24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hunter

- Powiedziałeś jej? - głos Marcela obił się o moje uszy zostawiając nieprzyjemne echo.

Nie zaszczyciłem go nawet słowem, więc już znał odpowiedź. Nie podobała się mu, z resztą mi też.
Tylko, że nie miałem pojęcia jak powiedzieć o wszystkim Blair, a tym bardziej gdy była w takim stanie.
W końcu teraz potrzebowała spokoju, a nie lawiny informacji, które przed nią ukrywałem. Co gorsza miałem świadomość, że z każdym dniem sznur wokół mojej szyi zaciska się coraz bardziej, więc prędzej czy później albo go odetnę albo się uduszę.
Najbardziej gubiące w tym całym zamieszaniu było to, że domyślała się, że coś jest nie tak. Zbiła mnie rano z tropu pytając dlaczego się nie uleczam i miała rację. To nie jest normalne. Jeszcze bardziej nienormalny był powód, który ukrywałem przed nią nie chcąc, żeby przeszłość na nowo przewróciła moje życie do góry nogami.

Więc milczałem.

Milczałem jak tchórz bojąc się, że mnie zostawi, kiedy w moim sercu pojawiło się ciepło, którego długo nie było.

Postępowałem egoistycznie myśląc o tym, że przy niej moje życie nabrało kolorów, których za długo nie było.

Byłem kłamcą tuszując swoje występki oraz nie mówiąc jej tego co powinienem, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że stracę jej zaufanie.

- Nie to, żebym chciał cię pouczać, ale ona powinna wiedzieć o twojej przeznaczonej.

Poprawiłem się na fotelu w samochodzie opierając się wygodniej. Jedną ręką trzymałem kierownicę, a drugą nerwowo zmierzwiłem włosy.

- Mówisz tak, jakbym sam tego nie wiedział. - mruknąłem pod nosem.

- Bo zachowujesz się jakbyś nie wiedział. Minęło tyle czasu, że miałeś na pewno masę okazji, żeby jej o tym powiedzieć, a nie kazać mi siebie kryć gdy jechałeś do Julie.

- To rozmowa w stylu, zasłużyłeś na opierdol? - spytałem z goryczą w głosie.

Nie powinienem być rozgoryczony, ponieważ prawdę mówiąc powinienem dostać opierdol.
Wiedziałem, że serce Blair rozbije się na małe kawałki gdy usłyszy, że jestem zmiennym, który odnalazł kobietę, z którą powinien spędzić całe życie. W szczególności, że dużo zaczęło się pomiędzy nami dziać.

- Zależy Ci na niej, ale nie potrafisz jej powiedzieć? Stary, weź się w garść, bo cię nie poznaję. Wolisz, żeby nagle w mieście pojawiła się Julie i od niej się dowiedziała?

Zacisnąłem zęby na nowo milknąc.
To wszystko było w cholerę skomplikowane. Moja cała spierdolona przeszłość będąca kulą u nogi, podczas gdy Blair mogła być przyszłością.
Dlatego nie chciałem ryzykować i stracić szansy, którą dostałem. Liczyłem, że uda mi się to jakoś dobrze rozegrać mówiąc w odpowiednim czasie kiedy uznam, że jest na to gotowa. Tylko, że ten czas nie nadchodził, a mi było coraz trudniej podejść do tego tematu.

- Przestaję cię wysyłać na akcje. - wypalił nagle Marcel, na co zmarszczyłem brwi oraz zacisnąłem mocniej dłoń na kierownicy.

- Żartujesz sobie ze mnie, bo właśnie kurwa na jedną jedziemy. - wycedziłem.

- To ostatnia na jakiś czas. Nie uzdrawiasz się, wampiry to ostatnio zauważyły, po tym jak jeden z nich złamał ci rękę. Tracisz swój autorytet inaczej mówiąc.

- Nadal trzęsą przede mną portkami, doskonale o tym wiesz.

- Jeśli będą wiedzieć, że masz problemy z uleczaniem będą cię postrzegać jako łatwy cel. Twój gniew nie wystarczy, żebyś za każdym razem goił się jak inni, którzy żyją ze swoimi mate. Twój wilk słabnie.

Miał rację co jeszcze bardziej budziło we mnie irytację. Z drugiej strony dzięki temu miałem mniej się narażać i mogłem spędzić w końcu normalną noc w domu. Inną sprawą było, że zależało mi, aby przyciągnąć do siebie znowu Blair całkowicie zapominając o tym całym syfie naokoło.

Godzinę później byliśmy na miejscu.
Tylko we dwoje przeciwko szóstce wampirów, ale jakie to miało znaczenie w tym momencie? Żadne.
Ezra zdecydowanie spodziewał się mnie po tym jak skrzywdził brunetkę, więc miał zapewne wokół siebie jakiś buców, którzy liczyli, że szybko się nas pozbędą.
Wysiadłem z samochodu zamykając za sobą drzwi, po czym pewnym siebie krokiem, jak zwykle z resztą, ruszyłem do budynku.
Był ceglany, widać było, że opuszczony, w związku z czym idealny dla pijawek.

- No proszę zaszczyciłeś mnie swoimi odwiedzinami. - usłyszałem jego głos zaraz na wejściu. - W dodatku przyprowadziłeś ze sobą wsparcie, Hunter.

- Żeby pomógł mi posprzątać wasze zwłoki gdy już skończę się bawić. - skrzyżowałem ręce odnajdując go wzrokiem. - Tylko nie rozumiem po co chowasz się za swoimi przyjaciółmi, skoro jesteś takim odważnym skurwielem atakując w nocy niczego niewinnego człowieka.

- Masz na myśli swoją dziewczynkę? Nową zabawkę? A co z Julie?

Nie miałem ochoty na jego gierki, jechałem tutaj godzinę, co dłużyło mi się niemiłosiernie. Chciałem szybko zamknąć temat, po czym wrócić do domu. Dlatego momentalnie znalazłem się za nim blokując mu ręce jednym ruchem. Następnie nachyliłem się nad nim z lekka czując przewagę.

- Za dwadzieścia sekund urwę ci głowę za skrzywdzenie kogoś tylko dlatego, że mieliśmy nierozwiązane sprawy pomiędzy nami. Zanim to nastąpi powiem Ci jedno. - zatrzymałem się słysząc jak przełyka głośno ślinę.

Nie miał żadnych szans w tym momencie. Byłem silniejszy jako trzydziestoletni wilkołak niż on jako 27 letni wampir, taka była prawda. One z wiekiem nabierają siły, my mamy ją od początku.

- Zacząłeś ze mną grę, ale zapomniałeś o ważnej rzeczy, Ezra. - zamilkłem na chwilę.

- Niby jakiej?

- Że od początku byłeś, kurwa, na straconej pozycji.

I wtedy zamiast skręcić mu szybko kark, wyrwałem serce. Nie spodziewał się tego, ale na pewno dużo bardziej zabolało niż samo urwanie głowy. Przynajmniej na to liczyłem, w szczególności po tym jak cierpiała przez niego Blair.

- Dobra, rozejdzie się do cholery! - krzyknął Marcel do pozostałych wampirów. - Mamy was głęboko w nosie, więc możecie stąd wpierdalać jak tchórze zanim skończycie tak samo!

Jednak oni stali jak słupy soli, więc równie sprawnie pozbyłem się reszty z nich. Nie można zaprzeczyć, że się starali, mimo to byli za mało skuteczni przeciwko mnie.

- Zabawiłeś się, to teraz posprzątaj ten bałagan. - Marcel spojrzał na mnie z politowaniem.

Był Alfą, który stawiał twardo na swoim w przekonaniu, że robi coś dla dobra stada, ale nie popierał niepotrzebnej przemocy. Chciał, żebym tylko pokazał Ezrze gdzie jego miejsce, resztę należało zostawić w spokoju. Tylko, że oni byli za nim, prędzej czy później zemściliby się, więc trzeba było pozbyć się zagrożenia. Tego Marcel nie widział, mając pierdzielone klapki na oczach w niektórych kwestiach, więc oceniał mnie. Nie pierwszy oraz nieostatni raz. To samo zrobił gdy odszedłem od Julie nie mogąc już znieść tego jak wyglądało bycie z nią.
Awantury, zazdrość, szybki seks na zgodę, chwilowy spokój i na nowo zataczające się koło. W pewnym momencie całkowicie straciłem sens tego jak wyglądała nasza więź. W dalszym ciągu uważam, że moje przeznaczenie z nią to był następny durny żart, którym uraczyło mnie życie.

– Przepraszam, że ktoś musi zająć się czarną robotą, by ktoś inny nie pobrudził sobie rączek. – oznajmiłem to nad wyraz sarkastycznie, przez co mężczyzna wymruczał coś pod nosem.

W ramach jakiejkolwiek reakcji, pomógł mi. Zrzuciliśmy porcelanowe ciała na jedną kupkę następnie je podpalając. Wyszliśmy stamtąd bez słowa udając się do samochodu.
Wsiadłam za kierownicę, po czym odpaliłem samochód chwilę później odjeżdżając spod budynku.

– Przyjedziesz z Blair w weekend do domu głównego? – zapytał załączając jednocześnie radio.

– Pewnie tak, jeśli nie znienawidzi mnie do tego czasu uciekając gdzie pieprz rośnie. Z resztą robi się coraz mniej bezpiecznie w mieście, więc chyba zbliżamy się do etapu, w którym wyjazd z miasta nie jest głupi.

Pokiwał jedynie głową pogłośniając muzykę, a ja doskonale wiedziałem co właśnie go męczyło. Fakt, że nie miał kobiety, która stałaby się jego Luną, podczas gdy ja odrzuciłem przeznaczenie, żeby teraz zakochiwać się w innej kobiecie, z którą łączyło mnie coś więcej. Coś wilczego, czego nie potrafiłem wyjaśnić.
Wyrzuciłem z głowy te myśli, żeby skupić się na drodze, ale nie najlepiej mi to wychodziło.

Półtorej godziny później przekroczyłem próg mieszkania. Ściągnąłem szybki buty, żeby udać się po cichu pod prysznic. Gdy go wziąłem, wytarłem się, obwinąłem ręcznik wokół bioder i umyłem zęby.
Wiedziałem, że Marie śpi z brunetką w jej sypialni, więc bez większego rozważania udałem się do siebie.
Jednak gdy wszedłem do środka zobaczyłem Blair opatuloną kocem, kompletnie zaspaną, a przy tym siedzącą na łóżku.

– Wróciłeś dużo szybciej. – wymamrotała wpół sennie.

– Udało mi się. – uśmiechnąłem się mierząc ją wzrokiem. – Dlaczego nie śpisz?

– Bo usłyszałam jak wchodzisz, więc uznałam, że pójdę do ciebie.

Pokiwałem głową podchodząc do komody. Wyciągnąłem bokserki, po czym bezwstydnie zrzuciłem ręcznik, żeby je założyć. Kobieta wtedy nerwowo poprawiła się na łóżku odwracając wzrok na bok.

– Tęskniłem. – powiedziałem na nowo zyskując jej pełną uwagę na mnie, dlatego odważyłem się podejść do niej.

Stanąłem pomiędzy jej nogami łapiąc za koc, którym miała okryte ramiona, żeby go złapać i złożyć na jej ustach pocałunek. Był delikatny, powolny, ale robił zamieszanie w moim sercu, a tym bardziej zapewne w jej.

– Zostań ze mną. – dodałem.

Spojrzałem w oczy Blair licząc na jakąś odpowiedź, ale zamiast tego skinęła tylko głową. Tyle mi wystarczyło. Przynajmniej na teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro