19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Czułam ścisk w gardle, który nie dawał mi spokoju. Siedziałam w salonie mając przed sobą telefon. Poważnie rozważałam wykonanie pewnego połączenia, ale bałam się to zrobić. Dlatego po prostu tkwiłam w pustce, która mnie otaczała z każdej strony.

On skłamał, więc ja powieliłam ten błąd. Powiedziałam, że zadzwonię do Marie, żeby to ona przyjechała do mnie. Zamiast tego napisałam tylko przyjaciółce smsa, że w razie co jest u mnie i spędzamy razem jakoś czas.
Oczywiście, tak nie było.
Zamiast tego chciałam zadzwonić do Marcela, który zdecydowanie był w to zamieszany. Jednocześnie miałam świadomość, że na pewno będzie krył Huntera, w końcu są dla siebie jak bracia.

Musiałam liczyć na siebie, taka była prawda. Byłam naiwna myśląc, że będąc łatwym celem można komuś zaufać w sprawie własnego bezpieczeństwa. Sama powinnam potrafić chronić swój tyłek.
Tylko, że to nie było takie proste.

Nagle zobaczyłam, że wyświetlacz mojego telefonu rozświetlił się. Od razu zauważyłam, że dzwoni Sean, więc odebrałam zastanawiając się o co może chodzić. Miałam mieć wolne i doskonale o tym wiedział.

– Hej, Blair. – zaczął, po czym kontynuował nie czekając na moją odpowiedź. – Wiem, że miałem dać Ci spokój dzisiaj, ale Florence może przyjść do pracy około dwudziestej drugiej, więc od osiemnastej mam czterogodzinną lukę.

Rozważałam bardzo mocno czy się zgodzić. Zdawałam sobie sprawę, że to durny pomysł wybrać się do pracy samej kiedy sytuacja była napięta.
Problem polegała na tym, że wiele zawdzięczałam Seanowi, zawsze mogłam na nim polegać w kryzysowych sytuacjach, a on sam troszczył się o mnie. Traktowaliśmy się jak rodzinę, więc kiedy potrzebował mnie, nie mogłam odmówić.

– Hej, możesz na mnie liczyć, ale tylko te cztery godziny? – zapytałam.

– Nawet nie wiesz jak ratujesz mi tyłek – odetchnąć z ulgą. – Tylko tyle, Flore później przyjdzie to będziesz mogła uciekać.

Zamieniłam z mężczyzną jeszcze kilka zdań, po czym rozłączyłam się żegnając. Pokręciłam głową wahając się czy napisać smsa z tym gdzie będę wieczorem do Huntera, ale ostatecznie wiedziałam, że dostałabym ochrzan jak dziecko nie robiąc tego. Dlatego wysłałam wiadomość kilka minut później dostając odpowiedź.
Nie tego się spodziewałam.

Zły Wilk: Nie musisz mnie informować o swoich planach. Idź do pracy i zostań nawet do rana. Nie wiem czy wrócę do domu.

Zmarszczyłam brwi nawet tego nie komentując. Miał zamiar zostać u niej na noc, więc proszę bardzo.
W ten właśnie sposób czułam, że wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli. Ścisk w żołądku, który się pojawił był konsekwencją dopuszczenia do siebie uczuć, których nie powinno być pomiędzy nami.

Zanim się obejrzałam była dwudziesta. O dziwo ruch był dość spory jak na dzisiejszy dzień. Sean stał za barem, a ja z Aaronem roznosiliśmy drinki oraz ogarnialiśmy wolne już stoliki, dla następnych.
Szczerze mówiąc liczyłam, że kobieta pojawi się szybciej. Chciałam już stąd uciec, wrócić do domu oraz zaszyć się pod kołdrą. Czułam dziwny niepokój, który narastał we mnie wraz z każdą chwilą. Nie podobało mi się to. Tym bardziej, że w tym samym czasie moje serce chciało zainfekować mój rozum swoimi wymysłami na temat pieprzonego bruneta, z którym mieszkam.

Na moje szczęście Flore w końcu się pojawiła. Posłałam jej delikatny uśmiech z końca sali zanim poszła na zaplecze idąc zostawić swoje rzeczy. Rozdałam ostatnie drinki, po czym stanęłam za barem.

– Będę się zbierać, nie daj się pożreć klientom. – powiedziałam do Seana, który zaśmiał się na moje słowa.

– Postaram się. – spojrzał na mnie. – Dziękuję jeszcze raz. Kiedyś się odwdzięczę.

– Nie ma sprawy, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. – pożegnałam się szybko również znikając na zapleczu.

Kilka minut później wymknęłam się tylnym wyjściem mając zamiar udać się w stronę domu. Wyciągnęłam swój telefon sprawdzając czy nie dostałam jakiejś wiadomości od Huntera, ale nic nie było.

Dziwne.

– Oh proszę, ktoś tu skończył pracę i jest dzisiaj sam. Gdzie twój rycerz w lśniącej zbroi? – usłyszałam za sobą na co się wzdrygnęłam.

Powolnym ruchem odwróciłam się przełykając ślinę. Dałam się wkopać na własne życzenie. To był wampir, ten wampir, który siłą wyciągnął mnie ostatnio. Szybko starałam się sobie przypomnieć jak miał na imię, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

– Już nie jesteś taka odważna kiedy nie ma obok twojego kochasia?

Naiwnie liczyłam, że jeśli bez odpowiedzi zacznę biec to zdążę jakoś uciec. Fakt był taki, że przeliczyłam się. Od razu złapał mnie znajdując się przede mną, po czym szybkim ruchem popchnął mnie do tyłu tak, że przejechałam tyłkiem po ziemi.
Pozdzierałam sobie skórę na dłoniach, które z automatu zaczęły mocno szczypać.

– Wiesz? Ciekawi mnie dlaczego akurat ciebie sobie tym razem upatrzył. Zwykły człowiek, a może niezwykły? – spytał idąc powolnym krokiem w moją stronę.

Cofałam się czołgając się do tyłu, ale to było na nic, ponieważ natrafiłam na ścianę za mną. Teraz dosłownie byłam przygwożdżona do muru.

– Czym go tak zachwyciłaś, że się tobą zainteresował? – przykucnął przy mnie łapiąc mnie mocno dłonią za policzki.

Czułam jak z przerażenia wali mi serce oraz byłam roztrzęsiona. Nie miałam gdzie ani jak uciekać, więc byłam skazana na tego krwiopijcę.
Pod moimi powiekami pojawiły się łzy, dlatego zacisnęłam oczy nie chcąc tego ujawniać. Bałam się jak cholera, przy czym czułam się też bezradna i słaba.

– Może chodzi o twoją ładną buźkę, może po prostu uprawiasz z nim seks, albo tak naprawdę jesteś dla niego ważna, więc jeśli zranię ciebie to też zaboli jego.

Nie przerywał tej swojej paplaniny, więc otworzyłam oczy patrząc na niego. Zdążyłam się mu przyjrzeć. Przydługie blond włosy, zielone tęczówki, ostre rysy twarzy oraz kilkudniowy zarost. Miałam ochotę jakoś zareagować, ale prawdopodobnie tylko bym pogorszyła sytuację.

– Jeśli mu na tobie zależy to będzie go boleć równie mocno jak mnie gdy odebrał mi moją kobietę, a jeśli nie to po prostu popatrzy jak cię zakopią w ziemi. Niewielka różnica, umrzesz i tak. – wzruszył ramionami. – Co gorsza pijesz werbenę, więc nie mogę po prostu wypić twojej krwi, to byłoby dużo ciekawsze rozwiązanie.
Szybsze oraz lepsze dla mnie, ale bardziej bolesne dla niego będzie, jeśli nie zdąży cię uratować.

Nie miałam pojęcia o co mu chodzi dopóki nie poczułam nagle czegoś ostrego w swoim brzuchu. Momentalnie łzy popłynęły po moich policzkach, a ja złapałam za jak się okazało jakiś sztylet lub coś takiego.
Złapałam nerwowo powietrze czując krew na dłoniach, podczas gdy on wepchnął go głębiej.

– Nie bierz tego do siebie, to po prostu wyrównanie rachunków. – posłał mi uśmiech, po czym zniknął zostawiając mnie samą.

Hunter

Gdzie ona, do kurwy nędzy, była?
Dlaczego nie odbierała pieprzonego telefonu i nie było jej w domu?
Sfrustrowany dzwoniłem do Marie do skutku, ponieważ ona również nie odbierała. Kiedy jednak odebrała z początku zarzekała się, że są razem w moim mieszkaniu, ale Blair poszła do łazienki. Dopóki nie powiedziałem, że jej tam nie ma, więc niech przestanie kłamać, bo wróciłem do miasta i wiem.

Wtedy nastała cisza oraz panika. Mare oznajmiła mi, że o niczym nie wie, cały dzień siedzi u siebie, a brunetka odezwała się tylko do niej wcześniej, żeby ją kryć.

To nie był dobry znak.

Ostatecznie postanowiłem zajechać pod bar, być może była w pracy, podczas gdy ja niepotrzebnie odchodziłem od zmysłów.
Dlatego czym prędzej wcisnąłem pedał gazu jadąc pod budynek. Niestarannie pod nim zaparkowałem, po czym wysiadłem.

Od razu dotarł do mnie jej zapach.
Była tu. Tylko, że wtedy poczułem również krew.

Kurwa mać.

Zamknąłem samochód udając się za zapachem i wtedy ją zobaczyłem.
Siedzącą na ziemi oraz opartą o ścianę budynku. Okropnie bladą, z ledwo bijącym sercem, krwią na ustach oraz mocną raną na brzuchu.

Jakim cudem nikt jej tutaj jeszcze nie znalazł? Ile tutaj była i co tu robiła?

Znalazłem się przy niej łapiąc ją za policzki.

– Blair, spójrz na mnie. – zacząłem, ale nie uzyskałem żadnej reakcji.

Byłem przerażony widząc ją w takim stanie. Do jasnej cholery niepotrzebnie ją zostawiałem. To była moja wina. Potrząsnąłem nią delikatnie chcąc jakkolwiek przywrócić jej świadomość, ale nie ocknęła się. Jej ciało było wiotkie, a wokół była krew, której zdecydowanie straciła za dużo.

– Jeśli przeżyjesz, to przysięgam, że dostaniesz porządny opierdol za wyjście beze mnie, owieczko.

Docisnąłem dłoń do jej rany chcąc zatamować dalsze krwawienie. Wolną ręką szybko wybrałem numer do Marie, żeby przyjechała czym prędzej i mi pomogła. Musiałem ją zabrać do naszego lekarza, tylko po to, żeby nie mieszać w to żadnej ludzkiej policji ani niczego z tego gówna.

Piętnaście minut później byliśmy w budynku. Od razu zajął się nią zszokowany na mój widok oraz całą sytuację Gabriel. Magiczny, który od kilku lat zajmuje się zmiennymi w mieście oddalonym o dziesięć minut od naszego. Tylko tym razem ja nie szczędziłem na prędkości znajdując się dużo szybciej w tej całej lecznicy.

– Musisz jej pomóc, ona musi to przeżyć. – zacząłem nerwowo kładąc ją na metalowym stole, na którym kazał mi to zrobić. – Nie wiem co wy tam robicie, rzuć jakieś zaklęcie, przeczytaj coś, pomachaj różdżką, nie obchodzi mnie to, po prostu ją ulecz.

– To tak nie działa. Straciła dużo krwi, rana jest głęboka. – powiedział również będąc zestresowanym.

Jakby moja obecność miała na niego dziwny wpływ.
Powinien być raczej spokojny, prawda?

– Wyjdź stąd i daj mi się wszystkim zająć. Zrobię co w mojej mocy, żeby przeżyła. – oznajmił wyganiając mnie z pomieszczenia.

To nie tak miało wyglądać do jasnej anielki. Miałem wrócić do mieszkania, ponarzekać, że jestem diabelnie głodny, załączyć jakiś jeden z filmów w jej stylu, po czym przyciągnąć ją do siebie udając, że przytulanie jej wcale mi nie odpowiada. Po całym dniu zdążyłem za nią zatęsknić, co przerażało mnie, ale jeszcze bardziej w tym momencie przerażał mnie fakt, że mogłaby umrzeć. Jak zwykły człowiek, od głębokiej rany, a ona nie była zwykłym człowiekiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro