Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słowo zgon zawsze wywołuje ciarki, które przechodząc od góry do dołu sprawiają mieszane odczucia najbardziej w chwili, gdy nie wiemy tak naprawdę jak się zachować. Często w życiu można się spotkać z odejściem kogoś bliskiego, jest to czymś codziennym, już prawie nic nieznaczącym, bo tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego wszystkiego, ale nie znaczy to, że nie boli nas śmierć kogoś, kogo znaliśmy lub że nie tęsknimy wręcz aż chcemy przestać tęsknić lub odciążyć z swoich barków przygniatający ból. W głębi duszy, gdy codziennie przechodzą przez naszą głowę myśli o swojej śmierci nie zauważamy tego jak ważne sekundy czy minuty mijają nam w życiu. Nie patrzymy na fakt, iż rozmyślanie o tym odbiera nam chwile na podziwianiu szczegółów dnia codziennego. No, bo kto tak naprawdę przyjrzy się motylowi siedzącemu na płatkach kwiatu skąpanemu w ciepłych promieniach słońca? Lub na obserwowaniu jak grupa dzieci bawi się w berka i cieszy się wolnym czasem? Tak naprawdę nikt nie zatrzyma się na dłużej i się nie skupi właśnie na tych szczegółach. Wszyscy jesteśmy skupieni na sobie i na swoich pragnieniach, które dążą do śmierci nawet o tym nie zdając sobie sprawy, ale wracając do zachowania. Jak to jest, gdy dowiadujemy się o zgonie? Czy mamy pustkę w głowie lub wszystkie emocje kumulują się w nas by nagle wybuchnąć gorzkim płaczem, po którym słabniemy i bez chęci na cokolwiek leżymy w łóżku? A może zaczynamy się śmiać nerwowo mając żal do siebie za tą reakcje? Wszyscy jesteśmy inni i to czyni nas szczególnym tym bardziej, że nigdy nie możemy się spodziewać tego jak się zachowamy.
Lauren, pomimo że widziała tysiące zgonów swoich ofiar nigdy nie przestała się dziwić na zachowanie osób trzecich, które były świadkami śmierci swoich bliskich lub całkiem obcych osób. Do teraz pamiętała, gdy stojąc przy jednej latarni czekała aż młoda kobieta przebiegnie przez ulicę zderzając się idealnie z maską czarnego samochodu. To nie tak, że chciała, aby jej ofiara umarła w ten sposób, ale jej czas dobiegał końca a że nie była gdzie indziej to wyszło jak wyszło. Zielonooka starała się, aby połamana kobieta szybko zapadła w jej urok pozwalając na objęcie się w silnym uścisku i nie reagowanie na krzyczący wokół niej tłum. Lauren wciąż wiedziała, o czym myślała ostatni raz Rachel, bo tak właśnie miała na imię zabita kobieta, nie zdając sobie sprawy, co się dzieje jej jedynym wykreowanym marzeniem śmierci było spędzenie ostatnich chwil z swoimi dziećmi, które uwielbiały jej melodyjny głos. Zrozpaczona dusza błagała ją, aby nie odbierała dzieciom matki, nie chciała i krzyczała zalana łzami a Lauren nie mogła nic zrobić. Jedynie ostatni raz załkała wraz z ofiarą, aby po chwili jej ramiona zetknęły się z pustką.
Dziewczyna wciąż to pamiętała widząc przed sobą wspomnienia kobiety i jej małych pociech. Było jej żal, ale co miała zrobić? Tak po prostu musiało się stać pomimo sprzeciwów i właśnie w tym momencie ponownie musiała odebrać młodej osobie życie.
Stojąc przed drzwiami jednego z pokoi nachyliła się nieznacznie nad lśniącą plakietką z informacją, kto prowadzi pacjenta. Dzisiaj szczególnie miała już dość pracy na głowie, był dopiero ranek a przeprowadziła już do dalszej drogi aż siedem dusz. Zmęczona oraz zrezygnowana westchnęła z myślą, że odbierze ósme już dziś życie i ponownie poczuje gdzieś w środku ekscytacje wymieszaną z dziką żądzą widoku cierpienia, którą próbowała stłumić od zawsze.
Niepewna czy wejść od razu czy może dać jeszcze kilka chwil poczuła ponownie jakby ktoś wypalał jej dziurę w profilu. Odwracając głowę w stronę powodu rozszerzyła bardziej oczy na widok tej samej niskiej brunetki, którą spotkała. Młoda dziewczyna stała ledwo na nogach przytrzymywana przez najprawdopodobniej bliską jej osobę, która coś do niej mówiła i popychała ją w stronę wejścia do łazienki. Przełykając ciężko gulę w gardle, która się z niewiadomych przyczyn pojawiła przeczesała nerwowo włosy ciesząc się, że czas wokół niej jest spowolniony a obie kobiety nie mogłyby nawet zauważyć tego, że ich obserwuje i może uchwycić każdy szczegół ich wyglądu, ale niestety nie mogła wychwycić ich emocji, na których najbardziej jej zależało aby poznać lepiej naturę człowieka i to, jaki jest.
Dziwiąc się na własne zachowanie nie mogła przestać patrzeć się na bladą brunetkę z rozczochranymi włosami i zaszklonymi oczami pomimo porannego wyglądu Lauren i tak zauważyła piękno jej egzotycznych rysów twarzy i czując dziwne mrowienie w środku zmarszczyła brwi.

Idiotko przestań się na nią gapić i weź się w garść. To tylko człowiek a co najważniejsze twoja przyszła ofiara, więc ogarnij to twoje śmiercionośne dupsko i do roboty.

Warcząc na siebie w myślach potrząsnęła zrezygnowana głową i wypuszczając z świstem powietrze weszła do pokoju pacjenta.
W pomieszczeniu pomimo światła dziennego było dość ciemno, rozglądając się nieznacznie zauważyła śpiącą na fotelu w rogu kobietę zapewne jak sądziła matkę pacjenta, ponieważ zmarszczki na twarzy świadczyły o średnim wieku a zmęczenie dodawało lat. Ciche pikanie maszyn odwróciło uwagę dziewczyny od obserwowania matki ofiary. Podchodząc ostrożnie do łóżka spojrzała na spokojną twarz nieprzytomnego chłopaka, ciekawa jak ma na imię sięgnęła dłonią metalowej płytki przyczepionej do łóżka gdzie znajdowały się informacje.

-Thomas, niedawno dziewiętnaste urodziny.- wymruczała odstawiając zimną rzecz.
Poprawiając skórzaną kurtkę podeszła niespiesznie do chorego sprawdzając, co i rusz na zapis parametrów życiowych widniejących na ekranach maszyn.
Szybsze tętno i oddech pojawił się, gdy stanęła obok chłopaka, całe ciało przeszły dreszcze, które coraz bardziej zamieniały się w drgawki powodując mimowolny ruch kończyn. Sięgając powoli prawą dłonią czoła ofiary, aby sprawić mu małe halucynacje żeby nie słyszał jak głośny pisk wydobywa się z maszyn informując o pogorszeniu się stanu odetchnęła skupiając się na jego ostatnich myślach jakby chciał umrzeć.

Ogród pełen kwiatów, ojciec siedzący na ławce i rzeźbiący coś w drewnie. Ty chłopcze leżący na trawie i wsłuchujący się w odgłosy natury czyżbyś naprawdę tego chciał?

Myśli śmierci mieszały się wraz z myślami ofiary powodując, że nawet nie zauważyła, kiedy dusza już dawno miała otwarte oczy i wpatrując się w nią nie miał odwagi poruszyć się, choć o centymetr. Tłumiąc złość na siebie, że nie wprowadziła go od razu w stan halucynacji usiadła nieznacznie na łóżku nie odrywając wciąż dłoni od czoła, przez co była zmuszona pochylić się. Krzywiąc się na niewygodną pozycję delikatnie przejechała dłonią w stronę policzka chorego, który miał poczuć coś w kształcie błogiego spokoju wymieszanego z uczuciem rozchodzącego się w sercu ciepła.

-Zamknij oczy chłopcze.- szepnęła ukazując niewielki uśmiech.

-K-kim jesteś?!- ponownie to samo pytanie jak u wszystkich. Powstrzymując się od wywrócenia oczami roześmiała się chcąc zmylić nie ufną duszę.

-Zamknij oczy a sprawię, że zobaczysz ojca.- mruknęła głaszcząc kciukiem blady policzek. Pomimo że nie wprowadziła chłopaka w stan śmierci idealnej dla niego udało się jej sprawić, że nie zauważa tego, iż umiera. Tylko ona jak zawsze widziała jak lekarze walczą bezsensownie o życie jej ofiar. Płacz matki i krzyk uderzał boleśnie w jej uszy, próbując nie zwracać na to uwagi wciąż patrzyła prosto w oczy na wpół teraz siedzącej postaci.

-Mój ojciec nie żyje, więc jakim cudem sprawisz, że go zobaczę?- pytając odsunął twarz od zimnej dłoni.

-Powiedzmy, że umiem czarować i sprawiać, że ludzie widzą różne rzeczy.- lekko zirytowana niepewnością ofiary przeniosła dłoń na jego ramie. W tym momencie nie mogła oderwać od niego choćby palca, ponieważ w tedy dusza wyrywa się kompletnie z uroku śmierci i są niepotrzebne jej zdaniem jak i wielu problemy, które najczęściej kończą się brutalnym uśmierceniem a to była ostatnia rzecz, jaką kobieta chciałaby zrobić.

-Nie jestem dzieckiem byś mnie okłamywała. Gdzie moja matka?! Czemu nikogo tu nie ma?- był zły i to bardzo a wyczuwalny teraz w Lauren puls i mocne bicie serca świadczyły o tym, że wymyka się spod kontroli. Myśli chorego zmieniły tor na ten bardziej koszmarny, był zagubiony i nie wiedział, co się dzieje a tak naprawdę umierał przez silne drgawki organizmu.

-Chłopcze nie oszukuję cię. Zbliż się do mnie i zamknij oczy a sprawię, że zobaczysz swojego ojca i ogród z dzieciństwa.- mówiąc spokojnie przybliżyła się łapiąc w drugą dłoń jego przedramię. Niespodziewanie chłopak zamiast urzeczony jej uśmiechem, spojrzeniem i głosem wyrwał się będąc całkowicie przerażonym i tym sposobem dłonie kobiety oderwały się od jego ciała sprawiając, iż zobaczył lekarzy i wsłuchując się w okropny dźwięk krzyku matki i pisku maszyn znowu leżał nie mogąc się poruszyć.

-Zostawcie mnie! Przecież żyję!

Zamykając oczy Lauren odetchnęła głęboko wstając z łóżka. Ciało chłopca trzęsło się a twarz nabierała fioletowej barwy, choć dusza tak naprawdę była przytomna, lecz nie mogąc się ruszyć jeszcze bardziej wzmagało to strach i chęci ucieczki.

-Mówiłam byś zamknął oczy.- mruknęła pochylając się nad jego twarzą i sięgając prawą dłonią do szyi ofiary patrzyła wprost w jego brązowe oczy, w których widziała tylko ból i jej zniekształconą czarną postać, gdy zaciskając chłodne palce na rozgrzanej skórze powodowała bolesną śmierć.- Teraz będziesz cierpieć chłopcze.

I tak jak powiedziała chory Thomas udusił się a jego dusza rozpłynęła pozostawiając po sobie pustkę i płynące po policzkach kobiety łzy.

~~~
Wowow 1450 słów najdłuższy jak na razie rozdział i mam nadzieje że spodobał wam się 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro