10 - Antybiedrona
Ostrzeżenie! W tej części natkniecie się na sporo spoilerów z Sezonu 1. To alternatywna wersja rozwoju akcji, która uwzględnia pewne magiczne pocałunki, które miały miejsce wcześniej. Z góry przepraszam za morze cytatów i parafraz.
***
- Mam dla was dobrą i złą wiadomość! – oświadczyła zdecydowanym tonem profesor Mendelejew. – Dobra jest taka, że dzisiaj... - Uczniowie właśnie odetchnęli z ulgą, spodziewając się odwołania klasówki. - ...klasówka potrwa tylko piętnaście minut. – Uśmiechnęła się szeroko. – Nazwijmy ją taką szybką śmiercią. Albo wiecie, albo nie wiecie. Natomiast zła jest taka, że... - Znów zawiesiła głos, pozwalając uczniom podelektować się niepokojem, że skoro nieodwołanie klasówki było dobrą wiadomością, to co będzie złą? – W czwartek nie będzie lekcji chemii, ponieważ muszę wyjechać na kilka dni z Paryża.
Marinette ze wszystkich sił starała się nie okazać radości związanej z odroczeniem wygłoszenia referatu o kolejny tydzień! Mogła dłużej pracować nad plakatem. Jeśli bardziej się przyłoży, to może uda się zaimponować profesor Mendelejew i ostatnia wpadka pójdzie w zapomnienie.
- No to zaczynamy! – zarządziła nauczycielka.
Marinette kątem oka zauważyła, że Chloe siedzi sama w ławce. Gdzie była Sabrina? I dlaczego wystawiła swoją przyjaciółkę akurat w dniu, w którym jest klasówka, na której Chloe – to było bardziej niż pewne – zamierzała odpisywać od lepiej przygotowanej koleżanki? Szybko jednak skierowała myśli na inne tory. Nie było czasu na roztrząsanie nieobecności Sabriny. Sprawdzian z fizyki miał być błyskawiczny, ale wcale to nie oznaczało, że będzie łatwy.
Nad klasówką zawisło jednak fatum, z którym nawet pani Mendelejew nie była w stanie walczyć. Pupilkę wszystkich nauczycieli (no, prawie wszystkich... poza nauczycielką fizyki i chemii), Chloe Bourgeois zaatakował niewidzialny wróg. Nie było mowy o kontynuowaniu sprawdzianu, uczniowie wybiegli z klasy za spanikowaną córką burmistrza.
Marinette nie czekała długo z przemianą. Po chwili spotkała się z Czarnym Kotem w hotelu Grand Paris. Choć próbowali zbadać ślady, Biedronka nie mogła się opędzić od Chloe, która ciągle jej dotykała i robiła jej co chwilę jakieś zdjęcia. Czarny Kot przyglądał się temu z krzywym uśmiechem. Biedronka była taka urocza, jak się złościła. I jak zwykle skupiona była na zadaniu. Rzeczowym tonem zaleciła zamknięcie wszystkich drzwi i okien, po czym uciekła z apartamentu Chloe.
Czarnego Kota niemal przemocą zaciągnęła do windy. Czy on tylko udawał, że nie wie, o co chodzi?
- Coś się stało? – spytał z przekąsem, jak tylko zamknęły się za nimi drzwi windy.
- To nie jest powód do żartów – mruknęła nieprzyjaźnie.
- Uśmiechnij się, Biedronko. – Mrugnął do niej okiem. – Wszak jesteśmy tu sami...
- Kocie... - Westchnęła z irytacją.
- Ach, gdyby tylko winda teraz utknęła między piętrami... - Rozmarzył się Czarny Kot, zbliżając się do Biedronki.
- Kocie... - powtórzyła, ale na twarzy już się pojawił zdradziecki uśmiech. Jednak ją rozbawił i doskonale o tym wiedział. Uśmiechnął się zwycięsko i pocałował. Krótko. Bo w hotelu Grand Paris windy jeździły szybko. Niestety.
Wysiedli i zaczęli wypytywać zaufanego lokaja „panienki Chloe". Doprowadziło ich to dość szybko na trop Sabriny Raincomprix, z którą Chloe pokłóciła się niedawno.
- Tylko jak dopaść kogoś niewidzialnego? – spytał Czarny Kot, wręczając Biedronce przy okazji czerwoną różę wyciągniętą z wazonu w lobby hotelowym.
- Kocie... Skup się... - Westchnęła Biedronka, przewracając oczami. A mimo irytacji powąchała kwiat. Czarny Kot uśmiechnął się łobuzersko.
- Zawsze – szepnął znacząco.
- Na misji – uściśliła, a on tylko roześmiał się rozbrajająco.
Nagle zobaczył, że włosy Biedronki rozwiały się jakby od wiatru, choć drzwi wejściowe do hotelu były zamknięte. Ostrzegł szybko partnerkę i zaczęła się nierówna batalia między superbohaterami a super-złoczyńcą. W dodatku niewidzialnym...
Jeszcze do tego wszystkiego napatoczyła się Chloe w stroju Biedronki i bardzo wszystko skomplikowała! Biedronka nie była w stanie pogodzić z trudną prawdą – pomyliła się co do przedmiotu, w którym ukryta była akuma. A Chloe miała rację. Zabolała ją duma. W dodatku Czarny Kot zapytał niemal z wyrzutem, czemu nie skorzystała z tamtej podpowiedzi – przecież Chloe była najlepszą przyjaciółką Znikawicy. Można było przyjąć, że zna ją najlepiej.
Biedronka przez chwilę poczuła się niemal zdradzona przez Czarnego Kota. A jednocześnie – gdzieś na dnie duszy – wiedziała, że miał rację. Uniosła się dumą i ambicją. Wkrótce się okazało, że jej zachowanie wywołało jeszcze gorsze konsekwencje – przez jej wybuch Władca Ciem opanował Chloe, czyniąc z niej Antybiedronę.
Czarny Kot i Biedronka osłupieli na widok nowego super-złoczyńcy.
- Chloe? – szepnęli zgodnie.
- Antybiedrona! – krzyknęła zezłoszczona antybohaterka.
- Kocie, mam problem... - szepnęła spanikowana Biedronka. – Zaraz się przemienię...
Spojrzał jej w oczy. Biedronka na moment kompletnie zapomniała o super-złoczyńcy, zagrożeniu, kamerach i ludziach na ulicy. Na moment myślała tylko o tym, że są tutaj tylko oni oboje.
- Leć. Ja się nią zajmę – szepnął, ściskając jej znacząco dłoń.
Zawsze mogła na niego liczyć. Jak mogła go posądzać przed chwilą, że ją zdradził? Jego zarzuty były prawdziwe. To ona, Biedronka, miała problem z Chloe. Powinna być ponad to. Jest przecież superbohaterką.
W ostatniej chwili dopadła dyskretnego kąta i przemieniła się w Marinette. Zajrzała do torebki i z przerażeniem stwierdziła, że nie ma nic do jedzenia dla Tikki. Trochę jej się palił grunt pod nogami. Antybiedrona była mocnym przeciwnikiem i Czarny Kot szybko przeszedł do defensywy. W końcu poległ i został uwięziony na swoim kocim kiju jako przynęta. A Tikki jadła ciasteczko bardzo, bardzo wolno.
- Nie umiem jeść szybciej – szepnęła przepraszająco. – A ty możesz pomóc Czarnemu Kotu jako Marinette.
- Jako Marinette jestem nikim. Nie mam żadnych supermocy...
- Nieprawda. Jesteś Biedronką niezależnie od tego, czy masz na sobie jej kostium, czy nie. Uwierz w siebie, Marinette.
Udzieliwszy tej rady, Tikki kontynuowała jedzenie ciasteczka. Marinette natomiast myślała na przyspieszonych obrotach. Wreszcie znalazła rozwiązanie – odciągnęła Chloe od Czarnego Kota, korzystając z ostatniego nagranego wywiadu dla telewizji. Następnie uwolniła z pułapki Czarnego Kota, starając się, żeby jednak jej nie zauważył. Wreszcie Czarny Kot mógł podjąć walkę z Antybiedroną, a ona zyskała te parę bezcennych minut, żeby przemienić się z powrotem w Biedronkę.
Spotkali się na dachu.
- No, nareszcie! – Uśmiechnął się Czarny Kot, ale Biedronka zbyła powitanie, skupiona na misji. Przyjrzała się dobrze Chloe.
- Myślę, że akuma jest w jej jojo.
- A ja myślę, że w kolczykach.
- Dlaczego? – Zdziwiła się.
- Bo nosiła je zanim dopadła ją akuma. A jojo było już zniszczone.
- Aaa... bardzo dobra rada, Kiciu. – Uśmiechnęła się i trąciła jego koci dzwoneczek.
- Zasłużyłem na całusa? – Mrugnął do niej.
- Och, Kocie... - Westchnęła. Jasne, że zasłużył.
Ale był jeszcze złoczyńca do pokonania. A Chloe nie zamierzała tanio sprzedać skóry. Szczególnie, że miała do dyspozycji swój antytraf. I pełno złośliwości pod adresem Biedronki, sugerując, że bez Czarnego Kota byłaby nikim. Tyle że Biedronka nie dała się złamać tymi komentarzami. Ona wiedziała bardzo dobrze, że z Czarnym Kotem stanowią zespół doskonały.
I kiedy ostatecznie pokonali Antybiedronę, Biedronka postanowiła naprawić błędy, które popełniła dzisiaj wielokrotnie. Przeprosiła Chloe za to, że jej nie posłuchała wcześniej podczas walki ze Znikawicą. I podziękowała Czarnemu Kotu za radę co do kolczyków Antybiedrony.
- Spoko. W końcu jesteśmy drużyną – odpowiedział, mrugając do niej.
„Niepokonaną..." pomyślała Biedronka, patrząc mu prosto w oczy. Cóż... Miał obiecanego całusa. Ale nie zamierzała go całować na oczach świadków – szczególnie jeśli był to ktoś pokroju Chloe Bourgeois.
- Jak w środę – szepnęła Czarnemu Kotu, w nadziei, że się domyśli, o jakim miejscu i o jakiej porze mają się dzisiaj spotkać.
- Będę – odpowiedział krótko.
I już ich nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro