32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Być może za mocno zamknęłam drzwi od samochodu gdy się z niego wydostałam przez co trzasnęły, ale miałam to gdzieś. Wróciliśmy do domu zaraz po tym jak Gabriel wysłał mi smsa, że wszystko w porządku i są na miejscu. Od tamtej wiadomości minęło dziesięć minut, a ja nie mogłam usiedzieć w aucie w drodze od Rica.
Dlatego nerwowo chodziły mi na przemian nogi, o które stukałam palcami, aż w końcu wypadłam z pojazdu jak torpeda znajdując się w domu.

Nie wiedziałam czy bardziej byłam gotowa opierdzielić dwójkę ważnych dla mnie facetów za lekkomyślność czy cieszyć się, że wyszli bez szwanku. Jak tylko przypuszczałam, jednak kiedy poczułam zapach krwi w powietrzu od razu zmieniłam zdanie.

Zobaczyłam Gabriela na tarasie, który coś tam robił, więc udałam się za zapachem podejrzewając, że dotyczy to Huntera. Jego zapach mieszał się wraz z zapachem krwi, więc byłam pewna, że to coś związanego z nim.
Nie myliłam się. Weszłam do łazienki od razu widząc ranę w brzuchu mężczyzny, który wycierał swoją skórę ze szkarłatnego koloru.

– Czy ty musisz się pakować w takie gówno? – zapytałam zła. – Jak nie złamane żebro, to coś innego, a jak nie coś innego to dziwne rany lub siniaki. – podeszłam do niego.

Oburzona zabrałam od niego koszulkę, którą zamoczył i wycierał ślady krwi. Odwrócił się w moją stronę opierając się o szafkę umywalkową za sobą. Ręcę miał za swoimi plecami stając wygodniej i swobodnie podtrzymując ciężar ciała na nich. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głowy dokładnie skanując całą moją sylwetkę. Zanim odpowiedział przetarł swoją dłonią kilkudniowy zarost, po czym zatrzymał spojrzenie na moich ustach na dłuższy czas.
Odnosiłam wrażenie, że czas się właśnie dla nas zatrzymał.
Ja wpatrywałam się w niego, a on we mnie, czym powodował przyjemne uczucie ciepła w moim sercu.
Gorszym faktem było to, że jego wzrok, tak intensywny, pobudzał moje inne zmysły, ale sprawiał też, że mrowiło mnie całe ciało i pragnęłam, żeby chociaż w najmniejszy sposób mnie dotknął.

To nie było normalne.

– Byłem przebity na wylot, ale się uzdrawiam, więc nic mi nie będzie, owieczko. – oznajmił to tak spokojnym tonem jakby właśnie powiedział mi, że zrobił na śniadanie tosty z szynką.

Dosłownie.

Moje nerwy właśnie same zostały zszargane przez następne nerwy.

– Masz szczęście, że się uleczasz, bo gdy sama skopie ci tyłek to szybko się zagoi. – powoli zaczęłam przesuwać mokrym materiałem po jego brzuchu.

Właściwie to dociskałam go, żeby namoczyć zaschniętą już ciecz, a potem tylko przetrzeć.
Niezaprzeczalnie czułam przechodzące między nami iskry gdy to robiłam. Nieplanowany dotyk moich palców z jego skórą wręcz mnie parzył. Prawdopodobnie z tego powodu oboje milczeliśmy w tym momencie.
Skupieni na tym co się właśnie działo między nami.
Nie potrzebowałam zadzierać głowy do góry, żeby wiedzieć, że brunet przygląda mi się zabierającym dech w piersi wzrokiem.

– Za bardzo przeceniasz swoje umiejętności, nie dałabyś rady skopać mi tyłka.

– Nigdy nie lekceważ kobiety. – odsunęłam się w poszukiwaniu jakiegoś opatrunku, przez co zaczęłam grzebać w szafkach.

– Jestem w stanie przewidzieć twoje ruchy, kłamczuszku. Nie jesteś taka nieprzewidywalna jak ci się wydaje.

Ciemnowłosy podszedł do mnie od tyłu dociskając swoje ciało do mojego, po czym ściągnął z najwyższej półki w szafce kosmetyczkę. Były w niej różnego rodzaju plastry lub opatrunki. Hunter nie odsunął się ode mnie od razu, odnosiłam wrażenie, że czeka czy ja to zrobię.
Jednak ja nie miałam takiego zamiaru. Brakowało mi go i mimo, że na własne życzenie ostatnio między nami nie było najlepiej, to potrzebowałam sobie poukładać wszystko w
głowie.

– Ale ty jesteś irytujący. – odwróciłam się do niego licząc, że w ten sposób nieco uspokoję reakcje mojego ciała na niego.

Tylko, że przez to wkopałam się jeszcze głębiej.
Był blisko, cholernie blisko.

– Staram się dorównać tobie pod tym względem.

Napięcie między nami było wręcz namacalne.
Oboje zamilkliśmy wstrzymując na chwilę oddech.
Chyba w ten sposób chciałam uspokoić swoje zmysły, ale całkowicie na tym poległam.
Po przemianie zdecydowanie czułam więcej i również wiązało się to z tym, że moje postrzeganie uczuć stało się silniejsze.

– Zapytam jeszcze raz – wzięłam głębszy wdech. – Dlaczego ty zawsze musisz się wpakować w jakieś bagno?

W dalszym ciągu byłam, przynajmniej w jakimś stopniu, zła na niego. Tylko dlatego, że uczucia do niego nie przyćmiły jeszcze mojego zdrowego rozsądku.

– Pewnie dlatego, że to do mnie pasuje. To jak równanie matematyczne, które samo przez siebie tworzy rozwiązanie.
Tam gdzie są problemy tam zawsze pojawiam się ja, niestety tak już to działa. – oznajmił nieco ozięble odsuwając się ode mnie.

– Wiesz co jeszcze do ciebie pasuje? Stwierdzenie, że jesteś dupkiem. – skrzyżowałam ręce patrząc na niego.

– Jestem przystojny, więc moje bycie draniem jest wybaczalne. – przyjął taką samą postawę jak ja patrząc na mnie z góry, z oczywistego powodu. Był wyższy.

Zmarszczyłam jedynie nieco brwi w odpowiedzi badając go wzrokiem.

– Nikt nie oczekuje ode mnie bycia słoneczkiem w ich życiu, Blair. – wzruszył ramionami.– Ty za to wcale nie jesteś lepsza ode mnie. Gdy robi się poważnie i coś się posypie uciekasz gdzie pieprz rośnie. To właśnie zrobiłaś ze mną. Nie rozmawiamy, nie patrzysz na mnie i unikasz mnie jak ognia. To właśnie jest twoja taktyka, podczas gdy ja nie uciekam od kogoś, po prostu daje mu do zrozumienia, że coś mi nie pasuje, więc jestem brany za trudno dostępnego. Tak to już jest.

Patrzyłam na niego dłuższą chwilę, po czym przewróciłam oczami i miałam zamiar po prostu wyjść zostawiając go samego, ale uniemożliwił mi to łapiąc mnie za nadgarstek i zatrzymując.

– Przestań to wypierać. – oznajmił nie wykonując żadnego następnego ruchu. – Przestań wypierać, że to co jest między nami nie jest prawdziwe.

– Ja..– zawahałam się biorąc głęboki wdech, po czym odwróciłam się do niego.

Żadne słowa nie opiszą tego co właśnie zobaczyłam w jego oczach. Srebrzyste oczy, które praktycznie zawsze wydawały się tak chłodne jakby tafla lodu pokryła je swoją grubą warstwą. Teraz wydawał się kruszeć. Nie topnieć, on po prostu pękał na części, dokładnie tak, że jego spojrzenie złagodniało. Stał przede mną z szybciej bijącym sercem, co teraz mogłam usłyszeć bez problemu, delikatnym uśmiechem oraz rozpadającą się na kawałki maską, którą zakładał każdego dnia.
Chociaż w ostatnich latach chyba wcale jej nie zdejmował.

– Jesteśmy jak dwa pieprzone chaosy, które zderzając się ze sobą sieją zamęt, ale to jesteśmy my, Blair – złapał moją dłoń w swoją dając ją na swoją klatkę piersiową w miejscu gdzie znajduje się serce.

Odniosłam wrażenie, że zetknięcie jego skóry z moją jak każdy inny nasz dotyk parzy mnie swoją intensywnością.
Jednak czułam się jak zahipnotyzowana nie potrafiąc się odsunąć.
Było w tym coś więcej. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale na moim już teraz całym ciele pojawiła się gęsia skórka

– Nie jesteśmy normalni. – wyszeptałam zauważając jak jego rana sama się goi.

Nie byłam w stanie uwierzyć gdy nagle nie było po niej żadnego śladu. W końcu w ostatnim czasie nie uzdrawiał się tak jak powinien.

–I nigdy nie byliśmy. – oparł czoło o moje. – Ale normalność jest nudna.

– Prawie tak jak ty i wybierane przez ciebie programy w telewizji. – dodałam uśmiechając się delikatnie i kładąc drugą dłoń na jego klatce piersiowej równie dobrze jak pierwszą.

On za to złapał mnie oplatając ręce wokół mojej talii.
Po moich słowach od razu zauważyłam jak kącik jego ust podniosł się do góry. Nie odpowiedział jednak nic zamykając oczy i biorąc głębszy wdech.

Był tak blisko i nie odchodził nigdzie, a ja sama nie miałam zamiaru więcej odwracać się do niego plecami.
Nie czekając dłużej pocałowałam go i dla nas obu było to cholernie zgubne.
Nasze wargi odnalazły swój rytm, który był leniwy, ale jednocześnie niezwykle namiętny. Pełny emocji, które nami targały, ale nie daliśmy się całkowicie temu ponieść zachowując zdrowy rozsądek, o który było ciężko w tym momencie.
Czułam jak wali mi serce przez jego bliskość jednocześnie też słyszałam, że serce Huntera podziela tak szybkie bicie.
Miałam ochotę rozpłynąć się w jego objęciach.
Nagle jednak usłyszałam głos Masona z dołu, więc odsunęłam się minimalnie.

– Chodźcie tu gołąbeczki i przestańcie gruchać! –krzyknął, a Hunter zlewając jego słowa wpił się w moje usta na nowo.

Tym razem całował mnie zachłannie jednocześnie trzymając za policzki.
Jego język bez problemu odnalazł się w tańcu z moim przez co zapomniałam o całym świecie.
Matko jedyna, jak ten facet doskonale całował.
Złapał mnie za biodra bez wysiłku podnosząc do góry, przez co oplotłam nogi wokół niego. Nie odrywając ust od moich przycisnął mnie do ściany zjeżdżając dłońmi na mój tyłek.
Można byłoby to tłumaczyć tym, że nie chciał mnie nagle upuścić, ale wiadomo, że nie taki był jego cel.
Zacisnął na nim palce przygryzając mi jednocześnie dolną wargę, którą zaczęła mrowić.
Sama ta chwila wywołała stado motyli w moim podbrzuszu, które szybko zmieniły się w podniecenie, a ja pragnęłam więcej.
Tym bardziej gdy poczułam wybrzuszenie w jego spodniach.
Cholera oboje najwidoczniej nie będziemy potrafili utrzymać rąk przy sobie.

– Wezmę prysznic – oznajmił stawiając mnie na podłodze.

Zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głowy, po czym uśmiechnęłam się sama do siebie.

– Nie ciesz się tak, owieczko, bo wilk cię jeszcze dopadnie, to tylko kwestia czasu – musnął ustami moje, a potem zaczął rozpinać pasek od swoich spodni.

Nie ryzykując wyszłam z łazienki i poszłam na dół, gdzie wszyscy byli w salonie. Marie siedziała z Gabrielem na narożniku po dwóch różnych stronach, a Mason stał oparty o ścianę.

– A gdzie schował się pan wilk? – zapytał brat bruneta.

– Zmywa się z krwi, więc pewnie chwilę mu zejdzie.– powiedziałam patrząc na nich. – Więc?

– Po pierwsze spotkaliśmy Elle – zaczął mój brat rozsiadając się wygodniej. – Mieszka tutaj i sama odeszła z kowenu.

– Elle? – zmarszczyłam delikatnie brwi. – Twoją Elle?

Pokiwał głową w odpowiedzi rozważając co powiedzieć dalej. W tym czasie zwróciłam uwagę jak moja przyjaciółka spięła się słysząc słowo twoją. Siedziała teraz bawiąc się nerwowo palcami, na których skupiła całą uwagę.
Dopiero po chwili na nowo przełączyła się w swój tryb, który znałam doskonale. Udawała, że nic ją nie obchodzi i jest silna. Wiedziałam, że tak naprawdę pod skorupą niezależnej babki, kryje się wrażliwa dziewczyna, ponieważ znałam Mare, ale ona chyba nie zdawała sobie z tego sprawy.
Obi znałyśmy siebie na wylot.

– Kim jest Elle? – zapytał Mason.

– Słyszałeś o kowenie, który został nazwany po jednym z miesięcy?

– Sierpniowi?

– Ona z jej ojcem należeli do niego. – odpowiedział mój brat.

– Kim są sierpniowi? – uwagę przyciągnęła Rudowłosa.

– Magiczni, którzy zginęli trzydzieści lat temu podczas jednej z największych tragedii. Wampiry chciały przejąć całkowicie kontrolę nad nimi, ale kiedy im się nie udało uznali, że albo będzie po ich myśli, albo wcale. Dlatego wymordowali ich, a że nie należeli do żadnego z tamtejszych kowenów, aby ich upamiętnić nazwali ich sierpniowymi od miesiąca, w którym miała miejsce tragedia.
Elle miała kilka miesięcy i jej tacie udało się jakimś cudem uciec, ale jej mama nie miała tyle szczęścia.

– Nasz dziadek przyjął ich z otwartymi rękoma zapewniając, że będą bezpieczni i byli. – dodałam. – Poza tym zawsze mogli liczyć na naszą pomoc, byli jak rodzina, chociaż nie każdy stosował się do tej zasady. – spojrzałam na Gabriela znacząco.

– Oh proszę, mały Gabriel się zakochał? Zaczyna mi się podobać. Miłosne wątki zawsze komplikują opowieść. – Mason usiadł na fotelu zakładając ręce za głowę. – Potrzebuję tylko popcornu i możecie opowiadać dalej.

Gabe posłał mu tylko złowieszcze spojrzenie, na co ten drugi uśmiechnął się szeroko.

– To nie ma znaczenia, ważniejsze jest to, że to naprawdę świetna czarownica, która wchłonęła magię zamordowanych, co z kolei czyni ją jedną z najpotężniejszych żyjących czarownic.

– Jak to wchłonęła? – zapytała Mare.

– Podczas trwającej masakry magiczni uwalniają swoją energię, co najczęściej czyni skalaną ziemię miejscem magicznym, ale w tym przypadku ona jako małe dziecko wchłonęła magię jakby to był akt poświęcenia dla niej.

– Dobra, więc Gabriel ładnie się do niej uśmiechnie i będzie po naszej stronie, wszystko jasne – powiedział Mason.

– To nie będzie takie proste, ale wykonalne.

– No i super – dodał. – Więc teraz tylko zostało poczekać na mojego brata, który..

– Który co? – przerwał mu Hunter wchodząc do pomieszczenia zakładając koszulkę.

– Który właśnie przyszedł. – odpowiedział.– Musimy zorganizować bal, tak jak to robili rodzice. Zmienni muszą zauważyć nasz powrót i uznać to za coś dobrego, a ci co siedzą tu od lat pamiętają czasy kiedy wszystko było dobrze.

– Myślisz, że Ric nic nie robił w tym kierunku? – Hunter stanął koło mnie stykając się ze mną ramionami.

– Nie robił, chciał zostawić tę tradycję dla naszej rodziny. Liczył, że kiedyś tutaj wrócisz i obejmiesz miejsce lokalnego alfy. Dalej na to liczy.

– Więc się pewnie przeliczy, bo nie pasuję do tej roli, ale przydałoby się zorganizować bal, żeby na nowo nawiązać kontakty. To chyba najprostszy sposób, żeby każdego zgromadzić w jednym miejscu.

– I jednocześnie najmniej bezpieczny kiedy moja matka kręci się niedaleko. – oznajmił Gabriel, a Blair pobladła słysząc te słowa.

– W takim razie, jeśli się nagle pojawi zobaczy znienawidzoną przez siebie osobę. W końcu mnie szuka, tak? Chyba wypadałoby kiedyś mnie znaleźć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro