8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

Wieczorem leżałam na kanapie w salonie oglądając jakiś film, który załączyłam w telewizji. Z początku miałam zamiar go przełączyć, ale ostatecznie zostawiłam. Tak właśnie spędzałam swój wolny czas, a przy tym spokój od Huntera, który zaszył się w łazience. Po wczorajszej sytuacji w kuchni, atmosfera między nami była nadal napięta, ale w nieco inny sposób. Nadal się przekomarzaliśmy jednak nie w tak złośliwy sposób jak wcześniej. To co mniej mi się podobało to fakt uświadomienia sobie przez samą siebie na jakie pierdoły zwracam uwagę, u tego mężczyzny, od ostatniego tygodnia.
Drobne rzeczy w stylu słodzenia kawy tylko łyżeczką cukru, że ma swój ulubiony kubek, w którym zrobiłam pierwszą kawę w tym mieszkaniu oraz wiele innych.
Zakładałam też, że jego ulubionym kolorem jest ciemny granat, chociaż jego mieszkanie było w brązowych barwach. Co do tego miałam pewne przesłanki, więc mogłam się mylić lub nie. Tak więc właśnie obawiałam się samej siebie starając się stłumić myślenie o nim do minimum. Tylko całkowicie mi to nie wychodziło.
W szczególności gdy spędzaliśmy tyle czasu razem.

– O nie, tak nie będzie.

Nagle przyszedł do salonu, zrzucając moje nogi z narożnika, jakby nie mógł usiąść na tej drugiej części. Spojrzałam tylko na niego gdy zajął miejsce, żeby następnie usiąść normalnie.

– Matko, dość, że oblegasz ten telewizor kiedy siedzimy w mieszkaniu to jeszcze oglądasz jakieś głupoty. – pokręcił głową krytykując mnie. – Pokażę Ci co warto jest zobaczyć.

– To proszę bardzo. – pokazałam mu ruchem pilota, żeby ściągnął koszulkę.

Powiedziałam tak specjalnie, żeby tylko odgryźć się za jego dzisiejszy tekst tego typu. Tyle, że ja zamilkłam po nim nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Zbił mnie z tropu, podczas gdy na nim moje gadki nie robiły wrażenia. W czasie mojego machania pilotem sprawnie mi go zabrał, żeby następnie przełączyć kanał.

– Musisz się bardziej postarać, żeby mnie do tego przekonać, kłamczuszku.

Przewróciłam oczami z lekka rozbawiona, żeby usiąść sobie wygodniej. Szukał tak czegoś co by go zainteresowało, a kiedy nie najlepiej mu to szło załączył byle co. Starał się to oglądać, ale widziałam jednocześnie jak bardzo ta opcja się mu nie podoba. Udawał tylko po to, żeby było, że ma rację.

– Wiesz? To oglądaj sobie te swoje programy przyrodnicze. Nie będę Ci przeszkadzać. – wstałam nie licząc, że mnie zatrzyma.

Tak też było. Poszłam do kuchni wyciągając z lodówki sok i nalewając do szklanki. Sprawdziłam też przy okazji powiadomienia na telefonie odpisując pojedynczym osobom. Wtedy usłyszałam jak telewizor zostaje wyłączony, po czym rozbrzmiały kroki w stronę pomieszczenia, w którym byłam.
Chwilę później brunet stanął w wejściu.

– No proszę, rybki Ci się mało podobały? – spojrzałam na niego.

Jego chłodno niebieskie tęczówki błysnęły gdzieś złotem, co sprawiło, że moje serce zabiło delikatnie szybciej. Nie rozumiałam tej głupiej zależności, nie byłam też pewna czy chcę rozumieć.

– Tutaj mam coś co bardziej mi się podoba.

Czułam jak zrobiło mi się ciepło przez ten tekst. Tym bardziej, że cały jego wzrok był skupiony na mnie. Cholera.
Wiedziałam, że nie mówił poważnie, co wcale nie sprawiło, że potrafiłam się odezwać. Znowu mnie zatkało w jakiś sposób, więc dopiero po chwili się odezwałam.

– Tak? Na przykład mój kubek do kawy, który mi znowu rano ukradłeś?

– To jest mój kubek, znowu nie mówisz prawdy, kłamczuszku? Myślałem, że mamy to za sobą.

– Najwidoczniej ty jeszcze nie pojąłeś pewnych rzeczy mając je dalej za kłamstwa. To chyba za dużo dla ciebie.

– Co nie zmienia faktu, że musimy pogadać i liczę na szczerość.

Od razu spoważniał wchodząc w głąb kuchni. Opierał się o blat patrząc w podłogę oraz starając się ułożyć to co miał powiedzieć. Nie do końca wiedział jak ugryźć temat, który chciał poruszyć. Jego zamyślenie to zdradziło.

– Hunter, o co chodzi?

– Skoro nie jesteś czarownicą, nie przejawiasz żadnego daru, więc jesteś zwykłą kobietą, dlaczego twoja rodzina cię szuka?

Milczałam dłuższą chwilę, ponieważ temat ani trochę nie był dla mnie łatwy. Tym bardziej, że nie zdawał sobie sprawy, że jeśli moja rodzina dowie się, że on wraz z Marcelem chowają mnie przed nimi nie ujdzie im to na sucho. W jakimś stopniu byłam Laurentem, gdyż sama praktycznie nigdy nie odpuszczałam, a tym właśnie cechowała się moja rodzina. Dlatego wiedziałam, że prędzej czy później mnie znajdą, to była tylko kwestia czasu. Poprawiłam trochę nerwowo włosy nie do końca wiedząc co miałabym mu powiedzieć.

– Moja rodzina nie jest przewidywalna. Nie mam pojęcia czego ode mnie chcą po czterech latach od wyrzucenia mnie z domu.
To nie jest wszystko takie proste. Może najprościej jest zacząć od tego, że jako zmienni w genach macie bycie rodzinnymi. To wasz priorytet. U czarownic jest jak u ludzi, zależy od charakteru, który jest wzmocniony przez magię. Tłumacząc to w łatwy sposób, wilkołak ma wyostrzone zmysły, a magiczny osobowość.

– W porządku, więc na starcie mam rozumieć, że to nie jest ani trochę dobry znak, że cię szukają i słusznie nie chcesz, żeby cię odnaleźli.

– Tak. Ja nie mogę tam wrócić, ale jednocześnie wiem, że moja cholerna matka nie odpuści dopóki mnie nie znajdzie. Nie rozumiem dlaczego mnie szuka, ale jestem pewna, że to ona.

– Jesteś pewna, że nie odziedziczyłaś daru? Masz swoje pasmo i znamię, więc..

Przerwał patrząc mi w oczy. Jestem pewna, że moja mina wyrażała teraz więcej niż powinna. Nienawidziłam rozmawiać o mojej przeszłości, ponieważ przywoływało to wspomnienia, których nie chciałam pamiętać. Wyśmiewanie, popychanie, podnoszenie ręki, a przy tym odpychanie od siebie w każdy możliwy sposób przez rodzicielkę, to bolało bardziej niż być może powinno. Odwróciłam wzrok czując łzy pod powiekami. Na szczęście udało mi się ich pozbyć. Wzięłam głębszy wdech chcąc się uspokoić, ponieważ czułam jak z nagłego przypływu stresu zaczęłam drzeć.

– Jestem pewna. Byłam pod tym względem sprawdzana nie raz. Nie jestem czarownicą, nigdy nie byłam i nie będę. Daru się nie dziedziczy jak niektórzy mogą przypuszczać po mojej rodzinie. Dar to błogosławieństwo starszyzny, ja go nie otrzymałam przez co byłam traktowana jako najgorsza możliwa czarna owca rodziny przez kobietę, która mnie urodziła. Ona jest złem wcielonym, dlatego jestem przekonana, że znajdzie mnie za wszelką cenę. Co za tym idzie, dużo ryzykujesz pilnując mnie, a jeszcze więcej Marcel jako Alfa.

Cisza jaka nastała sprawiała, że czułam się niekomfortowo. Widziałam, że mężczyzna układa sobie wszystko w głowie. Nie zdziwiłoby mnie gdyby nagle oznajmił, że jednak rezygnuje z tego niańczenia mnie. Ryzykował swoje dalsze normalne życie, ponieważ kiedy chodziło o zadzieranie z moją rodziną, nie kończyło się to dobrze.
Na pewno to rozumiał, w szczególności teraz. Miałam zamiar zostawić bruneta samego w kuchni, ale gdy chciałam go ominąć złapał mnie za dłoń.

– Czy ona na pewno cię urodziła? – spytał wprost co zbiło mnie z tropu.

– Tak, ja.. - przerwałam nie wiedząc co powiedzieć. – Mój tata nie potrafiłby..

Ponownie zamilkłam. Gdyby mój tata miał romans to mogłoby tłumaczyć fakt nienawiści w moją stronę ze strony kobiety, z którą mieszkałam. Tłumaczyć brak magicznych zdolności oraz całkowity brak podobieństw z matką, którą znałam i za nią ją miałam. Tylko czy mój ukochany rodzic byłby w stanie zrobić coś takiego? Skrzywiłam się na samą myśl. Musiałam pobyć sama, żeby jakkolwiek ułożyć sobie to w głowie. Przemyśleć. Cokolwiek ze sobą zrobić, żeby nie pęknąć jak bańka mydlana przed Hunterem.
Tyle, że on nie zabierał dłoni z mojego nadgarstka, więc ucieczka nie wchodziła w grę.
Czułam jak zaczynam się sama w sobie rozsypywać. Nie miałam możliwości dowiedzieć się czy ta sugestia była prawdą, ponieważ nie miałam najmniejszego kontaktu z rodziną. Nie wiedziałam czy to było wytłumaczenie krzywd, których dostałam ze strony kobiety, którą miałam za rodzicielkę. Wszystko zaczęło się mieszać w mojej głowie, a ja nie potrafiłam tego okiełznać. Chaos przez za wiele myśli na raz zaczął powodować, że czułam jakbym się dusiła powietrzem.

– Blair. – złapał mnie za policzki. – Popatrz na mnie.

Nie zrobiłam tego błądząc oczami po kuchni. Odnosiłam wrażenie, że szum w mojej głowie, spowodowany wzrostem ciśnienia, huczy oraz dudni.

– Blair, spokojnie.

Odważyłam się spojrzeć na niego i od razu zauważyłam, że zmartwiony wpatrywał się we mnie. Wzięłam głębszy wdech, który ponowiłam po chwili. Tonęłam w jego tęczówkach, których widok uspokajał mnie. Skupiłam się na jego perfumach, spojrzeniu oraz dłoniach na moich policzkach. Czułam jak serce przestaje aż tak intensywnie walić w mojej klatce piersiowej, więc uspokajałam się. To był dobry znak.

– Nieważne jakie to będzie miało konsekwencje dla mnie, już za późno, bo siedzimy w tym razem. Dlatego dowiemy się wszystkiego w jakiś sposób, ale musimy się nauczyć sobie ufać.

Skinęłam tylko głową chwilę później oznajmiając, że pójdę się już położyć. Ciemnowłosy życzył mi spokojnych snów, po czym udałam się do siebie. Nawet nie jestem pewna kiedy zasnęłam po dłuższym byciu na telefonie.
Następnego dnia miałam do pracy dlatego pozwoliłam sobie pospać dłużej. Pokręciłam się po mieszkaniu, zjadłam śniadanie, jakiś czas potem obiad, posprzątałam i zanim się obejrzałam siedzieliśmy w aucie do mojej pracy. Hunter był dzisiaj wyjątkowo milczący, co z jednej strony wydawało mi się niepokojące, a z drugiej nie chciałam wypytywać o co chodzi. Gdyby miał zamiar powiedzieć to by to zrobił.
Kiedy przeszliśmy próg budynku, w którym pracuję zauważyłam, że jest ruch. Nie podobało mi się to, ponieważ nie miałam siły do obsługi tak dużej liczby klientów. Czasem miałam dość tej pracy i coraz częściej rozważałam rzucenie jej. Tylko potem przypominałam sobie, że nie miałabym za co żyć. Dlatego poszłam na zaplecze witając się z Seanem oraz Susan, zostawiłam swoje rzeczy i wyszłam wykonywać swoje obowiązki. Zanim się obejrzałam minęły dwie godziny. W tym czasie moje nogi zdążyły pokonać drogę do wielu stolików bez przerwy przez co potrzebowałam chwili odpoczynku.
Powiedziałam Seanowi, że wracam za dziesięć minut, po czym poszłam do Huntera. Usiadłam sobie obok niego na kanapie, którą zajął na końcu baru.

– Wróciłabym już do domu. – spojrzałam na niego, a on na swój zegarek na nadgarstku.

– Jeszcze tylko sześć godzin, może siedem. – zerknął na mnie.

– Nie pomagasz.

– Nie miałem nawet zamiaru. – oznajmił nieco rozbawiony, ale w jednej chwili jego mina całkowicie się zmieniła.

Przeniosłam wzrok w stronę wejścia, gdzie też był jego i zauważyłam dwie osoby, które rozglądały się w poszukiwaniu kogoś lub czegoś.
Kobieta oraz mężczyzna, zdecydowanie nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Nagle poczułam dłonie Huntera na sobie, a moment później siedziałam na nim okrakiem. Zmarszczyłam brwi patrząc na niego nie do końca wiedząc o co chodzi. Jednocześnie czułam jak moje serce zaczęło bić szybciej na tak cholernie bliski kontakt z jego ciałem.

– Nie ruszaj się za bardzo, nie zwrócą uwagi na kogoś kto siedzi w ten sposób z drugą osobą i posłuchaj mnie uważnie.

– Nikt nie słyszy? – spytałam.

– Nie ma żadnych zmiennych, ani wampirów, sami ludzie. Ci co przyszli to magiczni, którzy mnie szukają. Wszystko ci wyjaśnię później, w domu, ale teraz nie mogą mnie zauważyć. – rozpuścił moje włosy jednym ruchem, żeby nachylić się delikatnie do mojej szyi.

– Dlaczego nie wiem, że już masz na pieńku z jakimś kowenem?

– Bo to stara sprawa. Myślałem, że już po wszystkim, ale najwidoczniej nie. - posmyrał mnie nosem po skórze na co zadrżałam. – W porządku, ominęli nas wzrokiem nie zwracając większej uwagi. Jeszcze trochę i wyjdą.

– Powinnam wiedzieć, że oboje mamy przerąbane, zdajesz sobie z tego sprawę?

Nie odpowiedział. Zamiast tego przyciągnął mnie do siebie bliżej, więc ja też już się nie odzywałam. Prawdopodobnie gdybym chciała cokolwiek powiedzieć ledwo bym to zrobiła. Mój oddech już zdążył przyspieszyć, a bicie serca nie uspokajało się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro