IX. Miłość i zdrada

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Fiodor nie wahał się, czy zerwać zaręczyny. Uznał, że musi to uczynić natychmiast. Jego pierwszą myślą było wysłanie Annie noty z zawiadomieniem o unieważnieniu całej sprawy, jednak gniew, który wrzał w nim niby lawa w wulkanie gotowym w każdej chwili wybuchnąć, sprawił, że wychodzące spod jego ręki epistoły były tak wulgarne, że nie nadawały się do wysłania. Gorąco pragnął ujrzeć jej twarz w chwili, w której powie jej, iż wie o jej zdradzie.

Najstarszy z braci Wołkońskich wcale nie był wierny narzeczonej. Ich zaręczyny i zbliżający się ślub nie przeszkadzały mu w miłostkach z innymi kobietami. I po zawarciu małżeństwa zamierzał kontynuować eskapady do domów publicznych, uwodzenie niewinnych hrabianek podobnych jego siostrze i inne dziwne miłosne przyjemności. Jednak w jego mniemaniu, co nie było zresztą niczym niezwykłym dla otaczających go ludzi, kobieta winna była mężczyźnie bezwzględne posłuszeństwo, podczas gdy jej mąż mógł czynić, co mu się żywnie podobało.

Po namyśle uznał, że bezpieczniej będzie dlań zaprosić Annę do siebie i powiedzieć jej o całej sprawie w bibliotece, gdyż obawiał się gniewu jej ojca. Tym sposobem mógł uchronić się przed przykrymi konsekwencjami rzucenia narzeczonej steku wyzwisk w twarz.

Anna zupełnie nie spodziewała się tego, jaki był powód zaproszenia ją przez Fiodora. Myślała, że młodzieniec ma zamiar ustalić z nią szczegóły dotyczące ślubu tudzież legnąć z nią w małżeńskim łożu, bowiem żadne z nich nie przejmowało się czystością przedmałżeńską.

Do pałacu Wołkońskich weszła z wysoko uniesioną głową i dumnym spojrzeniem stalowoszarych oczu. 

— Dzień dobry państwu. — Uśmiechnęła się do Aleksego i Praskowii, gdy weszła do bawialni.

Aleksy odwzajemnił uśmiech, jednak Praskowia spojrzała na nią z dezaprobatą. Nie przepadała za narzeczoną swego pasierba i nie zamierzała tego ukrywać. Anna zdawała się jej próżną i głupią dziewczyną szukającą jedynie uciech cielesnych i poklasku przystojnych mężczyzn. Wołkońska nie wiedziała nawet, jak bliska była prawdy.

— Fiodor jest w bibliotece, rzekł mi, żebym ci przekazał, że tam cię oczekuje. — Aleksy wskazał jej dłonią w kierunku biblioteki.

— Dziękuję panu. — Skinęła głową i odeszła.

Fiodor jednak wcale nie oczekiwał jej w bibliotece. Siedział na ławeczce w korytarzyku. Na widok Anny podniósł się z miejsca i otworzył drzwi, nic nie powiedziawszy. Nakazał dziewczynie wejść do środka, po czym sam przekroczył drzwi biblioteki i przekręcił klucz w zamku, by nikt im nie przeszkadzał.

Nie byli jednak sami. Irina jak zwykle o tej porze przebywała właśnie w bibliotece. Siedziała na małej antresoli, którą Wołkońscy kazali dobudować jakiś czas temu, przeglądając jedną z wielkich kronik, jakie Aleksy miał w swym księgozbiorze. Zastygła, gdy ujrzała brata i jego narzeczoną wchodzących do pomieszczenia. Zastanawiała się też, na co Fiedia zamykał drzwi na klucz. Przeczuwała jedynie, że jej brat nie miał dobrych zamiarów.

Anna stała wystraszona obok jednego z regałów. Fiodor niespodziewanie objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Całował ją długo i brutalnie, dotykając dziewczynę w nieprzyzwoity sposób, Annie jednak wyraźnie sprawiało to przyjemność. Irina otrząsnęła się z obrzydzeniem. Nie chciała podziwiać tego ohydnego spektaklu.

Nagle Fiodor oderwał się od dziewczyny i odepchnął ją brutalnie. Irina wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.

— Zapamiętaj ten pocałunek, ladacznico, bo już więcej tego nie doświadczysz — wycedził przez zęby.

Anna spojrzała na niego ze zdumieniem. Irina widziała, jak oczy dziewczyny lśnią z przerażenia. 

— Fiodorze, najdroższy, cóż się stało? — zapytała. 

— Doskonale wiesz, co się stało. Ty i Sorokin! — warknął Fiodor. 

Anna natychmiast zaczerwieniła się ze wstydu. Irinę ogarnęła fala współczucia dla dziewczyny. Może i postąpiła okrutnie, ale nie zasługiwała na takie zachowanie ze strony narzeczonego. 

— Ja... mogę... Wytłumaczę to zaraz! — krzyknęła. — Kto ci nagadał takich bredni?

— Moja mała siostrzyczka — rzekł z okrutną satysfakcją. Usłyszawszy, że mówiono na jej temat, Irina zaczęła uważać jeszcze bardziej. — Zazwyczaj jest tylko bezużyteczną, słodziutką córeczką, która nie popełniłaby żadnego złego uczynku, musisz jednak wiedzieć, że nigdy nie łże. Do tego powiedziała to Praskowii, a swojej ukochanej mateczki nigdy by nie okłamała — zaśmiał się szyderczo. — Czyli już ci nie starczałem?

— Ty też mnie zdradzałeś! Wiele razy! Myślałeś, jak ja się czułam?

— Ja mogłem, jestem mężczyzną! — huknął Fiedia. — A wracając do ciebie... Jak śmiałaś? W moim własnym domu!

— Czyli chodzi ci tylko o dumę, zupełnie nie obchodzi cię, że czułam się z tobą źle? Że uczyniłam to, bo nie mogłam znieść twoich kochanek?

— Jesteś głupia, jeśli sądziłaś, że będę ograniczał się tylko do jednej kobiety — zaśmiał się okrutnie.

— Czy ty w ogóle masz uczucia? Wiesz, co to miłość, smutek czy strach?

— Wybacz, ale to nie ja wypytywałem mą siostrę o przygotowania do ślubu dzień po miłosnej schadzce z jej narzeczonym! Nigdy nie lubiłem Iriny i to się nie zmieni, ale to ohydne z twej strony! Czynić takie paskudztwa, a później udawać kochaniutką Anusię. Bardzo lubisz zgrywać taką naiwniaczkę, prawda? 

Irina westchnęła. Widziała, że Anna nie wiedziała już, co odrzec Fiodorowi. Zbytnio zaplątała się już w sieci swych kłamstw, a Wołkoński trzymał ją w garści niczym drapieżnik mający zaraz pozbawić życia swą ofiarę.

Ledwo panowała nad złością. Nie mogła już znieść tego żałosnego spektaklu zakłamania i hipokryzji, którego była widzem. Rzadko unosiła się gniewem, jednak to, co widziała, przekraczało według niej wszelkie granice przyzwoitości. 

— Jesteś obrzydliwym potworem — jęknęła Anna, przyparta przez Fiodora do regału.

— A ty dziwką. — Wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu.

— Nienawidzę cię, nienawidzę, nienawidzę! Chciałabym nigdy cię nie poznać albo chociaż zapomnieć o tym, że istniał ktoś taki jak ty! Nie zasłużyłeś na życie.

Tego Fiodor nie mógł znieść. Ryknął niczym dziki zwierz i ściągnął z półki największą księgę, jaką znalazł. Irina patrzyła w niemym przerażeniu, jak Fiodor zamachuje się na Annę. Myślała już, że książka spadnie na głowę dziewczyny, kiedy z jej piersi wydobył się rozdzierający wrzask. 

— Fiodorze, opanuj się! 

I zbiegła z antresoli. Mężczyzna spojrzał na nią z nienawiścią, Irina jednak się go nie obawiała. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy w jej własnym domu. Z wysoko uniesioną głową podeszła do brata i wysyczała:

— Otwórz drzwi i wypuść nas stąd. 

Fiodor chciał uderzyć siostrę, zaraz jednak opanował się i powstrzymał drżącą rękę. Irina odetchnęła. 

— Według życzenia, siostro — wycedził przez zęby.

Spokojnym krokiem podszedł do drzwi i powoli, jakby się wahał, przekręcił klucz w zamku. Irina od razu podbiegła do drzwi i wyszła, nie chcąc dłużej mieć do czynienia z tą dwójką. Anna podążyła za nią, nic nie mówiąc. Nie miała zamiaru dłużej przebywać w domu Wołkońskich. Wyszła, nie mówiąc nawet gospodarzom do widzenia. Tym sposobem na zawsze zostały zerwane wszelkie stosunki między Anną Borysowną a Fiodorem Aleksiejewiczem.

Irina po awanturze musiała zażyć świeżego powietrza. Spacer zawsze pomagał jej w pozbyciu się wszelkich złych myśli, a tych ostatnio miała zanadto.

W przeciągu trzech tygodni z przyszłej panny młodej stała się zdradzoną narzeczoną, i choć cieszyła się z tego, że Piotr jednak nie zostanie jej mężem, jego zdrada wciąż bolała. Obawiała się, że wszyscy mężczyźni tacy są i że nigdy nie zazna miłości. I choć nie można było nazwać jej romantyczką czy marzycielką, szczerze pragnęła spędzić życie u boku mężczyzny, którego pokocha z wzajemnością. Egzystencja z kimś, kto tylko by nią gardził, napawała ją obrzydzeniem. 

Jakby mało jej było kłopotów i trosk, Ksenia nie odzywała się do niej od ich spotkania, kiedy to wróciła do domu wraz z Dymitrem. Przez pierwszy tydzień Irina zbytnio się tym nie przejmowała, zdając sobie sprawę z tego, że za przeciwstawienie się ojcu Ksenia mogła otrzymać karę w postaci zakazu wychodzenia z domu, gdy jednak kolejne dni mijały, a ona wciąż jej nie widziała, zaczęła się zamartwiać. Do tego niesłychanie często widziała Piotra i jego ojca w mieście, przez co jej obawy wzrosły.

Spacer przez Newski Prospekt, wzdłuż budynków, których kolor elewacji, ozdobne gzymsy, a nawet układ okien znała na pamięć, nieco ją uspokoił. Mroźne, lutowe powietrze otrzeźwiło jej umysł i ugasiło miotające nią emocje. 

Uśmiechnęła się do siebie, gdy ujrzała Dymitra i Siergieja przemierzających ulicę. Nie wiedziała, dlaczego, ale gdy był przy niej, czuła się lepiej. Jego beztroska i pewna lekkomyślność sprawiały, że od razu zapominała o smutkach, a fakt, że Gruszecki specjalnie dla niej przyswoił sobie najważniejsze wydarzenia polityczne z ostatnich kilku lat, tylko dodawał Dymitrowi uroku.

Nie zdziwiło jej, że Gruszecki znów zaczął biec w jej kierunku, gdy tylko ją ujrzał. Przyzwyczaiła się już do tego, że reagował na nią w ten sposób. Uważała, że to urocze z jego strony, choć dziwiło ją, że po tylu latach znajomości nagle zaczął się tak zachowywać. Zawsze był dla niej niebywale grzeczny i uprzejmy, jednak nie miał w sobie tylu pokładów entuzjazmu wobec jej osoby, chyba że w dzieciństwie, gdy Wołkońscy przyjeżdżali do Gruszeckich w odwiedziny na lato do ich majątku na Białorusi. To były jednak wyblakłe niczym atrament na starym zwoju pergaminu wspomnienia dawno minionych dni, o których już nikt nie pamiętał, nawet Irina i Dymitr.

— Księżniczko, jestem tak wielce rad panią widzieć! — wykrzyknął Dymitr, na co ona posłała mu szeroki uśmiech. 

Stojący obok niego Siergiej tylko westchnął, jakby chciał znów zacząć mowę na temat tego, jak wielce męczy go widok zakochanych.

— Przepraszam za niego, księżniczko, proszę mu wybaczyć, ale Dymitr jest szalony. Gdy tylko panią widzi, natychmiast wpada w jakiś dziwny amok i biegnie do pani z krzykiem na ustach. Proszę mi wierzyć, gdybym potrafił, powstrzymałbym go przed tym, jednak chyba nikt nie jest w stanie tego dokonać.

— Ależ nie przeszkadza mi to, panie Siergieju, to bardzo zabawne ze strony pańskiego przyjaciela, a ja ostatnimi czasy potrzebuję pocieszenia... —  urwała, zdawszy sobie sprawę, że powiedziała im zbyt wiele.

Na te słowa z twarzy Dymitra natychmiast zniknął uśmiech, zastąpiony przez pełen smutku grymas. 

— Co się dzieje, księżniczko? Mnie może pani powiedzieć wszystko, ja nikomu nie pisnę ani słówka.

— Przyrzeka pan? — zapytała poważnie.

— Oczywiście! — Uderzył się w pierś na znak prawdomówności.

Irina przygryzła wargę. Nie wiedziała, czy powinna mówić mężczyznom o sprawie Kseni, lecz nie miała nikogo, komu mogłaby zawierzyć swe zmartwienia, nie licząc rodziców, ich jednak wolała nie kłopotać. Dymitr był jedyną osobą, któremu mogła opowiedzieć o swym smutku.

— Pamiętają panowie Ksenię, moją przyjaciółkę?

— Tak — odrzekli równocześnie, kiwając głowami.

— Ja i jej brat byliśmy zaręczeni, ale to już przeszłość. Zdaje mi się, że ojciec Kseni przez to wszystko zakazuje jej nie tylko spotykać się ze mną, ale w ogóle wychodzić z domu... Martwię się o nią. To moja najlepsza przyjaciółka...

— Nikt nic nie wie? — zdumiał się Dymitr.

— Ani trochę — westchnęła.

— Spróbuję się czegoś wywiedzieć, może to coś da.

— Naprawdę, panie Dymitrze? — zdumiała się.

Dziwiła ją niezmiernie ta jego chęć pomocy, nie wspominając o drobnych gestach w jej kierunku. Widziała posyłane jej uśmiechy, drżenie jego rąk i błyszczące z podniecenia oczy i nie rozumiała, dlaczego Gruszecki tak się zachowuje. Zbyt twardo stąpała po ziemi, by pojąć, że Dymitr przepadł, porażony jej urokiem. Nigdy nie była naprawdę zakochana, nie wiedziała więc, jak zachowuje się człowiek, który właśnie odnalazł miłość. Nie łączyła tego stanu z niezdrowym podnieceniem na widok obiektu swych uczuć.

— Tak, księżniczko. Panienka nie bywa w pewnych miejscach, w których często można znaleźć Piotra Sorokina, a on znany jest z tego, że ma długi język i papla o wszystkim, o czym się tylko da. Wyciągnięcie z niego prawdy będzie dziecinnie proste. 

— Będę panu wdzięczna.

— Tak w ogóle to zmierzałem do twoich rodziców, księżniczko. Byliśmy z Siergiejem u mojego tatka i mateczki. Tatko bardzo chciałby się spotkać z księciem Aleksym. Jako że akurat wychodziłem, powiedziałem, że wezmę zaproszenie i doręczę je własnoręcznie, nie ma co polegać na posłańcach, poza tym lubię do państwa przychodzić.

— Ciekawe dlaczego — mruknął Siergiej, Irina jednak nie zwróciła na niego uwagi. 

— Mógłbym pani przekazać zaproszenie? — kontynuował Dymitr, zupełnie nie zwracając uwagi na dogryzanie przyjaciela. — Nie będę już niepokoił księcia. Pani niech również czuje się zaproszona, podobnie Alosza i Iwan, ja i Siergiej też przyjdziemy, i tak nie mamy co robić, bo w garnizonie tylko gadanie o wojnie, a tego nie lubimy, przynajmniej nie ja.

— Oczywiście, odwiedzę pana i pańskich rodziców, jeśli pan sobie tego życzy. — Uśmiechnęła się, po czym wyszeptała cicho, jakby do samej siebie: — Może dzięki temu zapomnę o smutkach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro