Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Blair

– Blair, stolik ósmy, czeka na drinki. – usłyszałam głos barmana i spojrzałam na niego.

– Zawołaj Susan i niech ruszy swój tyłek, a nie siedzi na zapleczu. – oznajmiłam sfrustrowana, po czym wzięłam tacę ze szklankami i udałam się do danego stolika.

Byłam zmęczona, zirytowana i marzyłam o swoim łóżku. Dobiegała godzina trzecia w nocy, a tłum na nocnej zmianie w barze nie ulegał zmniejszeniu. Nie było to jednak dziwne, ponieważ weekend to odpowiednia pora na spędzanie czasu pijąc alkohol, śmiejąc się oraz słuchając muzyki.

– Przepraszam, że musieliście czekać. – posłałam uśmiech pełen skruchy oraz wyłożyłam na blat zamówione napoje alkoholowe.

Świadomość, że właśnie miałam przed sobą trójkę wampirów napawała mnie niepokojem, jednocześnie wiedziałam, że nie zrobią mi nic w miejscu publicznym.
Wśród niczego nieświadomych ludzi, innych krwiopijców oraz wilkołaków.

– Czy mogę jeszcze coś zaproponować? – zapytałam zaciskając delikatnie palce na metalowej tacy.

– Nie, możesz już odejść. – powiedział jeden z nich, a ja bezsprzecznie wróciłam do lady, skąd dalej roznosiłam alkohole po całej sali.

Każdy wraz z moim podejściem milkł. To nie było nic nowego, po prostu nikt nie chciał plotek, a w tym miejscu było o to łatwo. Na szczęście pół godziny później większość wyszła, a ja mogłam usiąść przy barze i odpocząć na moment.

– Jeszcze trochę i będziesz wolna, o czwartej przychodzą następni, żeby posprzątać po nas oraz przygotować wszystko na następne wieczorne otwarcie.

– Gdyby nie fakt, że potrzebuję pieniędzy, to miałabym w nosie pracę tutaj. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a Sean parsknął śmiechem.

– Wiem, młoda, ale takie właśnie jest życie.

Gdybyś tylko wiedział, jakie jest naprawdę, ale nie było ci dane mieć świadomości, jakie osobistości kręcą się po twoim barze. Prawdziwe życie nie opierało się tylko na pracy, myśleniu o wydatkach oraz spędzaniu czasu ze znajomymi. Było brutalne i niepewne. Uznałam, że pójdę się już przebrać na zaplecze i wyjdę tylnym wyjściem, żeby uciec zanim jeszcze będę do czegoś potrzebna. Punkt czwarta opuściłam budynek i żwawym krokiem udałam się w stronę swojej kamiennicy. Założyłam kaptur na głowę, po czym uważałam na każdy najmniejszy szmer wokół mnie. W jednej z uliczek usłyszałam dziwną rozmowę, uderzenie, ale szybko oddaliłam się stamtąd. Błagam niech coś lub ktoś ma mnie w opiece, żebym wróciła cała i zdrowa do siebie.

– Hej, maleńka! – niski głos rozszedł się za mną, ale przyspieszyłam jeszcze bardziej krok.

Na moje nieszczęście był to wampir, który zaraz znalazł się przede mną. Uderzyłam w niego i poleciałam na tyłek, a on uśmiechnął się pod nosem mając w dłoni butelkę z jakimś drogim alkoholem.
Do jasnej cholery, nie chciałam wiedzieć co chodzi mu teraz po głowie.

– Co robisz o tak późnej porze sama? – przykucnął przy mnie i wziął duży łyk procentowego napoju. - Nie chcesz powiedzieć? W porządku.

Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, podniósł mnie i zaciągnął w jakąś uliczkę rzucając za siebie butelkę, która rozbiła się z hukiem i rozpadła w drobny mak. Czułam jak z nerwów zaczynam drzeć. Przygniótł mnie do ściany budynku i siłą odchylił mi głowę na bok, a ja zacisnęłam powieki bojąc się bólu, jednak on nie nastąpił, a mnie objął chłód. Otworzyłam oczy niepewnie i zobaczyłam jak krwiopijca został odepchnięty przez innego.

– Powinieneś trzymać się zasad, Blase.

Niski, męski głos rozszedł się po mojej głowie, a moje serce zabiło szybciej. Nie byłam pewna dlaczego, ale wiedziałam, że to dobrze nie wróżyło.

– A ty powinieneś wiedzieć, że reguły są dla słabych. – sprawca całego zajścia podniósł się. – Każ jej zapomnieć i po sprawie, to zwykła, ludzka kelnereczka, chciałem się tylko zabawić.

Nie wiedziałam co mam zrobić. Przerażenie wzięło górę, przez co stałam jak słup soli i nawet nie drgnęłam na moment. Dopóki, jak przypuszczałam, starszy nieśmiertelny znalazł się obok drugiego i skręcił mu bez problemu kark. Pisnęłam i zatkałam usta dłonią, a czas jakby zatrzymał się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro