15. I wrogów i przyjaciół szukaj w piekle

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

O matko, ludzie, jak ciężko wrócić po takim czasie... Nawet nie wiecie, w jakich bólach pisałam ten rozdział. Ogółem też poszukiwania zaginionej weny średnio mi wyszły, więc narodziło się tylko coś takiego, ale wstawiam pod waszą ocenę. Także piszcie śmiało, jeśli uważacie, że jest fatalnie, napiszę ten rozdział jeszcze raz i postaram się to zrobić lepiej.

Miłej lektury :*

---------------------------------------

Powszechnie mówi się, iż istnieją dwa błędy, które człowiek może popełnić względem demonów. Pierwszy to niewiara w ich istnienie. Drugi zaś to wierzyć i być aż nadto, niezdrowo nimi zainteresowanym...
Itachi Uchiha z kolei popełnił jeszcze jeden, trzeci rodzaj błędu względem istot zza zasłony. Błąd, który najprawdopodobniej był najniebezpieczniejszy z nich wszystkich. Itachi bowiem wiedział o ich istnieniu, tak bardzo jednak nie chciał do siebie tej wiedzy dopuścić, że wiedza ta przemieniła się zaledwie w wiarę, wiara z kolei uległa zachwianiu, stłumieniu, zdegradowaniu aż wreszcie rozmyła się w tym, co pojmował jako normalne życie. A jedyne co po sobie pozostawiła to przekonanie o szaleństwie ponownie starającym się pochwycić go w swe szpony...

Te wszystkie cienie, które snuły się za nim, gdy był dzieckiem, prześladowały nocami, szepcząc do ucha historie o śmierci, opowiadając legendy o Widzących z innych wieków, wzywając do walki z tym, czego nikt inny nie dostrzegał. Te wszystkie duchy, których głosy zdołał uciszyć, zamknąć się na nie, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogą być prawdziwe. I przez długi czas żył w przekonaniu, że były one tylko urojeniami, majakami stworzonymi przez wybujałą dziecięcą wyobraźnię. I myślałby tak nadal, gdyby nie to, że one powróciły...
Bardziej natarczywe niż kiedyś. Bardziej realne niż lata temu. Bardziej przerażające, niż gdy był dzieckiem. I mające dla niego tylko jedną wiadomość...

,,To nie jest twój brat"

Spojrzał na dokumentację pacjenta, którego wczoraj operował i którą chciał uzupełnić. Wystarczyła chwila, ułamek sekundy, kiedy jego myśli popłynęły w innym kierunku, kiedy skupienie uleciało, a efekty był przerażający. Wszystkie dokumenty pokryte chaotycznymi ciągami zdań przedstawiającymi prześladujący go od lat komunikat.

,,To nie jest twój brat"

Nie miał bladego pojęcia skąd te słowa pojawiły się w jego umyśle i dlaczego powracały. A powracały niemalże bez ustanku. Słyszał je w snach, za każdym razem, kiedy milkły wokół niego inne odgłosy, miał wrażenie, że ktoś niemalże szepcze je do jego ucha, często wydawało mu się, iż dostrzega je przez ułamki sekund w komunikacie na dworcu czy zamiast sloganu reklamowego... A teraz jeszcze sam je zapisywał, jakimś chorym mechanicznym ruchem ręki zupełnie jakby był przez kogoś sterowany. Albo jakby ktoś chciał mu przekazać wiadomość.
Tyle tylko, że dla niego te słowa nie miały żadnego sensu. Miał tylko jednego brata i nie miał najmniejszych wątpliwości, że był nim Sasuke. Nie było przecież możliwości, żeby chłopak, który był tak do niego podobny, który wychował się razem z nim, wreszcie którego kochał jak brata od pierwszego dnia, kiedy tylko go ujrzał jeszcze jako niemowlę nie był jego bratem. Nie było takiej możliwości. Nie było. Jednak nie dawało mu to też spokoju...

Złapał się za głowę po raz kolejny tak bardzo zagubiony i zadręczający się myślami, które w ogóle nie powinny go nawiedzać. Bo czy to było normalne, że czasami zaczynał rozważać zrobienie Sasuke i sobie testów na pokrewieństwo? I w imię czego? Przez głosy, które powróciły do niego po wypadku brata, a najpewniej były tylko objawami szaleństwa?

- Doktorze Uchiha?

Ciche pytanie wyrwało go z zamyślenia. Podniósł głowę, kierując wzrok na stojącą niepewnie w drzwiach pielęgniarkę. Był tak pochłonięty rozważaniami o własnym obłędzie, że nawet nie usłyszał pukania.

- Tak? – mruknął.

Jego głos brzmiał naprawdę słabo, przez co dostrzegł, jak w oczach Anko pojawia się coraz większa troska. Wiedział, że kobieta się o niego martwi. Od ponad pół roku brał na siebie coraz więcej dyżurów, chcąc uniknąć przebywania w domu. Im dalej od niego był, tym rzadziej bowiem słyszał głosy. No przynajmniej jeszcze kilka tygodni temu to wystarczało, bo w ciągu ostatnich dni nie było już niczego co mogłoby je zagłuszyć...

- Coś się stało? – zapytał po chwili dość napiętej ciszy, kiedy to Anko zastanawiała się, czy jest sens pytać po raz kolejny o to, co się z nim dzieje, a Itachi rozważał jak delikatnie wybrnąć z niechcianej rozmowy, kiedy już do niej dojdzie.

- Ten nowy lekarz. Czeka w izbie przyjęć – wyjaśniła, po chwili dodając jeszcze – Rozmawiał już z dyrektorem, więc teraz pana kolej, Doktorze. Powinien pan go oprowadzić i wskazać zakres obowiązków.

Skinął tylko głową w odpowiedzi. Był przygotowany na pojawienie się nowego chirurga, w końcu sam poprosił dyrektora o zatrudnienie dodatkowego specjalisty, a jednak teraz poczuł zupełnie irracjonalny niepokój. Nie zważając jednak na to wstał od biurka i ruszył dobrze znanym mu korytarzem w miejsce, gdzie miał spotkać nowego współpracownika. W myślach powtarzał powoli plan podziału obowiązków, jaki opracował w ciągu ostatniego tygodnia oraz rozważał, co powinien wyjaśnić w pierwszej kolejności, a co może zaczekać do kolejnego poniedziałku, kiedy to nowy chirurg miał rzeczywiście rozpocząć pracę. I zapewne, gdyby nie to jak był nad tym skupiony, już w drodze do izby przyjęć zauważyłby, iż z każdym zbliżającym go do miejsca docelowego krokiem temperatura zdaje się nieznacznie spadać, chwytając go w lodowate szpony. I gdyby wiele lat wcześniej nie wyrzekł się swoich zdolności Widzącego, teraz dostrzegłby coś więcej niż tylko podającego mu rękę czarnowłosego mężczyznę...
Niestety jedynym co ostrzegało go o zbliżającym się nieuchronnie przeznaczeniu, było wyszeptane mu do ucha drżącym głosem:

- Uciekaj!

-----------------------

Naruto doskonale pamiętał chwilę, gdy po raz pierwszy zobaczył Sasuke. Wtedy to był nim po prostu zainteresowany. Nad to zainteresowanie przebiła się jednak ostrożność, obawa przed tym, co może przynieść wpuszczenie do jego życia ducha, który nie dość, że praktycznie nic nie pamięta, to jeszcze zmienia się w demona. Pamiętał też chwilę, kiedy to w jego sercu zalągł się lęk przed tym stworzeniem zza zasłony, którego nie był w stanie zrozumieć. Ten obezwładniający strach, kiedy pojął z jak potężnym demonem ma do czynienia, kiedy to zobaczył co Sasuke zrobił z Kabuto. Pamiętał też tę chwilę, gdy narodziła się między nimi nici zaufania, wtedy Sasuke zapewnił go, iż nie byłby w stanie go skrzywdzić, wtedy też zgodził się iść do Asumy skąd wydawało się, że nie wróci...

Nie był jednak w stanie określić, kiedy nastąpiła ta chwila, kiedy przywiązał się do tego młodego ducha. Albo raczej, kiedy to jego przywiązanie stało się tak silne, że teraz, kiedy wiedział już, iż Sasuke nie zginął, czuł się trochę, jakby odzyskał cząstkę własnego istnienia.
Nie zmieniało to jednak faktu, że teraz patrzył na niego już nawet nie jak na ,,coś" zza zasłony, a jak na kosmitę. Bo co on w zasadzie chciał mu przekazać?

- Jak to ktoś ci pomógł? - zapytał po raz kolejny.

Powoli jego zdziwienie zaczynało przeradzać się w irytację. Był wyczerpany, mimo iż czuł, że przespał naprawdę długo. Bolała go głowa. I ogółem miał wrażenie, jakby niedługo miał się wybrać na tamtą stronę, a Sasuke miał minę, jakby był zniecierpliwiony tą rozmową. A Naruto po prostu miał zbyt wiele pytań by chociażby je wszystkie sformułować i wypowiedzieć. Bo niby gdzie znalazłby się ktoś na tyle szalony, aby podać im pomocną dłoń? Kto w ogóle wiedział, że takiej potrzebują? I kto byłby w stanie zrobić coś takiego jak przeciągnięcie demona za zasłonę i później odesłanie go z powrotem? Nie wspominając już o tym, że spoglądanie na umęczoną twarz Nary, który raz po raz spluwał krwią oraz na jego obandażowany nadgarstek, na którym to miała znajdować się rana po pieczęci opętania, skutecznie utrudniały mu skupienie się na czymkolwiek.

- I dlaczego ty mu się pozwoliłeś opętać?! – wybuchł wreszcie, podrywając się od stołu.

- Nie było innego wyjścia — zaczął Shikamaru krzywiąc się przy tym, gdyż ponownie pojawiły się u niego mdłości. Zamilkł na chwilę przymykając oczy, aby opanować nieprzyjemne uczucie, które nie opuszczało go od poprzedniej nocy, kiedy to Sasuke wreszcie zostawił jego ciało. – Wrócił do tego samego miejsca, gdzie zniknął, tyle tylko, że nie był w stanie utrzymać się po tej stronie w żadnej formie. Potrzebował ciała, a tylko moje było pod ręką. Nie wspominając już o tym, że ty postanowiłeś sobie wpaść w depresję, olać nas wszystkich, a później iść do Orochimaru i dać się zabić!

Naruto był niemal pewny, że ten wykład miał trwać jeszcze dłużej, ale mdłości nie pozwoliły Shimamaru go skończyć. Wybiegł z pomieszczenia ledwie powstrzymując wymioty.

- Sprawdzę co z nim, a wy pospieszcie się trochę z tymi wyjaśnieniami, bo niedługo oskarżą cię o zdradzanie Sakury, Naruto – mruknęła Ino rzucając Uzumakiemu jego telefon z niezliczoną liczbą nieodebranych połączeń i również wstała od stołu.

- Przespałeś prawie dwie doby – mruknął Sasuke, kiedy Yamanaka wyszła. – Będziesz się musiał gęsto tłumaczyć z tego, że Ino odebrała telefon od tego twojego przyjaciela. Jak mu tam?

- Myślisz, że to jest teraz istotne?! – warknął Naruto kierując ostre spojrzenie na Sasuke, który tylko wzruszył w odpowiedzi ramionami.

- Słuchaj, Naruto – pierwszy raz od początku tej rozmowy odezwał się Kurama – Gdyby Shikamaru się nie zgodził najprawdopodobniej Sasuke by nie przetrwał. Dobrze, że Nara ma na tyle otwarty umysł, że go usłyszał. Inaczej zbieralibyśmy teraz z tego małolata popioły, bo w takim stanie nie dałby rady skupić tyle energii, żeby porozumieć się z Shikamaru inaczej, a już tym bardziej opętać go bez jego zgody...

- I to dla was...

- Boże, zamilcz na chwilę i posłuchaj – warknął Sasuke jednocześnie jakby nieświadomie wyciągając rękę w kierunku Naruto, aby zakryć mu usta.

Powiedzieć, że Naruto był w szoku, kiedy to się stało nie oddałoby nawet w części tego, co poczuł, gdy dłoń demona zetknęła się z jego ciałem. Spodziewał się, iż nie odczuje niczego, a niematerialna forma demona po prostu przeniknie przez jego ciało, jak to bywało już wcześniej z niektórymi nadnaturalnymi istotami, które spotkał. Dlatego, właśnie kiedy poczuł delikatny nacisk na wargach odskoczył jak oparzony wywołując tym samym zmieszanie u Sasuke, u Kuramy zaś rozbawiony chichot.

- Jak?! – wyrwało się z jego ust nienaturalnie piskliwym głosem.

- Naprawdę nie wiesz? – pytaniem na pytanie odpowiedział mu Kurama. Sasuke zaś przyglądał się tej scenie z mieszanką ciekawości i zaniepokojenia wymalowaną na twarzy, dlatego też Naruto zmusił się do delikatnego, uspokajającego uśmiechu ignorując to, co w tamtej chwili przyszło mu do głowy.

- Nieważne – mruknął wreszcie i stając się zmienić temat zapytał – Wobec tego kto ci pomógł? Wiesz? – zwrócił się wprost do Sasuke.

- Tak – odparł po chwili, jednak z dalszą częścią odpowiedzi zawahał się, zupełnie jakby nie był pewien czy dobrze robi, zdradzając imię osoby, którą spotkał. – To był Jiraiya. Twój ojciec chrzestny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro