4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Następnego dnia miałam swoją zmianę w pracy. Wiedziałam, że Hunter całkowicie nie jest tym zadowolonym. Noc w barze nie uśmiechała się mu, co było jasne. Nie mogłam się mu dziwić, siedział tam, co jakiś czas zamówił drinka, ale w sumie nie miał co robić. Jednocześnie było po nim widać, że jest zmęczony i marzy o łóżku. Dlatego kiedy byłam już gotowa do wyjścia udałam się do salonu, gdzie był brunet, chciałam mu zaproponować, aby tylko mnie zawiózł.

– Przebrana, pomalowana i tak dalej? – zapytał patrząc w telefon.

– Tak, zawieziesz mnie, a potem wrócisz.

– Nie ma takiej opcji. – podniósł się chowając telefon do kieszeni.

–Jest, nic mi się nie stanie, skoro tyle czasu byłam bezpieczna. Poza tym nie pasujesz tam.

Zmierzyłam go wzrokiem zwracając uwagę, że był ubrany w granatową koszulę. Taki elegancik jak on nie pasował do zwykłego baru w centrum miasta. Od razu rzucał się w oczy, tym bardziej siedząc samemu z boku.
Było to podejrzane. Dodatkowo Sean zaczął mnie ostatnio pytać dlaczego przyjeżdżam z Hunterem, który siedzi całą zmianę przy stoliku. Nie miałam pojęcia co mogłabym mu odpowiedzieć. Na szczęście zawsze wybawiał mnie jakiś klient, któremu trzeba było zanieść alkohol.

– Nie zostawię cię tam samej – spojrzał w moje oczy. – Więc nie pozbędziesz się mnie, a co do pasowania. Prezentuję się dużo lepiej niż większość osób, które tam wchodzą.

– Nie wyglądasz jak facet, który wpada do baru na drinka.

– A niby jak wyglądam? – skrzyżował ręce na klatce piersiowej przyjmując pewną siebie postawę.

Zdecydowanie robił tak zbyt często. Brakowało tylko, żeby przewrócił oczami, wtedy byłby to całkowicie pełny obraz Huntera.

– Jak elegancik, który pomylił miejsca.

– Zapomnij, że się przebiorę, za piętnaście minut zaczynasz pracę, więc nie mamy czasu na pogaduszki o tym jak dobrze wyglądam.

Jaki on był zadufany w sobie momentami. Irytował mnie tym w jakiś sposób, z drugiej strony jednak wiedziałam, że byłam równie uparta, co on. Pod tym względem byliśmy podobni. Tyle, że ja potrafiłam iść na kompromis lub odpuścić, żeby nie psuć sobie nerwów, jemu nie przychodziło to łatwo.
Nie komentując już jego słów zgarnęłam swój telefon do torebki, a potem poszłam ubrać buty.

– Poczekaj, muszę coś sprawdzić. – oznajmił kiedy sięgnęłam do klamki.

– O co chodzi? – odwróciłam się do niego.

To był błąd, ponieważ nie spodziewałam się, że będzie stał tak blisko. Wzięłam głębszy oddech patrząc na niego. Dosłownie zastygłam w miejscu nie mając pojęcia co zrobić ze sobą. On natomiast trochę niepewnie, co nie było do niego podobne, dał moje rozpuszczone włosy do tyłu.
Moje serce dziwnie zabiło szybciej na jego bliskość, ani trochę mi się to nie podobało. Ciemnowłosy delikatnie łapiąc mnie za podbródek obrócił moją głowę na bok, żeby zerknąć za ucho. Zdałam sobie sprawę, że sprawdzał czy widać moje znamię w kształcie półksiężyca. Miałam wrażenie, że ta chwila trwała wieczność. Żadne z nas nie odezwało się pierwsze, prawdopodobnie też z faktu, że gdy nasze oczy złapały kontakt wzrokowy, nie potrafiliśmy wydusić słowa. Matko, co się ze mną działo w obecności tego wilkołaka?
Musiałam to przerwać dlatego szybko zgarnęłam kluczę do mieszkania, po czym wyszłam z niego, a on wtedy jakby oprzytomniał.

Dwie godziny później w najlepsze zbierali się klienci. Nie było w tym nic dziwnego. Wieczorem zawsze wpadali, na szczęście nie był weekend, więc nie miałam przerąbane. Zamykaliśmy dzisiaj dzięki temu szybciej, więc po dziesięciu godzinach, około drugiej mogłam się stąd urwać. Dlatego na bieżąco sprzątałam stoliki, żeby później nad tym nie spędzić za dużo czasu. Chowałam akurat szklanki do zmywarki za barem, gdy ktoś usiadł przy ladzie z drugiej strony. Podniosłam wzrok i o mały włos nie upuściłam szkła na podłogę. Wampir, który tamtej nocy uratował mi życie właśnie patrzył na mnie.

– Cześć, chyba jeszcze można coś zamówić?

Jego głos spowodował, że mój żołądek zrobił fikołka. Musiałam się jednak ogarnąć, żeby naturalnie udać, że go nie pamiętam. Posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.

– Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.

– Po prostu nie spodziewałam się, że ktoś teraz podejdzie i jasne, można zamówić. W takim razie co dla ciebie?

– Bourbon.

Przewidywalny niczym fakt, że słońce rano wschodzi. Mimo to, dalej się delikatnie uśmiechałam nalewając mu alkoholu. On w międzyczasie położył na ladzie banknot. Podałam mu szklankę zabierając pieniądze. Wampir mimo wszystko nie odszedł. Zamiast tego rozsiadł się wygodniej, a ja marzyłam, żeby udał się jak najdalej ode mnie. Liczyłam jednak, że moje zachowanie nie budzi podejrzeń.

– Chyba się nie znamy. Gdybym cię spotkał wcześniej na pewno pamiętałbym taką ślicznotkę.

– Najwidoczniej nie wpadasz tutaj często, co?

– Nie jestem stąd, czasem tylko przejazdem, więc masz rację, nie wpadam. – posłał mi kolejny uśmiech upijając łyk alkoholu. – A ty długo tutaj mieszkasz?

– Od urodzenia. – związałam włosy w kucyka.

Zwróciłam uwagę jak dokładnie się przyjrzał tej czynności milcząc dłuższą chwilę. Z lekka poczułam się bardziej nieswojo niż już na początku jego przyjścia.

– No proszę, to może kiedyś pokażesz mi miasto skoro masz je jak we własnej kieszeni.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy podszedł do niego jakiś inny wampir klepiąc go po plecach. Powiedział coś do niego na ucho, a ten który zawrócił mi głowę pożegnał się ze mną dość pośpiesznie. Następnie wyszli we dwoje z baru dość zdenerwowani wymieniając zdania. Pokręciłam tylko głową starając się wyrzucić ze swoich myśli tę dziwną sytuację. Znając życie nie był to przypadek, że przyszedł tutaj i mnie zauważył. Prędzej uwierzyłabym, że świnka umie latać.
Dlaczego więc przyszedł? Wiedział o mnie więcej niż powinien, czy chciał sprawdzić czy cokolwiek pamiętam z tamtego wieczoru? Widząc jednak jak przygląda się moim włosom, wnioskuję, że to pierwsze. Z drugiej strony mógł po prostu przyglądać się mojej szyi jak to wampiry mają w zwyczaju. Trochę po północy wyszedł ostatni klient, co spowodowało, że Susan uciekła szybciej do domu nie chcąc pozwolić, żebym ja to zrobiła. Dlatego musiałam zostać jeszcze dwie godziny, po czym zamknąć. Sean na szczęście przewidział, że tak będzie, więc wcześniej to mi zostawił klucze.
Mój osobisty opiekun jakieś pięć minut temu wyszedł na zewnątrz odebrać telefon. Z początku zdziwił mnie fakt, że o takiej porze ktoś do niego dzwoni, z drugiej jednak nic mi do tego nie było. Dlatego puściłam ten fakt mimo uszu. Zaczęłam wycierać stoliki, z których już wcześniej pozbierałam szklanki, kufle i tak dalej. Kiedy skończyłam wycierać ostatni do baru z powrotem wszedł Hunter marszcząc brwi. Był wpatrzony w telefon stukając w niego palcami, po czym schował go do kieszeni w spodniach.
Stałam akurat za barkiem kiedy on stanął również za nim opierając się i blat za mną. Nie za bardzo wiedząc co mogłabym powiedzieć uznałam, że wyciągnę naczynia ze zmywarki. Zaczęłam je układać gdy w końcu przemówił.

– Nie spodoba Ci się to co powiem.

– Zależy czego to dotyczy. – oznajmiłam przerywając to co robiłam i spojrzałam na niego.

– Musimy zamieszkać u mnie.

– Słucham? – spytałam oburzona, a on po raz pierwszy od naszego poznania wydawał się bezradny.

Pozbawiony swojej pewności siebie był inny. Jego wzrok błądził, klatka piersiowa szybciej się unosiła, przy czym odnosiłam wrażenie, że jest zestresowany lub zły. Jasne opcja dalszego mieszkania ze mną na pewno mu się nie widziała, ale ten etap chyba mogliśmy mieć za sobą po kilku dniach.

– Ktoś kręcił się wokół twojego mieszkania godzinę temu. Zdecydowanie chciał wejść do środka, nie udało się mu tylko dlatego, że przyłapano go i wezwano ochronę. Cholera wie jak to mogłoby się skończyć.

Poczułam jak w moim gardle rośnie gula. Powtórzyłam jeszcze raz w swojej głowie jego słowa, po czym dalej milczałam. Odnosiłam wrażenie jakby ktoś właśnie uderzył mnie w twarz nieźle przy tym policzkując.
Tyle razy wracałam sama po pracy, że to nie byłoby nic dziwnego gdyby ktoś przy tym mnie śledził.

– Jak skończysz nie pojedziemy po twoje rzeczy, żeby nie ryzykować, ale gdy wstaniemy rano spakujesz to co będzie Ci najbardziej potrzebne, potem jak najwięcej z reszty, zawieziemy, wpadniemy jeszcze raz, później po prostu ktoś ze stada pozwozi resztę do mnie.

– Ten wampir dzisiaj...– zmieniłam temat wiedząc, że pomysł z przeprowadzką to najlepsze wyjście w tym momencie. – Uratował mnie przed innym, który rzucił się na mnie jak wracałam po pracy. Kazał mi później zapomnieć o wszystkim, ale oczywiście piję werbenę, więc nie udało się mu to. Tylko, że chyba go nie przekonałam dzisiaj.

– Przekonałaś, gdy wyszedł z baru powiedział do tego drugiego krwiopijcy, że nic nie pamiętasz i to nie ciebie szukają. Przyglądał się jak wiązałaś włosy, więc miałem rację mówiąc, że masz je pomalować.

– Ale z ciebie dupek z tym udowadnianiem swojej racji. – pokręciłam głową, po czym wróciłam do końcowego ogarnięcia wszystkiego. – Mógłbyś sobie czasem odpuścić.

– Jestem wilkołakiem, kłamczuszku. Przyzwyczaisz się, że zawsze mam rację.

Na szczęście mężczyzna pomógł mi trochę w sprzątaniu, więc poszło szybciej. Zabrałam swoje rzeczy z zaplecza, żeby następnie zamknąć wszystko i wsiąść do samochodu Huntera. Czułam dziwny niepokój, nie mogłam się jednak dziwić samej sobie, ktoś próbował się włamać do mojego mieszkania. Po raz kolejny moja popieprzona matka miała wpływ na moje życie, a przy tym zawirowania jakie się tworzyły. Byłoby dużo łatwiej gdybym urodziła się w innym domu. Usiadłam wygodniej patrząc za szybę. Nie jestem pewna ile jechaliśmy, ale zdecydowanie szybko dotarliśmy na miejsce. Mieszkanie Huntera było ulokowane na przedmieściach, w jednym z wyższych budynków. Zaparkował przed nim, żeby następnie spojrzeć na mnie. Prawdopodobnie liczył, że powiem cokolwiek, tyle, że ja nie miałam na to siły. Wysiadłam z samochodu, poczekałam chwilę, żeby zrobił to samo. Kiedy zamknął auto idąc ze mną ramię w ramię udał się w stronę budynku. Przed drzwiami głównymi wyciągnął z portfela kartę, którą musiał przyłożyć do swojego rodzaju czytnika, aby wejść do środka. Zmarszczyłam tylko na to brwiami. Nie spotkałam się raczej z czymś takim. Mimo to po cichu podążyłam za nim dalej. Przed wejściem do jego mieszkania przyłożył ponownie kartę, po czym wpuścił mnie jako pierwszą.

– Chcesz wziąć kąpiel lub prysznic? – zapytał ściągając buty po tym jak zamknął drzwi. – Dam ci jakąś koszulkę i spodenki, a to co masz na sobie wrzucę do pralki, żebyś miała na rano czyste.

Skinęłam tylko głową wchodząc w głąb mieszkania już też bez butów.
Od razu widać było, że wszystko należy do mężczyzny. Kolorystyka, meble i pojedyncze obrazki dawały to odczucie braku kobiecej dłoni w tym wszystkim. Hunter widząc, że nie za bardzo mam ochotę do czegokolwiek więcej oprowadził mnie szybko, dał ubrania i wysłał do łazienki. Uznałam, że wezmę prysznic, dlatego kiedy poczułam spływającą po mnie wodę odetchnęłam w końcu z ulgą. To był ten moment, w którym moje mięśnie rozluźniły się, a ja miałam chwilę dla siebie, żeby się poukładać.
Nie jestem pewna ile tak stałam, ostatecznie jednak umyłam włosy oraz ciało kosmetykami tego faceta.
Gdy po dłuższym czasie wyszłam z pomieszczenia zauważyłam, że w pokoju, który ma być moją sypialnia świeci się światło. Podążyłam więc tam i zobaczyłam bruneta, który akurat dawał na moje łóżko ładowarkę do telefonu.
Słysząc, że weszłam jego wzrok od razu przeszedł na mnie.

– Nawet nie waż się komentować jak śmiesznie wyglądam w tym momencie.

Oznajmiłam zdając sobie sprawę, że jego koszulka była przynajmniej o dwa rozmiary większa, a spodenki, żeby mi nie spadły z tyłka mocno związałam. W skrócie, wyglądałam jakby ktoś ubrał mnie w za duże worki.

– Nie śmiałbym. – jeszcze raz zmierzył mnie wzrokiem uśmiechając się pod nosem. – Śpij dobrze, kłamczuszku. – wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą.

Wraz z jego wyjściem poczułam dziwny niepokój. Zdecydowanie przy nim czułam się w jakiś sposób bezpieczniej, w szczególności dzisiaj. Miałam tylko nadzieję, że zakopanie się pod pościelą w krainie snów pozwoli mi przestać myśleć o tym wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro