urzeczeni lub przerażeni postacią siedzącą przy was a jednak nadal leżycie czekając na to, co się może stać? Codziennie podświadomie zastanawiamy się jak to będzie w tej ostatniej chwili, kiedy uśniemy lub będziemy się zwijać w cierpieniu, jakie to wszystko nagle stanie się dla nas. Czy czas stanie w miejscu lub sytuacja nagle spowolni się abyśmy mogli w spokoju obserwować a może tak naprawdę cofniemy się do przeszłości i zobaczymy w ułamku sekundy wszystko, co przeżyliśmy? Nie wiemy, nikt nie wie dopóki nie spotkamy tej ostatniej postaci uśmiechającej się do nas, zachęcającej abyśmy wtulili się w jej ramiona oczarowani otoczką bezpieczeństwa i spokoju, która pęka jak bańka mydlana, gdy po chwili te same ramiona sprawiają u nas rozrywający ból, przez który z gardła wydobywa się krzyk jakby obdzierano na żywca z skóry a po policzkach jak wodospad lecą gorące łzy. W tedy właśnie czas staje w miejscu, cierpienie wydłuża nam wszystko abyśmy jeszcze bardziej odczuwali to, co się dzieje jednak tak naprawdę trwa to chwilę może nawet nie wartą uwagi dla innych jednak dla cierpiącej duszy ta chwila znaczy wszystko i Lauren doskonale to wiedziała, miała świadomość tego, co czują w tedy jej ofiary. Puls, rytm serca, krążąca w żyłach krew i ostatnie myśli to wszystko przejmowała, przez co potrafiła ulżyć w cierpieniu, spróbować dać jak najlepszą śmierć, o której marzyli tyle czasu.

I pomyśleć, że zostawił mnie z takim burdelem.

Nie hamując wolnych myśli przesunęła dłonią po włosach ciągnąc w bolesny sposób za końcówki, aby choć trochę zminimalizować wściekłość na mężczyznę. Teraz stojąc w nowym budynku na jednym z oddziałów wiedziała, dlaczego prosił ją o zmianę rejonu, Izakiel musiał wiedzieć, że zostanie ukarany za czyn, jakiego się dopuścił dopóki przebywałby tutaj a dzięki niej i zmianie uchronił się przed wszystkim.

-Co za dupek z ciebie!- krzyknęła zaciskając pięści.

Na korytarzu przebywało sześć pielęgniarek i trzech lekarzy każdy od stóp do głów w krwi ofiary, której ciało leżało na ziemi bez ruchu. Rozglądając się zauważyła, iż duszy już dawno nie było a nóż, który przeciął brzuch i klatkę piersiową leżał pod ścianą, podchodząc bliżej narzędzia kucnęła przypatrując się czarnej rękojeści poplamionej szkarłatną krwią uniosła lewą dłoń ukazując granatowo-fioletową poświatę.

A więc to on dał mu to.

Wbrew pozorom kobieta miała nadzieję, że to sama ofiara zdecydowała się na taki rodzaj śmierci jednakże zwątpiła teraz w to, gdy wciąż tląca się wokół rękojeści noża poświata dawała znak, że przed tym dotykał ją nie, kto inny jak czarnowłosy mężczyzna z denerwującym i obślizgłym uśmiechem.
Wstając podeszła bliżej do leżącego ciała, krzywiąc twarz w grymasie zasłoniła nos przed zapachem, który wydobywał się z trzewi martwego. Postać w czerni stała między roztrzęsionymi ludźmi, nie uważając nawet, że przypadkiem gdy ich skóra ją dotyka odbierali sobie kilka dni z życia. Zrezygnowana odsunęła się od wszystkich, w głębi serca nie chciała mieć na sumieniu nikogo tym bardziej, gdy ten ktoś jest nie świadomy, że jej dotyk zabija i co najważniejsze, że stoi obok. Wiele razy pamiętała jak przypadkowi ludzie na ulicy dotknęli ją, przez co nagle upadali umierając na atak serca lub coś innego. Skracała ich życia to prawda, ale nie mogła nic zrobić to nie była jej wina, że nie zdążyła wyminąć kogoś.
Oparta, jak co dzień tylko teraz o żółtą ścianę nowego dla niej oddziału wbiła swój wzrok w ziemię zakładając ręce na piersi i czekała. Czekała na to aż posprzątają żeby mogła rozejrzeć się po swoim terenie, nie chciała wcześniej odchodzić, była zła i przygnębiona za to, do czego doprowadził jej wspólnik i dzięki czekaniu tłumaczyła sobie, że poczucie winy zniknie.
Wybudzona z rozmyślań przez odgłosy szurających kapci o podłogę podniosła głowę szukając źródła dźwięku. Na końcu jasnego korytarza napotkała brązowe wręcz czekoladowe tęczówki młodej dość nie wysokiej dziewczyny i mając dziwne wrażenie, że widzi jej czarną postać odwróciła się wychodząc z oddziału, aby uczucie wypalanej w plecach dziury przez natarczywy wzrok nieznajomej zniknęło.
Nie wiedziała, dlaczego czuła, że ta właśnie osoba ją zauważyła, po aurze i widoku stanu jej ciała oraz duszy miała pewność, że nie umierała, jeszcze nie, więc czemu czuła tak natarczywy wzrok wbity w nią? Dlaczego miała wrażenie, że dziewczyna dłuższy czas tam stała oparta o framugę drzwi i tylko specjalnie szurała nogą o podłogę, aby zamyślona kobieta zwróciła na nią uwagę? Potrząsając głową spróbowała wyrzuć natrętne myśli, które nie chciały odejść, ale na szczęście, gdy stanęła na drugim piętrze poczuła zapach umierającego.

-Czas się wziąć do roboty.- mruknęła zapinając mankiety czarnej koszuli i z smutnym uśmiechem powędrowała do jednej z sal.

~~~~~
Mam nadzieję że rozdział się spodobał. Liczę na komentarze i gwiazdki 💕💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro