XX. Nienawiść

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Eugeniuszu, wyobrażasz sobie? Jeszcze tylko miesiąc do mojego ślubu z Larysą! Jestem tak szczęśliwy! — wykrzyknął Aleksander. 

Eugeniusz spojrzał na Gruszeckiego ze znużeniem i wrócił do popijania swojej kawy. Gorycz napoju idealnie odpowiadała jego aktualnemu nastrojowi. 

Coraz bardziej irytowało go, że wszyscy wokół zdawali się o nim zapominać. Matka zaaferowana była przygotowaniami do ślubu, podobnie jak Larysa i Aleksander, którzy nie potrafili rozprawiać o niczym innym. Do tego Irina Wołkońska od jakiegoś czasu unikała go, jak mogła, co przyprawiało go o jeszcze większe rozżalenie. Był niemal pewien, że Gruszecki wygrał z nim starcie o serce uroczej panny, a za kilka tygodni usłyszy o ich zaręczynach. U Claire nie był już od pamiętnego dnia, gdy rzekł jej, że nigdy jej nie poślubi. Na przyjęciach co prawda świetnie bawił się w towarzystwie śmietanki towarzyskiej Petersburga, cierpiał jednak okrutne katusze. Zbliżający się wyjazd do Radonieża jawił się mu jako wybawienie od wszystkich mąk.

— Ja bym się na twym miejscu tak nie cieszył, ale cóż, sam przekonasz się, jak Larysa potrafi zatruć człowiekowi życie. Męcz się z nią, jeśli tego chcesz. Jedyną zaletą tego mariażu jest to, że nie będę już z nią mieszkał. Matkę też możecie ze sobą zabrać, mam już dość tego, że wtrąca się nieustannie w moje sprawy uczuciowe. Gdyby wiedziała o Claire... Wolę o tym nawet nie myśleć! Nie mogę się ożenić, z kim chcę, bo ona musi zaakceptować narzeczoną!

— Oj, Gieniu, bawisz mnie — zaśmiał się Aleksander. — Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego ty tak nie lubisz swojej siostry! Ty naprawdę potrzebujesz kogoś sobie znaleźć. A właśnie, jak tam z małą Wołkońską? Odbiłeś ją Mitii? Bo skarżył mi się, że ostatnio w ogóle jej nie widuje i zastanawia się, co jej takiego uczynił.

Eugeniusz uśmiechnął się pod nosem. Irina nie widywała się już z Dymitrem? Istniała więc jeszcze dla niego jakaś szansa! Może dałoby się jeszcze pozyskać jej względy? Tak, musiał przynajmniej spróbować. Irina będzie jego.

— Piotrze, jesteś cudowny — westchnęła Larysa i położyła głowę na jego piersi.

Sorokin wplątał dłoń w jej włosy i zaczął się nimi bawić. Zdawało mu się, że między jego palcami prześlizguje się czyste złoto. Larysa była zdecydowanie przepiękna i niemożliwie kusząca, a jej pełnym ustom nie dało się oprzeć.

Nie miał wyrzutów sumienia, że uwiódł już kolejną narzeczoną któregoś z młodzieńców z elity. Nigdy zbytnio nie dbał o to, czy jego kochanki były z kimś po słowie. Skoro pozwalały mu się uwodzić, najwyraźniej narzeczeni nie mieli dla nich zbyt wielkiego znaczenia.

— Wiem o tym — zaśmiał się głośno.

Podobało mu się, że nikogo nie było w tej chwili w domu. Skoro Ksenia uciekła, nie musiał się przejmować tym, że mogła go przyłapać z kolejną kochanką. Ojciec jak zawsze przesiadywał o tej porze w urzędzie, Piotr mógł więc robić, czego zapragnął.

Co jakiś czas jednak jego sielanka była przerywana, Ilia bowiem uparł się, że Ksenia koniecznie musi zostać żoną Brusiłowa i należy ją odnaleźć i za niego wydać. Piotr szukał jej więc w całym Petersburgu. Zdawało mu się, że wpadł już na jej trop. Kobieta, którą widział u boku Dymitra Gruszeckiego i Siergieja Lwowa, była przecież tak podobna do jego małej siostrzyczki! Ostatnimi czasy jednak, gdy chodził pod ich kamienicę, nie widywał jej w towarzystwie młodzieńców. Nie było go tam od dawna, a wciąż nie porzucił jeszcze nadziei, że Ksenia znajdowała się właśnie u Gruszeckiego, uznał więc, że niedługo będzie musiał znów zajść pod obskurny budynek, w którym mieszkali przyjaciele. Dla spokoju sumienia. A na razie mógł swobodnie romansować z Larysą.

— Fiodorze, jak mogłeś znów wyciągnąć Aloszkę i Iwaszkę do szynku, co? — zapytał surowo Aleksy, wpatrując się w lico swego najstarszego syna.

Młodzieniec spojrzał na niego i prychnął z pogardą. Dlaczego ojciec zawsze to jego kazał za wszystkie przewiny? Co prawda był najstarszy i w dzieciństwie to jemu przypisywano odpowiedzialność za wszystkie wybryki młodszych braci, czy jednak Iwan i Aleksy nie liczyli już sobie dziewiętnastu lat i nie posiadali własnych rozumów? Nie musieli ślepo podążać za bratem, a on nie powinien ponosić konsekwencji ich uczynków.

— Wybacz, ojcze, lecz bliźniacy potrafią chyba logicznie rozumować i wiedzą, co powinni czynić, a czego nie. Ja przecież nie mam wpływu na to, ile wypiją i w jakim stanie wrócą do domu. Może kiedyś pojmą, że nadmiar alkoholu im nie służy. 

Aleksy zmierzył syna surowym wzrokiem. Cały jego wywód uznał za szczyt bezczelności. Jako jego syn nie miał prawa zwracać mu uwagi na cokolwiek. Cieszył się, że jego dzieci potrafiły myśleć w sposób krytyczny, zwłaszcza Irina, jednak nie dopuszczał do siebie myśli, że mogły powiedzieć złe słowo i na jego temat. To uważał za przesadę i naruszenie zwyczajnej, ludzkiej przyzwoitości.

— Fiodorze, następnym razem, nim mi odpowiesz, przemyśl, co zamierzasz rzec. Nie powinieneś w ten sposób zwracać się do ojca. To jawny brak szacunku.

— No oczywiście, bo to, że jestem niewinny nie ma dla ciebie znaczenia, obchodzi cię jedynie fakt, że po prostu byłem tam z nimi, a lepiej oskarżyć o to mnie niż synów twojej ukochanej Praskowii! Bo ja jestem z innej matki, co od razu mnie upadla, czyż nie?

— Synu... — jęknął Aleksy, przerażony jego wybuchem złości.

— No, pytam się, ojczulku! Zawsze kochałeś mnie mniej, bo nie lubiłeś mojej matki. Pewnie odetchnąłeś z ulgą, kiedy umarła, tak?

— Fiodorze...

— Pamiętam przecież, że wcale po niej nie płakałeś! Za to niemal od razu ożeniłeś się z tą wywłoką! Może i byłem małym dzieckiem, ale nie byłem głupi i widziałem, jak cieszyłeś się, kiedy ją składali do grobu!

Wołkoński zacisnął pięści. Jego urodziwe zazwyczaj oblicze zmarszczył grymas pełen gniewu. Fiodor zapędził się za daleko. Nie wiedział nic o jego życiu z Natalią Michałjowną i nie miał prawa oceniać jego postępowania.

— Nie będę z tobą rozmawiał na ten temat. Jeśli coś ci nie odpowiada, możesz się wyprowadzić, Fiodorze. Mitia Gruszecki jakoś mieszka sam, mimo że rodzice go nie wyrzucali z domu, nie wspominając o jego starszym bracie. Może czas pójść za jego przykładem?

Fiodor spojrzał na niego nienawistnie i sapnął niczym zwierz. Oczywiście, ojciec jak zawsze musiał wszystko bagatelizować i wmawiać mu, że to z nim jest coś źle. W końcu nie był synem Praskowii. 

— Skoro tak ci zależy, wyprowadzę się jeszcze dziś! Najwyżej zamieszkam pod mostem, mało mnie to obchodzi! To o tobie będą plotkowali, że nie dbasz o syna! 

— Fiedio, uspokój się, synu, nie ma o co się unosić.

— A właśnie, że jest! 

Wtem rozległo się pukanie do pomieszczenia. Wołkoński, nie zważając na nieprzychylne spojrzenie syna, udzielił intruzowi pozwolenia na wejście.

W pokoju zjawiła się Irina. Długie, jasne włosy spływały po jej ramionach, delikatnie falując niczym zboże w czasie żniw. Zielona suknia, którą na sobie miała, pięknie podkreślała jej szare oczy. Jej drobna twarzyczka wyrażała smutek. Fiodor prychnął na jej widok. 

— Co się stało, Irinko? — zapytał Aleksy, kładąc dłoń na ramieniu córki i przysuwając ją do siebie.

Irina chętnie przytuliła się do rodziciela. Dla niej Aleksy był zawsze czułym i kochającym ojcem, zawsze skłonnym ją pocieszyć. Wiedziała, że cokolwiek się nie wydarzy, w Aleksym zawsze znajdzie wsparcie.

— Mogę nie iść jutro do Jarmuzowów?

Ojciec spojrzał na nią podejrzliwie.

— Dlaczego nie chcesz iść do księcia Eugeniusza? To bardzo dobry człowiek, w dodatku odnoszę wrażenie, że mu się spodobałaś i myśli o ożenku z tobą.

— Właśnie dlatego nie chcę do niego iść... — odparła i spuściła wzrok.

Wiedziała, że powód, dla którego nie chciała widzieć Eugeniusza, mógł się wydać ojcu wręcz absurdalnym. Wszak każde dziewczę w jej wieku pragnęło dobrego zamążpójścia, a książę Jarmuzow był wyborną partią. Wiele dam było gotowych na wszystko, byle tylko usidlić bogatego, urodziwego i wpływowego arystokratę.

Irina jednak sporo myślała przez ostatni czas o wypadkach w swym miłosnym życiu. Nieustannie porównywała do siebie Eugeniusza i Dymitra, analizując swe uczucia względem obu, aż w końcu doszła do wniosku, że wobec Gruszeckiego odczuwała jakąś dziwną tkliwość, podczas gdy do Jarmuzowa żywiła jedynie przyjaźń i szczerą sympatię. Był naprawdę wybornym partnerem do rozmów, lecz po dłuższej konwersacji stawał się nudny i przewidywalny. Dymitr z kolei był uroczy i szalony, tak różny od niej, co bardzo się jej podobało. Nie była pewna, czy chciała za niego wyjść, lecz jeśli miała już wybierać, zdecydowałaby się na Gruszeckiego.

— Czyżby nie odpowiadały ci jego zaloty, Irinko? Jeśli tak, dam mu delikatnie do zrozumienia, że jest wobec ciebie zbyt nachalny.

— Ależ nie, papo, on nie jest zbyt nachalny, po prostu... Nie chcę, by robił sobie płonne nadzieje, skoro go nie kocham...

— Czyżbyś oddała serce innemu, córeczko? 

Dziewczyna spłonęła czerwienią. Nie była pewna, czy jej serce należało do Gruszeckiego, lecz mogła rzec, że jej myśli zwracają się ku niemu bardzo często. 

— Nie wiem, papo. Jest ktoś, kogo darzę większą sympatią, niż powinnam, ale nie wiem, czy to miłość. Nie chcę orzekać zbyt wcześnie.

— A zdradzisz mi chociaż, kim jest ten szczęśliwiec? — Uśmiechnął się do niej Aleksy.

Irina zarumieniła się jeszcze intensywniej. Nie wiedziała, czy powinna mówić o tym ojcu. Ufała mu, obawiała się jednak, że ten powie o wszystkim Andrzejowi, ojcu Dymitra, i zaraz zaczną we dwóch przygotowania do wesela. Z drugiej jednak strony, wypowiedzenie swych uczuć na głos mogłoby pomóc jej w końcu określić, czy darzyła Gruszeckiego miłością. Zawsze miała wrażenie, że gdy wyrzekła swe myśli, stawały się one pewniejsze i bardziej klarowne dla niej samej.

— Dymitr Gruszecki... Ale nie mów jego ojcu, proszę — jęknęła. — Ja nie chcę, żeby on i jego rodzice o tym wiedzieli, póki nie upewnię się, że rzeczywiście coś do niego czuję, a nie tylko tak mi się wydaje, dobrze?

— Oczywiście, dziecinko. — Ojciec uśmiechnął się do niej i ucałował ją w czoło. — Jeśli chcesz znać moje zdanie, to dobry wybór. Chętnie ujrzę go jako swego zięcia. Może jest nieco szalony, ale zdaje się inteligentny, no i to syn Andrzeja... Tylko te plotki o jego wybrykach... Ale tym bym się zanadto nie kłopotał, wierzę w to, że ustawisz go odpowiednio.

Obserwujący to zajście Fiodor prychnął z pogardą. Nie mógł  już znieść tego, jak ojciec zachowywał się wobec niego i dzieci Praskowii. Tamtych tylko hołubił, zwłaszcza Irinę, nim, swym dziedzicem, tylko gardził. Do tego wciąż wychwalał Gruszeckiego! Miał go już dosyć. 

— To wszystko jest żałosne! — wykrzyknął. — Nie rozumiem, dlaczego zupełnie o mnie nie dbasz, ojcze! Jej zamążpójściem ciągle się zajmujesz, lecz tym, że zdradziła mnie narzeczona, zupełnie się nie kłopoczesz! Mam tego dosyć! I jeszcze ciągle ten przeklęty Gruszecki! Nawet Rosjaninem nie jest, parszywy Polaczek!

Aleksy wypuścił Irinę z objęć i spojrzał karcąco na syna. Miał już dość Fiodora. Dlaczego to chłopaczysko wiecznie musiało się awanturować i nie miało dla niego żadnego poszanowania?

— Rzekłem ci już, byś się wyprowadził z domu, jeżeli coś ci nie odpowiada, i swe zdanie podtrzymuję, Fiodorze — powiedział chłodno. — I nie wyrażaj się w ten sposób o synu Andrzeja. To, że jego matka jest Polką, nie oznacza, że Dymitr nie jest lojalnym Rosjaninem. Przynajmniej szanuje swych rodziców.

— Zupełnie się więc mną nie interesujesz! Doskonale! W takim razie moja bytność tu jest zbędna! — warknął i opuścił pomieszczenie. 

Aleksy i Irina spojrzeli po sobie, zdumieni jego wybuchem gniewu, zaraz jednak wrócili do normalnej rozmowy.

Fiodor zaś w wielkim gniewie zmierzał do swego pokoju. Niczego nie pragnął bardziej niż zamknąć się na klucz, legnąć na łóżku z flaszką wódki i upić się.

W korytarzu spotkał głośno śmiejących się bliźniaków. Na ich widok ogarnął go wstręt. To przez nich ojciec tak się z nim obszedł. Zapłonął w nim jeszcze intensywniejszy płomień nienawiści do dzieci Praskowii, który tlił się w nim od dawna.

— I czemu się tak szczerzycie, gałgany? Narobiliście rabanu swoją głupotą — prychnął z pogardą i nacisnął klamkę do swego pokoju, nie czekając na ich reakcję.

Młodzieńcy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Zupełnie nie rozumieli zachowania brata.

— O co mu chodzi, Aloszko? 

— Nie mam pojęcia, Iwaszko — zarechotał Aleksy. — Głupi jest, nie przejmuj się nim.

— Masz rację, Aloszko. Krnąbrne to takie i zupełnie bez rozumu. Nie trzeba się nim kłopotać, nic a nic. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro