15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Nie tego oczekiwałam wracając do mieszkania. Było w nim okropnie zimno, na zewnątrz lał przeraźliwie deszcz, a ciepły prysznic nie pomógł na dłuższą metę. Siedziałam więc ubrana w dres oraz mając mokre włosy, ponieważ jak idiotka je umyłam, co teraz mi nie pomagało.
To wszystko było spowodowane awarią ogrzewania na naszym piętrze z niewiadomego powodu.
Oczywiście Hunter nie był tym faktem wzruszony. Pieprzony chodzący grzejnik.

- Mają dopiero być jutro przed południem to rozwiązać, więc znajdź grube skarpety. - oznajmił wracając do salonu, w którym siedziałam.

- Żartujesz, tak? - spytałam pełna rozżalenia.

- Nie, okazuje się, że to tylko w naszym mieszkaniu, nie na całym piętrze, a oni na ten moment nic nie mogą zrobić. Właściwie to nie dodzwoniłem się nawet do tej firmy, tylko na pogotowie energetyczne, które za cholerę nie ma z tym nic wspólnego, ale uznali, że przekażą to jutro rano i ktoś się pojawi do południa.

Pokręciłam głową niezadowolona.
Na dworze panowała wichura, która nie odpuszczała. To również nie podobało mi się, ale jeszcze bardziej męczył mnie chłód oraz zmęczenie. Dlatego uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeżyć tę noc w łóżku. Minęła już dwudziesta druga, więc to nie był głupi pomysł.
Podniosłam się z narożnika, żeby udać się w stronę sypialni. Po drodze do niej usłyszałam od Huntera dobranoc, co wprawiło mnie w małe osłupienie. Odpowiedziałam mu tym samym, po czym zniknęłam za drzwiami. Wzięłam głęboki wdech zakopując się pod pościelą z telefonem, żeby przejrzeć na nim jakieś pierdoły przed snem.

Nie mam pojęcia, w którym momencie usnęłam, ale obudziłam się nie widząc kompletnie nic. Było to na tyle dziwne, że nawet za oknem panowała ciemność. Wichura nawet trochę się nie uspokoiła, prawdopodobnie tego powodem był brak prądu.
Super, tego tylko brakowało.
Opatuliłam się bardziej kołdrą i kocem licząc, że zrobi mi się cieplej. Tak nie było.
Westchnęłam cicho wstając z łóżka i opatulając się mocno kocem.
Miałam dwa wyjścia, zamarznąć na kość lub zrobić z siebie głupka.
Tym razem nie chciałam ryzykować tego pierwszego.

Załączyłam latarkę na telefonie, żeby nie uderzyć o nic po drodze. Powolnym, zaspanym krokiem wybrałam się do sypialni obok mojej.
Czy byłam pewna, że chcę to zrobić? Nie.
Otworzyłam powoli drzwi gasząc równocześnie latarkę nie mając zamiaru oślepić mężczyzny, gdy się obudzi.

- Hunter? - szepnęłam zaglądając do środka.

Nie dostałam odpowiedzi, więc zapytałam nieco głośniej licząc, że to zadziała. Mruknął tylko coś pod nosem. Miałam zamiar się poddać wracając do siebie, lecz kiedy już się odwróciłam zatrzymał mnie jego głos.

- Chodź tutaj, zmarzluchu. - usłyszałam jak przesuwa się na łóżku, więc zerknęłam na niego przez ramię.

Zrobił dla mnie miejsce obok siebie.
Uśmiechnęłam się nie mając zamiaru przepuścić tej okazji.
Wtargnęłam pod jego kołdrę i o rany, ciepło wręcz od niego biło.
Przykrył mnie pościelą, po czym bez zawahania przyciągnął do siebie.
Minęło kilka sekund zanim objęłam go rękami wtulając się w niego. Mój nos schował się w zagłębieniu jego szyi, na co zadrżał delikatnie.
Ja sama nie byłam pewna czy nie pozwalam sobie na za dużo, ale potrzebowałam się zagrzać.
Moje obawy minęły gdy Hunter przyciągnął mnie do siebie bliżej smyrając powoli moje plecy opuszkami palców.
Przysięgam, że to był najmilszy dotyk w moim życiu.

- Zagrzeję się i pójdę do siebie. - powiedziałam cicho, doskonale wiedząc, że słyszy.

Tym bardziej, że leżałam tak blisko.
Było w tym coś intymnego, a ja mimo, że prawdopodobnie nie powinnam, czułam, że bycie tak blisko niego jest właściwe. Dokładnie tak jakby układając puzzle ten jeden element trafił na swoje miejsce w układance.
Między nami panowała przyjemna cisza, której nie miałam zamiaru przerywać. Tym bardziej, że skoro milczał zgadzał się ze mną, że powinnam pójść. Przynajmniej tak myślałam dopóki nie zbił mnie z tropu.

- Nie mam ochoty patrzeć jak leje Ci się katar z nosa, bo się przeziębiłaś przez noc.

- Nie każę Ci na mnie patrzeć, poza tym nie rozchoruję się za jedną noc. - odsunęłam się trochę, żeby na niego spojrzeć.

To był błąd. Dopóki byłam w niego całkowicie wtulona nie ryzykowałam patrząc w jego oczy, które wyrażały troskę. Na swój, oczywiście pokręcony, sposób dawał mi do zrozumienia, że się martwi.

- Zostań. - poprawił moje włosy za ucho przyglądając się mi.

Moje serce zagalopowało, a w brzuchu zrobiło się dziwnie ciepło.
On prosił, żebym została, chciał tego.
Moje ewentualne przeziębienie było tylko dobrym argumentem, który wykorzystał. Cholera.

- Hunter..

- Nie komplikuj tego myśląc za dużo, po prostu zostań. - przerwał mi.

Więc nie komplikowałam i zostałam.

Rano budząc się z początku nie wiedziałam gdzie jestem. Dopiero później dotarło do mnie, że przyszłam do tej sypialni w nocy. Fakty się połączyły, a ja poniekąd odetchnęłam wiedząc, że jestem sama w łóżku.
Po kilku minutach w końcu zdecydowałam się wstać.
Pierwsze co zauważyłam po tym jak wyszłam z pomieszczenia to całkowita cisza panująca naokoło.
Zmarszczyłam brwi nie spodziewając się, że jego nie będzie w mieszkaniu.
Przekroczyłam próg kuchni i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kartka na stole. Wzięłam ją w dłonie poznając delikatnie koślawe pismo Huntera.

Musiałem jechać coś załatwić, pogadamy jak wrócę.

Dwie godziny później siedziałam z Marie, która przyjechała niedługo po tym jak napisałem jej, żeby wpadła. Na szczęście naprawili już awarię, więc było ciepło.

– Wiesz czego nie mogę pojąć? – spytała ognistowłosa patrząc na mnie.

Wyjadała jednocześnie winogrono siedząc przy wyspie w kuchni podczas gdy ja robiłam sobie śniadanie. Dlatego zerknęłam na nią dając do zrozumienia, żeby kontynuowała.

– Jest między wami chemia, mieszkacie razem, a ty nie chcesz się zabawić. Pieprzyć konsekwencje, ty lecisz na niego, on na ciebie, sprawa prosta.

Parsknęłam śmiechem. Taka właśnie była Mare. Podziwiałam ją za pewność siebie, bycie duszą towarzystwa oraz szczerą.
Ona robiła to na co miała ochotę w danym momencie, nie przejmując się, że następnego dnia lub jeszcze dalej w przyszłość to będzie miało konsekwencje. Nie ze względu na swoją lekkomyślność, ale świadomość, że sobie poradzi ze wszystkim.

– Rie, mam dużo na głowie, to byłoby tylko dołożeniem sobie problemów.

– Lub ciekawym rozwiązaniem na zapomnienie o kłopotach. Na twoim miejscu bym to przemyślała.

– Jesteś niemożliwa. – Pokręciłam głową siadając na przeciwko niej z kanapkami na talerzyku. – Powinnaś sobie sama kogoś znaleźć na stałe i być może udowodnić mi, że więź mate istnieje.

– Większość facetów jest strasznie nudna, nie chcę kogoś kto będzie siedział i mówił mi czułe słówka cały czas. Na moje nieszczęście tylko na takich trafiam. Liżą mi dupę licząc na coś w zamian. – westchnęła niezadowolona.

– Oddam ci Huntera, jeśli lubisz kogoś kto jest strasznie sarkastyczny i bywa niezłym dupkiem. – rzuciłam żartobliwie.

Kobieta przewróciła tylko rozbawiona oczami, żeby następnie zmienić temat na mój samochód. Był w naprawie dłuższy czas, po czym uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie go sprzedać, a Marie od razu uznała, że chętnie go kupi. W ten właśnie sposób obie miałyśmy rozwiązanie problemu. Umówiłyśmy się na jutro, żeby jechać odebrać go z warsztatu, po czym dostałam smsa.
Spodziewałam się, że będzie od ciemnowłosego, który jeszcze nie dał znaku życia, ale był od Seana.
Prosił, żebym przyszła już dzisiaj do pracy, jeśli mogę. Nie podobała mi się ta wizja, z drugiej strony nie miałam zbytnio wyjścia.
Dlatego zaraz po tym jak mu odpisałam napisałam do Huntera, że wieczorem wracam do baru.

Dzień upłynął szybko, więc zanim się obejrzałam byłam w pracy. Mniej podobał mi się fakt, że przez cały cholerny dzień nie miałam żadnego odzewu ze strony mojej prywatnej niańki. Niepokoiło mnie to. W szczególności, że dzwoniłam trzy razy i ani razu nie odebrał.
W dodatku w barze pojawiło się dwóch nowych pracowników. Florence zamiast Susan, która została zwolniona. Ta dwudziestolatka nie była moim zmartwieniem. Bardziej był nim Aaron, nowy barman, który był zmiennym. Sam siebie zdradzał swoją postawą. Miałam tylko nadzieję, że nie spowoduje żadnych komplikacji.

Zajęta pracą nawet nie zauważyłam kiedy minęły pierwsze cztery godziny.
Na szczęście właśnie powoli ruch zwalniał. Był czwartek, a co za tym idzie, niewiele ludzi wybiera się do baru. Dopiero jutro zacznie się tłok.
Sprzątałam stoliki zbierając na tackę szklanki, następnie zanosząc je za bar oraz wkładając do zmywarki.
W porównaniu do Susan, Florence naprawdę pomagała. Sprzątała i robiła co należało do jej obowiązków.

– Długo tutaj pracujesz? – zapytał wyrywając mnie z zamyślenia Aaron.

Chowałam akurat naczynia do zmywarki, żeby móc ją załączyć z opóźnionym startem, a on odkładał alkohol na swoje miejsce.

– Jakiś czas. – odpowiedziałam wymijająco.

Mężczyzna wydawał się uprzejmy, to prawda, ale w tym momencie nie byłam pewna czy należy mu mówić cokolwiek więcej. Wolałam raczej nie dawać mu powodów do większego myślenia.

– Wyglądasz na zżytą z Seanem, dlatego pytam. – wzruszył ramionami, po czym pomógł mi, żeby było szybciej.

Pozwoliłam w tym czasie się mu nieco przyjrzeć. Miał kruczoczarne włosy, które pasowały do niego. Głęboko zielone oczy oraz ostre rysy twarzy całościowo tworzące dość surowy wyraz. W szczególności gdy był poważny. Zmieniało się to wraz z pojawiającym się na jego buzi uśmiechem. Wtedy cała srogość z niego uchodziła.

– Pomogę Florence wycierać stoliki. – oznajmiłam biorąc ściereczkę.

Ledwo wyszłam zza baru i od razu zauważyłam jak do budynku wchodzi Hunter. Całkowicie spięty, nerwowo rozglądał się wzrokiem dopóki nie odnalazł mnie nim. Wyglądał na okropnie zmęczonego, ale na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi na mój widok. Powolnym krokiem podszedł do mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że sama się rozluźniłam wiedząc, że już jest obok.

– Hej, zmarzluchu. – posłał mi delikatny uśmiech, który odwzajemniam.

Od kiedy on się uśmiechał? W dodatku w taki sposób. Unosząc jeden kącik ust, podczas gdy w drugim tworzył się niewielki dołeczek.

– Hej, jak minął Ci dzień? – spytałam dając do zrozumienia, że ktoś słucha.

To był nasz kod. Pytanie o miniony dzień było jak czerwona żarówka alarmująca o czymś niebezpiecznym. W naszym przypadku był to znak, że nie należy mówić o czymś niewygodnym.
Nie chcąc stać przed barem złapałam go za rękę idąc do wolnego stolika.
I tak musieliśmy być ostrożni, ale przynajmniej nie na widoku.

– W porządku, a tobie? – odpowiedział wyciągając telefon.

– Też.

Patrzyłam jak załącza notatnik, żeby w nim coś napisać i podając mi telefon niedługo później.

Laurentowie wystosowali nowe zarządzenie do Alf. Mają wydać im ciebie, jeśli wiedzą, że przebywasz na ich terenie.

Tylko te dwa zdania dawały mi jasny obraz dlaczego Hunter zniknął na cały dzień, a gdy tu się pojawił był spięty. Właściwie nadal był, ale przynajmniej wiedział, że przez ten czas nic mi się nie stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro