[Tom 1] 6.Hagrid

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

18 Czerwca 2020

Kolejne tygodnie mijały bez większych rewelacji. Czasami posłuchał warczenia Draco na jego nienaturalne zachowanie jak na jedenastolatka albo jego kłótni z Ronem, które kończyły się oberwaniem po głowie od Hermiony. Zauważył również, że jak Mistrz Eliksirów nadal go unikał, tak dyrektor wręcz wypalał dziurę w plecach swoim bacznym spojrzeniem. Długo trzymał w ukryciu list, który Barnabie przyniósł, ale nie miał szansy na przeczytanie w spokoju bez ciekawskich spojrzeń. Chciał uniknąć głupich pytań i podejrzliwych spojrzeń nauczycieli czy uczniów. W kieszeni również trzymał drugi list, który dostał od gajowego Hagrida. Zapraszał go na kubek herbaty i małe pogaduszki, ale niestety wówczas źle się czuł i nie mógł do niego zajrzeć, a później zwyczajnie czas przeleciał i nim się obejrzał, październik zawitał do Hogwart. Czuł, że ignorowanie zaproszenia tak długo, to lekceważące i niemiłe z jego strony, więc postanowił, że dzisiejszego dnia postara się odwiedzić Hagrida.


- To nie sprawiedliwe, że pierwszoroczniakom nie pozwolą przynależeć do drużyny Quidditch'a. - Draco uskarżał się głośno, po kolejnej jakże pasjonującej lekcji latania. - Jestem najlepszy w te klocki i moim zdaniem, to...


- Tak, wiemy, wysoce niesprawiedliwe, bo ty przecież uciekałeś przed helikopterem mugoli. - Harry wywrócił oczami. - Podejrzewam, że nawet nie wiesz jak dokładnie wygląda ów helikopter, więc skończ z tymi bredniami.


- Ja tam uwielbiam latać, więc rozumiem cię doskonale Malfoy. - Seamus Finnigan wtrącił się ukradkiem do rozmowy, gdy akurat ich mijał wraz z Dean'em Thomas'em i Ronem. - Ale byłaby jazda, gdyby przyjęli cię do drużyny, nie?


- To oczywiste! - Draco odparł dumnie.


Harry nie skomentował tego w żaden sposób, uważał, że Seamus zwyczajnie podnosił niepotrzebnie wielkie ego Malfoya, które najpewniej w tym momencie wystrzeliło w kosmos i odkryło nową obcą rasę. Dean zaś wykłócał się ostro z Ronem, który nie był w stanie pojąć, czemu kogokolwiek miałaby bawić gra z jedną piłką, którą trzeba kopać i biegać za nią, a na dobitkę nie wolno używać mioteł. Harry sam nie był wielkim fanem sportów, ale uważał, że Ron był zwyczajnie niemiły względem innych sportów niż Quidditch, którego wielbił. Nie minęła chwila, a zaraz zjawili się Kris i Hermiona, z czego dziewczynka od razu podzieliła humor Harry'ego słysząc, o czym chłopcy się kłócą.


Nikogo w szkole już nie dziwił widok takiej mieszanki uczniów z różnych domów, głównymi widywanymi razem byli Draco, Harry, Ron, Hermiona i Kris, a od czasu do czasu dołączali inni uczniowie z domów, żeby zamienić kilka słów, co dziwnie radowało duchy patronujące. Sir Nicolas wciąż do znudzenia puszył się, że to najwspanialszy rocznik uczniów, jaki się przytrafił i dziwiło go wielce, czemu jeszcze nie zaczęto ucztowania z tego tytułu.


Harry zaś zauważył, że od jakiegoś czasu zerka na niego kilku Ślizgonów, zwłaszcza ciemnoskóry chłopak, blada dziewczyna o skośnych oczach oraz blondynka ze spinką w kształcie rubinowego motyla. Ostatnią z tej grupy kojarzył jako dziewczynkę, która patrzyła na niego podczas przydziału, a jak tylko ją przyuważył, zniknęła w tłumie. Za każdym razem, gdy Draco podchodził do niego, tamta trójka patrzyła z dozą ciekawości i zawodu oraz wahania, ale sami nigdy nie podeszli. Wręcz paląco unikali zbliżania się do Harry'ego jakby przenosił on niewiadomego pochodzenia chorobę, która morduje samym przebywaniem tuż obok. Z jednej strony był ciekawy, o co im chodzi, ale z drugiej zaś uważał, że to nie jego sprawa i nie ma zamiaru się w to zagłębiać.


Wyminął grupę kłócących się o sport znajomych i skręcił w najbliższy zakręt, gdzie jak pokierował go ostatnio Irytek, było tajne przejście wychodzące na błonia wprost naprzeciw chatki Hagrida. Przynajmniej mógł uniknąć głupich pytań nowych znajomych, na które i tak nie miał zamiaru odpowiadać. Niestety jego plan został kompletnie spalony, bo gdy tylko miał uruchomić przejście, obok pojawiła się Hermiona.


- Bredzą cały czas o sporcie tak bardzo, że nie zauważyli jak zniknąłeś. - Prychnęła. - Pomyślałam, że potowarzyszę ci, bo przynajmniej nie krzyczysz jak obłąkany, że ktoś nie podziela twojego gustu do rodzaju gry.


- Idę do Hagrida. - Odparł wymijająco. - Wysłał mi list kilka tygodni temu z prośbą o spotkanie, ale wtedy wyszła sprawa z moim złym samopoczuciu, a później lekcje zajęły mój czas i nie było okazji.


- Och, rozumiem. To miłe, że chcesz go mimo wszystko odwiedzić. - Uśmiechnęła się niepewnie. - To ja jedna sobie już pójdę, nie chce ci przeszkadzać.


Patrzył jak powoli odwraca się i odchodzi. Westchnął. Zrobił się naprawdę zbyt miękki.


- Możesz iść ze mną. - Odezwał się w końcu, uruchamiając przejście w ścianie. - Nie mam nic przeciw, a i Hagrid ucieszy się z towarzystwa, tak myślę.


Chciała coś odpowiedzieć, ale zabrakło jej argumentów. Nie chciała być dodatkowym kaloszem, ale skoro gajowemu miało to nie robić różnicy, a ona i tak nie miała, co ze sobą począć tego popołudnia, to w sumie, dlaczego by nie? Nieśmiało zajrzała do ciemnego korytarza, który bynajmniej nie zachęcał do zgłębiania swych zakamarków. Skrzywiła się niechętnie, ale mimo wszystko ruszyła za Harry'm trzymającym w dłoni różdżkę z zapaloną końcówką. Szli przez chwilę w ciszy, a korytarz zdawał się nie mieć końca.


- Wiesz, na samym początku naszej znajomości myślałam, że masz strasznie dużo zaawansowanych zaklęć. - Zagadnęła niespodziewanie.


- Tak?


- Tak, ale zauważyłam, że znasz tylko kilka zaawansowanych i głównie podstawowe. W większości obronne. - Przyznała niemal natychmiast. - Sam się ich nauczyłeś?


- Obserwujesz mnie z ukrycia? - Zerknął na nią z ukosa.


Zignorował jej drugie pytanie, co bardzo ją zakłopotało. Zaczerwieniła się mocno na policzkach, a dłonie natychmiast zaczęła wykręcać.


- Ni-Nie, ja... Ja tylko tak... Przepraszam nie chciałam, to było niemiłe z mojej strony...


- Nawet bardzo, ale muszę przyznać, że schlebiasz mi. - Harry uśmiechnął się nieznacznie. - Myślałem, że nikt nie zauważy mojej ograniczonej wiedzy w kwestii zaklęć z grupy bardziej zaawansowanej magii. Doceniam twoją bystrość, ale nie mów tego Draco, bo nie da mi żyć...


Skrzywił się z niemałą frustracją na wspomnienie ostatniego narzekania młodego Malfoya na temat braku zainteresowania Quidditch'em ze strony Harry'ego. Musiał słuchać jego biadolenia i marudzenia przez okrągłą godzinę, póki nie zainterweniował Kris, bo w innym wypadku Draco straciłby głos na resztę tygodnia.


- Skąd tak właściwie znasz to przejście? - Hermiona rozejrzała się z ciekawością.


- Irytek mi o nim powiedział.


- I ty mu ufasz? - Zapytała zaskoczona. - To poltergeist!


- To tylko kiepski żartowniś. - Odparł spokojnie. - Lubi psocić i żartować, ale nie jest groźny, zresztą ufam bardziej duchowi niż żywym.


I na tym zakończyła się ta wątła rozmowa. Hermionę troszeczkę zabolało, gdy usłyszała, że Harry ufa martwym niżeli żywym, a z drugiej zaś strony rozumiała go. Niemalże wszyscy żywi nie widzieli w nim osieroconego dziecka, a broń ostateczną na czarnoksiężnika pragnącego zniszczyć świat. To była bardzo przykre, ale niestety prawdziwe. Miała nadzieje, że w przyszłości Harry będzie im ufał znacznie bardziej i jakoś zasłużą sobie na to tak samo, jak Irytek, ale na to potrzeba dużo czasu.


- Jesteśmy na miejscu.


Usłyszała te słowa jakby przez mgłę. Podniosła oczy na Harry'ego, który przyciskał jedną z cegieł, a ściana osunęła się kawałek. Przed nimi pojawiło się przejście idealnie wychodzące na szkolne błonia, blisko chatki gajowego. Bez słowa ruszyli w tamtym kierunku. Hermiona otrzepała szatę z resztek kurzu i pajęczyn. Nienawidziła takich miejsc, pełnych robactwa i brudu, ale faktycznie ominęli wszystkich i skrócili drogę o połowę, więc nie było tak źle. Przyjrzała się miejscu zamieszkania Hagrida. Była to niewielka drewniana chatka z dwoma kamiennymi stopniami. Stała na skraju Zakazanego Lasu. Obok była niewielka, rozpadająca się buda, która od dawna chyba psa nie widziała. Kiedy Harry zapukał, z wnętrza rozległo się donośne szczekanie i potężne kroki. Hermiona dostrzegła, że obok niej stoi para olbrzymich kaloszy, a pod ścianą jest oparta stara kusza. Nie zauważyła, że przy szczekaniu psa, Harry wzdrygnął się i spiął w znacznym stopniu.


- Leżeć, Kieł! Spokój powiedziałem!


Hermiona zwróciła oczy na Harry'ego i niemal natychmiast zobaczyła jak jego twarz blednie. Coś było definitywnie nie tak. Nie zdążyła jednak zadać pytania, bo drzwi uchyliły się i ukazały owłosioną twarz Hagrida, marszczącego krzaczaste brwi. Natychmiast uśmiechnął się zadowolony, widząc ich w progu.


- Harry! Nareszcie, żeś przyszedł! - Rzekł zamiast powitania, zerkając na Hermionę z ciekawością. - I widzę, że nie sam. Wchodźcie, wchodźcie! Kieł leżeć!


Natychmiast wpuścił ich do środka, trzymając olbrzymiego, czarnego brytana za obrożę, wyrywającego się niecierpliwie w stronę gości.


- To Hermiona.


Harry przedstawił koleżankę i natychmiast odsunął się gwałtownie, gdy Hagrid puścił psa, żeby nalać wrzątku do wielkiego dzbanka. Pies jednak nie zdawał się tym wzruszony i próbował się przymilić do chłopca. Hermiona widząc to, natychmiast interweniowała, drapiąc psa za uchem, co poskutkowało, bo całkowicie stracił zainteresowanie chłopcem. Hagrid postawił przed nimi niezidentyfikowane bryły ciasta z rodzynkami, które były tak twarde, że aż niejadalne. Dopytywał ich o lekcje, jak im mija czas w szkole i gorliwie zachęcał do zjedzenia ciastek, które osobiście upiekł, w co żadne z nich nie wątpiło.


- Nie jesteś fanem psów, co Harry? - Zaśmiał się gromko, gdy Kieł próbował się przymilić do chłopca, a on odsuwał się jak był tylko w stanie. - Spokojnie, Kieł to przylepa, kompletnie niegroźny.


- Wiem, ale zwyczajnie boję się psów... - Mruknął cicho, czerwieniąc się lekko.


Hermiona mogła pierwszy raz od dawna zauważyć, że Harry zachowywał się teraz odpowiednio do swojego wieku i nie próbował udawać dorosłego jak to było zazwyczaj. Ucieszyło ją to w pewien sposób, bo bała się, że chłopak całkowicie zatracił w sobie bycie po prostu dzieckiem. Jednak coraz częściej zauważała, że to jedynie gra na pokazanie jak bardzo rozumie swoją sytuację i nie akceptuje jej równie mocno.


- Wiem, żem się trochę spóźnił, ale trudno się mówi. - Hagrid schylił się pod stolik, po czym wydostał spod niego klatkę ze śnieżnobiałą sową o przenikliwych złotych oczach. - Wszystkiego najlepszego Harry! To dla ciebie! Ma na imię Hedwiga.


- Dziękuję, ale to...


- To słodki prezent, Hagrid! - Hermiona wtrąciła, kopiąc Harry'ego w kostkę. - Prawda?


Spojrzał na nią z wyrzutem, ale ostatecznie westchnął, potwierdzając skinieniem głowy. Nie widział sensu posiadania sowy, skoro miał Barnabie i radzili sobie doskonale. Oczywiście, że nie mógł go opuszczać na dłużej niż kilka dni, ale to była tylko drobna niedogodność. Radził sobie coraz lepiej. Sowa była ładna, ale czy naprawdę potrzebował ją?


- Ach, właśnie, słyszałem, że przyjaźnicie się z młodym Malfoyem...


Harry powoli przesunął spojrzenie z sowy na Hagrida, który zdawał się bardzo niepocieszony z jakiegoś nagłego powodu. Wyglądał wręcz jakby połknął siatkę cytryn.


- Nie nazwałbym tego przyjaźnią. - Harry odpowiedział po chwili ciszy. - Raczej toleruję jego obecność i tyle.


- Harry uwielbia się z nim droczyć, co Draco doprowadza do szału. - Hermiona wyszczerzyła się, gdy chłopiec spojrzał na nią bykiem. - Niezaprzeczalnie lubisz go denerwować.


- Nazywaj to sobie jak chcesz. - Machnął ręką.


- Ja bym nie ufał do końca Malfoyom. - Hagrid mruknął z wyraźną niechęcią. - Ojciec Draco był niegdyś sługą Sami Wiecie Kogo, ale wyłgał się, że go pizgnięto zaklęciem, ale w to nie wierzę. Wszyscy Mafloy'owie maczają paluchy w czarnej magii!


- Każdy choć trochę macza w niej palce. - Harry przyznał otwarcie. - Oczernianie kogoś za czyny jego rodziców, to kiepski argument, zresztą on ma tylko jedenaście lat i na pewno nikogo nie zabije, o to się nie martw.


Mógł przysiąc, że po tych słowach Hagrid trochę zmarkotniał, bo zamiast odpowiedzieć, upił kilka łyków wrzącej herbaty.


- Chłopcy ciągle gadają o sporcie. - Hermiona wtrąciła pospiesznie. - Są wręcz nieznośni! Potrafią godzinami gadać o jednym i tym samym. - Pokręciła głową. - Doprawdy, a Ron to już kompletnie uczepił się oczerniać mugolski sport, bo jak to tak, że trzeba kopać tylko jedną piłkę i to bez używania miotły!


- Ron Weasley, tak? - Zagadnął Hagrid. - Ach, ileż to razy wyganiałem jego braci bliźniaków z Zakazanego Lasu, a Charlie to był dopiero zuch chłopak! Miał rękę do zwierząt.


- Podobno studiuje teraz smoki w Rumunii.


- O proszę!


I tak reszta rozmowy przeszła na pogaduszki Hagrida o tym, jak chciałby mieć smoka na własność i, że nazwałby go Norberth. Rozczulał się też nad podejściem Charilie'go do zwierząt i, że był jego jednym z najlepszych uczniów z tamtego rocznika. Harry zerknął na kawałek wyciętego artykuły Proroka Codziennego, który smętnie leżał tuż obok rozpałki do kominka. Tytuł głosił „CO NOWEGO W SPRAWIE WŁAMANIA DO GRINGOTTA?", a dalsza część była krótką informacją na temat tajemniczego włamania do wyżej wymienionej skrytki banku, która tego samego dnia została opróżniona, więc właściwie nie skradziono niczego. Mimo woli zaczęła go interesować ta dziwna sprawa. Po co ktoś miałby włamywać się do skrytki bankowej, która i tak był już pusta? Co takiego musiało się w niej znaleźć, że ktokolwiek pokusił się o włamanie? Hagrid widząc, na co zerka chłopak, odchrząknął nagle i stwierdził, że jest strasznie późno i musi jeszcze oporządzić bażanty złapane tego ranka nim zepsują się całkowicie. Hermiona nie chcąc widzieć patroszenia ptactwa natychmiast ewakuowała się z chatki, ciągnąc za sobą Harry'ego i dziękując za gościnę. On jednak nie mógł oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że gajowy coś próbował przed nimi ukryć i to musiało mieć związek z tajemniczą, pustą skrytką bankową. 




★♡★♡★♡★♡★

Data publikacji: 18 Czerwca 2020

Data korekty: 11 Lutego 2023

Ilość słów przed korektą: 1 940

Ilość słów obecnie: 2 040

Kilka słów od Autorki:

Minimalna korekta interpunkcyjna. Poprawiłam lekko dialogi i opisy. Niewiele zmian w sumie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro