9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Kiedy wróciliśmy do domu praktycznie ledwo mogłam ustać na nogach ze zmęczenia. Zmyłam tylko makijaż, przebrałam się w piżamę i zatonęłam w łóżku pod kołdrą. Nie za dużo myślałam o tym, że muszę pogadać z Hunterem. Chciałam po prostu odpocząć, a sen był niczym zbawienie. Ruch, który zaczął się po dwudziestej trzeciej trwał do trzeciej, więc tak długo biegałam po barze pomagając jak najdłużej dałam radę Seanowi. Dlatego wstałam dopiero po jedenastej i ani trochę nie byłam zdziwiona, że brunet już pije kawę. Nic nie mówiąc od razu zniknęłam za drzwiami łazienki wraz z ubraniami, które wzięłam ze sobą. Szybki prysznic zdecydowanie mnie rozbudził. Później gdy już byłam ubrana, włosy miałam rozczesane, a na twarz nałożyłam krem, mogłam wyjść z łazienki. Od razu poszłam do kuchni chcąc zrobić sobie cudowny, ciepły napój.
Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia zobaczyłam, że mężczyzna siedzi przy stole. Wyglądał na niezwykle zmęczonego trzymając w dłoni ulubiony kubek z kawą, a w drugiej telefon. Zdecydowanie komuś odpisywał skupiony.

– Dzień dobry. – zaczęłam, a on spojrzał na mnie.

Matko, zmęczony to słowo, które nie opisywało jego wyglądu. Oczy praktycznie wyprute z jakichkolwiek emocji tak samo jak cały wyraz twarzy. Niewyspanie dawało się mu we znaki. Wiedziałam, że prawdopodobnie ma to związek z wczorajszą sytuacją kiedy ktoś wszedł do baru. Nie byłam jednak pewna czy powinnam poruszyć ten temat w tym momencie.
Postanowiłam zrobić sobie kawę, żeby zająć w minimalny sposób czas. Jednocześnie liczyłam, że powie cokolwiek, ale milczał. Odłożył telefon, po czym schował twarz w dłoniach wzdychając ciężko.

– Pojedziemy później do mojej znajomej. – oznajmił nagle.

– Znajomej? – spytałam siadając przy stole obok niego wraz ze swoim kubkiem.

– Tak, powiedzmy, że trochę pogrzebała i coś znalazła na twój temat.

Zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
Podświadomie wiedziałam, że nie należy nikomu ufać w mojej sprawie, ale skoro Hunter zaufał jakiejś kobiecie być może mówiąc kim jestem, musiałam jemu zaufać.

Posłodziłam sobie ciepły napój, żeby następnie wziąć łyk. Tego potrzebowałam.

– Blair, jeśli chodzi o wczoraj, to musisz wiedzieć, że szuka mnie kowen nocy.

Zszokowana przełknęłam ciężko ślinę. Kowen nocy to cholernie popierdoleni magiczni, którzy układali sobie własne zasady. Zasady, które były im potrzebne w danej sytuacji. Nie bali się używać daru, żeby zabijać, eksperymentować lub babrać się w niezgodnych z kodeksem rzeczach. Kodeksem, który został również spisany przed laty i obowiązywał wszystkich czarodziejów oraz czarownic.
Dlaczego do jasnej anielki szukali wilkołaka?

– Moja mama została przygarnięta przez czarownicę z tego kowenu. Chcieli ją uleczyć z likantropii, zakładając, że gdy najpierw będą ją truć tojadem, a potem spuszczać krew sprawią, że stanie się człowiekiem.

Wstał od stołu stając przy blacie opierając się plecami do mnie.
Wziął głęboki wdech, co mogłam usłyszeć. Nie było to dla niego proste mówić o takim czymś. Nikomu by nie było, ponieważ mi samej zaciskało się teraz gardło, mimo że milczałam. Sam fakt, że coś takiego przeszła jego rodzina było bolesne. Wspomnienia na pewno nie były proste.

– Mając siedemnaście lat uciekła. Szukali jej, ale ostatecznie odpuścili. Poznała mojego tatę jakiś czas później, zakochali się i inne takie. Tworzyliśmy naprawdę zgraną rodzinę. Ich dwoje, ja oraz mój młodszy brat. Miałem szesnaście lat gdy pewnego dnia magiczni weszli do naszego domu twierdząc, że moja mama należy do nich. Uciekła bez pozwolenia oraz nawymyślali tysiąc innych rzeczy. Tamtego dnia kiedy się sprzeciwiała zabili moją rodzinę, z której przeżyłem tylko ja przez fakt, że nie było mnie w domu. Gdy wróciłem zastałem ich zakrwawionych na podłodze.

Nikt nie zasłużył na coś takiego. Utrata po stracie bliskich dla wilkołaka była jak śmierć cząstki samego siebie. Wiedziałam o tym, chociaż nie byłam zmienną. Teraz oczywistym było, że to zdjęcie ze swoją rodziną trzyma w sypialni.
Ja nie utrzymując kontaktu ze swoją, udawałam, że nie istnieją. On natomiast stracił najbliższych, przy czym byłam pewna, że zrobiłby wszystko, żeby wrócili. Zacisnęłam oczy czując łzy pod powiekami, ponieważ w jakimś stopniu domyślałam się co teraz czuł.
Wspominki ciężkiej przeszłości nigdy nie były proste. Sama panikowałam gdy o tym myślałam. Brunet najwidoczniej z tego powodu nie przespał nocy.

– Kiedy nie miałem się gdzie podziać, za co żyć, ojciec Marcela był Alfą. Dowiedział się o wszystkim i przygarnął mnie pod swój dach. Traktował jak syna wraz z Luną. Nigdy nie powiem na nich złego słowa, chcieli dać mi ciepło, którego nie mogłem już mieć. Marcel po długim czasie stał się moim najlepszym przyjacielem, a teraz można powiedzieć, że jest dla mnie jak brat.

Podświadomie wiedziałam, że był jednocześnie wściekły oraz rozżalony tym co się stało.
Wpatrywałam się w jego plecy nie wiedząc co mogłabym powiedzieć. Przykro mi? Brzmiało banalnie.

– Jakiś czas temu te czarownice zaczęły się kręcić po mieście. Szukają mnie, nie wiem czemu, ale nie chcę się przekonać.

Stracił swoją rodzinę, tą którą kochał. Byłam pewna, że jako zmienny odczuwał to niemiłosiernie, a sama myśl o tym, bolała go. Nie myśląc za dużo wstałam od stołu i przytuliłam się do jego pleców. Chwilę później obrócił się w moją stronę prawdopodobnie zszokowany. Dobrym znakiem był fakt, że nie odsunął mnie. Zamiast tego niepewnie również oplótł mnie rękami. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową wtulając się w niego. To była najbardziej właściwa rzecz jaką mogłam zrobić. Przy czym żadne słowa by tego nie zastąpiły. Byłam pewna, że to wiedział.

– Jest dobrze, kłamczuszku. To było czternaście lat temu, zdążyłem się z tym w jakiś sposób pogodzić.

– Nie musisz zgrywać ciągle takiego silnego i niezależnego faceta. Czasem można okazać słabość, tylko trzeba wiedzieć przed kim.

Nie odpowiedział mi. Zamiast tego wziął głębszy wdech tuląc się do mnie dłuższy czas. Ani ja, ani on nie mieliśmy zamiaru się odsuwać. Zdawałam sobie z tego sprawę.
Czułam się bezpiecznie z jakiegoś powodu, co można uznać za niepokojące. Znałam go dopiero trzy tygodnie, przez które zrozumiałam, że z niewiadomego powodu chciałam jego bliskości. Przez to odnosiłam wrażenie, że nie jest to normalne.

Dwie godziny później wysiadłam z samochodu Huntera przed małym domem oddalonym czterdzieści minut drogi od naszego mieszkania.
Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, dlatego byłam spięta.
Niepewnym krokiem podążyłam za mężczyzną, który szedł pierwszy.
Nie zapukał w drzwi, co zdziwiło mnie. Po prostu otworzył je wpuszczając mnie jako pierwszą do środka. Zmarszczyłam brwi przekraczając próg, następnie czekając co dalej. Zdążyłam dosłownie obejrzeć się za siebie, żeby za chwilę zobaczyć jak jakaś kobieta uwiesza się na szyi ciemnowłosego.

– Tak dobrze cię widzieć całego i zdrowego.

Kiedy odwzajemnił uścisk mimowolnie zacisnęłam usta. W mojej głowie zaświeciła się jakaś dziwna lampka. Przepraszam bardzo, ale co to miało być? Czy ja właśnie byłam zazdrosna o kogoś o kogo w najmniejszym wypadku nie powinnam być? Nie do końca rozumiejąc co się ze mną właśnie zadziało pokręciłam sama na siebie głową. Chciałam wyrzucić tę dziwną myśl z głowy.
Na szczęście w końcu odsunęli się od siebie, a on przedstawił nas sobie. Ta cała Josie całkowicie jednak zignorowała moją obecność.
W porządku ja rozumiem, że można być wpatrzoną w jakiegoś faceta, ale wypada mieć trochę kultury oraz szacunku. Zacisnęłam zęby nie mając zamiaru nawet komentować jej zachowania. Szkoda strzępić sobie języka. Całkowicie olana podążyłam za tą dwójką w głąb domku.
Rozmawiali ze sobą jakby mnie tam nie było co denerwowało mnie. Wsłuchiwałam się w ich rozmowę licząc, że może w końcu dowiem się, po co tutaj jestem.

– Chciałeś, żebym znalazła coś o nieotrzymaniu błogosławieństwa, więc pogrzebałam trochę. Jasne, jeśli załóżmy byłaby to rodzina, która z każdym pokoleniem jest magiczna, dziwnym byłoby gdyby jedna osoba nie otrzymała tego daru.

– No tak, dlatego też zainteresowałem się tą sprawą Laurentów, skoro Marcel zlecił mi znalezienie tej ich córki.

To tak to rozegrał. Kłamał jak z nut, żeby się dowiedzieć tego czego chciał.
W takim razie za kogo ta kobieta mnie miała? Wilkołaka?

– To stara śpiewka, ale jeżeli w jakiejś rodzinie jest dwójka dzieci, czasem to drugie nie będzie magiczne, ponieważ to pierworodne otrzymuje pełne błogosławieństwo starszyzny.

Jasne, to jakieś rozwiązanie tej sprawy. Miałam tylko nadzieję, że przyjechałam tu, żeby dowiedzieć się czegoś innego niż jednej wiadomości na krzyż. Tym bardziej, że wieczorem znowu miałam iść do pracy, więc mieliśmy załatwić sprawę szybko.
Zauważyłam tylko jak Hunter, jak to miał w zwyczaju skrzyżował ręce stojąc przy ścianie, po drugiej stronie pokoju. Josie w tym czasie wyciągała jakąś księgę czy coś tam ze swojego regału nadal nawijając o tym co powiedziała przed chwilą. Zerknęłam w tym czasie na mężczyznę, który swoje spojrzenie utkwił we mnie. Uniósł swój kącik ust gdy nasz wzrok spotykał się na trochę, po czym puścił mi oczko.

– Druga opcja jest bardziej skomplikowana. Magiczni nigdy się tego nie dopuszczają ze względu na dar. Poza tym to sytuacja taka trochę irracjonalna. – otworzyła księgę na jakiejś stronie.

Mało mnie interesowało co w niej miała, ponieważ nawet nie pokazywała tego mi tylko niebieskookiemu, który do niej podszedł. Schowałam za sobą ręce zaciskając pięści. Nienawidziłam być ignorowana.

– Magiczny musiałby zakochać się w zmiennej, która zaszłaby w ciążę z nim. Jasne, można twierdzić, że to nic takiego, ale wilkołak nie szuka ulokowania bezpieczeństwa i przyszłości w kimś kto nie jest zmienny. Sposoby życia, charaktery, a przy tym wiele innych są najczęściej zbyt rozbieżne przez co nie mogą siebie znieść. Druga sprawa, jeśli nawet już cudem serce zacznie bić dla tego drugiego to zmienna nie donosi porodu. Jest to swojego rodzaju konflikt, który sprawi, że jej organizm będzie odrzucał ciążę, atakował płód jak chorobę.

– A jeśli donosi ciąże? – zapytał patrząc na nią.

Trzymajcie mnie, bo puszcze pawia przez jej maślane oczy.

– To będzie tak wyczerpana fizycznie, że umrze przy porodzie. Dlatego zawsze magiczni wybierają do życia siebie nawzajem, ponieważ to jest najlepsze rozwiązanie.

Jej słowa były jak wbicie kołka w moje serce. Przez fakt, że i tak miała mnie w głębokim poważaniu, ładnie ujmując, wyszłam. Po prostu jak ostatnia idiotka opuściłam ten dom mając wrażenie, że zaraz się uduszę.
Nagle zaczęło mi brakować tlenu, dlatego oparłam się o samochód łapiąc nerwowo oddech. W końcu udało mi się go uspokoić, a wtedy docierały do mnie bardziej jej słowa.

Moja prawdziwa mama mogła nie żyć, a ja całe życie mogłam być okłamywana. Chciałam odpowiedzi, ale wiedziałam co się miało z tym wiązać. Nie byłam pewna, czy byłam gotowa zmierzyć się z moją rodziną po czterech latach, żeby tylko dowiedzieć się prawdy. Tym bardziej, że cena była zbyt wysoka. Po mojej głowie krążyło wiele pytań, przez które czułam się rozbita.
Dlaczego moje życie musiało się tak komplikować?

Zanim się obejrzałam brunet wyszedł z domu, otworzył auto z pilota, a ja od razu do niego wsiadłam. Gdy zajął miejsce kierowcy bez słowa ruszył w drogę powrotną. Dopiero po dwudziestu minutach głuchej ciszy zabrał głos denerwując mnie od razu.

– Nie musiałaś być taka zazdrosna, maleńka.

– Twoje niedoczekanie, żebym była. – burknęłam pod nosem. – Po prostu mogłaby się nauczyć kultury i nie ślinić się tak.

– Oh wybacz, że działam w taki sposób na kobiety. Tylko, że to niezaprzeczalnie wpływa na moją korzyść. Później w głupi sposób dowiem się tego co chcę.

– Gratuluję.

Znałam jego taktykę. Chciał mnie rozluźnić i rozbawić swoim gadaniem. Mimo wszystko nie udawało się mu to ani trochę.

– Muszę wiedzieć czy to wszystko jest prawdą. – powiedziałam.

– I jak chcesz się tego dowiedzieć?

– U źródła.

Zjechał nagle na bok wjeżdżając w jakąś leśną dróżkę. Zatrzymał samochód, po czym zgasił silnik. Byłam wzburzona tym wszystkim. Jego zachowaniem, ślinieniem się Josie oraz informacjami, które teraz musiałam jakoś przyswoić.

– Co ty robisz? – spojrzałam na niego jak na idiotę.

Bez słowa wyszedł z pojazdu zamykając mocniej niż się spodziewałam drzwi. Przejechał palcami po włosach mierzwiąc je, a potem jak gdyby mnie wcale tu nie było zaczął iść do przodu wśród drzew. Co za dureń do jasnej anielki. Również wysiadłam z auta, żeby następnie krzyknąć za nim stając przed maską.

– Wróć się do tego pieprzonego samochodu, Hunter!

– A pieprz się!

– Chętnie! Tylko najpierw muszę znaleźć sobie faceta, który sprawi, że będę krzyczeć jego imię do rana.

To zdanie było niczym mój gwóźdź do trumny. Trzydziestolatek odwrócił się napięcie w moją stronę, żeby momentalnie znaleźć się przy mnie. Wilkołaki były szybkie, wiedziałam o tym, ale nigdy nie widziałam na żywo. Nie tego się spodziewałam.
Złapał mnie za kark przyciągając do siebie jednym ruchem oraz nachylił się patrząc w moje oczy ze wściekłością.

– Jesteś kretynką myśląc, że powinnaś wrócić do domu, żeby się dowiedzieć wszystkiego. Nie chcesz do nich wracać, bo wiesz z czym to się wiąże, a teraz jednak masz zamiar sama wejść w paszczę lewa.

– Jasne, może i jestem idiotką, ale nie mam zamiaru żyć dłużej w kłamstwie. Nie zrozumiesz tego. – spojrzałam na niego zła, a on również zły patrzył na mnie.

W dalszym ciągu jego dłoń znajdowała się na moim karku. Patrzył w moje oczy, żeby następnie zjechać na wzrokiem na usta. Czułam jak od jego dotyku mrowi mnie skóra, co w tym wszystkim niczego mi nie ułatwiało.

– Po drugie, jeśli ktokolwiek będzie miał sprawić, że będziesz jęczeć w naszym mieszkaniu, to będę to ja. Możemy być skłóceni, denerwować się na siebie i przechodzić gorsze momenty będąc zatraceni w tej chorej rzeczywistości, która zaczęła nas otaczać, ale jeśli będziesz miała z kimś uprawiać seks to ze mną. Tylko po to, żebyś zapomniała o tym wszystkim co się teraz dzieje oraz co wychodzi na wierzch będę gotowy udowodnić Ci, że jestem najlepszym zapomnieniem dla ciebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro