33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hunter

Stałem oparty o barierkę na tarasie trzymając w dłoni szklaną butelkę z piwem. Przyglądałem się wschodzącemu na niebie księżycowi, który sprawiał wrażenie majestatycznego. Mimo, że w prawdzie dopiero zbliżał się do pełni budził podziw.

Dzień balu przypadał za tydzień, a więc właśnie na dzień, w którym Srebrna tarcza pokaże się na niebie w swojej całej okazałości. Nie byłem pewny czy to dobry pomysł, ale tego chciał Ric, z którym nie miałem zamiaru wchodzić w dyskusję. Nie przez telefon. Poza tym za bardzo szanowałem tego człowieka oraz jego zdanie, żeby się z nim spierać. To on tutaj rządził, a ja miałem zamiar posłusznie przyjąć to co miał do powiedzenia.
Tym bardziej, że nie widziałem go wiele lat odsuwając się od wszystkiego co sprawiło, że byłem tym kim byłem.

Rozejrzałem się po ogrodzie oczekując, że dostrzegę coś, czego od dawna nie miało prawa tutaj być.
Głupich Azalii, które były tak ważne dla mojej mamy, że nawet zasadziła je u babci Blair.
Pokręciłem jedynie głową zdając sobie sprawę, że sam rozrywam zasklepioną ranę. Tak samo jak wtedy gdy odważyłem się przeczytać list, który wysłała moja rodzicielka do staruszki.
Następnie podejmując gorszy krok dla samego siebie dzwoniąc do siwowłosej, a przy tym prosząc czy mogłaby mi przesłać inne, jeśli jakiegokolwiek posiada.

Miała ich więcej, ale przeczytałem tylko ten pierwszy nie będąc gotowym na żadne inne.
Nagle usłyszałem jak ktoś wychodzi na zewnątrz i nie odwracając się wiedziałem, że to mój młodszy brat.
Chwilę później stanął obok mnie mając w dłoni również butelkę z piwem.
Staliśmy tak w ciszy, która dla nas obu była kojąca, przez dobre kilka minut.

– Tęsknie za nimi. – oznajmił nagle.

– Wiem, młody. Wiem. – westchnąłem, ponieważ sam tęskniłem.

Nie było dnia, żebym o nich nie myślał, ale odkąd pojawiła się w moim życiu Blair, ta dziwna pustka w sercu zaczęła się w jakimś stopniu wypełniać. Z początku zdecydowanie mi się to nie podobało, teraz jednak chciałem, żeby zburzyła mój mur dostając się do środka.

– Ale przynajmniej jakimś cudem odzyskałem ciebie. – poklepałem go po plecach w braterskim geście. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak dużo to dla mnie znaczy.

– Chyba coś wiem na ten temat, bo sam byłem przekonany, że nie żyjesz, a potem nagle się dowiedziałem, że to jednak nieprawda. – upił łyk chmielowego napoju.

– Już nie wyglądasz na takiego ostatniego gówniarza jakim cię zapamiętałem – odparłem żartobliwie. – Ile masz lat? Siedemnaście?

– W dalszym ciągu jesteś takim samym burakiem jak zawsze. – parsknął śmiechem.

– Hamuj się, mówisz do starszego brata. – szturchnąłem go ramieniem. – Trochę szacunku.

– Masz rację, na minimum zasłużyłeś, dupku.

Zaśmiałem się odczuwając jednocześnie ulgę, że jest obok.
Brakowało mi go jeszcze bardziej niż zdawałem sobie z tego sprawę.

– Blair ma pewnie z tobą urwanie głowy. – dodał na co uśmiechnąłem się tylko upijając piwo. – Rozmawiałem z Marie na wasz temat.

– I co powiedziała?

– Że obłudny kłamca z ciebie, ale wcale nie jest lepsza, bo gdy chodzi o kogoś kogo się kocha, czasem trzeba nagiąć prawdę.

Pokiwałem głową i tak wiedząc, że zna całą prawdę, którą ja chciałem mu powiedzieć, ale nie miałem żadnej okazji.

– Ona jest chyba moją bratnią duszą. – powiedziałem nie będąc do końca pewny tych słów.

– Bratnią duszą? – dopytał Mason patrząc na mnie. – Ale miałeś już przeznaczoną.

– I dalej ją mam, ale jestem na etapie zrywania też więzi, co zbyt dużo mnie kosztuje. Tylko, że przeznaczenie może zagrać w swoją własną grę, nie musisz pasować do tej osoby. Bratnie dusze to coś innego, mocniejszego.
Po prostu to czuję, Mason. Czuję, że chciałbym ją już zawsze chronić.

– Więc to zrób.

– To nie takie proste. – odparłem upijając następny łyk.

– Nie takie proste? Stary, znalazłeś kobietę, dla której jesteś gotowy zrobić wszystko i mówisz, że to nie takie proste?

– Może byśmy jutro ogarnęli ogród w międzyczasie? – zapytałem urywając temat.

Znał mnie, więc wiedział, że lepiej nie kontynuować poprzedniego. Nie chodziło o to, że nie chciałem się wygadać, właściwie potrzebowałem powiedzieć komuś o całym gównie, które mnie otacza. Przypomniałem sobie jednak, że tak naprawdę jesteśmy na podsłuchu Marie oraz samej brunetki, które jeśli chcą to mogą tego słuchać.

– Trochę się tu zrobił bajzel przez te lata. Dobrze tylko, że Ric wpadał tu raz na czas skosić trawę, bo byłoby ciężko.

– Muszę do niego jechać jutro, bo skopie mi tyłek na kwaśne jabłko, jeśli tego nie zrobię. – powiedziałem. – Ale to najpierw możemy tu ogarnąć, a potem pojadę odwiedzić wujaszka.

Gdyby nie sytuacja w jakiej byliśmy, to wszystko byłoby zbyt normalne. Ja z bratem stojący na tarasie z piwem. Blair prawdopodobnie będąca już w sypialni i jak zawsze przeglądająca coś na telefonie lub oglądająca telewizor.
Jej brat krzątający się gdzieś po domu w dalszym ciągu pewnie w międzyczasie wpadając na Marie, która rzuciłaby mu tylko oburzone spojrzenie.
Następnego dnia koszenie trawy i inne domowe obowiązki, żeby później wieczorem skoczyć do przyjaciela rodziny.
Brzmiało dobrze, a jednak czułem, że nie mogę spodziewać się spokoju.

Stałem z Masonem popijając powoli piwo oraz żartując sobie przez dobre pół godziny, po czym usiedliśmy na tarasie dalej spędzając razem czas. Potrzebowałem tego.
Potrzebowałem mojego brata.

– Mogę cię o coś zapytać i nie będziesz uciekał od odpowiedzi? – zapytał nagle obkręcając w dłoni butelkę.

W odpowiedzi skinąłem jedynie głową nie będąc pewnym czego się spodziewać.

– Byłeś prawą ręką Marcela, więc zakładam, że wciągnął cię  do tej całej szopki, w której odwalałeś czarną robotę. Zdajesz sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie narobiłeś sobie przez te lata wrogów, przez co jeśli zdecydujesz się założyć rodzinę nie będzie ona bezpieczna?

– Wiem o tym, Mason. Tylko, że narobiłem sobie więcej wrogów w ostatnim czasie niż wcześnej. Tak naprawdę wcześniej po prostu rozwiązywałem sprawę z kłopotliwymi wilkołakami, nie było to nic osobistego, każdy o tym wiedział. Dopiero później przerodziło się to też w konflikty z wampirami. Dodatkowo mam na głowie Kowen czarownic, który uciążliwie dąży do tego, żeby mnie sprawdzić czy być może nie jestem też hybrydą.

– Hybrydą? – zmarszczył brwi.

– Nasza babka nią była, dlatego później męczyli mamę, a teraz chcą zająć się mną.

– Po pierwsze skąd to wiesz, a po drugie kochany braciszku, nie jesteś jedynym synem.

– Pamiętasz staruszkę, która zajęła się mamą po tym jak udało jej się uciec z Kowenu nocy? – zapytałem, a on pokiwał głową. – To babcia Blair, którą poznałem i dostałem od niej pewien list, a potem kazałem przysłać sobie następne. Przeczytałem dwa, pierwszy był skierowany do niej opowiadającym prawie o tym samym co w drugim, ale drugi był do mnie gdyby coś im się stało.

Wyciągnęłam papier z tylnej kieszeni w spodniach nosząc go ze sobą i w wolnej chwili czytając, aby doszukać się czegoś więcej. Następnie podałem go Masonowi, który patrzył na mnie jak wryty. Rozłożył kartkę zaczynając czytać.

Drogi synku,

Chciałabym porozmawiać z Tobą o pewnej sprawie, która ostatnio bardzo mnie niepokoi. Jesteś jeszcze małym chłopcem, nieświadomym swojego dziedzictwa oraz prawdziwego zagrożenia. Dowiedziałam się o tym stosunkowo niedawno od pewnej staruszki imieniem Felicia. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek będziesz miał okazję ją poznać w dorosłym życiu, jeśli mnie nie będzie przy was. Skoro jednak czytasz ten list jestem pewna, że masz go od niej, a więc poznałeś kobietę, która stała mi się bliższa niż kiedykolwiek mogłabym się spodziewać.

Jest też druga strona medalu.

Skoro go dostałeś, coś musiało się stać mi i tacie.
Najwidoczniej za sprawą Kowenu nocy, który prześladował mnie od dziecka. Postaram się to wytłumaczyć w najlepszy możliwy sposób.
Twój pradziadek był hybrydą czarownika oraz zmiennej.
Nikt nie sądził że moja matka odziedziczy ten gen jako pierworodne dziecko, ponieważ było to coś co nigdy się nie zdarzało lub było dobrze chronione na kartach historii.
Gdy kowen się dowiedział, że moja matka urodziła córkę spodziewano się, że ja będę następna. Miałam zaledwie kilka miesięcy gdy moi rodzice zginęli w pożarze, a ja zostałam zabrana przez Kowen. Wychowywali mnie, żeby następnie sprawdzać. Ja nigdy nie przejawiłam genu hybrydy, ale obawiam się o twoje bezpieczeństwo, mały rozrabiako.

Nie chcę, żebyś się bał, więc będę się starać jak najdłużej chronić Cię przed prawdą, ale jednocześnie razem z tatą wolelibyśmy, żebyś był świadomy otaczającego Cię świata.
Powoli zaczynasz przejawiać swoje wilcze wcielenie, które ewidentnie jest niezwykle silne, więc pamiętaj, żeby nigdy się nie poddawać.

Pamiętaj, że z tatą kochamy cię całym sercem i zawsze będziemy przy tobie i Masonie gdy będziecie nas potrzebować.

Mama

Mason spojrzał na mnie z niewiarą, wpatrując się w list jakby chciał wyciągnąć z niego każde możliwe znaczenie.

– Dlaczego mamy tak przerąbane? Myślałem, że już bycie zwykłym zmiennym to dużo, a teraz jesteśmy wpakowani w głębsze bagno. – stwierdził wreszcie, podnosząc wzrok.

– Myślałem tak samo, ale teraz widzę, że to było zbyt proste. – odparłem będąc cały spięty. – Oczywiście, że nie odziedziczyłem, żadnego genu hybrydy, ale czy Kowen nocy w to uwierzy? Na pewno nie. Spodziewałem się, że mnie szukają, bo jako jedyny przeżyłem tamtego dnia, a nie że jest coś więcej.

– Najwidoczniej nasza rodzina nigdy nie była normalna.

– Może masz rację – przyznałem, wciąż wpatrując się w piwo, które przegazowywało się w mojej dłoni. – Ale teraz tak prawdę mówiąc jestem przekonany, że bardziej im zależy na Blair, a ja jestem miłym dodatkiem do całości.

– Rozmawiałeś z nią o tym wszystkim? Oboje siedzicie w niezłym bagnie.

– Starałem się ją chronić przed nią samą, ale teraz muszę ją chronić przed tym co moja przeszłość za sobą ciągnie, więc nie mówiłem jej o większości rzeczy licząc, że w ten sposób będzie bezpieczna.

– Oberwało ci się za to nieźle, co?

– Żebyś wiedział. – mruknąłem pod nosem.

– Pamiętaj, że już nie jesteś w tym wszystkim sam. Przede wszystkim masz przy sobie Blair, z którą zdecydowanie łączy cię coś więcej, ale nawet gdyby wasze drogi ostatecznie się rozeszły, masz brata.

Przytaknąłem, czując, że nie mam już siły na dalszą dyskusję. Zamiast tego wstałem z fotela, wyciągając rękę po butelkę od Masona.

– Jutro ogarnę ogród, a potem pojedziesz ze mną do Ric'a – stwierdziłem zdecydowanie. – W międzyczasie trochę się pokręcimy po mieście, bo coś mi tu nie gra.

– Cały czas tak samo stawiasz na swoim. – skwitował z uśmiechem. – Myślałem, że kiedyś wyrośniesz z bycia rozkazującym fiutem, ale chyba ta cecha nigdy cię nie opuści.

Parsknąłem śmiechem podnosząc się z tarasowej kanapy trzymając w dłoniach obie butelki. Zanim jednak postanowiłem wyjść odwróciłem się do niego, patrząc mu prosto w oczy.

– Dzięki, Mason. Dobrze znowu mieć cię z powrotem.

– Zawsze do usług, braciszku.

Rozeszliśmy się po domu idąc schować się pomiędzy swoimi czterema ścianami.
Gdy tylko przekroczyłem wejście do sypialni, w której o dziwo nie było Blair, zmarszczyłem brwi.
Jednak zanim zdążyłem cokolwiek zrobić drzwi za mną otworzyły się, a kobieta weszła do środka i minęła mnie podchodząc do komody, na której miała swoją kosmetyczkę.

– Chyba pomyliłaś szuflady z ubraniami. – oznajmiłem bezwstydnie lustrując ją wzrokiem gdy stała tyłem do mnie.

Ubrana tylko w moją koszulkę, którą już dawno mi ukradła oraz dolną bieliznę wyglądała kusząco. Skłamałbym mówiąc, że nie byłem oczarowany tą kobietą.
Otworzyła kosmetyczkę wyciągając z niej szczotkę do włosów i rozczesując je.

– Wydaję mi się, że nie masz z tym problemu. – odwróciła się w moją stronę patrząc tymi swoimi ciemnymi oczami.

Chyba moje serce dostało w tym momencie jakiejś dziwnej palpitacji.

– A jeśli mam to oddasz mi koszulkę? – zrobiłem krok w jej stronę.

– A może sam ją sobie zabierzesz? – posłała mi uśmiech odkładając szczotkę, po czym sama zrobiła krok w moją stronę.

Cholera. Zamurowało mnie.

Wpatrywałem się w nią szukając jakiejkolwiek większej oznaki, że faktycznie to powiedziała. Tylko, że nie potrafiłem za bardzo nic ze sobą zrobić.

– Zabrakło ci języka w buzi? – spytała stając blisko mnie oraz zaciskając dłonie na mojej bluzie.

Zadarła głowę do góry, żeby spojrzeć w moje oczy, a ja wsunąłem dłoń pod jej mokre włosy łapiąc ją za kark.

– Chyba zapomniałaś, że mówisz do mnie, owieczko.

– Do zagubionego wilczka w lesie?

– Ale z ciebie złośnica. – pokręciłem głową zjeżdżając wzrokiem na jej usta i to było zgubne.

– Idź wziąć prysznic, a ja na ciebie poczekam. – cmoknęła mnie w usta mając zamiar odejść.

Więc ją przytrzymałem wpijając się w jej usta na długą chwilę i całując namiętnie, po czym niezbyt chętnie ją zostawiłem idąc do łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro