XIII. Perypetie Kseni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ksenia obawiała się, jakie reakcje wywoła jej pojawienie się u Wołkońskich. Nie była pewna, czy nie mają jej za złe uczynku Piotra, tak jak jej ojciec po zerwaniu zaręczyn zaczął gardzić całą rodziną Wołkońskich.

Przez chwilę wahała się, w końcu jednak zapukała. Obawiała się, że o piątej rano nikt jej nie wpuści. Ku jej zdziwieniu otwarto jej już po kilku chwilach.

— Och, panienka Ksenia! Co panienka tu robi? — wykrzyknęła Marfa. — Proszę wchodzić, zaraz obudzę Irinkę.

Ksenia niepewnie przestąpiła próg domu i zostawiła walizkę i płaszcz w przedsionku. Marfa nakazała jej usiąść w małym saloniku i poszła po Irinę. Ksenia siedziała jak na szpilkach, obawiając się, że Wołkońscy ją stąd wyrzucą. Wykręcała palce, próbując stłumić strach. Rodzice Iriny nie byli przecież jak jej ojciec. Na pewno jej pomogą. Musiała zachować spokój. 

Gdy Irina weszła do pokoju w koszuli nocnej, zaspana i ziewająca, Ksenia zerwała się z miejsca i podbiegła do przyjaciółki. Rzuciła się jej na szyję i uściskała Irinę. Nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni ją widziała. Nic się zmieniła. Jej łagodne oblicze wciąż jaśniało wewnętrznym światłem,  a usta układały się w radosny uśmiech.

Wołkońska uroniła kilka łez wzruszenia. Ucałowała Ksenię w policzki i przycisnęła ją do siebie. Przez ostatnie tygodnie zdążyła pogodzić się z tym, że już jej nie ujrzy, teraz więc, gdy ta przed nią stała, nie mogła w to uwierzyć.

— Kseniu, skąd się tu wzięłaś? Ojciec wyrzucił cię z domu? — zapytała z troską. 

— Nie, sama uciekłam. Chciał mnie wydać za mąż bez mojej zgody.

 — O Boże! — wykrzyknęła z przerażeniem. — Za kogo?

 — Anatol Brusiłow. Znasz go?

— To przyjaciel Fiedii. Och! On jest okropny! — Otrząsnęła się z obrzydzeniem.

— Wiem... Przepraszam, że przyszłam akurat do ciebie, nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Mam nadzieję, że twoi rodzice nie będą mieli mi tego za złe...

— Oczywiście, że nie, kochanie. Moi rodzice bardzo cię lubią i martwili się o ciebie. Ale nie możesz tu zostać, jeśli nie chcesz, by twój ojciec cię znalazł i kazał ci wrócić do domu, by wydać cię za Brusiłowa. Jestem niemal pewna, że od razu domyśli się, że jesteś u mnie.

Ksenia westchnęła ciężko. Irina miała rację. Nie przygotowała się dobrze do ucieczki. Zabrała ze sobą niewiele pieniędzy, nie wiedziała, gdzie się podziać, a do tego wszystkiego swoim uczynkiem wykluczyła się z udziału w życiu towarzyskim. Była bezbrzeżnie głupia.

— Nie wiem, co ja zrobię...

— Nie martw się, będziemy się o to troskać później. Teraz chodź do mojego pokoju, porozmawiamy o tym wszystkim, gdy rodzice wstaną.

Udały się więc z uśmiechami do sypialni Iriny. Dawno już nie leniuchowały razem i nie rozprawiały o błahostkach. Ostatnim razem miały ku temu okazję w dniu, gdy Piotr dopuścił się zdrady.

Ksenia rozebrała się z wszystkich ubrań i została tylko w halce i cieniutkiej sukience. Wraz z Iriną wsunęły się pod pierzynę i przytuliły do siebie. Dzięki temu było im cieplej. Nie mogły się nacieszyć tym, że w końcu się widziały i rozmawiały.

— Jak ci się układało przez ostatni czas, kochana? — zapytała Ksenia.

— Chyba nic ciekawego się u mnie nie działo.

— A ten młodzieniec, który tak z tobą tańczył wtedy na balu? Dymitr, tak?

— Masz na myśli Gruszeckiego? — Spojrzała na nią ze zdumieniem.

— O tak, właśnie jego! — wykrzyknęła Ksenia.

— Uroczy jest. Wczoraj u mnie był. Czasem zachowuje się jak nieco szalony, ale... to jest takie kochane!

— Podoba ci się? — zapytała przebiegle. 

— Kseniu! — fuknęła.

— No co, nie wygląda na to, byś rozpaczała po Piotrze, znaczy więc, że ktoś inny zaprzątnął twoje myśli. 

— Nie, po prostu nie kochałam Piotra! Nie baw się w bliźniaków! — krzyknęła, cała czerwona.

— Czyli go kochasz! Ten rumieniec cię zdradził!

— Niech ci będzie, Kseniu, wiem, że inaczej mi nie dasz spokoju! — zaśmiała się

Rozmowy o błahostkach, rzeczach pozornie nieważnych, odwracały ich uwagę od podłej sytuacji, w jakiej znalazła się Ksenia.

Gdy Aleksy i Praskowia zeszli do jadalni na śniadanie, Ksenia i Irina wstały i ubrały się. Wołkońscy zdumieli się na widok dziewczyny. Wszystkiego się spodziewali, lecz nie ujrzeć Ksenię Iljicznę Sorokinę. Mimo to śniadanie przebiegło im we względnym spokoju, bowiem rodzice Iriny darzyli jej przyjaciółkę sympatią i mimo wszystko chcieli jej pomóc. 

Po posiłku ojciec wziął Irinę na stronę i szczegółowo wypytał ją o to, co się zdarzyło, że Ksenia nagle zjawiła się w ich domu. Wysłuchał córki ze zrozumieniem i podrapał się po podbródku.

— Cóż, przykro mi z jej powodu, Irinko, ale zdaje mi się, że nie może u nas zostać. Ilja zapewne już o wszystkim wie i będzie jej tutaj szukał. Możemy dać jej nieco pieniędzy, ale tutaj nie zostanie. Bylibyśmy skończeni w towarzystwie.

— Wiem, papo, ale gdzie ją umieścić? — westchnęła z rezygnacją.

— Musimy się nad tym zastanowić. Ach, biedne dziewczę, zamknąć ją w pokoju za to, że się z tobą przyjaźni! Nigdy bym nie pomyślał, że z Ilji taki człowiek. Nie martw się, dziecinko, coś na to zaradzimy...

— Mogłybyśmy pójść na spacer?

— A co, jeśli Ilja albo Piotr was ujrzą?

— My pójdziemy tylko do madame Bursch i do księgarni, nikt nas nie zobaczy, papo. — Posłała mu błagalne spojrzenie, któremu Aleksy nie potrafił się oprzeć. 

— Dobrze, kochanie. Ja i maman pomyślimy, co zrobić z Ksenią. O, i jakbyście spotkały znowu Gruszeckiego, to możecie zaprosić go na obiad, Andrzej bardzo docenia takie gesty z mojej strony. Widzę, że ostatnio często na siebie wpadacie. — Spojrzał na nią znacząco.

Nie wiedzieć czemu zarumieniła się, czego jej ojciec nie omieszkał odnotować. 

Gdy Irina przekazała przyjaciółce, że ojciec zezwolił im na spacer, Ksenia wybuchnęła pełnym radości śmiechem. Nie licząc nocy, przez ostatni miesiąc nie była na zewnątrz. W końcu miała odetchnąć miejskim powietrzem i poprzyglądać się zielonym krzewom. Kiedy w końcu znalazła się na zewnątrz, w świetle słońca, oszołomiło ją świeże, mroźne powietrze szczypiące ją w policzki. Ptaki wyśpiewywały rozkoszną melodię, a drzewa przyjemnie szumiały. Ksenia nigdy nie myślała, że tak proste czynności mogą przynosić tyle radości.

Idąc przez miasto, wciąż rozglądała się, czy nikt jej nie śledził. Irina uspokajała ją, jednak Sorokiny nie opuszczał strach, że ktoś ją rozpozna i doniesie jej ojcu o ucieczce do Iriny. Wtedy byłaby skończona. Rodziciel natychmiastowo wydałby ją za Brusiłowa, a jej wolność dobiegłaby końca.

Pierwszym punktem ich małego wypadu była wizyta u modystki. Irina potrzebowała nowych rękawiczek, a te od madame Bursch, jak kazała się nazywać żona inflanckiego kupca o pruskich korzeniach, zawsze były doskonałej jakości.

W progu eleganckiej kamienicy powitała je postawna kobieta o rumianej twarzy i sporym biuście. Na jej strój składały się zdecydowanie zbyt zdobna jak na dzienne odzienie beżowa suknia z mnóstwem haftów i brązowy szal na ramionach. Na rękach miała sporo pierścionków i bransoletek, a na szyi lśniły złote łańcuchy. Irina zawsze uważała, że kobieta wygląda, jakby wracała właśnie z wiejskiej zabawy.

— Dzień dobry panienkom — powitała je z uśmiechem. — Czego panienki potrzebują?

— Szukam rękawiczek — odparła Irina.

— Jakichś konkretnych? 

— Hmm... Przydałyby mi się skórzane — westchnęła.

— Już dla panienki jakieś znajdę. — Skinęła głową kobieta i zaczęła szukać czegoś pod ladą.

W tym czasie Irina przyglądała się kapelusikom stojącym na ekspozycji. Szczególnie spodobał się jej mały, szary, przylegający do głowy. Byłby idealny na nieco cieplejsze dni, pozbawione opadów śniegu.

— Mam takie oto fasony dla panienki. — Rozległ się głos kobiety. — Wszystkie z koźlej skórki. 

Irina podeszła do lady i przyjrzała się wszystkim parom rękawiczek. Niektóre były dłuższe, inne krótsze, we wszystkich barwach tęczy. Do gustu przypadły jej jedne w kolorze szarym. Idealnie pasowałyby do kapelusika, który tak się jej podobał!

— Te szare są cudowne! A do nich to nakrycie głowy, które tam stoi. — Wskazała na kapelusz.

 — Chciałaby panienka kupić?

— Tak, bardzo proszę.

— A dla panienki coś? — zwróciła się do Kseni. 

Ta spłonęła rumieńcem. Jeszcze nie tak dawno sama kupiłaby sporo dodatków, teraz jednak, gdy nie miała zbyt wielu pieniędzy ani dachu nad głową, nie mogła sobie pozwolić na trwonienie na głupoty tych niewielu rubli, które ze sobą zabrała.

— Nie, ja nic dla siebie nie znalazłam. Może następnym razem — odparła z uśmiechem.

Madame Bursch szybko poleciła pannie sklepowej zapakować zakupy księżniczki Wołkońskiej, po czym wręczyła Marfie, służącej Iriny, pakunek.

Panny pożegnały się z Prusaczką i wyszły z budynku.

Irina dość już miała panujących w ostatnim czasie mrozów, Ksenia jednak cieszyła się z powiewu wiatru na jej policzkach. Mróz był przyjemną odmianą po duchocie jej pokoiku i smrodzie dobiegającym z kominka. 

Nagle ktoś zasłonił Irinie oczy. Z początku myślała, że to Ksenia, ona jednak włożyła dziś rękawiczki, a ten, kto chciał ją przestraszyć, miał zimne, nagie dłonie. Przeszedł ją dreszcz. Ktoś chciał ją porwać! Ale w biały dzień, na ulicy? Przecież to było zupełnie nielogiczne! Po chwili pojęła, kim był człowiek, który tak ją wystraszył.

— Gruszecki! — wykrzyknęła. — Pan mnie śledzi!

Po chwili usłyszała jego śmiech. Odsłonił jej oczy i ujął jej dłonie.

— Bo jestem z carskiej policji i muszę panią zaaresztować, bo skradła pani moje serce.

Stojący obok niego Siergiej wybuchnął śmiechem, podobnie jak Ksenia i Irina. 

— Och, panienka Ksenia, cieszę się, że panienkę widzę! — wykrzyknął, patrząc na Sorokinę.

— Widzi pan, wcześniej znalazłam Ksenię, niż pan się pofatygował, by czegoś się wywiedzieć! — powiedziała z oburzeniem Irina.

— Bo widzi pani, ja nie spotkałem nigdzie Sorokina, nie miałem więc jak wypytać. Siergiej nie pozwala mi chodzić po szynkach, a tam zazwyczaj bywa Piotr, prawda, Sieriożko?

— Tak. — Skinął potakująco głową Lwow. — Zabroniłem mu się włóczyć po takich miejscach od wiadomej sprawy i o dziwo od jakiegoś czasu się do tego stosuje.

Irina spojrzała na niego radośnie.

— Panie Dymitrze, ojciec kazał zaprosić pana na obiad. Pan Siergiej też może przyjść.

— Naprawdę? — Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. — Idą panie jeszcze gdzieś czy zmierzają już do domu?

— Wracamy — odparła łagodnie.

— W takim razie chodźmy. — Dymitr ujął ją pod ramię i skierował się do domu Aleksego Wołkońskiego.

Siergiej zmuszony był iść za nimi wraz z Ksenią. Nie był z tego powodu zbytnio kontent, wiedział jednak, że Dymitr koniecznie musi iść z Iriną. Między Lwowem a Sorokiną panowała niezręczna cisza. Nie znali się i nie wiedzieli, o czym powinni rozmawiać. Nie zostali sobie nawet przedstawieni, a Siergiej nie zamierzał zmieniać takiego stanu rzeczy, w przeciwieństwie do Kseni, która jako osoba otwarta i lubująca się w kontaktach z innymi miała dość jego milczenia.

— Ta sytuacja jest dla mnie niezmiernie dobijająca i niezręczna, jako że nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Chyba najwyższy czas to zmienić. Ksenia Sorokina. — Wyciągnęła ku niemu dłoń, którą on niechętnie ucałował.

— Siergiej Lwow — wymruczał.

— Bardzo miło mi pana poznać. — Uśmiechnęła się nieco kwaśno.

Siergiej odpowiedział tym samym.

Irina i Dymitr tymczasem rozprawiali o różnych sprawach. Gruszecki nie mógłby być szczęśliwszy. Momentami ogarniała go niemożebna chęć, by ją pocałować, od czego ledwo się powstrzymywał. Wymagała to od niego ogromnych pokładów silnej woli. Gdyby nie to, że byli na ulicy i nieco obawiał się jej reakcji, naprawdę byłby ją pocałował. Nagle Irina nachyliła się do niego i konspiracyjnie szepnęła:

— Panie Dymitrze, potrzebuję pańskiej pomocy w sprawie Kseni.

— Tak? — zaciekawił się.

— Ona uciekła od ojca, nie ma gdzie się podziać. Wie, że jeśli wróci, on wyda ją za mąż wbrew jej woli. Nie zna pan kogoś, u kogo mogłaby zamieszkać, przynajmniej do lata? Potem wyjedziemy na wieś i najwyżej weźmiemy ją ze sobą.

— Weźmiemy ją z Siergiejem do siebie — wypalił bezmyślnie. — Mamy nieco wolnej przestrzeni. 

Zupełnie nie przemyślał konsekwencji swych słów. Potrzebna mu była przecież zgoda Siergieja, a wolne miejsce rozumiał jako sofę w małej bawialni. Któryś z nich musiałby na niej spać, bo przecież damie nie wypadałoby odmówić łóżka. Ale by przypodobać się swej Irinie był gotów na wszystko. 

— Naprawdę? — Spojrzała na niego pytająco.

Wierzyć się jej nie chciało, że mógłby wziąć Ksenię do siebie. Jakie miałby z tego korzyści? Żadne, a gdyby ktoś dowiedział się o tym, że młoda dziewczyna mieszka z dwoma mężczyznami, z którymi nie jest w żaden sposób spokrewniona, wybuchłby prawdziwy obyczajowy skandal. Ufała, że młodzieńcy nie wyrządzą Kseni krzywdy, obawiała się jednak reakcji rodziców na takie rozwiązanie sprawy. Ale skoro to miało pomóc jej przyjaciółce, była gotowa się zgodzić. W końcu Ksenia mogła nie wychodzić z domu w ich towarzystwie albo chować się gdzieś, gdy przyjdą do nich goście. Nikt nie musiał o niczym wiedzieć. Sprawa wymagała natychmiastowego działania, a znalezienie kogoś innego, kto byłby chętny ją do siebie przyjąć, byłoby naprawdę trudne.

— Tak, księżniczko, nikt nie będzie jej szukał u nas.

— Dziękuję panu, ojciec na pewno się ucieszy! Porozmawiamy z nim po obiedzie.

Praskowia była wielce zadowolona, gdy przyszli do nich goście. Po obiedzie, który przebiegł spokojniej niż ostatnio, bowiem Fiedii i bliźniaków nie było w domu, Irina i Dymitr udali się do gabinetu Aleksego. Gdy Wołkoński ujrzał ich razem, był niemal pewien, że młodzi chcą się pobrać. W duchu już cieszył się, że córka zamierza wyjść za syna jego najlepszego przyjaciela, gdy Irina, nabrawszy powietrza w płuca, zaczęła mówić:

— Papo, Dymitr zgodził się wziąć Ksenię do siebie.

Aleksy spojrzał na nich z konsternacją. Nie tego się spodziewał. W myślach szykował już wesele, a teraz okazywało się, że jego plany runęły. Słowa córki i Gruszeckiego zupełnie go zadziwiły, choć nieco poprawiły mu humor. Lubił co prawda młodą Sorokinę, nie podobała mu się jednak wizja Kseni ukrywającej się w jego domu przed ojcem.

— Jeśli tylko Ksenia uzna to za słuszne, ja nie mam nic przeciwko.

Nie obchodziła go zbytnio niestosowność propozycji młodego Gruszeckiego. Gdyby chodziło o jego Irinę, byłby święcie oburzony, ale w zaistniałej sytuacji... Był gotów zgodzić się na takie rozwiązanie.

Irina i Dymitr wrócili więc do salonu, gdzie siedziała Praskowia, próbująca jakoś zabawić milczących Ksenię i Siergieja. Ich twarze zdradzały, że nie czuli się ze sobą zbyt komfortowo.

— Mamy wiadomości od księcia! — wykrzyknął Dymitr. — Hrabianko, pani pójdzie z nami, mamy dla pani miejsce u siebie. Pani ojciec nie wpadnie na to, by pani u nas szukać.

Siergiej wbił w niego mordercze spojrzenie, wzrok Kseni zaś zdradzał zagubienie i zdumienie. Żadne z nich nie spodziewało się takiego rozwoju sytuacji. Ksenia bała się mieszkania z dwoma mężczyznami, których słabo znała, Siergiej zaś nie życzył sobie żadnej kobiety w domu. Ale skoro słowo się rzekło... Może chociaż umiała gotować. Siergiej oddałby wiele za obecność w domu kobiety, która umiała przyrządzać przyzwoite potrawy, gdyż on i Dymitr jako wybitnie pozbawieni talentu w tej dziedzinie musieli stołować się w tych paskudnych lokalach.

Ksenia jednak nie była wcale przekonana co do słuszności tego pomysłu. Miała mieszkac z dwoma mężczyznami, których nie znała? Ufała, że Irina nie spotykałaby się z kimś, kto byłby człowiekiem całkiem pozbawionym przyzwoitości, o Siergieju jednak nie wiedziała nic. Co, jeśli zrobiłby jej krzywdę? Albo jeśli ktoś by się dowiedział?

— Nie jestem do co końca przekonana co do tego pomysłu... — jęknęła, patrząc na zgromadzonych. — Co będzie z moją reputacją, kiedy to wyjdzie na jaw?

— Wiem, że to nie jest zbyt odpowiednie rozwiązanie, Kseniu, ale najlepsze, na jakie nas w tej chwili stać. Piotr nigdy nie wpadnie na to, że możesz być u Dimy i Sierioży.

— Ale...

— Kochanie, proszę, zrób to dla mnie... — Irina spojrzała na nią błagalnie. — To tylko tymczasowe, kiedy znajdziemy kogoś odpowiedniejszego, kto będzie chciał cię przyjąć, przeniesiesz się. Obiecuję.

Ten argument sprawił, że cała sprawa nie wydawała się już Sorokinie tak przerażająca. Pomieszka u młodzieńców kilka dni, nie wychyli głowy z ich lokum i nikt nie będzie o niczym wiedział, a później zostanie umieszczona u jakiejś porządnej rodziny. Ta myśl była jej pocieszeniem.

— Skoro tak... Dobrze... — westchnęła.

Omówiono jeszcze pewne kwestie związane z pobytem Sorokiny u Gruszeckiego i wypito herbatę, aż w końcu nadszedł dla młodzieńców czas powrotu. Irina przyobiecała przyjaciółce, że postara się ją odwiedzać jak najczęściej, by nie czuła się samotna w domu młodzieńców.

— Trzymaj, Sieriożko, poniesiesz Kseni te walizeczki — powiedział beztrosko Dymitr, gdy stali już przed wyjściem, i wcisnął przyjacielowi bagaże Sorokiny.

Ten zaklął cicho pod nosem, nic jednak nie odrzekł.

Droga upłynęła im w milczeniu, jedynie Dymitr nucił coś wesoło pod nosem. Gdy dotarli w końcu do mieszkania, Siergiej wniósł walizki Sorokiny do bawialni i odłożył je z głuchym trzaśnięciem.

— Mógłby pan na nie nieco bardziej uważać, mam tam cenne rzeczy! — jęknęła Ksenia, oburzona, że mógł nimi tak po prostu rzucić.

— A ty mogłabyś choć podziękować — prychnął w odpowiedzi. — Nie musiałem nieść ci walizek ani tym bardziej do siebie brać. Podziękuj Dymitrowi i temu, że za wszelką cenę chce się przypodobać twojej przyjaciółeczce, bo inaczej zostałabyś u Wołkońskich, a twój ojczulek zaraz by cię znalazł.

Ksenia poczuła się urażona, nic mu jednak nie odpowiedziała. Wiedziała, że miał absolutną rację. 

Gdy już ujrzała lokum młodzieńców, jej entuzjazm dla pomysłu przyjaciółki i Dymitra jeszcze opadł. Jako młodej damie nie przystało jej mieszkanie u dwóch mężczyzn, których ledwo znała. Byli arystokratami, nie znaczyło to jednak, że mieli szlachetne zamiary. Bała się, że któryś mógłby ją skrzywdzić. Może nie Dymitr, on na pewno nie chciałby od niej nic złego, skoro tak bardzo kochał Irinę, ale Siergiej... Któż go wiedział?! Gdy jednak pomyślała o tym, jak desperacko potrzebowała dachu nad głową, jej moralne rozterki pierzchły. Najwyżej ją zamordują.

— Dymitr pewnie się tym nie przejął, ale nie stać nas na utrzymanie kolejnej osoby. Więc albo panienka idzie do pracy, albo panienka będzie sprzątała i gotowała, wtedy choć nieco nas odciążysz. 

— Sieriożko! — Dobiegł go z sypialni głos Dymitra. — Chodź tu! Musimy zadecydować, który z nas śpi na sofie w bawialni!

— Żaden! — odkrzyknął mu Lwow. — Ksenia będzie tam spała, czy ty myślałeś, że wolno jej tak w jednym pokoju z mężczyzną, nawet jeśli w osobnym łóżku?

— Panie Lwowie, jestem wdzięczna panu Gruszeckiemu za pomoc, lecz jeśli moja tymczasowa bytność tutaj będzie panu aż tak bardzo przeszkadzała, to zaraz się stąd wyniosę, niech mi pan tylko pomoże z walizkami — odparła wściekle.

Siergiejowi natychmiast zrobiło się jej żal. Dziwiło go to, zazwyczaj bowiem nie wykazywał tyle empatii, ale współczuł jej. Nie miała matki, uciekła od ojca, jej brat był wiarołomcą, jedyna przyjaciółka nie mogła przyjąć jej u siebie, a jej ostatnią nadzieją byli oni. Nie powinien być dla niej tak okrutny. Przecież w tym, że miała tak okropną rodzinę, nie było ani trochę jej winy.

— Przepraszam, to było bardzo nieuprzejme z mojej strony. — Mówiąc to, nieco się zarumienił ze wstydu. — Proszę się rozpakować, o innych sprawach będziemy mówić kiedy indziej. 

— Dziękuję — odparła cichutko.

Gdy już rozgościła się u młodzieńców, nastał wieczór. Kłopotała się, bowiem było zimno, ona nie miała żadnej pościeli ze sobą, a Dymitr i Siergiej nie wyglądali, jakby mieli jej coś zaraz przynieść. Położyła się więc w swej koszuli nocnej na kanapie i próbowała usnąć, kiedy w pokoju zjawił się Siergiej ze stosem pościeli.

— Przepraszam, zapomniałem o wyciągnięciu zapasowej  — powiedział przepraszająco, choć wciąż oschle. — Wstań, ja zaraz pościelę.

Zdumiona dziewczyna uczyniła, co jej kazał. Gdy prześcieradło i poduszki znalazły się już na posłaniu, kazał się jej położyć, po czym przykrył ją pierzyną. Cieszył się, że było na tyle ciemno, że nie mogła dostrzec jego czerwonych jak świeże buraki policzków.

— Dziękuję panu, dobranoc — szepnęła, nim zostawił ją samą.

— Dobranoc — odpowiedział ledwo słyszalnie i wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro