30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęła noc. Mam wrażenie, że wczoraj działo się coś niesamowicie ważnego, a o tym zapomniałam, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Już nie raz takie uczucie miałam, lecz mimo tego, iż sobie tego nie przypomniałam nic się nie stało. Siedziałam na parapecie obserwując jak biały puch pokrywał ziemię. Aż dziwne, że jest jakoś środek grudnia, a spadło tak dużo śniegu. Ulepiłabym bałwana... Chwilka. Środek grudnia?

- Ej, Fubuki! - Powiedziałam dość głośno do swojego przyjaciela który oderwał wzrok od książki i spojrzał w moją stronę. - Który mamy dzisiaj? - Spytałam.

- Dzisiaj? - Zadał sam sobie pytanie. Otworzył jakiś zeszycik w którym liczył czas i mówił nam zawsze który dzień jest. Nie zdradzają nam daty, abyśmy nie liczyli sobie dni do końca i nie popadali w głębszą depresję. Szarowłosy liczył coś przez chwilę na palcach mrucząc pod nosem aż w końcu powiedział: - Dwunasty.

- Osz kurwa! - Zeskoczyłam z parapetu i stanęłam na środku pomieszczenia. - Sto lat dla mnie! Dzisiaj moja osiemnastka! - Krzyknęłam, aby wszyscy w pomieszczeniu mnie usłyszeli. - Nigdy nie pomyślałabym, że spędzę ją w wariatkowie, zamiast na melanżu jak przystało na każdego poprawnego osiemnastkowicza! - Zaśmiałam się ironicznie.

- Wszystkiego najlepszego! - Rzucili od niechcenia wszyscy w różnym czasie. Rozejrzałam się po pokoju nie zauważając charakterystycznego zielonego kucyka.

- A gdzie Midosia zwiało? - Spytałam.

- Wyrok mu się skończył. - Powiedział Satoru jakby z zazdrością.

- Hę? A liczyłam, że na urodziny uraczy mnie opowieścią, jak to próbował podbić świat za pomocą piłki nożnej. - Napuszyłam policzki. - No nic, będzie to po prostu kolejny dzień z życia wariata w wariatkowie... - Mruknęłam pod nosem.

Szkoda. Za dzieciaka snułam wiele marzeń na temat tego jak spędzę osiemnastkę. Jak miałam dziesięć lat myślałam, że tego dnia pojadę do energylandii, wtedy jeszcze nie odkryłam mojego lęku przed rollercoaster'ami. Jak miałam trzynaście lat i byłam zagorzałym mangozjebem i yaoistką myślałam, że tego dnia wynajmę sobie dwóch przystojnych gejów którzy odegrają mi jakąś erotyczną scenkę. Jak miałam szesnaście lat... To wtedy myślałam, że osiemnastkę prześpię. Hehe. W sumie nie spodziewałabym się, że spędzę ją w psychiatryku, wśród wariatów jak każdy inny dzień od ostatnich kilku tygodni. Jednak życie jest nieprzewidywalne.

***

- Wszystkiego najlepszego, Aiko. - Uśmiechnął się do mnie członek BTS kiedy wchodziłam do jego gabinetu. 

- Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech. - Sama prawie zapomniałam o swoich urodzinach. A podobno osiemnastka to jest taki niezapomniany dzień. Z drugie strony, nigdy nie spodziewałabym się, że spędzę ją w psychiatryku. - Zaśmiałam się ironicznie.

- Miałaś na ten dzień jakieś plany, które od wielu lat miałaś zamiar zrealizować? - Spytał.

- Co kilka lat rzecz biorąc się zmieniały. Patrząc na tą moją całą śpiączkę mogłabym stwierdzić, iż moim planem było przepłakanie całego dnia. Nie czuję się na pełnoletniego, pełnoprawnego obywatela tego kraju. Czuję się tą czternastolatką którą byłam jeszcze przed śpiączką, która chciała znaleźć sobie chłopaka i tego dnia sobie z nim romansować. - Uśmiechnęłam się smutno. - A będzie to niczego nie różniący się od innych dzień w wariatkowie. 

- W sumie może się nieco różnić... - Westchnął lekarz. - Jeżeli nie masz żadnych wygórowanych wymagań myślę, że możemy jakoś zaświętować ten dzień, oczywiście wszystko w granicach rozsądku - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Masz jakieś życzenie?

- Hm... - Zastanowiłam się chwilę. Alkoholu raczej nam nie ogarną, więc schlanie się w trzy dupy odpada. Wyjrzałam za okno wiszące za psychiatrą spoglądając na zimowy krajobraz. - Możemy wyjść wszyscy przed szpital na śnieg? - Spytałam niepewnie.

- Oh... Nie wiem, czy jesteśmy w stanie to załatwić.... - Mówił smutno.

- No proszę pana! - Uderzyłam pięściami w stół. - Jesteśmy przecież bardzo grzeczni, ulepimy bałwana, porzucamy się trochę śnieżkami, nie jesteśmy już dziećmi! Umiemy się zachować! - Protestowałam.

- No dobrze. Ale tylko godzina, ani chwili dłużej... - Mruknął zawiedziony tym, że mojego zdania nie zmieni. 

- Dziękuję! - Krzyknęłam uśmiechnięta.

***

Cała gromada słysząc o moim pomyśle wręcz skakała z radości. Nawet Rumi przybiegła do mnie ze swoim pluszakiem i mnie przytuliła. Poszliśmy do drzwi oddziału. Tam jedna z pielęgniarek wyjęła z rozsuwanej i zamkniętej na klucz szafy nasze kurtki, buty, czapki i szaliki. Jak ja dawno tych rzeczy nie widziałam... Uśmiechnęłam się i ubrałam we wszystkie ocieplacze. Od kilku lat wiązałam szalik w charakterystyczny dla jednej z moich ulubionych postaci z anime sposób. Pamiętam, jak kiedyś nienawidziłam nosić wszystkich innych ocieplaczy poza kurtką i butami. Jednak im jest się starszym tym bardziej nienawidzi się zimna. Nikt nie protestował przed ubraniem czegokolwiek, wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani tym, że pierwszy raz od dawna dotkniemy śniegu i wyjdziemy na świeże powietrze.

Śmieszyła mnie nasza obstawa. Członek BTS i jeszcze inny psychiatra to po pierwsze, do tego trzy pielęgniarki i dwóch nocnych ochroniarzy, by na pewno nikt się nie zgubił. Blondynek wygłosił nam kazanie na temat tego, co nam wolno a czego nie wolno, że nie mamy się oddalać od grupy i trzymać razem. 

W końcu jeden z ochroniarzy otworzył drzwi, a my grzecznie równym tempem parami wyszliśmy z pomieszczenia. Byliśmy teraz w jakimś pokoju o okrągłym kształcie, gdzie było wiele drzwi a nad nimi tabliczki z oznaczeniami. Nasz oddział nazywał się "Młodzieżowym oddziałem psychiatrycznym". Jak to dumnie brzmi... Trzy pozostałe pary drzwi były oddziałami dla dorosłych, męski, żeński i mieszany. Zakluczono drzwi od wewnątrz i niczym wojsko ruszyliśmy na przód.

Dalej stały przed nami kolejne drzwi zamknięte na klucz, które otworzono i znaleźliśmy się w głównym korytarzu szpitala. Otworzyli je, wyszliśmy i zamknięto ponownie. Ludzie czekający na innych w korytarzu szpitala dziwnie się na nas patrzyli. Wyglądaliśmy niczym więźniowie idący na spacerniak. Przeszliśmy długi korytarz, aż dotarliśmy do recepcji, naprzeciw której stały rozsuwane drzwi. Stanęliśmy przed nimi w dwu szeregu i nas przeliczono. Po raz drugi wygłosili nam formułkę bezpieczeństwa i... Wyszliśmy. 

Nie mogliśmy się początkowo ekscytować. Dalej niczym więźniowie z obstawą szliśmy przed siebie aż dotarliśmy do niewielkiej "zagrody". Otworzyli nam furtkę, weszliśmy do środka i zamknęli ją za nami. W końcu zaczęła się radość. Niczym dzieci padaliśmy na śnieg, robiliśmy aniołki, rzucaliśmy się śnieżkami, lepiliśmy bałwana. Teraz nikt nie myślał o tym, czy ma lat dwanaście, czy osiemnaście. Był śnieg, trzeba było się bawić!

Stworzyliśmy dwie drużyny i dwa murki ze śniegu za którymi się schowaliśmy. Zrobiła się totalna wojna na śnieżki. Kto oberwał - odpadał. Wszyscy się wytłukli aż w końcu zostałam tylko ja i Satoru naprzeciw siebie. Powiększaliśmy nasze mury, by mieć więcej przestrzeni. Stworzyłam sobie malutką dziurę w murze aby móc widzieć co chłopak robi. Widziałam, że zaczął się wychylać poza górę ze śniegu. Aby nie wzbudzać jego podejrzeń jeszcze nie rzucałam. Czekałam cierpliwie, nasłuchiwałam i przyglądałam się murowi chłopaka. W końcu zaczął on wynurzać się z boku muru. Wyszedł z niego całkowicie i zaczął iść w moją stronę. Wtedy niczym ninja wzięłam śnieżkę z mojej kolekcji śnieżek i niczym z karabinu wystrzeliłam kulę w jego stronę. Dostał. Zwyciężyłam!

Licznik słów: 1136

Data napisania: 22.09.19r

Dzisiaj taki luźniejszy rozdział :> Baba od fizyki zadała nam jakieś durne doświadczenie z drutem do zrobienia na jutro, a ja nie mam zamiaru zabijać się w celu rozprucia kabla, by wyjąć z niego drut. Więc wiecie co zrobiłam? Wynajęłam se koleżankę z klasy by mi to zrobiła w zamian za czekoladę xD. To tyle. Bayo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro