13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Hunter

Minęły pieprzone trzy dni, podczas których starałem się trzymać za niewidzialnym murem, który oddzielał mnie od Blair.
Wiedziałem, że gdy w końcu pęknę i go przekroczę nie skończy się to dla nas dobrze. Dlatego nie chciałem ryzykować.
Wychodziłem dwa razy dziennie pobiegać, żeby ochłonąć ze swoich nerwów, które się we mnie gromadziły. Teraz również biegłem, właściwie wracałem już do domu spokojnym truchtem. Nie zmienia to faktu, że wyszedłem półtorej godziny temu, a przede mną jeszcze dwadzieścia minut.

Moje myśli wręcz kotliły się tworząc całkowity mętlik. Rozdrapana rana, której nie potrafiłem na nowo zasklepić, bolała, przy czym nie dawała spokoju. Marzyłem o śnie, a gdy nadchodził zatracałem się w nim na maksymalnie trzydzieści minut, po czym budziłem się. Nie pomagał mi również fakt, że Blair też nie śpi najlepiej. Kręciła się po łóżku prawdopodobnie nazbyt rozważając.

Dodatkowo ten cały Colton wczoraj znowu się pojawił. Za pierwszym razem gdy ich zobaczyłem widziałem jego wzrok. Patrzył na brunetkę jakby zobaczył najcenniejszy skarb na świecie, co spowodowało, że miałem ochotę się go pozbyć. Mimo to, nie mogłem. Jednym z powodów był fakt, że nie miałem dobrych argumentów, żeby to zrobić, drugim było to, że był zmiennym, a ja nie chciałem problemów. Dlatego odpuszczałem znikając gdy on się pojawiał.

Było dobrze po dwudziestej pierwszej gdy wszedłem do domu. Zamknąłem za sobą drzwi mając zamiar od razu udać się do łazienki wziąć prysznic.
Jak się okazało gdy stanąłem w niej Blair kładła swoje rzeczy na szafce.

– Będziesz musiał sobie poczekać, byłam pierwsza. – zmierzyła mnie wzrokiem.

– Mi bardziej jest potrzebny prysznic, niż tobie, więc daję Ci dwie minuty na wyjście.

– Nie bądź śmieszny. – przewróciła na mnie oczami, po czym spotkała się z moim wzrokiem.

– Możesz równie dobrze umyć się za piętnaście minut. – oznajmiłem naciskając, żeby odpuściła.

– Ty też, więc idę jeszcze po swój ręcznik, a ty stąd sobie idź.

Wyszła z pomieszczenia, a ja podążyłem za nią spojrzeniem. Być może na moment zawiesiłem oko na jej kształtnym tyłku, ale sam się za to skarciłem w myślach.
Nie miałem zamiaru odpuścić, więc żeby zrobić jej na złość zgarnąłem jej piżamę. Byłem pewny, że od razu się zorientuje, przyjdzie do mnie i nagada jaki jestem niepoważny. Tak się nie stało, więc po prostu nawet nie zwróciła uwagi na tę drobną kradzież.
Być może było to dziecinne, ale jednocześnie chciałem jej dopiec. To się sprawdziło. Tylko problemem okazało się, że sobie sam zrobiłem na złość. Po jakimś czasie wzburzona kobieta weszła do naszej wspólnej sypialni mając na sobie tylko ręcznik.

– Nie mogłeś sobie odpuścić, co? Okropny z ciebie dzieciuch i..

Jej dalsze słowa docierały do mnie jak przez mgłę. Przyglądałem się jej zwracając szczególną uwagę na krople wody, które moczyły jej delikatną skórę spływając z włosów.

Cholera.

Tak banalna rzecz, która spowodowała, że serce biło mi w nieco szybszym tempie. Wkopałem się nie mając teraz odwrotu. Poprawiłem włosy nadal siedząc na łóżku, po czym się podniosłem nie mogąc usiedzieć. Widziałem jak przełknęła ślinę prawdopodobnie mając teraz gulę w gardle.

– Zabrakło Ci głosu? – zapytałem zaczepnie. – Przed chwilą miałaś dużo do powiedzenia.

– Jesteś nieznośnym dupkiem. Gdzie są moje ubrania? – rozejrzała się po pomieszczeniu.

– Sama ich poszukaj. – przyjrzałem się jej dokładnie błądząc oczami po jej ciele.

To było zgubne, okropnie.
Tym bardziej, że nagle zrobiła krok w moją stronę. Nie spodziewałem się tego, więc z opóźnieniem oddaliłem się o tę samą odległość w tył.
Zacząłem niebezpieczną grę, do której sama postanowiła dołączyć.
Pytanie było jedno. Jakie są zasady?

– Powinnam posądzić cię o kradzież. – ponownie zmniejszyła odległość pomiędzy nami.

– To byłoby nie na miejscu, tym bardziej, że twoje rzeczy znajdują się w sypialni, więc nic nie zginęło.

Uśmiechnęła się pod nosem. Ta diablica doskonale wiedziała, że w tym momencie byłem na przegranej pozycji. Stanęła blisko mnie, przez co nie wiedziałem czego powinienem się spodziewać. Dostrzegłem błysk w jej oku, co od razu świadczyło, że droczyła się ze mną.
Przybliżyła się do mnie całkowicie, na co wstrzymałem oddech. Nie zerwała kontaktu wzrokowego, dlatego jeszcze bardziej byłem zdezorientowany. Zjechałem spojrzeniem na jej usta. Pełne, różowe usta, które budziły we mnie myśli, których nie powinny.
Powoli nachyliła się w moim kierunku, żeby sięgnąć za mnie po swoje ubrania, leżące na łóżku.
Otarła się dłonią o moje ramię, co skutkowało przyjemnym prądem rozchodzącym się po moim ciele.
Coś tak niewielkiego, głupiego spowodowało, że dostałem gęsiej skórki.
Bez słowa zgarnąłem swoje rzeczy, żeby w dość szybkim tempie wyjść z pomieszczenia.
Niczym poparzony wpadłem do łazienki, żeby zakluczyć za sobą drzwi. Oparłem się o umywalkę robiąc kilka głębokich wdechów.

Zdurniałem.

Tylko to było rozwiązaniem całej sytuacji. Więź mate nie była odpowiedzią, ponieważ nie istniała. Pierdzielona bajka wymyślona dla wilczych dzieci. Wpojenie łączyło człowieka oraz zmiennego podczas gdy ona w prawdzie nie była człowiekiem. Nie kiedy jej ojciec jest magicznym, a matka była wilkołakiem. W jej DNA krążą inne geny niż ludzkie, więc ta opcja odpada.

Spojrzałem na siebie w lustrze, żeby od razu zauważyć jak moje oczy błyszczały złotem. Zamknąłem je zaciskając dłonie na umywalce, żeby się uspokoić, ale zamiast tego usłyszałem pęknięcie.

– Kurwa.

Na szczęście w nieszczęściu nie naderwałem jej, więc nie lała się woda. Po prostu pękła od siły nacisku.
Jutro się tym będę musiał zająć wymieniając ją.
Pokręciłem sam do siebie głową, żeby następnie się rozebrać, ubrania wrzucić do kosza na pranie i wejść pod prysznic. Zimna woda od razu ostudziła mój zapał, a przy tym otrzeźwiła zmysły. Tylko, że miałem świadomość, co będzie najlepszym rozwiązaniem. Wyjście z domu razem z nią.

Po dwudziestej drugiej po długim narzekaniu Blair, że całkowicie nie ma ochoty na wyjście spod kołdry siedzieliśmy w aucie. Była wyjątkowo milcząca po tym jaką metodę obrała wcześniej. Prawdopodobnie również zmęczenie dawało się jej we znaki.
Przynajmniej dopóki nie załączyła radia. W głośnikach rozbrzmiała zapowiedziana przed momentem piosenka Swedish House Mafia wraz z The weeknd Moth To A Flame. Nie raz słyszałem jak kobieta puszczała ją sobie na słuchawkach gdy robiła coś na laptopie. Po cichu zaczęła ją sobie teraz nucić uderzając palcami o kolano w rytm muzyki.

Dwadzieścia minut później zjechałem na leśną drogę na co zmarszczyła brwi.

– Jeśli chciałeś się mnie po cichu pozbyć, nie musiałeś mnie tak wywozić – odparła sarkastycznie.

– Przynajmniej nikt nie usłyszy twojego krzyku, kłamczuszku.

Nie skomentowała tego już patrząc przed siebie. Po dłuższej chwili zauważyłem wyjazd z lasu oraz skarpę, do której właśnie zmierzałem.
Zatrzymałem samochód, następnie gasząc silnik i wysiadając. Powtórzyła mój ruch. Oparłem się o maskę auta patrząc na jej reakcję. Rozglądała się będąc w niemałym szoku. Las za naszymi plecami, nad głową niebo pełne gwiazd, błyszczący księżyc oraz skarpa na której staliśmy. Piękne miejsce, które upatrzyłem sobie dwa dni temu.

Blair stanęła obok mnie nic nie mówiąc w dalszym ciągu patrząc na około. Podczas gdy mój wzrok był skupiony na niej. Gdy objęła się rękami zwróciłem uwagę, że najwidoczniej chłód, który nie robi na mnie wrażenia, na nią już tak. Miała na sobie bluzę, więc nieco dziwił mnie ten fakt.
Być może jestem dupkiem, tyle że nie miałem zamiaru słuchać jej marudzenia gdyby się przeziębiła. W związku z tym ściągnąłem kurtkę dżinsową i założyłem na jej plecy.

– Moja babcia uznała, że się we mnie wpoiłeś. – oznajmiła nagle.

– Jest to tak prawdopodobne jak to, że świnie zaczną latać.

Spojrzała na mnie w sposób, którego jeszcze nie znałem. Jej zadarta do góry głowa, wyraz twarzy pełny wątpliwości oraz oczy, które pod osłoną nocy, przy świetle srebrnej tarczy wydawały się tak piękne, że zapierało dech w piersi.

– Nie jesteś zwykłym człowiekiem. – kontynuowałem. – Tylko hybrydą, która nie ujawnia swoich cech, być może są w jakiś sposób w tobie zablokowane lub są tylko zakodowane w DNA, ale nie będziesz ich przejawiać przez całe życie.

Ciemnowłosa odwróciła głowę zamyślając się i chowając dłonie w kieszenie. Jej spojrzenie skupiło się na księżycu, w który wpatrywała się, więc zrobiłem to samo. Jako zmienny ceniłem sobie spokój, który panował po zmroku, tym bardziej, że nie miałem jakichkolwiek powodów do obaw.

Brunetka nagle wyciągnęła coś z kieszeni w mojej kurtce. Od razu zdałem sobie sprawę, że to zdjęcie moich rodziców, które dostałem od jej babci wraz z listami. Złożyłem je na pół, po czym schowałem. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek to znajdzie.

– Była jak córka, o której moja babcia zawsze marzyła. – wyznała, na co poczułem ścisk w sercu. – Opowiadała mi o niej, mówiła, że była gotowa oddać cały świat wraz z dziadkiem, aby jej pomóc.

– Do piątego roku życia przyjeżdżaliśmy do twoich dziadków, nie pamiętam tego jakoś bardziej, ale ta staruszka mi o tym wspomniała. Później przestaliśmy, a gdy byłem starszy rodzice sami tu przyjeżdżali zostawiając mnie z młodszym bratem.

Przyglądała się fotografii intensywnie nad czymś myśląc. Za każdym razem to samo uczucie bezradności i niepokoju pojawiało się we mnie na wspomnienia. Starałem się je odciąć od siebie, ale nie byłem głupi. Wiedziałem, że gdy jakiegoś dnia nie będę w stanie ich wstrzymać zmiotą mnie z planszy.

– Może powinnam uznać, że to randka? – zapytała chowając zdjęcie z powrotem.

Byłem jej wdzięczny, że skończyła niewygodny temat.

– Ja nie zabieram nikogo na randki, maleńka. – skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej opierając się wygodniej.

– Więc nigdy nie byłeś na prawdziwej randce?

– W zależności co uważasz za prawdziwą randkę. – po raz kolejny przeniosłem spojrzenie na nią.

– Zabranie gdzieś dziewczyny, która ci się podoba spędzając z nią czas w super atmosferze.

– Czy tym miejscem jest mieszkanie, a super spędzony czas to seks?

Specjalnie zadałem to pytanie, ponieważ od razu wiedziałem jaka będzie jej reakcja. Patrzyła na mnie z oburzeniem na twarzy, przy czym zaciskała delikatnie usta. Roześmiałem się odwracając głowę na co uderzyła mnie lekko w ramię.

– Wstydź się, że tak się zabawiasz.

– Teraz mam na głowie pewną brunetkę, której nie mogę zostawiać samej, więc poświęcam tylko jej całą swoją uwagę.

Moje słowa spowodowały, że Blair zawahała się ze swoją odpowiedzią. Właściwie nie wypowiedziała już jej. Zamiast tego stanęła bliżej mnie opierając, po dobrych kilku minutach głowę o moje ramię.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że oboje tworzyliśmy naokoło siebie mur, którego powoli nie potrafiliśmy już utrzymywać. Zaczął się burzyć i kwestią czasu było kiedy całkowicie się rozpadnie.

– Jutro wieczorem wrócimy do mieszkania. – oznajmiła.

Przemilczałem to zdanie, więc już wiedziała, że zgadzam się na to.
Pasowała mi ta opcja tylko ze względu na fakt, że spanie z nią w jednym łóżku było coraz trudniejsze, aby utrzymać ręce przy sobie.
Oparłem głowę o jej zatracając się w mętliku, który ponownie się zapętlił w moich myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro