ROZDZIAŁ 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nancy

Gdy wróciłam do hotelu pani McDonald  czułam się tak jakby przejechał po mnie nie jeden, a dwa piętrowe londyńskie autobusy. Byłam wyprana z sił i emocji, gdyż rozmowa z hrabią Williamem Surrey'em pozbawiła mnie zdolności odczuwania  - zdawało się  - na bardzo długo. Ale też było mi lżej na duszy o wyznanie, które względem niego poczyniłam.
To nic, że Connor myślał o mnie jak o najgorszej kanalii, lecz nie mogłam nie powiedzieć tego, co dawno winne być jawnym. W przeciwnym wypadku Surrey nie uwierzyłby w żadne nasze słowo i przepędził na cztery wiatry.
Swoją drogą to ciekawe, ile zdążyło się pozmieniać przez zakrzywienie czaso - przestrzeni, ile się ponaprawiało, choć nie do końca. Mogłam tylko dziękować Bogu, że nie miałam niczyjej krwi na rękach i że Connor się względnie dobrze miewał!
Narobiłam Carlowi sporo roboty z Surrey'em. Ciekawe, jak zareaguje, gdy dowie się, ile mu krwi napsułam. Zachwycony to on na pewno nie będzie, ale to już jego problem, nie mój! Przylatując do Walii zerwałam się z łańcucha, jakim byłam przykuta do matki i Carla. Odzyskałam wolność i nie żałowałam tej wolności.
Nie miałam planu, dokąd pójdę, co będę robiła i z czego będę żyła, ale nie wróciłabym do zespołu badawczego, albowiem zakończyłam na zawsze swoją przygodę z Time Machine.
Nie pojechałabym też do Stone Hill, żeby spotkać się z matką, zwłaszcza, że stanęłam po przeciwnej stronie barykady. Carl na pewno już jej doniósł, co zrobiłam i czemu się sprzeniewierzyłam, ale nie żałowałam. Z matką nie miałam dobrego kontaktu, nie mieliśmy wspólnych tematów ani (już nie) celów. Nie byłam w Stone Hill od bardzo dawna i nie zamierzałam tego zmieniać.
Zamknęłam pewien rozdział w swym życiu, to co powiedziałam hrabiemu było prawdą, następny krok należał do sir Williama Adama. Nie byłam w stanie zrobić dla niego nic więcej.
Pomyślałam, że mój czas w Walii dobiegał końca, że powinnam spakować walizki i ruszyć dalej, żeby znaleźć swoje miejsce na ziemi. Nie powinnam dłużej mieszać Connorowi w jego życiu. Pewne sprawy musiały zostać zakończone.
Czas biegł normalnym trybem, gdy układałam kolejne rzeczy w walizkach, ale gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju natychmiast pomyślałam o Connorze, jeśli to był on, czego mógłby chcieć?
Wszystko zostało powiedziane, nie było niczego, co wymagało dokładniejszego omówienia. Podeszłam do drzwi i zerknęłam przez judasza.
– To ja, Nancy. Otwórz, musimy porozmawiać o Surrey'u. – To rzeczywiście był Connor, miał zaaferowaną minę i wyraźnie sprawiał wrażenie, że nie odpuści, dopóki nie otworzyłabym mu drzwi.
– Odejdź, Connor. Wszystko co miałam powiedzieć, powiedziałam. – Uległam panice, że jeśli otworzyłabym te cholerne drzwi, to prędzej czy później jedno z nas powiedziałoby lub zrobiło coś głupiego.
Nie potrzebowałam kolejnych trosk. Odeszłam bez zbędnych tłumaczeń od drzwi i wróciłam do pakowania walizek, stukanie ucichło. Uznałam, że Connor doszedł do tego samego wniosku co ja - że nie warto zaczynać czegoś, co i tak szybko by się skończyło.
Rozejrzałam się po pokoju i łazience  - zostawiłam po sobie ład oraz porządek, właścicielka hotelu nie będzie miała co do tego wątpliwości. Chwyciłam za rączki walizek i przekręciłam klucz w zamku drzwi wyjściowych. Nacisnęłam kłamkę i ... Bach! Wpadłam na Connora, niemal go przewracając na ziemię. W ostatniej chwili złapał równowagę i posłał mi kose spojrzenie.
– Co tak długo? – zniecierpliwił się. – Ile jeszcze miałem czekać?!
– Nikt nie kazał ci czekać. – Natychmiast się mu odgryzłam.
– Równie dobrze mogę powiedzieć ci o tym tutaj. – Pstryknął palcami jak magik wyjmujący królika z kapelusza.
– O czym? – zapytałam odruchowo, choć wolałam, żeby pozwolił mi odejść.
– Hrabia William Surrey prosi, byś rozważyła jego propozycję, którą jest dołączenie do naszej drużyny i pomoc obrony przed zakusami twojej matki i Carla. Znasz ich zwyczaje lepiej niż ktokolwiek inny. – Connor zachował kamienny wyraz twarzy, gdy to mówił, ale i tak widziałam targające nim emocje.
– Pomogę. – Zabrzmiał mój własny głos nim zdążyłam pomyśleć, do czego właśnie się zobowiązywałam.
– W takim razie nie wyjeżdżaj, bo będziesz potrzebna tutaj na miejscu. – Connor wyjął mi rączkę jednej z walizek z ręki. – Dasz sobie radę?
– Zależy o co pytasz. – Zawróciłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Znowu będzie roboty z wypakowywaniem i układaniem rzeczy  na półkach. Connor nie wszedł za mną. Zresztą nie oczekiwałam, że to by zrobił.  Zbyt wiele się między nami wydarzyło, żeby chciał kontynuować naszą wspólną historię.
W tym samym momencie zadzwonił mój smartfon, a gdy nie odebrałam zadzwonił jeszcze raz  ale i tym razem nie odebrałam połączenia. Dzwonił Carl, lecz nie czułam potrzeby rozmowy z nim. Cokolwiek chciał mi przekazać, na pewno nie było to miłe i sympatyczne. Nie chciałam i nie musiałam wysłuchiwać jego gorzkich żali. Od niedawna miałam inne priorytety w życiu. Nawet jeśli tą decyzją zrujnowałabym swoją karierę zawodową. Człowiek powinien mieć swój honor.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro