(🌿)────rozdział jedenasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ślady łap były malutkie, z pewnością należały do młodego ucznia lub małego wojownika. Zapach klanu Słonecznego Blasku również zdradzał kryjówkę kota. Brunatny przywódca kompletnie nie spodziewał się ujrzeć, małego, okropnie wychudzonego uczniaka, który siedział gdzieś pomiędzy krzewami. Przez jego kremowe futro było wręcz widać kości, a jego ciemnozielone oczy były zaszyte mgłą. Pachniał wrogim klanem, więc na sto procent kot nie był samotnikiem, ale w takim razie, czemu on jest w takim stanie?

- Co tu robisz? To tereny klanu Porywistej Rzeki! Radze przypomnieć sobie granice pomiędzy klanami bo jak widać, zapomniałeś się. - Warknął ukrywając swoje zdziwienie na widok wręcz chodzących kości. Jasny kocurek tylko spojrzał zmęczonym wzrokiem na Gronostajowa Gwiazde i spuścił głowe.

- Prze-przepraszam. - Wymruczał cicho i już miał wstać, ale zaraz z powrotem opadł na ziemię. Nie miał siły iść dalej, nie miał siły aby cokolwiek zrobić, był wygłodzony. - W moim klanie nie ma już jedzenia... Na łąkę przychodzą kociaki dwunożnych i straszą zwierzyne, której i tak jest mało. Rz-rzeka zamarzła, a my nie mamy co jeść. Więc postanowiłem zacząć polować tutaj, przynosiłem jedzenie karmieclką i starszyźnie, a dla nas... uczniów i wojowników nie zostawało nic.

Przywódce wręcz zamurowało, jak to klan NIE ma jedzenia? Przecież jakaś zwierzyna musi być, racja? Pręgowany kocur otrząsnął się i zaczął dalej wysłuchiwać słów ucznia.

- Już wiele kotów umarło, z głodu, z zielonego kaszlu czy innych chorób. nie mamy nic do jedzenia... proszę, Gronostajowa Gwiazdo, pomóż. - Jęknął żałośnie zrozpaczony uczeń patrząc błagalnie na przywódce. - Pozwól nam tutaj polować, zaraz jak wróci zwierzyna to przestaniemy, a-ale proszę, chociaż skrawek waszego łowiska nam wystarczy.

Ciemny przywódca po prostu zamilkł zastanawiając się co odpowiedzieć. Gdyby odmówił, skazał by wiele kotów na śmierć, ale czy wypada mu oddać swoje łowiska? Spoglądając na kremowego kota ogarniało go obrzydzenie, ale i współczucie. Nie może dopuścić do tego aby uczniowie i kociaki umierali chociaż niczemu nie zawinili! Nagle usłyszał za sobą odgłos kroków, no cóż, śnieg charakterystycznie skrzypił pod ciężarem kociego ciała. A tym bardziej tak ciężkiego jak ciało Lśniącego Grzbietu, pomyślał przywódca spoglądając na kotkę i białego kocura za nią.

- nic nie ma w tamtą stron- - Pulchna kotka urwała zdanie kiedy ujrzała malutkiego ucznia, w jej oczach widać było przerażenie.
- Na Klan Gwiazd! Co ci się stało? Wygląda jakby nic nie jadł od co najmniej księżyca!

- W mo-im klanie brakuje jedzenia, żywimy się praktycznie śniegiem... - Mruknął młody uczeń i znów wznowił próbę wstawiania, ale jego marne łapy nie dawały rady unieść kota, nie miał siły aby wstać. Wojowniczka bez zastanowienia zaczęła wylizywać czule kota z innego klanu dając mu tym samym ciepła. Za to biały kocur przyglądał im się tylko z pogardą w oczach po czym syknął coś cicho do siebie.

- Jak masz na imię? - Miauknął po chwili przywódca podchodząc do zielonookiego kocurka.

- Sosnowa Łapa

- a, więc. Sosnowa Łapo, powiedz mi w jakim stanie jest Mokra Gwiazda? .uszę z nim porozmawiać, i to poważnie.

- o-on... on źle się czuje. Zachorował na zielony kaszel, traci życie za życiem... proszę pomóż Gronostajowa Gwiazdo, inaczej nasz klan wyginie. - Wyszeptał jasny uczeń spuszczając głowę w dół.

Przywódca westchnął głośno zastanawiając się co zrobić w takiej sytuacji, pomóc im bez rozmawiania z przywódcą? Ale jeśli tego nie zrobi prawdopodobnie skarze wiele żyć kotów na cierpienie.

- Dobrze... Pozwolę wam polować tutaj, na Wrzosowych Wzgórzach, ale tylko na okres pory Nagich Drzew! - miauknął nie do końca pewnie pręgus, a po chwili dodał; - A na razie pójdziesz ze mną do naszego klanu gdzie damy ci jedzenie i zostaniesz na jakiś czas w legowisku medyka.

- Jak to!? Masz zamiar przyjąć kota z INNEGO klanu do nas i jeszcze go karmić?! - Warknął biały wojownik z zdenerwowaniem. Dla niego taki czyn był conajmniej głupotą, ale nie miał wyboru - Musi zgodzić się z swoim przywódcą czy chce czy nie. W końcu, tak mówi kodeks wojownika, którego musi przestrzegać aby nie zostać ukaranym.

- Tak, Wietrzny Obłoku. Kodeks wojownika każe pomagać nam słabszym nawet jeśli są wrogami na codzień. - Miauknął z spokojem w głosie przywódca chociaż on sam miał kompletny mętlik w głowie. Wie, że przyjęcie wrogiego ucznia do klanu może wywołać pogardę czy krytykę w stronę kocura, ale musi pomóc. Nie może znieść więcej śmierci, nawet w obcym klanie. - Wietrzny Obłoku, pomożesz mu dojść do naszego obozu? Sam nie da rady.

- Ale może- - Biały kocur nie zdążył dokończyć zdania gdyż pręgus posłał mu piorunujące spojrzenie. Wojownik bez słowa i z grymasem na twarzy podszedł do młodziaka i złapał go za kark jak kociaka, którego z resztą przypominał. Lśniacy Grzbiet wstała i otrzepała się z białego puchu, który przylepił się do jej pięknego - przynajmniej według ciemnego kocura - futra po czym poszła przodem, w stronę obozu klanu. Zaraz za nią podążył przywódca, który po krótkim czasie wyprzedził koteczke i Wietrzny Obłok targający ze sobą ucznia.

[786 słów]

☁️ . . . ⇢ ˗ˏˋ CIEKAWOSTKA; w niektórych rozdziałach lawendowe wzgórza zostały nazwane wrzosowymi wzgórzami kilka razy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro