Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Samotność tak wielu nam doskonale znana prawda? Tak wielu nam uprzykrzyła życie sprawiając, że kąciki naszych ust opadały a wzrok, który był przepełniony szczęściem i jasnością ciemnieje ustępując pustce, jaka wżera się w nasze serca. Samotność to coś, co sprawia, że lgniemy do ludzi chcąc poczuć bliskość lub zamykamy się w odosobnieniu, ponieważ boimy się dowiedzieć prawdy, że, pomimo iż mamy obok siebie kogoś to te męczące wrażenie, że wciąż jesteśmy sami nie ustępuje.
Na co dzień ktoś z pośród nas stoi wśród ludzi czując ból lub leży w domu patrząc w sufit i zastanawiając się czy ktoś sprawi, że wszystkie szare odcienie życia znikną traci tak naprawdę powoli nadzieje.
Jedno odczucie a tak wiele ciągnących się za nim problemów, które niszczą powoli każdego kawałek po kawałku, jako cichy zabójca sprawiając, że umieramy w środku dzień w dzień od nowa. Znajome prawda? Może nie dla wszystkich, ale poniekąd dla takich osób jak Lauren te uczucie bardzo dokuczało tym bardziej, kiedy przechadzając się po cichych szpitalnych korytarzach jedyne, co mogła usłyszeć to swoje kroki, które odbijały się echem od świeżo wyremontowanych ścian.
Ciemnowłosa kobieta nie przepadała za nocami, w których jedyne, co mogła to szwendać się bez celu, ponieważ wszystkie ofiary, jakie wykończyła zmarły w dzień. Nie przepadała za uśmiercaniem kogoś w nocy, dla niej ta pora miała szczególne znaczenie, gdy przez odsłonięte okna mogła zobaczyć srebrzystą poświatę jej wiernego przyjaciela księżyca. Uwielbiała go obserwować, zamknięta na wszystkich i na wszystko wpatrywała się w jego tajemniczą a zarazem tak otwartą postać, którą był. Samotność, jakiej doświadczała, na co dzień mijała, gdy tylko zmęczona swoim istnieniem spoglądała na płynące w spokoju chmury, które co jakiś czas przysłaniały biały wręcz w pełni okazałości tak dobrze jej znany księżyc jednak, choć pomimo wszystko również lubiła słońce, było dla niej czymś bardzo przyjemnym sprawiało, że wszystko wokół ożywało i wprawiało w miły spokojny nastrój, dlatego też najbardziej utożsamiała się z swoim białym przyjacielem, ponieważ mrok nocy zabierał poniekąd życie dając wrażenie strachu, że coś może się stać i wszystko, co dotychczas się miało zniknie. Tym właśnie była, odbierała coś, co było nam dane i bez naszej zgody przychodziła niszcząc brutalnie wszystkie plany, marzenia, nadzieje a potem? Co było potem? Lauren nie wiedziała, co się działo z duszami po spotkaniu z nią. Wszystko, co robiła to przekazanie ich innym w dalszej drodze. Zdaniem kobiety odwalała najgorszą robotę z wszystkich w hierarchii jak dla niej popieprzonego systemu. Najpierw śmierć potem czyściec wybranie czegoś, o czym zapomniała i pójście dalej, to wszystko było dla niej bezsensu i stratą czasu jednak pomimo wszystko miała nadzieje, że niewinne dusze nie cierpią dalej jak w tedy, gdy trzyma ich w objęciach.
Opierając się biodrem o parapet patrzyła w ciemne niebo pozwalając dalej na zalewające jej zmęczony umysł myśli. Była śmiercią a tak jak każdy się domyśla śmierć nigdy nie spała, dlatego też nie wiedząc, co robić odeszła poprawiając przy okazji niesforne włosy, które powinna dawno podciąć. Mijając ogólnodostępną łazienkę zdecydowała się wejść do niej by zobaczyć czy jak zawsze ciemne cienie pod oczami były widoczne pod delikatną warstwą makijażu, jaki robiła. Nie myląc się, co do przypuszczeń prychnęła na swoje odbicie, którego nie cierpiała. Zielone tęczówki wpatrywały się w nią z złością a czerwone usta wygięły się w szyderczym uśmiechu ukazując białe zęby.

-I, co się gapisz szmato?- warknęła przewracając oczami na własne zachowanie.- Chyba dzisiejsze dziesięć zgonów siadło mi na łeb.

Uważając na pomalowane oczy przetarła dłońmi twarz by rozbudzić się, choć trochę, pomimo braku możliwości snu zmęczenie towarzyszyło każdemu. Lauren znała kilka śmierci, które zdesperowane udawały, że śpią, ale tak naprawdę chciały tylko siebie okłamać tak jak swoje ofiary, którym pokazują to, co chcą widzieć a nie to, co dzieje się naprawdę. Było ich wielu, ale tak naprawdę również większość wariowała, z braku snu, pożywienia i widoku odbierania życia. Cierpieli wszyscy jednak każdy na swój własny sposób, krzywdzeni psychicznie próbowali odbierać sobie świadomość różnymi sposobami, aby choć przez moment zapomnieć o tym, kim się jest. Było takich nielicznych i szybko się również ich pozbywano, aby nie utrudniać pracy innym.
Zielonooka znała również typy takie jak Izakiel, który przez rządze mordu w nocy szalał psychicznie nękany poczuciem winy i ekscytacji, wyżywając się w aspekcie seksualnym dawał upust emocjom pozwalając na szybki powrót do poprzedniej swojej podłej wersji, dlatego również przez takich jak on powstały małe udogodnienia w ich umowach pozwalające, na co nocne wypady, jeśli tylko wykonało się do końca swoją dzienną robotę.
Zrezygnowana wszystkim przeczesała lewą dłonią włosy ciągnąc przy okazji niektóre pasma w bolesny sposób.
Oddział pochłonięty ciszą i mrokiem dawał nieprzyjemne odczucia, przyzwyczajona do nich kobieta wzruszyła ramionami sama dla siebie żeby przez moment poczuć się lepiej, że nie jest jedyna tutaj. Kłamstwa, oszustwa i łudzenie się, te trzy rzeczy były jej ciągłymi kompanami. Nie mogąc już znieść denerwujących myśli sapnęła dochodząc na koniec korytarza gdzie po jej lewej stronie znajdowały się lekko uchylone drzwi do pokoju, w którym spała ta sama dziewczyna, jaką zapamiętała, gdy specjalnie chciała zwrócić jej uwagę.

Przestań ona nie mogła cię widzieć. Ona żyje i nie umiera. Jeszcze nie teraz, więc przestań!

Besztając się w myślach ostrożnie podeszła do drzwi i obserwując z oddali jej spokojny oddech uśmiechnęła się pod nosem czując jak mocno bije serce dziewczyny. Była na swój sposób zdrowa tak, aby przeżyć jeszcze następne kilka miesięcy bez problemu. Ten fakt ucieszył kobietę tak bardzo, że opierając swoją rękę o płaską powierzchnię zachwiała się, gdy niespodziewanie drzwi otworzyły się szerzej i robiąc krok w głąb pokoju z świstem wciągnęła powietrze zamykając mocno powieki. Czekała. Czekała na to, co miało się zdarzyć jak zawsze w momencie, gdy wchodziła do pomieszczenia chorego, szybszy rytm serca, urywany oddech, niespokojnie poruszające się ciało i powoli spadające parametry życiowe.
Tego oczekiwała, jednak nic takiego się nie wydarzyło.
Dziewczyna nadal spała pogrążona w sennych marzeniach, spała oddychając spokojnie i bezpiecznie.

Żyła i tego właśnie Lauren nie potrafiła zrozumieć.

~~~~
Mam nadzieje że rozdział się podobał i warto było czekać 💕 wszystkie komentarze jak i gwiazdki sprawiają że mogę zobaczyć czy jesteś zainteresowani więc zachęcam 😇💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro