22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Zmęczenie, przerażenie oraz dyskomfort towarzyszyły mi odkąd się wybudziłam. Nie do końca dowierzałam, że były to aż trzy dni. Pamiętałam tylko jak z bólu zaczęłam odpuszczać i zasypiać czując pod dłonią własną krew, ale teraz czułam się jeszcze gorzej. Nie miałam siły, jedyne co chciałam zrobić to na nowo uciec do krainy Morfeusza, co zdecydowanie nie było mi dane.
Nie pamiętam co się działo z początku gdy się zerwałam z łóżka. Jak twierdziła Marie dopiero po dziesięciu minutach zaczęłam kontaktować, po tym jak wyrzuciłam z siebie cały tojad, którym najwidoczniej było pokryte ostrze.
W pomieszczeniu była tylko ona trzymając mnie za rękę ze zmartwieniem w oczach. Nie miałam pojęcia gdzie byłam, jak się tutaj znalazłam oraz co się właściwie działo. Jednak nie byłam jeszcze w stanie zapytać o wszystko, a ognistowłosa to wyczuła nie wymieniając żadnego zdania. Czekała aż ja się odezwę.
Podniosłam się delikatnie, ale mimo to poczułam nieznośny ból promieniujący od rany, przez co się skrzywiłam. Kobieta natychmiast mi pomogła kręcąc na mnie tylko głową.

– Kiedy stąd wyjdę? – spytałam na co Rie spojrzała na mnie jak na wariatkę.

– Żartujesz sobie, tak? Czy ty wiesz ile krwi straciłaś? Ledwo uszłaś z życiem, bo twoje serce przestało bić, dlatego zapadłaś w śpiączkę. Twoja rana się nie goi, wymiotowałaś mordownikiem, wyglądasz jak śmierć i pytasz do cholery kiedy wyjdziesz?

– Mare – od razu mi przerwała nawet nie pozwalając dokończyć zdania.

Chyba właśnie rozpętałam piekło na ziemi związane z wzburzeniem zmiennej.

– Nie, czy ty wiesz jak my się o ciebie martwiliśmy? Co ty w ogóle robiłaś w barze, a po drugie kto ci to zrobił?

Martwiliśmy. My. Zmarszczyłam brwi rozważając w głowie jej słowa, żeby zdać sobie sprawę, że na korytarzu na sto procent czeka Hunter, od którego dostanę poważny opierdol kiedy tu wejdzie.

– Byłam w pracy, pisałam smsa Hunterowi, że tam będę, dostałam w odpowiedzi tylko, że nie muszę go informować o swoich planach, więc to nie moja wina, że umknęło mu to z głowy. – westchnęłam czując pulsujący ból w głowie, który również nie dawał mi spokoju.

Kobieta milczała dłuższą chwilę przyglądając mi się. Wiedziałam, że okropnie przeżywała to co się stało. Ja też bym umierała ze strachu gdyby coś takiego ją spotkało. Miałam tylko ją, moją siostrę z wyboru, osobę, która nigdy mnie nie oceniała, krytykowała moje wybory, ale starała się je zrozumieć, przy czym zawsze była najlepszym wsparciem jakie mogłam sobie wymarzyć. Tylko w jednym momencie mojego życia jej nie było, ale nie miałam zamiaru jej tego wypominać. Tym bardziej, że wiedziałam jak bardzo tego żałuje.

– Po tym jak cię znalazł, od razu zabraliśmy ciebie tutaj, to swojego rodzaju klinika dla zmiennych. Chciałam cię zabrać do szpitala, ale to wiązałoby się z tysiącem pytań, policją, a najlepiej tego uniknąć. Masz zaszytą ranę, ale nie goi się tak jak powinna. Miałaś transfuzję krwi i byłaś pod kroplówką, więc na pewno będziesz słaba dłuższy czas. Tylko, że musisz wiedzieć, że tym miejscem zajmuję się magiczny.

Tym razem to ja posłałam jej spojrzenie, które ukazywało, że mam ją za wariatkę. Magiczny? Przecież taki bardzo szybko mnie zdradzi, jeśli tylko się dowie. Na pewno próbował mnie uleczyć za pomocą jakiegoś zaklęcia, a kiedy to się nie udało zaczął szukać odpowiedzi. Byłam na cholernie przegranej pozycji w tym momencie.
Musiałam stąd wyjść, tym bardziej, że nie byłam tutaj bezpieczna. Zaczęłam nerwowo się rozglądać po pomieszczeniu czując jak moje serce przyspieszyło swoje bicie.

– Hej, Blair spokojnie, wszystko jest dobrze i..

Nie słuchałam dalej, całkowicie ignorując jej słowa. Ucieczka nie wchodziła w grę, bo nie mogłam się podnieść sama, a co dopiero zejść z łóżka, po czym iść jakimś szybszym krokiem. Prawdopodobnie bym szła podpierając non stop ścianę lub padła po drodze. Ból głowy wydawał się coraz gorszy. Przez niego zaczęło mi dzwonić w uszach, które momentalnie zakryłam dłońmi licząc, że to pomoże. Odnosiłam wrażenie, że zaraz pęknie mi głowa. Zamknęłam oczy zaciskając mocno powieki, gdyż to co teraz się działo było wręcz nie do zniesienia. Nagle poczułam dotyk na swoich nadgarstkach oraz odsunięcie ich od uszu. Spojrzałam na osobę, która to zrobiła dostrzegając Huntera. Jego srebrnoniebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie z troską, żeby błysnąć złotem, co spowodowało, że moje serce zgubiło rytm tym razem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ból minął jak odjęty ręką, żebym chwilę później poczuła jak z mojego nosa kapie krew.

– Nie możesz się denerwować, owieczko. – złapał chusteczkę podając mi ją.

Przyłożyłam ją do nosa całkowicie nie mając pojęcia co się właśnie stało.
Jeszcze bardziej dziwiła mnie reakcja mężczyzny, który patrzył na mnie z troską.
Gdzie się pojawił mój zły wilk?

– To moja wina, chciałam jej powiedzieć o Gabrielu, zanim go zobaczy, żeby nie doznała szoku. – westchnęła przyjaciółka.

– Poczekaj, co? – skupiłam na niej wzrok. – Chyba nie mówisz o moim bracie, tak? Co miałby tutaj robić skoro jest następcą taty do przejęcia kowenu?

– Zostawisz nas samych? – Hunter spojrzał na Marie, która z niechęcią pokiwała głową następnie wychodząc.

Przyjrzałam się mu korzystając z okazji. Kilkudniowy zarost, który już potrzebował, żeby o niego zadbać, since pod oczami i widoczne oznaki przemęczenia. W dodatku jego włosy wyglądały tak jakby non stop mierzwił je palcami, co prawdopodobnie robił.

– Wyglądasz okropnie. – oznajmiłam chcąc rozluźnić nieco atmosferę.

Udało mi się, ponieważ on od razu posłał mi rozbawiony delikatnie wzrok. Zabrał ode mnie chusteczkę, która już nie była potrzebna, po czym ją odłożył na stolik obok.

– Ty za to promieniejsz, wręcz tryskasz energią.

Uniosłam jeden kącik ust w półuśmiechu, co również spowodowało, że się uśmiechnął w ten sposób. Usiadł na moim łóżku, po czym nachylił się nieco poprawiając mi włosy za ucho. Zmarszczył brwi biorąc w palce jedno z mojego pasma, żeby mi je pokazać. Było śnieżnobiałe, co nie miało żadnego logicznego odniesienia. Farba po prostu nagle zniknęła z niewyjaśnionego powodu.

– Nie podoba mi się to, ale bardziej nie podoba mi się to w jakim jesteś stanie, a ja nie mogę nic zrobić. – przeniósł dłoń na mój policzek, żeby pogładzić go kciukiem.

– Wystarczy, że jesteś. To już dużo.

Te słowa wydawały się jak najbardziej na miejscu, tym bardziej, że taka była prawda. Był tutaj, chociaż mógł być gdzieś indziej, a jego oczy go zdradzały. Naprawdę się o mnie martwił.

– Dlaczego byłaś w pracy i nawet nie dałaś znać, że tam będziesz?

– Przecież dałam, pisałam do ciebie, odpisałeś mi, więc poszłam, bo miałeś nie wrócić na noc.

– Nie żartuj sobie ze mnie tak, bo to nie jest śmieszne. – odparł poważnie zabierając dłoń, żeby usiąść prosto. – Nie odpisywałem Ci, skoro nic nie wiem.

– Może to Marcel, z którym rzekomo byłeś? – być może to nie był dobry ruch, ale musiałam to wyrzucić z siebie przypominając sobie, że mnie okłamał. – Chyba, że byłeś z kimś innym.

Milczał analizując w głowie moje słowa. Najwidoczniej musiał przemyśleć co dalej powiedzieć doskonale zdając sobie sprawę, że wiem. W szczególności teraz gdy jak się mogłam domyślić to nie on mi odpisał, tylko Jules, o której nie wiedziałam nic, a nic.
Tylko, że teraz nie chciałam wiedzieć, ponieważ bałam się, że prawda mnie przerośnie.
Na szczęście w nieszczęściu wtedy do pomieszczenia wszedł mój brat.

Miałam wrażenie, że to wszystko to jeden wielki sen, w którym wylądowałam. Za dużo rzeczy na raz, które zostały pozbawione sensu. Tylko nie było opcji wybudzenia się.

– Hej, jak się czujesz? – zadał to pytanie wpatrując się we mnie tak jak zawsze gdy coś się działo.

Żałowałam wielu rzeczy, w tym właśnie braku większego kontaktu z nim po tym jak się wyniosłam, a właściwie zostałam wyrzucona. Zdawałam sobie jednak sprawę, że dzięki temu nie ryzykowałam zdradzeniu gdzie jestem. Dlatego tylko raz na kilka miesięcy rozmawialiśmy przez telefon informując siebie nawzajem, że wszystko dobrze. Tylko, że nigdy nie zostałam poinformowana, że się przeniósł, tym samym opuszczając kowen oraz porzucając wszystko.

– Przeżywalnie. – odpowiedziałam.

– Poważnie nas nastraszyłaś, nadal to robisz. Jesteś okropnie słaba, ale nie mogę cię tutaj trzymać, tym bardziej, że to nic nie da. Rana jest zaszyta, powinna się powoli goić, a ty musisz odpoczywać w domu, leżąc w łóżku, jedząc normalnie i nie przemęczając się. Tutaj nie będzie Ci wygodnie, w razie co będziecie dzwonić. Dam ci też swojego rodzaju leki, żebyś z tego wyszła. Tylko ktoś musi cię pilnować, żebyś to jadła, bo możesz mieć problemy z pamięcią.

– Zajmę się tym. – powiedział Hunter. – Poczekam na zewnątrz. – dodał wychodząc i zostawiając mnie samą z bratem.

Nie takiego spotkania po czterech latach się spodziewałam. Właściwie nie oczekiwałam, że zobaczymy się w najbliższym czasie mimo wszystko, dlatego teraz byłam w niemałym szoku.

– Odeszłem mając dość, ale porozmawiamy o tym jak wrócisz do zdrowia. Będziemy mieć na to wtedy czas. – poprawił nerwowo włosy. – Zajmij się Hunterem, przesiedział tu ostatnie dni przy tobie, nie śpiąc, nie jedząc i tak naprawdę zadręczając się.
Obojgu wam przyda się odpoczynek w domu. Dlatego wyjątkowo się zgadzam, żebyś stąd wyszła, bo powinnaś tu być przynajmniej tydzień, ale nie mogę pozwolić, żeby on nadal się tak męczył. Marcel go potrzebuje z powrotem.

Pokiwałam jedynie głową nie mając zamiaru zbytnio analizować jego słów. Potrzebowałam nowej dawki snu, po tych wszystkich informacjach, których dostarczyłam swojemu mózgowi.
Godzinę później byliśmy w naszym mieszkaniu, co wydawało mi się w tym momencie niezwykle obce.
Dosłownie jakby ktoś postawił mnie tutaj, a ja nie byłabym sobą.
Potrzebowałam długiej kąpieli w wannie. Hunter jakby czytając mi w myślach nie stawiając mnie na podłodze poszedł ze mną na rękach do łazienki. Dopiero tam niezwykle delikatnie posadził mnie na blacie umywalkowym uważając na każdy swój ruch. Następnie dalej nie zamieniając ze mną słowa nalał wody do wanny, po czym niepewnie zrobił krok w moją stronę.

– Powinienem ci pomóc ściągnąć to wszystko z siebie, żeby było ci łatwiej.

– Dlaczego wielki zły wilk zamienił się w owieczkę? – zapytałam, a on stanął przy mnie powoli ściągając moją koszulkę z moją pomocą.

– Bo chodzi o jego owieczkę. W szczególności, że o mały włos jej nie stracił.

Złożył pocałunek na moim czole, czym całkowicie mnie rozczulił. Poczułam przyjemne ciepło w tamtym miejscu uśmiechając się do siebie lekko. Tylko, że to wszystko było ciszą przed burzą, która miała między nami nastąpić wraz z wyjawieniem prawdy z jego strony.

Bardzo delikatnie pomógł mi również ściągnąć dresy, które miałam na sobie. Dostrzegałam w jego spojrzeniu jak bardzo walczy teraz sam ze sobą, żeby nie zrobić czegoś czego poniekąd nie powinien. Trzymał się w ryzach, które prędzej czy później między nami pękną.

– Będę czekał w salonie. W razie co wołaj i... – nie dokończył, ponieważ mu przerwałam.

– Nie dam rady dojść stąd do wanny, już nie mówiąc, że będzie mi ciężko rozpiąć stanik z tymi drżącymi rękami.

– Blair, ja naprawdę panuję nad sobą, ale za dużo ode mnie oczekujesz.

Nie dostał żadnej odpowiedzi z mojej strony poza spojrzeniem prosto w jego oczy. Moje serce na nowo zabiło dużo szybciej na to doznanie. Zwłaszcza gdy poczułam jego dłonie na moich plecach blisko rozpięcia biustonosza. Przyjemne mrówki rozeszły się po mojej skórze wraz z zetknięciem się z nią jego palców.

Hunter rozpiął stanik, żeby następnie zsunąć ramiączka i całkowicie mnie z niego pozbawić.

– Mam z tobą urwanie głowy – powiedział przyglądając się mi dokładnie, co sprawiło, że spłonęłam rumieńcem.

Cholera.

Cholera.

Mężczyzna nachylił się nade mną łącząc nasze usta, żeby mnie pocałować. Nie był to zachłanny pocałunek, ale oddawał uczucia, które nami targały. Wplotłam palce we włosy bruneta oplatając tym samym jego szyję. Przyciągnęłam go do siebie bliżej, na co oparł się dłońmi o blat za mną. Dopiero po dłuższej chwili jedna z jego dłoni wylądowała na moim biodrze, żeby zsunąć ze mnie dolną bieliznę, której zaraz byłam pozbyta.
Teraz byłam już naga, gotowa do kąpieli, która na mnie czekała, ale zamiast tego zdecydowanie wolałam spędzić ten czas pozwalając Hunterowi całować się tak do rana.
Jego język przejechał po mojej dolnej wardze, żeby następnie zmienny się odsunął ode mnie.

– Wołaj mnie, jeśli będziesz mnie potrzebować. – oznajmił biorąc mnie na ręce oraz powoli pomagając usadowić się w wannie, po czym wyszedł.

Jak zawsze zostawił mnie w niemałym osłupieniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro