[Tom 1] 15.Lustro

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 29 Marca 2023

- Odnalazłeś z przyjaciółmi to, czego tak namiętnie poszukiwaliście?


Harry patrzył uważnie na nauczyciela. Nie uszło jego uwadze, że mężczyzna przy nim zdawał się całkowicie spokojny i mówił płynnie, choć dłonie mu delikatnie drgały z nerwów. Wbił ponownie wzrok w pergamin, na którym miała znaleźć się jego praca domowa z Transmutacji. Miała, bo pergamin był nieskazitelnie czysty, a wszystko z powodu nauczyciela OPCM, który postanowił go ponownie napastować pomimo kilku dni spokoju. Ukradkiem rozejrzał się, ale nie było nikogo, kto mógłby go ocalić od niechcianego towarzystwa. Nawet Irytek czmychnął gdzieś niepostrzeżenie i nie wyglądało, że szybko wróci.


Harry zacisnął usta w cienką linię, znów patrząc na pergamin. Czuł nieopisany niepokój, gdy mężczyzna był w jego pobliżu, a czaszka delikatnie pulsowała. Nienawidził tego uczucia.


- Wciąż poszukujemy. - Skłamał gładko.


- Może źle szukacie? - Podsunął nauczyciel. - Mógłbym po-pomóc.


Zająknięcie nie uszło uwadze chłopca, więc musiał się pojawić ktoś nieproszony, a pytanie zdawało się czysto teoretyczne. Pasowało również do uprzednio podjętej rozmowy, ale również do nietkniętej pracy z transmutacji. Czego Quirrel oczekiwał od Harry'ego? Skąd pomysł, że zechce w ogóle z nim rozmawiać? Skąd to natarczywe, wręcz nachalne spoufalanie się?


- Zdolnych ludzi mało kto docenia i szybko giną, będąc po niewłaściwej stronie. Przemyśl to chłopcze.


Miły, ale jednocześnie stanowczy ton mężczyzny sprowadził Harry'ego na ziemię. Podniósł głowę idealnie w momencie, gdy nauczyciel z dziwnym błyskiem w oczach wstał i odwrócił się, wychodząc z biblioteki. Zmarszczył brwi, próbując zdusić syknięcie, gdy blizna zapiekła ostro. Coś w głowie Harry'ego kliknęło, gdy uświadomił sobie, że Hermiona miała rację, że powinni uważać na nauczyciela, ale mylnie zinterpretowała wroga. Jeżeli Quirrel wrogiem, to dlaczego odsłonił swoje karty?


Gęsie pióro wypadło z jego dłoni, a wargi delikatnie uchyliły się, gdy uświadomił sobie gorzką prawdę. Tak bardzo skrupulatnie pokazywał swoją dojrzałą, nie namacalną i dostojną postawę dorosłego czarodzieja w ciele dziecka, bo to była idealna forma, żeby ludzie się od niego odchrzanili, a przez to nieświadomie dał wrogowi mylne sygnały.


Ukrył twarz w dłoniach.


Przypadkowo zrobił coś wręcz odwrotnego. Oczywiście, ludzie się od niego odsuwali i traktowali z dystansem, ale również bardzo możliwe, że uznali za... Przełknął ciężką pigułę żalu, która zebrała się w jego gardle i zacisnął mocno powieki, żeby odgonić niesforne pieczenie oczu. Szybko zebrał wszystkie przedmioty do torby i uciekł do jedynego miejsca, w którym wiedział, że będzie miał względny spokój, a także przemyślenia swoich wniosków.


- Ktoś wyśmiał twoje okulary?


- Nie... - Szepnął ochryple.


Prowadził tę bezowocną rozmowę z duchem dziewczynki od ponad pół godziny, gdy ukrył się w łazience. Nie wiedział do kogo mógłby się zwrócić o radę, a każdy żywy był potencjalnym wrogiem, którego nieświadomie sam powoli tworzył.


Nie ufał dyrektorowi, bo w jego oczach nie był tego godny, ze względu na swoją przeszłość.


Nie ufał w pełni rówieśnikom, bo wciąż byli infantylnymi dziećmi.


Nie ufał całkowicie Snape'owi, bo to nadal człowiek dyrektora, nauczyciel i otacza go groźna obca aura.


Nie miał nikogo w pobliżu, z kim mógł porozmawiać, wydusić z siebie wszystkie obawy. Najbliższe osoby były daleko i nie miał z nimi kontaktu, a listy były trudnym środkiem komunikacji. Mało satysfakcjonującym, nieporęcznym, gdy chciało się odbyć pełną rozmowę.


- Znasz historię Czarnego Pana? - Zapytał cicho, a duch dziewczynki patrzył na niego badawczo. - Wiesz kim był i jak się nim stał?


- Chodziliśmy na wspólne zajęcia... - Przytaknęła żałośnie. - Był taki chłodny, oschły i dorosły jak na nastolatka...


Wargi Harry'ego delikatnie zadrżały, gdy zacisnął palce na materiale szaty.


- Myślisz, że mam zadatki na stanie się kimś podobnym?


Wydusił to pytanie tak cicho, że sam nie był pewien, czy na pewno je powiedział na głos. Duch patrzył na niego oniemiały i zaśmiała się perliście, dźwięcznie wręcz. To było tak nierealnie przyjemne i kontrastujące do jej zwyczajowego zawodzenia i płaczliwego lamentu, że dłuższy czas patrzył na nią z konsternacją wymalowaną na twarzy i niepewnością jej dalszych słów.


- No coś ty! - Pisnęła radośnie. - Ty masz przyjemnie ciepłą aurę, taką wręcz do przytulenia! No, oczywiście, czasami zachowujesz się wyniośle i tak, sztywno... - Speszyła się, ale zaraz uśmiech znów rozjaśnił jej bladą buzię. - Ale za nic nie porównałabym ciebie do kogoś jego pokroju! Jego aura była zawsze taka, chłodna i nieprzyjemna, a z tobą jest inaczej. - Przysiadła obok, a Harry mimowolnie zadrżał, gdy poczuł chłód jej dłoni na swojej. - Jesteś bardzo miły, kulturalny i cierpliwy. Starasz się pomagać innym, a oni o ciebie dbają. Wiem, bo widziałam to, gdy ostatnim razem mnie odwiedziłeś w nieprzyjemnej sytuacji... No wiesz, kiedy sądziłam, że umierasz. - Mógł przysiąc, że jej perłowa cera nabrała ciemniejszego kontrastu na policzkach. - Ale wiesz, gdybyś jednak umarł, to toaleta obok mojej jest wolna.


Krzywy uśmiech wdarł się na jego wargi i pokiwał głową. Całkowicie rozbroiła go swoją szczerością.


- Będę pamiętał...


- Marta! - Pisnęła. Odchrząknęła speszona. - Jestem Marta.


- Harry.


Z duchem dziewczynki spędził jeszcze kolejny kwadrans, w którym zachwalała jak czysta i pozbawiona grzyba jest łazienkowa kabina obok jej. Harry oczywiście kulturalnie podziękował za wszelkie informacje, ale również zapewnił, że nie ma zamiaru zbyt szybko umierać. Kiedy wreszcie ruszył w stronę dormitoriów, coś tchnęło go, żeby zajrzeć jeszcze raz do pomieszczenia z lustrem. Coś mu niekoniecznie pasowało w słowach wyrytych na ramie, a skoro i tak nie miał nic ciekawego dziś do zrobienia, to czemu nie zajść tam i sprawdzić?


Przeskakiwał co kilka stopni. Lustro zdawało się naprawdę piękne, ale to jego rama go najbardziej interesowała. Był pewien, że może przetłumaczyć słowa na nim wyryte, a Gryfońska ciekawość po rodzicach najwyraźniej była silniejsza od zdrowego rozsądku, bo nim pomyślał choćby przez sekundę, ze to nie najlepszy pomysł, to już stał w pomieszczeniu. Rozejrzał się uważnie, ale nic nie zmieniło się od ostatniego razu, gdy się tu przypadkiem znalazł. Pewnym krokiem zbliżył się do lekko okurzonej tafli lustra, bacznie obserwując napis na ramie, marszcząc przy tym brwi, jakby to miało jakkolwiek pomóc z rozszyfrowaniem słów.


Nagły ruch w odbiciu, który nie był jego, sprawił, że natychmiast obejrzał się za siebie, ale nikogo poza nim nie było w pomieszczeniu. Ściągnął brwi i ostrożnie odwrócił się w stronę lustra. Cofnął się gwałtownie o dwa kroki, a serce zabiło boleśnie o jego klatkę piersiową. Z niezrozumieniem patrzył na własne odbicie, ale nie był w nim sam. Przemykał wzrokiem po twarzach tłumem postaci. Było ich co najmniej dziesięciu, a może i więcej. Na przodzie, po jego obu bokach stała para, kobieta i mężczyzna. Kobieta uśmiechnęła się do niego i machała, choć miała zaszklone od łez oczy. Oczy tak podobne do jego własnych. Była piękna. Policzki i nos przyozdobione licznymi piegami, a jej kasztanowe włosy delikatną falą spływały na ramiona. Chudy czarnowłosy mężczyzna obok niej przygarnął ją ramieniem. Miał okulary i rozczochrane włosy, które sterczały do tyłu tak jak Harry'emu. Przełknął ciężko ślinę, doskonale wiedząc kim są ci ludzie. Miał tylko kilka fotografii, z czego większość z wycinków gazet, które rozwodziły się o tym tragicznym dniu, gdy Czarny Pan przybył zabić jego, a jedyne co osiągnął to osierocenie dziecka i utrata własnego życia.


- Cześć mamo, tato... - Wydusił cicho, czując jak i w jego oczach pojawiają się zdradzieckie łzy. - Szkoda, że nie mam aparatu, bo może uwieczniłbym ten moment. - Uśmiechnął się słabo.


Oboje zaśmiali się niemo. Przemknął mimowolnie po twarzach innych ludzi w zwierciadle. Połowa miała równie zielone oczy jak on, inne nosy lub bardzo podobne. Ludzie z lustra byli jego rodziną, której nie miał szansy nigdy poznać. Zerkali jeden przez drugiego, uśmiechali się, machali do niego. Uśmiechnął się smutno, bo choć ten widok był wspaniały i serce przepełniała radość, to Harry wiedział, że to tylko jego tęsknota i pragnienie ujrzenia rodziny, której go pozbawiono. Zamrugał szybko, gdy dotarła do niego pewna myśl, którą poruszył właśnie w głowie.


Pragnienie?


Podniósł głowę na ramę lustra i nagle zrozumiał, co znaczyły słowa wyryte na ramię.


AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO"


Przekrzywił głowę w bok i nagle do niego to dotarło.


Lustro...


Lustrzane odbicie...


- „Odbijam nie twą twarz, ale twego serca pragnienia"... - Spojrzał z lekko uchylonymi ustami znów na Potterów w lustrze. - Czyli ono pokazuje tylko to, co człowiek pragnie najbardziej...


Szybko czmychnął z pomieszczenia, zapisując sobie z tyłu głowy, żeby nikomu nie mówić o tym zwierciadle, bo choć prawdziwie nęcące, to mogło pewnie wpędzić człowieka w obłęd. Wiedział od wielu lat, że nie ma sensu żyć przeszłością i złudnymi marzeniami. Liczyło się tylko to, co tu i teraz.


Przez kolejne dwa dni, nie pisnął słowem o zwierciadle i niemal o nim zapomniał. Niestety, co innego mocno zaprzątało jego myśli, przez co nie mógł skupić się na pisaniu wypracowania z Transmutacji, którego nie dokończył od pamiętnej rozmowy w bibliotece w profesorem. Teoretycznie rozmowa z Martą była naprawdę owocna i przysłużyła się jego poprawie humoru, ale to wciąż do niego wracało jak bumerang. Jeżeli profesor Quirrel był po stronie Voldemorta, a do tego nauczał ich w szkole, to musiał o tym z kimś porozmawiać, tylko z kim? Przyjaciół starał się od tej sprawy trzymać na dystans jak to tylko możliwe, a dyrektorowi nie ufał. Opiekunka jego domu była zbyt miła i uznałaby, że to zwykłe bajdurzenie dziecka. Oczywiście był jeszcze profesor Snape, który wiedział nieco więcej niż chciał przyznać, ale czy rozsądnym było informowanie go o swoim odkryciu?


- Potter!


Podniósł gwałtownie głowę, słysząc własne nazwisko wymówione w pogardliwym syczącym tonie. Draco patrzył na niego z wyraźną złością. Spojrzał znów na swój pergamin. Czysty, nie tknięty. Westchnął, odkładając pióro do kałamarzu. Potarł oczy przegubami, mamrocząc cicho coś nieskładnego. Spojrzał chyba jakoś żałośnie na Draco, bo ten tylko pokręcił głową z ciężkim westchnięciem rezygnacji.


- Co się z tobą dzieje ostatnio? - Mruknął niby do siebie, niby do niego.


- Za dużo myślę o zbyt wielu sprawach naraz. - Harry odparł równie cicho. - Jak bardzo ufasz profesorowi Snape'owi?


Draco spojrzał na niego uważnie, delikatnie marszcząc czoło, jakby próbował doszukać się jakiekolwiek intrygi czy podchwytliwego słówka.


- Bardzo. - Odpowiedział ostrożnie po krótkiej chwili milczenia. - Jest przyjacielem rodziny od czasów szkolnych i... - Oblizał wargi, patrząc uważnie w zielone oczy Harry'ego, jakby ważył słowa, które zaraz wypowie. - To mój ojciec chrzestny. - Westchnął przeciągle z rezygnacją. - Rodzice wierzą, że mógłby oddać za mnie życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Zaznaczę tylko, że...


- Tak, wiem. Magiczne rody, a zwłaszcza czystokrwiste, dobierając ojca czy matkę chrzestną dla dziecka, wybierają w pełni godnych zastąpienia ich w razie niekorzystnych zdarzeń losowych. - Wyrecytował, znów opuszczając wzrok na niezapisany pergamin. - Rozważam powiedzenie mu o sprawie z... - W ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć „w sprawie profesora Quirrella". - Myślisz, że mógłby nam pomóc w sprawie z kamieniem?


- Jest nauczycielem, a do tego Dumbledore ma wszędzie swoje wtyki. - Draco postukał delikatnie pióro o brodę. - Jest opiekunem mojego domu, a w Slytherin najważniejszy jest spryt. Przekaż mu informację nie bezpośrednio, zupełnie tak, jak to zrobiłeś w mowie kwiatów na początku roku.


- Nie wiem, czy w mowie kwiatów znalazłoby się odpowiednie sformowanie, żeby powiedzieć cokolwiek ukradkiem o kamieniu. - Przyznał niechętnie i zaraz dodał w myślach. - I naszym nauczycielu OPCM...


- Harry, rusz mózgownicą. - Pokręcił głową z wyraźną rezygnacją. - Nie musi to być w mowie kwiatów, dałem go jako przykład. Jest mnóstwo sposób na przekazanie zaszyfrowanej wiadomości z błahą wiadomością. Raz to już zrobiłeś, to teraz tylko powtórz. W końcu Hufflepuff są kreatywni, nie?


- To Ravenclaw jest kreatywny. - Zauważył z zadziornym uśmiechem. - Hufflepuff są lojalni, przyjacielscy, pracowici i miło nastawieni do świata.


Draco wywrócił oczami i sprzedał pstryczka w nos przyjacielowi.


- Nieważne. Jesteś kreatywny. Wymyślisz coś, a na razie chce tu zobaczyć ładnie skończone zadanie z Transmutacji. - Stuknął palcem w beżowy pergamin. - Samo się nie napisze.


- Mówisz jak Hermiona. - Prychnął.


Draco skrzywił się z wyraźną zgrozą i otrzepał obrzydzony. Harry, mimo wiedzy, że Draco w ten sposób pokazał swoją arystokratyczną niechęć do mugolaków, to uznał jego reakcję za wybitnie komiczną i zabawną. Chcąc ukryć błądzący na wargach uśmiech, znów pochylił się nad pergaminem. W jednym miał rację, zadanie domowe samo się nie napiszę, a czasami naprawdę wielka szkoda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro