ROZDZIAŁ 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter

Już na samym wejściu Connor obudził we mnie mordercze instynkty. Nie lubiłem sytuacji, gdy dzwonił z czymś, ze zwykłymi duperelkami, które równie dobrze mógłby sam załatwić zamiast dodatkowo wciągać wszystkich po drodze w swoje prywatne bagno!
Nancy miała na niego negatywny wpływ. Nie myślała o niczym innym tylko o porachowaniu kości Surrey'owi, dla ścisłości mężczyźnie, który nie żył prawie od trzech wieków! Tak samo jak o projekcie Time Machine, który miał jej do tego posłużyć.
Bóg wie, czym zawinił jej sir Edvard Surrey, nigdy nikomu tego nie wyjaśniła, a Connor jak ostatni głupiec się godził na granie trzecich - bo nawet nie drugich - skrzypiec! Nancy próbowała namówić Connora na kontynuowanie pracy zespołu nad projektem Time Machine, chociaż przełożeni skłaniali się raczej ku zamknięciu badań zamiast narażać życie naukowców, którzy starali się wyjaśnić fenomen legendy o Księżycowej Annie.
Przyznawałem rację naszemu szefostwu, ale Nancy obstawała przy swoim zdaniu, tak długo mendziła i suszyła Connorowi głowę, dopóki ten dla świętego spokoju wynegocjował u przełożonych dodatkowy czas na badania. Zgodzili się i oni, ponieważ Doyle miał dobrą opinię solidnego pracownika, więc Nancy mogła zająć się tym, co tak bardzo kochała.
A wracając do telefonu od Doyle'a, to postanowiłem, że nie powiem Kevinowi, o czym gadałem z jego ojcem. Zważywszy na to, że młody miał za sobą długą podróż do i z Walii. Potrzebował spokoju, bo nie była łatwym zadaniem konfrontacja z obecnie żyjącymi potomkami sir Edvarda Surrey'a, którzy zazdrośnie strzegli swych tajemnic. Connor za wszelką cenę - pewnie dzięki dobrym radom Nancy - próbował zatrzymać syna w zespole badawczym. Dlaczego?
Ze względu na rozległą wiedzę o rodzie Surrey, którą młody posiadał. W przeciwieństwie do ojca, młodszy Doyle nie bał się włazić tam, gdzie go nie chcieli, co mogło się źle dla niego skończyć. Gdybym był na miejscu Connora to czym prędzej wyprosiłbym Nancy ze swego domu i życia, nie kiwnąłbym palcem, chociażby i Nancy błagałaby mnie na kolanach, żebym poleciał na drugi koniec świata!
Co z tego, że historię rodziny hrabich Surrey spowijał mrok od czasów, gdy tytuł przypadł całkiem nieoczekiwanie nieślubnemu potomkowi Williama Starszego i aż się prosiło, by rozwikłać tę tajemnicę?
Może za życia Edvarda Surrey'a był ktoś, kto wiedział więcej na temat tajemniczej sukcesji i potrafiłby powiedzieć, dlaczego stary hrabia uznał syna z nieprawego łoża tuż przed swą śmiercią, ale wraz z mijającymi latami prawda wyblakła. Sir Edvard od dawna spoczywał w mogile, tak samo i jego najbliżsi. Jeśli prawnik Edvarda albo zarządca majątku coś wiedzieli, to nie przerwali swego milczenia zabierając prawdę ze sobą do grobu.
To za czasów sir Edvarda w Surrey Hall panował największy dobrobyt, nieźle też radził sobie i jego zięć z drobną pomocą żony, ale o tej parze akurat historia niewiele zdradziła, chociaż oboje młodzi mieli znaczny wpływ na los majątku. Dziwne, że nie zachowało się niewiele źródeł pisanych skąd można było zaczerpnąć informacji o obojgu i ciekawym zajęciem mogło okazać się przyjrzenie się temu faktowi z bliska, lecz na co komu ta wiedza? Czemu interesowała się tym Nancy? Pozostały tylko mniej lub bardziej wiarygodne ustne opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie, które zebrał Kevin, ale on akurat nie chciał mówić o podróżach do Walii, gdzie znajdowała się siedziba rodowa Surrey'ów ani do Gretna Green, gdzie sir Edvard i Anna Orsay, rodzice Księżycowej Anny wzięli pośpieszny ślub.
Widziałem jak Kevina męczyła obsesja Connora i negatywny wpływ Nancy na jego ojca. Męczyła go też robota w Instytucie, lecz nie mogłem decydować za niego, pewne decyzje Kevin powinien podjąć samodzielnie.
Gdy dziś zauważyłem Kevina jak maszerował niczym lunatyk poboczem ruchliwej ulicy, pomyślałem, że może przesadził z imprezowaniem chcąc odreagować stres, ale gdy rozmawialiśmy nie był naćpany ani pijany, czy też choćby "wczorajszy". Sprawiał wrażenie bardziej zaambarasowanego niż osobę "pod wpływem". Nie chciałem pytać, co się działo, bo mogło chodzić tylko o jedną osobę - o Nancy. Jeśli będzie chciał, to sam powie.
Potem zadzwonił Connor i powiedział, że młody chce rzucić posadę w Instytucie i poprosił, bym pogadał z Kevinem, by tego jednak nie robił. Chciałem wygarnąć Doyle'owi, by zaczął myśleć głową, a nie wstydliwą częścią ciała, ale w końcu szef był szefem, toteż się rozłączyłem. Trudno, mogłem wylecieć z pracy, lecz honor trzeba mieć. I poczucie własnej wartości też.
Milczałem, gdy zatrzymałem się autem na parkingu dla pracowników Instytutu, nie poruszyłem tematu rozmowy z Connorem, gdy wraz z Kevinem wchodziliśmy do gmachu. Pozostało mieć nadzieję, że szef się opamięta zanim będzie na to za późno. Prawdę mówiąc, nie wierzyłem, że Doyle spławi Nancy i że sprawy się w końcu ułożą.
– No, to idziemy. – Kevin przerwał ciszę.
– Idziemy. – A ojciec chłopaka to dureń, który nie myśli tym, czym powinien.
Nancy jeszcze nie było, Connor również się spóźniał. O ile w odniesieniu do Nancy można się spodziewać wielu rzeczy, to w przypadku Connora jego nieobecność była dla mnie lekkim zdziwieniem. Zanim Doyle poznał Nancy, nie było o żadnych spóźnieniach mowy, traktował swoje obowiązki priorytetowo i tego samego oczekiwał od pozostałych pracowników. Zanim w jego uporządkowanym i trochę zbyt przewidywalnym życiu pojawiła się Nancy, to syn i praca byli dla niego najważniejsi. W tej właśnie kolejności.
Nie mnie to oceniać i nie mój problem, ale szkoda było patrzeć na sytuację, gdy życie całkiem "spoko" człowieka ulegało destrukcji na jego własne życzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro