28

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Okłamywał mnie. Okłamywał mnie w sprawie przeprowadzki do niego, okłamywał mówiąc, że Marcel robi to wszystko razem z nim, żeby mnie chronić i okłamywał, że nie wie, że tak naprawdę jestem hybrydą.
Stworzył całą historię wokół wszystkiego podając mi kłamstwo na talerzu, a ja ze smakiem je zjadłam.
Zaufałam mu, a teraz mi się tym odbiło.
W dodatku będąc już w domu znowu się pokłóciliśmy, ponieważ kazał mi, tak to idealne określenie, kazał mi rzucić pracę przez telefon. Wtedy na nowo skoczyło mi ciśnienie, ja podniosłam głos na niego, a on podniósł głos na mnie. Jednak w połowie do domu weszła Marie wraz z Gabrielem, więc zamilkliśmy będąc całkowicie wkurzonymi na siebie nawzajem. Oczywiście moja przyjaciółka starała się załagodzić moje nerwy, ale swoją obecnością tylko pogarszała sytuację.
Hunter wyszedł trzaskając drzwiami, a zaraz za nim wyszedł mój brat. Prawdopodobnie licząc, że pomoże.
Zamiast tego oboje pojechali cholera wie gdzie zostawiajac mnie z ognistowłosą, co w tym momencie wydawało się najdurniejszym pomysłem na świecie.
Nie było ich już dobrą godzinę, podczas gdy ja w dalszym ciągu byłam chodzącym mętlikiem.

– Blair – nagle w salonie na nowo pojawiła się Marie, a ja wstałam z narożnika z zamiarem wyjścia z pomieszczenia, ale mnie zatrzymała.

– Nie chcę zaczynać tego tematu.

– Nie możesz być na mnie zła. – westchnęła.

– Mam do ciebie żal. Być może jestem zła, ale na całokształt sytuacji w jakiej mnie postawiliście. Jak mogłaś mi nie powiedzieć i to ukrywać, Mare? Myślałam, że mówimy sobie wszystko. – odważyłam się spojrzeć w jej oczy, które były pełne smutku.

– Bo mówimy, Blair, jesteś moją najlepszą przyjaciółką, siostrą z wyboru. Uwierz mi, że wiele razy chciałam ci powiedzieć, ale nie mogłam. Jestem zmienną, nie mam wyjścia gdy muszę się podporządkować Alfie. Postaw się na moim miejscu.

– Gdybym była na twoim miejscu, nie ukrywałabym przed tobą niczego.

Zanim zdążyła odpowiedzieć udałam się na górę do sypialni, którą zajęłam dla siebie.
Na moje nieszczęście były tylko trzy w tym domu, jedną zajęła Marie, drugą Gabriel, a ja zostałam skazana na Huntera. Tylko dlatego, że nie miałam zamiaru spać w salonie oraz nie chciałam go na to skazywać.
Mimo wszystko w jakiś sposób czułam się lepiej ze świadomością, że będę go mieć za swoimi plecami w obcym miejscu.
Weszłam do pokoju biorąc poduszkę z łóżka i dając upust swojej frustracji rzucając ją w drzwi z całej siły, ale wtedy nagle one się otworzyły. Dlatego zamiast spotkać się z drewnem, oberwał nią mój brat.

– Auć. – mruknął przejeżdżając dłonią po twarzy.

– O matko, przepraszam. – od razu do niego podeszłam.– Nic ci nie jest?

– Przeżyję. – spojrzał na mnie.

– Co ty tu robisz?

– Wróciłem i przyszedłem sprawdzić co u ciebie, ale widzę, że nie jest dobrze. Z resztą mnie to nie dziwi, sam byłem wściekły gdy się dowiedziałem o ich niedomówieniach dwa dni temu.

– Trzeba było mi powiedzieć od razu.

– Ledwo się uleczyłaś, poza tym dużo o tym myślałem. To Marie powinna ci powiedzieć lub Hunter, a nie ja. To nie była moja historia do przekazania. Dałem im czas, ale się już skończył, więc musimy sobie pogadać. Lepiej usiądź, siostrzyczko.

Zmarszczyłam brwi, po czym zajęłam miejsce na łóżku.
On za to zamknął drzwi oraz oparł się o nie. Powiedział pod nosem kilka słów biorąc głęboki wdech, a następnie się od nich odsunął.

– Zaklęcie wygłuszające. – wyjaśnił widząc moją minę. – Wolałbym, żeby Marie nie słyszała. Hunter nie wrócił ze mną, więc nim się nawet nie martwię.

Gdzie on się podziewał do jasnej anielki?

– Więc o co chodzi? – zapytałam.

– Jesteś hybrydą, wiem, że o tym wiesz, ale nie masz pojęcia co to znaczy. Dostałaś od babci dziennik swojej mamy, ale pewnie nawet się bardziej w niego nie zagłębiłaś. – pokręcił głową doskonale mnie znając.

Trochę poczytałam, ale za bardzo mnie to przytłaczało. Dlatego odpuściłam.

– Zacząłem się zastanawiać i szukać z jakiego powodu nie działają zaklęcia w twoim przypadku. Ty po prostu wchłaniasz magię mogąc ją użyć dla własnych korzyści, ale gen zmiennej to blokuje. Dlatego tylko póki co jesteś źródłem, które ktoś będzie chciał wykorzystać.
Jesteś jak samozasilająca się bateria. Magiczni czerpią magię ze starszyzny i bycia w kowenie, trzeba być niezwykle silnym samemu, żeby zachować swój dar. Mi się udało tylko dlatego, że jestem jedynym żyjącym Laurentem. Ty natomiast czerpiesz siłę z natury, z bycia w połowie zmienną, druga połowa to wysysanie magii z innych. Przez te wszystkie lata zaklęcia, które były na ciebie rzucane, odkładałaś w sobie.

– To nie zmienia faktu, że nie będę czarownicą, Gabriel. Żadna ze mnie magiczna, a tym bardziej zmienna.

– Ponieważ twój dar jeszcze się nie ujawnił. Długo szukałem odpowiedzi na to pytanie, a okazało się, że twoja niańka już to odkryła.

– Nie podoba mi się do czego to zmierza. – wstałam poprawiając nerwowo włosy.

– Marcel cię nie chronił, a chciał w prosty sposób wykorzystać. Zależy mu na przewadze wśród innych watah, a ty jesteś jego złotym pionkiem w grze. Potrzebuje cię, więc liczył, że zdobędzie twoje zaufanie, a potem samo się potoczy po jego myśli. Nie przypadkowo tamtej nocy po pracy napadł cię wampir, miałaś go zabić, żeby uratować siebie.

- Chwila, moment, skąd o tym wiesz?

– Znam prawą rękę Alfy i ty też. Możesz mu teraz wierzyć lub nie, ale zrobił co musiał, żeby cię uchronić przed swoim własnym najlepszym przyjacielem kiedy zdał sobie sprawę, że jesteś kimś więcej w tym wszystkim. – podszedł do mnie dając dłonie na moje ramiona, a następnie skupiając na mnie swoje zielone oczy pełne troski.

Milczeliśmy dłuższy czas, a upływające sekundy były jak napięta struna gotowa pęknąć. Układałam sobie w głowie jego słowa starając się znaleźć w tym jakiś sens. Wtedy nagle mnie olśniło.

– Krew nieśmiertelnego. – oznajmiłam.

– Dopełnienie każdego rytuału. W twoim wypadku, rytuału przemiany. Zabicie wampira to ostatni krok, żebyś stała się hybrydą.

Hunter

Siedziałem przy barze popijając whisky z lodem. Byłem zmęczony, pogrążony w pustce, złości i goryczy, która zalała mnie całego. Alkohol wypalał moje gardło, ale nie byłem człowiekiem. Nie mogłem się upić, żeby cieszyć się zapomnieniem po pijaku. Pozostało mi jedynie truć siebie samego, żeby od razu się uzdrowić.
Obróciłem w dłoni szklankę patrząc na pływające w niej złoto. W budynku było praktycznie pusto, pojedyncze grupki siedziały przy stolikach, ale nie szczególnie zwracałem uwagę na innych. Dopóki nie dosiadł się do mnie wampir trzymając w dłoni swojego drinka.

– Proszę, proszę ktoś tu zawitał w rodzinne strony i przypomniał sobie o starym kumplu.

Przeniosłem wzrok na Celiana, który poklepał mnie po plecach siadając obok mnie na stołku barowym.
Nic się nie zmienił przez te kilka lat. Z resztą nie miał prawa, był nieśmiertelnym. Nie starzał się, więc ciagle wyglądał na niecałe trzydzieści lat.

– Zapominasz, że to ty chciałeś się spotkać, więc przyjechałem. Powiesz mi co tutaj robię zanim skręcę ci kark? – dopiłem alkohol do końca odkładając szklankę i na nowo kierując wzrok na mężczyznę.

– Tak traktujesz przyjaciela?

– Nie jesteśmy przyjaciółmi odkąd zapomniałeś się i wyssałeś całą krew z Taylera dla zabawy, a potem oderwałeś mu głowę.

– Oh tak, racja. Była pyszna. – zamilkł na chwili licząc, że jakoś skomentuję jego słowa, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. – Słyszałem, że znasz pewną dziewczynę. Właściwie to nawet prawdopodobnie jest zawsze z tobą, więc przemyślałem sprawę.

Spiąłem się delikatnie, ale nie dałem tego po sobie poznać. Musiałem się dowiedzieć o co chodzi i udawać, że nawet mnie to nie rusza.

– Skoro ty jesteś tutaj, to ona na pewno jest w twoim rodzinnym domu. W końcu gdzie indziej miałbyś się zatrzymać. Dlatego znalazłem ją. Oszczędziłem twojego drugiego magicznego i zmienną, ale Blair pozwoliłem sobie zabrać. Tak się składa, że jeśli się obrócisz to zauważysz też, że wszyscy w barze są poddani perswazji, więc tak naprawdę nie będą niczego pamiętać, a tworzą ładne tło.

– Prawie dałem się nabrać – wstałem ze swojego krzesła.– Ale gdybyś miał Blair od razu przyprowadziłbyś ją ze sobą, żeby udowodnić swoją rację.

– Liczyłem, że to powiesz. – odwrócił się w stronę drzwi pokazując na nie, a dwóch wampirów wprowadziło do środka brunetkę, która zdecydowanie wyglądała na przerażoną.

Zacisnąłem szczękę zdając sobie sprawę, że wpakowałem ją w niezłe kłopoty.

– To ta dziewczyna? – zapytałem siadając z powrotem na stołku jednocześnie opierając się o blat za sobą. – W takim razie powinieneś na nowo nauczyć się liczyć. – pokręciłem głową. – Naprawdę myślałeś, że zabiorę ze sobą na to zadupie najcenniejszy skarb Marcela?  Za słabo mnie znasz, Celian.

– Więc ją zabijcie, a my dokończymy drinka. – oznajmił spodziewając się, że jakkolwiek zareaguje, podczas gdy ja wyciągnąłem sobie alkohol zza baru dolewając po chwili.

– Tylko się pospieszcie i posprzątajcie po wszystkim. – dodałem, po czym wiedząc, że nic ich nie zatrzyma przed skrzywdzeniem brunetki w momencie znalazłem się za oboma wyrywając im od razu serca z klatki piersiowej.

Padli na podłogę zostawiając po sobie jedynie głuchy dźwięk uderzenia. Upuściłem ich serca na ziemię chowając za sobą Blair kompletnie nie zwracając uwagi, że pobrudzę ją krwią, którą miałem na rękach.

To teraz nie miało znaczenia.

– Proszę bardzo, a jednak. Mała, słodka, Blair, która zdobyła serce naszego skurwysyna Huntera. Piękna historia. – zadrwił.

– Jeśli chcesz to opowiem ci ją od początku, jeszcze raz. Zacznę od tego jak Sabrine błagała mnie, żebym rozluźnił sznury z werbeną. – złamałem krzesło następnie łapiąc za nogę z niego i łamiąc ją na pół tworząc drewniany ostry kołek.

– Powinieneś smażyć się w piekle, Blackwood.

– Nie martw się przyślę  ci pocztówkę gdy już tam trafię.– rzuciłem pierwszym drewnianym kołkiem w jego stronę specjalnie pudłując, ale mężczyzna zdecydowanie się spiął. – Chyba, że do tego czasu trafisz tam pierwszy.

– Powinieneś wiedzieć, że przyda ci się czarownica i sprzymierzone wampiry. Nie mam zamiaru z tobą walczyć, a ta dwójka była mi już niepotrzebna. Dobrze, że się ich pozbyłeś i teraz mnie posłuchasz skoro przeciągnąłem twoją uwagę.

Typowy Celian i jego chore gierki.

– Blair musi zabić wampira i stać się hybrydą, nauczyć się kontrolować, bronić i korzystać z tego jaka jest silna. Będąc tylko w połowie hybrydą jest łatwym celem. Zrobią z nią co tylko zechcą i doskonale o tym wiesz.

– Po pierwsze zapominacie, że tutaj jestem. Po drugie..– brunetka nagle znalazła się koło Celiana trzymając kołek, który zabrała mi z ręki. – Co jeśli już to zrobiłam? – jej oczy zabłysnęły zielonym kolorem, a pod nimi uwydatniły się żyły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro