Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Randomowe pytanie które będzie się co jakiś czas powtarzać i mam nadzieje że na nie odpowiecie bo to jest dość ważne :p Czy chcielibyście drugą część tego opowiadania?

A o to rozdział ukazujący już połowę historii dziewczyn :) ( Mam nadzieje że wszystkie imiona z orginału poprawiłam...XDD)

Miłego czytania!

****

Najgorsze podczas snu jest moment, gdy ktoś niespodziewanie chce cię wybudzić kompletnie nie patrząc na przyszłe rozdrażnienie, jakie nastąpi, gdy tylko otworzysz zaspane powieki. Camila mrucząc pod nosem przekręciła się na lewy bok przytulając mocniej do swojej klatki piersiowej pluszową zabawkę od młodszej siostry. Dręczący ją szept tuż obok ucha zmuszał, aby ostatkiem sił zakryła kołdrą swoją głowę. Czuła się jak na wsi, kiedy o poranku stado brzęczących much wpadało do każdego pomieszczenia w drewniano-ceglanym domku nie dając ani minuty dłużej na pozostanie w sennych marzeniach. Zirytowana westchnęła głośniej zaciskając na brzegu białego materiału palce, aby wszystkie dźwięki na około niej ucichły w końcu dając możliwość dalszej regeneracji po ciężkim ataku, jakiego doświadczyła.

-Camila.

Dziewczyna czując jak ktoś lub coś zdziera z niej kołdrę pisnęła przeciągle zwijając się w pozycje embrionalną jakby to miało w jakiś sposób ją uchronić przed niebezpieczeństwem. Nie dość, że była w szpitalu, w nocy a na dodatek sama w pokoju a prędzej już nie do końca sama to jeszcze przerażenie sparaliżowało jej wątłe ciało odbierając możliwość jakiejkolwiek ucieczki.

-Boisz się?

Kolejny cichy głos tuż przy uchu wywołał u brunetki fale przeszywających dreszczy jednakże po racjonalnej próbie zastanowienia się skądś znała unoszący się w powietrzu przyjemny zapach. Jak struna naprężyła swoje mięśnie odwracając głowę w prawą stronę od razu napotykając niespodziewanie pochylającą się nad nią Lauren. Zdziwiona kobieta nie ruszyła się choćby o milimetr wpatrując się w brązowe tęczówki leżącej pod nią Camili. Chora miała wrażenie jak kolejny raz coś odbiera jej oddech lub może to widok rozchylonych ust tak bliskich do jej, zaparł dech w piersi a zupełnie inne oczy od tych z koszmaru wpatrywały się w nią z niezrozumieniem oraz niepewnością. Chłód bijący od ciała niechcianej na pozór osoby otulał ją całą, spokój, jakim czarnowłosa emanowała wprawiał w dziwne odczucia uległości i gdyby tylko jeszcze sekunda, pół minuty czy chociażby krótka chwila ciągłej możliwości czucia jej oddechu na swoich przesuszonych wargach ze strachem mogła przyznać sobie, iż nie powstrzymywałaby się choćby nie wiadomo, co, ale nie mogła na to pozwolić. Przypominając sobie wszystkie ostatnie dni gorąc wściekłości uderzył w nią całą przywracając dziewczynie siłę na odepchnięcie swojego gościa.

-Co ty tu robisz?!-syknęła przeczesując poplątane włosy.-Wyjdź!

-Porozmawiajmy...

-Nie podchodź!

Camila momentalnie odtworzyła w głowie scenariusz wydarzeń, których doświadczyła kilka godzin temu. Lauren stojąc przy jej łóżku ponownie wydawała się mroczna i tajemnicza, wręcz obca dla młodej Kubanki.

-Zostaw mnie w końcu...- załkała czując piekące łzy w kącikach oczu.-Proszę zostaw...

Kobieta widząc przed sobą tak nędzny widok cofnęła się o kilka kroków wpadając biodrem na stojące krzesło. Mrok panujący w pokoju ograniczał możliwość widoku na wszystko, wokół dlatego kolejny dreszcz wstrząsnął jej ciałem, gdy niewyraźny zarys sylwetki zielonookiej poruszył się a ona ponownie w swoim wnętrzu miała ochotę uciec a z drugiej strony podejść jak najbliżej. Czuła się jak pomiędzy młotem a kowadłem, obejmując swoje nogi wcisnęła twarz między ramiona, aby choć minimalnie zmniejszyć w sobie rozpoczynającą się coraz mocniej walkę uczuć.

Bała się.

Głodziła się.

Płakała.

Krzyczała.

Gubiła.

Pięć słów, pięć rzeczy, które miała w sobie. Głód emocjonalny połączony ze strachem, płaczem, krzykiem wściekłości jak i żalu gubił ją całkowicie. Miała wrażenie jak bez kobiety powoli traci zmysły a za to, gdy tylko jest obok niej również tak się dzieje. Świat przestaje dla niej istnieć, wpatrzona w piękno nie zauważa mijającego czasu.

Niezauważalnie tonie.

-Dlaczego to robisz?-niepewne pytanie zwróciło jej uwagę jednakże Camila wciąż nie mogła się ruszyć, choćby wyszeptać słowa.-Dlaczego mam wrażenie, że się mnie boisz?

-A, dlaczego ty sprawiasz, że umieram?!- sycząc poderwała się wychodząc całkowicie z łóżka.-Dlaczego powodujesz u mnie walkę a potem zostawiasz? Dlaczego gdy proszę o zakończenie tego wszystkiego to właśnie TY na nowo się pojawiasz?! Co ja ci takiego zrobiłam, że...-załkała wycierając ze wściekłością mokre policzki.-Co zrobiłam takiego, że wracasz, choć cię nie chcę i wywołujesz u mnie tak skrajne emocje?

Trzęsła się, przynajmniej tak sądziła po tym, gdy zaciskając dłonie w pięści cała drżała zupełnie już nie wiedząc, przez co. Lauren nic nie odpowiadała, wpatrując się w dziewczynę nawet nie mrugnęła, była jak zaklęta.

-Przepraszam.-szepnęła z ogromnym oddechem ulgi.-Nie chciałam, aby tak wszystko wyszło. Proszę chodź ze mną i pokaże ci, że jesteś dla mnie ważna.

W tym momencie wewnętrznie brunetka zaśmiała się panicznie błagając o szansę ucieczki przed tym wszystkim, co ją tutaj spotkało, lecz zamiast odejść zrobiła krok na przód klnąc na siebie i innych. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa, wściekłość zmieniała się, co i rusz w tęsknotę a panika w pewność siebie. Camila nie wiedziała, czego chce, jednakże czy pójście z Lauren mogłoby coś ją jeszcze kosztować? Czy może jednak po tym odeszłyby w dwie różne strony kompletnie się odcinając? Wolontariuszka chciała ratować ich relacje, która nie ma przyszłości, lecz równie dobrze może tylko zostawić po sobie ślad wspomnień przepełnionych dobrem niż przykrym odejściem malowanym na tle ciemnych, przerażających piwnic gdzie w bezradności Camila wypowiedziała wszystkie słowa idealnie nadające się do ucieczki.

-Jest noc.-stwierdzając zmarszczyła brwi na propozycje Lauren.-Nie zamierzam iść gdzieś z tobą, w nocy.

-Czy kiedykolwiek zrobiłam ci krzywdę?-Camila miała wrażenie jak szczęka kobiety napręża się a oczy robią się jeszcze bardziej dzikie dopóki nie mrugnęła.-Czemu nagle mi nie ufasz?

-Nigdy nie ufałam.

Próbując się nie skrzywić na swoje podłe kłamstwo nerwowo dziewczyna podrapała swoje przedramiona pozostawiając w mroku niewidoczne czerwone ślady. Jej zdrowy rozsądek walczył z czymś...Z czymś, co błagało ją o możliwość pójścia w stronę tajemniczej kobiety, dotknięcia jej i ponownego zatopienia się w chłodne ramiona. Na samą myśl przełknęła głośno ślinę zwracając tym uwagę na dziwnie zachowującą się zielonooką wolontariuszkę.

-To nic.-szepnęła poprawiając długie włosy.-Nie musisz mi ufać ani nic takiego, proszę cię tylko o pójście ze mną. Chcę ci coś pokazać.

-Niby jak? Rose sprawdza, co jakiś czas pokoje a jak nie to na pewno siedzi przy drzwiach i wszystkiego pilnuje.-burknęła zakładając ręce na piersi.-Nie jesteśmy niewidzialne, aby przejść obok niej tak po prostu.

-Kto nie jest, ten nie jest.-Lauren wzruszając ramionami zaśmiała się głupkowato na widok zdziwionej dziewczyny.-Żartowałam, widziałam Rose jak musiała wyjść, dlatego tu jestem.

-Jakoś ci nie wierze...-marszcząc brwi brunetka odwróciła się, aby wziąć na wszelki wypadek bluzę.-Nie chcę marnować więcej czasu, chodźmy.

Jak najciszej się dało chora wraz ze swoją towarzyszką wyszła z pokoju, co i rusz rozglądając się, aby pod żadnym pozorem na nikogo nie trafić. Tylko mała lampka stojąca na blacie tuż obok drzwi wyjściowych oświetlała nieznacznie część korytarza. Z duszą na ramieniu Camila przystanęła obok Lauren, która z cichym metalicznym łoskotem otworzyła drzwi w taki sposób, aby mogły bez problemu się przecisnąć nie musząc się bać o huk, jaki spowodowałoby otworzenie ich na oścież. Z westchnięciem ulgi obie wyszły z oddziału od razu kierując się w stronę dobrze znanych dla dziewczyny schodów i kolejny raz jak na złość klęła na swoją naiwność, gdy teraz na pewno jej zdaniem świrnięta kobieta zrobi coś za to jak ją potraktowała wczorajszej nocy.

-Przecież cię nie zabije.-znudzona nerwowym zachowaniem Kubanki Lauren przewróciła oczami omijając ją jak najszybciej.

-A skąd mam to wiedzieć?

-Gdybym cię miała zabić, zrobiłabym to dawno.-beznamiętność wręcz biła od niej zaś w Camili coś wewnętrznie jęknęło ze strachu.

-Mam cię dość, jeśli Rose wróci i zauważy, że mnie nie ma to prędzej ja cię zabije!- grożąc agresywnie odwróciła swoją twarz w stronę niewzruszonej niczym wciąż wolontariuszki.-Po co my tam w ogóle idziemy?

Jak na złość kobieta machnęła tylko dłonią jakby odganiała natrętnego owada. Ze świstem wypuszczając powietrze przez nos Camila naburmuszona szła obok ramie w ramię modląc się o nie dotknięcie jej pod żadnym warunkiem. Szczerze mówiąc była dość zmęczona, mając chwilę na analizę wszystkiego zrozumiała, iż założyła na siebie bluzę Shawna, której mu nie oddała przez rozhisteryzowaną, głośną Dinah przysparzającą tylko wstydu, choć pomimo wszystko wspomnienie tamtej chwili wywołał u niej delikatny uśmiech pod nosem. Ubranie było dość ciepłe, obszerne a co najważniejsze miłe w dotyku, dlatego zatracając się w tym nawet nie spostrzegła, kiedy postawiła swoje stopy ubrane w trampki na betonowej piwniczej podłodze. Najgorsze w tym wszystkim było to, że musiała kolejny raz wejść w przerażające miejsce, o wiele bardziej wolałaby wciąż warczeć ze wzajemnością na Lauren w małym pokoju oddziałowym niż nocą pałętać się wśród obcych korytarzy, na które trafiła przez swoją nieudolność.

-Mówiłaś coś?-nie mogąc dosłyszeć skręciła razem z zielonooką w prawo.

-Ja? Nic a nic.-odparła unosząc prawą brew ku górze.

-Jasne, wiem, że coś mamrotałaś i ...

-Camila uważaj!

Zanim mogła zareagować poczuła jak z impetem uderzyła całym ciałem o metalowe drzwi. Jęcząc z grymasem złapała się za głowę marszcząc jak najmocniej się tylko da brwi wraz z czołem.

-I patrz, co narobiłaś!-warknęła przecierając różowy policzek.

-Ja? To ty tu masz dwie lewe nogi i niewyparzony język.-kobieta nie mogła opanować śmiechu, który wydobywał się spomiędzy jej mięsistych czerwonych warg.-Nic ci nie jest?

-A zakrztuś się.

Mówiąc to Camila na odchodne wystawiła w jej stronę środkowy palec otwierając zamaszystym ruchem przeklęte drzwi, przez które wyszła na nieporadną osobę i to jeszcze przed kimś, kto nie powinien widzieć jej takiej! Załamana na swój brak szczęścia wspinała się z lekką zadyszką na kolejne wybrakowane stopnie przybywające z każdym następnym krokiem. Dziwnym trafem opuszczone skrzydło szpitalne nie było aż tak ciemne jak mogła się spodziewać, szarości wraz ze srebrzystą poświatą dawały osobliwy urok. Zachwycona otaczającym ją światem pozostawionym samemu sobie rozglądała się wyłapując, co i rusz nowe detale, jakich w dzień nie mogłaby dostrzec na przykład to, iż kafelki dzięki światłu księżyca mieniły się od zarysowań lub cienie roślin jak i łóżek rysowały różnorodne kształty na podłodze, suficie oraz ścianach. Wiatr w niewielkim stopniu zakołysał kilkoma listkami, gdy tylko weszła na piętro, w którym nie była od tak dawna. Pomimo tego, iż żaden człowiek oprócz Lauren tu nie przebywał, pomimo tego, że to wszystko zatrzymało się w czasie to i tak czuła zmianę. To miejsce w pewien sposób ledwo oddychało, jakby utraciło swoją mentalność lub ktoś albo coś wręcz wyssało ją bez żadnej wyrażonej na to zgody.

Spinając włosy w niedbałego luźnego koka brązowooka odwróciła się czując palące spojrzenie na swoich plecach. Lauren ponownie jak zaklęta stała przy schodach wpatrując się w jej sylwetkę, przekręcając nieznacznie głowę oparła swoje ręce o biodra nie rozumiejąc, co wyprawia. Camila miała przeświadczenie, iż nie była godna, aby ktoś ją w taki sposób obserwował, widziała siebie, jako nic niewartego człowieka z okropną cerą, wychudzonym ciałem i smutnymi oczami. Sądziła, iż jest przeciwieństwem piękna, jakiego można doświadczyć w różnych dziedzinach sztuki czy choćby światowej urody.

-I, po co mnie tu zabrałaś?-ponawiając dzisiejsze pytanie podeszła do uchylonego okna wystawiając na świeże powietrze twarz.-Nie mogłaś poczekać do rana?

-Rano będę zajęta.-niespodziewanie Lauren pojawiła się tuż obok niej.-Słuchaj, nie znam się na tych wszystkich rzeczach, które sprawiają, że człowiek pada w ramiona winnego. Nie rozumiem słów przeprosin ani faktu obdarowywania kogoś, ale pamiętam...-ucięła zagryzając dolną wargę i niepewnie spoglądając na młodą Kubankę odchrząknęła.-Pamiętam jak byłaś zachwycona tym miejscem i możliwością oderwania się w pewien sposób od szpitalnego świata, więc...Więc chciałam tu cię zabrać, ponieważ...umm...No wiesz, ostatnio się zgubiłaś.

Zaskoczona zamrugała kilka razy otwierając ostrożnie usta, aby choć minimalnie mogła wziąć krótki oddech zanim zemdleje lub kompletnie straci zdrowy rozsądek i swój zapał, co do skończenia tego wszystkiego gdyż nikt w aż tak pokręconym na swój sposób uczynkiem nie wywołał w niej fali gorąca. Szczerze mówiąc gdyby mogła przenieść się do przeszłości to również nigdy nie usłyszała tak szczerych i prostych słów, które były wręcz przesiąknięte prawdą, przynajmniej próbowała wierzyć w to, iż Lauren nie kłamie, nie teraz.

-Ja...-nie mogąc dobrać odpowiednich słów otwierała i zamykała usta jak rybka z przerażonym spojrzeniem.-Dlaczego?

Kobieta zdziwiona oderwała się od parapetu spoglądając z niezrozumieniem na brunetkę.

-Tańczyłaś kiedyś?

Nagłe pytanie kompletnie zbaczające z tematu tym bardziej ją zdezorientowało. Chciała jasnej krótkiej odpowiedzi a za to ponownie dostała coś niespodziewanego.

-Oczywiście, że tak.-odpowiadając uniosła wyżej podbródek próbując sobie przypomnieć, kiedy to miała okazje na coś takiego.-Kiedyś u przyjaciółki tańczyłam, ale co to za pytanie?

-A byłaś kiedyś na balu?

Kolejne pytanie, kolejne niezrozumienie i brak jakiegokolwiek związku z sensem przybycia tutaj. Opierając się plecami o zimny parapet chora wbiła zmęczone spojrzenie na schody majaczące w oddali, miała ochotę wrócić do swojego łóżka i ponownie usnąć, lecz również obecność Lauren powodowała u niej, iż była gotowa przesiedzieć tak całą noc, po prostu, nawet na milczeniu.

-Nie.-odparła ze smutkiem w głosie.-Miałam szansę pójścia na bal, ale trafiłam do szpitala...

To prawda, brunetka pamiętała doskonale tydzień gdzie wraz z Dinah chodziły po sklepach szukając wszystkich dodatków do sukienek oraz butów. Jej blond przyjaciółka była tak zaaferowana srebrnymi dodatkami, że potrafiły spędzić pół dnia na szukaniu odpowiednich akcentów, o których marzyła. Ona zaś szukała czerni, którą szybko znalazła, nie miała jakichś wygórowanych wymagań jedyne, czego pragnęła to, aby jej druga połówka z nią poszła bez żadnych przeszkód, lecz jak na złość ostry ból kolki nerkowej sprawił, iż kilka godzin przed balem trafiła do szpitala a osoba, którą chciała mieć najbardziej przy sobie bawiła się doskonale na parkiecie wraz z innymi uczniami.

-Chciałabyś zatańczyć?-niepewnie zielonooka wyciągnęła w jej stronę bladą szczupłą dłoń.

-Zatańczyć?

-Nie miałaś okazji tego zrobić kiedyś, więc...-odwracając z zakłopotaniem wzrok wciąż trzymała w powietrzu rękę.-Możemy obie teraz to nadrobić.

Niewiele myśląc Camila złapała chłodną dłoń kobiety i prowadzona na środek korytarza drżąc cała ledwo przełknęła, kiedy poczuła drugą rękę obejmującą jej talie w delikatnym prawie niewyczuwalnym uścisku. Denerwowała się, w duchu odmawiając cichą modlitwę, aby jej dłonie nie spociły się spojrzała w sufit, aby jak najwolniej opuszczać swój wzrok idealnie stając twarzą w twarz z osobą, której nie powinno tu być a ona powinna leżeć w łóżku i co najwyżej czytać kolejną książkę.

-Nie umiem tańczyć.-wymruczała wodząc wzrokiem po wspólnie splecionych dłoniach.

Śnieżna biel odcinała się na jej karmelowym odcieniu skóry, kontrast pomiędzy nimi był ogromny, lecz również z miłą chęcią czuła na sobie chłód oraz miękkość czarnowłosej.

-To wcale nie takie trudne.-uśmiechając się półgębkiem mrugnęła do dziewczyny przybliżając ją jeszcze bardziej.-Oddaj mi się.

Przytakując kilkukrotnie jak małe dziecko pisnęła, gdy Lauren zrobiła krok w tył a później w przód. Na początku ich taniec był dość nieporadny możliwe, że spięcie, jakie towarzyszyło młodszej ograniczało jej ruchy oraz koncentracje jednakże, gdy zielonooka kobieta prychając kolejny raz pod nosem będąc rozbawiona nieporadnością Camili nawet nie zauważyła od jak dawna wraz z nią wpatrywały się wzajemnie w swoje tęczówki. Brunetka zafascynowana nie mogła kolejny raz uwierzyć w jej piękno, srebrna poświata księżyca odbijała się od jej jasnej prawie nieludzkiej cery a zielone tęczówki mieniły się wraz z rozszerzonymi źrenicami. Co jakiś czas, gdy tylko czuła mocniejszy ucisk na swojej talii lub biodrze mimowolnie jej oczy zmieniały swój obiekt zainteresowań. Jak na złość ledwo mogła odrywać się od widoku czerwonych ust kobiety. Coraz mocniej czuła jak Lauren ją do siebie przyciąga, wewnętrzna chęć zatopienia się w niej była nad wyraz ogromna a ochota na posmakowanie kuszących warg przebijała wszystko inne. Łamała się, czuła jak wszystkie mury obronne powoli walą się z hukiem w jej wnętrzu, ale z dziwnym spokojem przyznała samej sobie, że nie może nic zrobić. To było dziwne, czuła się nadzwyczaj lekko i przyjemnie nawet nie była świadoma, gdy obracając się wraz z kobietą kilka razy wykonywały konkretny taniec, o którym zapomniała. Z tyłu głowy majaczyła nazwa, jaką wymienił na pewnym wykładzie jej ulubiony profesor od sztuki, jednakże upojona bliskością nie dawała rady myśleć dopóki, gdy tylko Lauren zatrzymała się i wpadając wprost na jej klatkę piersiową ponownie spojrzała się w oczy kobiety ciężko oddychając. Camila miała pustkę w głowie od dawien dawna nie doświadczyła aż tak czarnej dziury, jaką miała w tej chwili, nie rozumiejąc nic niepewnie podniosła się z jej ciała i nie odrywając dłoni z mostka kobiety błądziła wzrokiem od oczu do ust klnąc na siebie, gdy tylko niespiesznie, milimetr po milimetrze zbliżała się do niej, aby na sekundę, jednym jedynym muśnięciem dotknąć warg zielonookiej piękności i poczuć cudowną słodycz pomieszanej z rozchodzącym się we wnętrzu ciepłem.

-Daje ci ostatnią szansę.-szeptając przytuliła się do niej w końcu czując mocne bicie serca kobiety i jej ciężki urywany oddech.-Nie zmarnuj jej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro