XLI. Żałoba

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Irinie zdawało się, że świat się skończył. Nie potrafiła się uśmiechać, skoro jej ojciec nie żył. Nawet bliskość Dymitra nie poprawiała jej nastroju. 

Ojciec był dla niej najważniejszą osobą w życiu. Nikt nie był z nią tak blisko, nikomu nie powierzała tylu sekretów. Nawet matka nie wiedziała o wszystkim, co działo się w głowie Iriny. 

Aleksy Kirryłowicz zawsze był blisko niej. Tulił ją do snu, gdy jako mała dziewczynka nie potrafiła zasnąć, pocieszał ją, gdy coś się jej nie podobało, a gdy go potrzebowała, zawsze starał się znaleźć wśród codziennego natłoku zajęć kilka chwil, by wysłuchać  jej żalów. 

Nawet jeśli Fiodor twierdził, że ojciec był winien śmierci swej pierwszej żony, Irina miała go za najcudowniejszego człowieka w świecie. Był dobry i czuły, a to ceniła w ludziach najbardziej. 

Chociaż po powrocie do Petersburga Aleksy Kirryłowicz został od razu pochowany, a od tego czasu upłynął już tydzień, Irina wciąż nie potrafiła pogodzić się z myślą, że już go nie było.

Jak miała teraz żyć? Ojciec już nigdy nie miał szepnąć jej dobrego słówka, objąć jej, gdy tego potrzebowała, ani zatańczyć na jej weselu z Dymitrem. 

Nie tylko ją ogarnęła rozpacz. Wszyscy w domostwie Wołkońskich byli zrozpaczeni i nie potrafili wrócić do normalności. 

Bliźniacy stracili swój humor i tylko siedzieli w swoich pokojach, rozmyślając nad tym, jak potoczy się teraz ich życie, skoro nie było w nim ojca. 

Najgorzej jednak czuła się Praskowia. Spędziła u boku Aleksego ponad dwadzieścia lat, pełnych mniejszych i większych radości oraz trosk. Bez niego jej życie było puste. W nocy nie potrafiła spać, gdy myślała o tym, że jej ukochany mąż leży w ciemnym grobie. 

Leżała już w łóżku, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Podniosła się i otarła łzy. Nie chciała, by ten niespodziewany gość ujrzał ją płaczącą.

— Proszę! — powiedziała. 

Do pokoju weszła Irina w swojej bielutkiej, jedwabnej koszuli nocnej. Miała zmierzwione włosy i podkrążone oczy. Widać było, że i ona płakała. Praskowia wyciągnęła ku niej ręce, dając jej znak, by się do niej przytuliła. Obie potrzebowały teraz obecności drugiej osoby jak niczego innego.

— Córeczko, moja kochana... — westchnęła czule i przycisnęła Irinę do piersi.

Maman, tak bardzo za nim tęsknię... Dlaczego to się musiało stać... Jak ktoś mógł w niego trafić... — jęknęła. 

Nie rozumiała, jakim cudem ten wypadek się wydarzył. Przecież wszyscy, którzy im towarzyszyli, byli wykwalifikowanymi strzelcami. Żaden z nich nie powinien trafić w jej ojca. A jeśli... Nie, ta myśl była zbyt okropna. To na pewno nie był żaden spisek. Bo kto, prócz Fiodora, mógłby skorzystać na śmierci ojca? A jej brat nie był przecież aż takim potworem, by zabić rodziciela.

— Dziecko, wypadki czasem się zdarzają. Musimy spróbować się z tym pogodzić...

Irina westchnęła. Wiedziała, że matka ma rację. Ojciec nie żył i nic nie mogło wrócić go z grobu, a one musiały zacząć normalnie żyć na tyle, na ile było to możliwe. 

Tylko jak? 

Na to pytanie nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. 

— Mogę z tobą dzisiaj spać? Źle mi samej w mocy, odkąd papa...

— Oczywiście, dziecinko — odparła Praskowia i pocałowała ją w czoło. 

Irina uśmiechnęła się łagodnie i zamknęła oczy. Z matką zawsze było jej nieco lepiej.

Fiodor przeglądał ojcowskie rachunki i dokumenty, szukając w nich czegoś, co mogłoby go zainteresować. Aleksy Kirryłowicz trzymał jednak w sowim biurze same śmieci, a przynajmniej tak się one prezentowały w oczach Fiodora. 

Bo jak inaczej miał nazwać wierszyki, które Irina pisała dla ojca jako ośmioletnia dziewczynka czy portret narysowany przez Iwaszkę z okazji urodzin ojca?

Akty narodzin, zgonów i małżeństw również niezbyt go interesowały, podobnie jak ojcowski paszport. 

Westchnął ciężko, przerzucając kolejny stos papierów. Najchętniej cisnąłby je wszystkie do kosza, jednak musiał być uważny. Może udałoby mu się znaleźć coś jeszcze, jedną, ale szczególnie ważną rzecz. 

Uśmiechnął się do siebie, gdy znalazł ojcowski pamiętnik. Nie wiedział, że Aleksy takowy prowadził. Prawdą było, że wpisy w oprawnym w skórę kajeciku były bardzo nieregularne, a czasem urywały się na kilka miesięcy. Fiodor miał jednak dziwną pewność, że znajdzie tam wszystko, co go interesowało. 

Z uwagi na oszczędność Aleksego Kirryłowicza, wypisał on niemal cały zeszyt w ponad dwadzieścia lat. Fiodor uśmiechnął się szeroko i otworzył kajecik na początku. 

17 II 1782

Muszę przyznać, że Natalia Michajłowna była najgorszym możliwym wyborem na żonę. O ile jeszcze w zeszłym roku łudziłem się, że nasze małżeństwo będzie jakoś wyglądało, tak teraz wiem już, że to ogromna, paskudna pomyłka. Dlaczego ojciec nie pozwolił mi się ożenić z Praskowią?

Fiodor burknął wściekle. Nie wiedział, że Aleksy Kirryłowicz romansował z Praskowią jeszcze przed ślubem z jego matką. Postępowanie ojca zdało mu się nieco jaśniejsze, lecz wciąż uważał go za obrzydliwego. Przewertował kilka kartek w poszukiwaniu tego, co interesowało go najbardziej.

16 X 1785

Dlaczego Natalia była taką idiotką, że się otruła? Przecież mogliśmy rozwiązać to wszystko kulturalnie. Ale skoro uznała, że tak dla niej lepiej... Szkoda mi jej, ale nie miałem na to wpływu...

Fiodor zaklął pod nosem. Ojciec jednak nie zabił jego matki. A on... Ryzykował wszystko, będąc pewnym, że śmierć jego matki była winą Aleksego Kirryłowicza... Był taki głupi! Ryknął wściekle. Nienawidził, kiedy był w błędzie. 

Nie mógł się jednak poddać złości. Potrzebne mu było najświeższe informacje. Chciał wiedzieć o wszystkim na temat swego ojca. Zwłaszcza o jego pieniądzach.

12 I 1806

Razumowski znów męczy mnie o pieniądze. Ale skąd ja mam wziąć trzysta tysięcy rubli w tak krótkim czasie? W życiu nie uzbieram takiej kwoty do maja! Nienawidzę go!

Fiodor krzyknął ze złością i kopnął w nogę biurka.

Jego ojciec był bankrutem. Piekielnym bankrutem!

Jego ciałem wstrząsnął gniew. Czuł, jak drżą mu ręce i wargi. Cały jego misterny plan na nic! Miał zostać najbogatszym młodzieńcem w Petersburgu, a okazał się największym bankrutem!

Chciało mu się wyć z rozpaczy. Najchętniej rzuciłby się na łóżko i szlochał, przeklinał i krzyczał, wszystko na raz. Uderzył pięścią w sekretarzyk.

— Cholerny ojciec! — wrzasnął. 

Zaraz zasłonił sobie usta dłonią. Nie mógł sobie pozwolić na takie wybuchy gniewu. Gdyby Irina go usłyszała, na pewno zaczęłaby coś podejrzewać. Tylko ona w tym domy była na tyle inteligentna, by połączyć wszystkie fakty w całość. Musiał więc na nią uważać. 

Gdyby tylko wiedział, że ojciec nie miał pieniędzy! Nienawidził go coraz bardziej. Musiał teraz nie tylko pozbyć się Dymitra, ale jeszcze zdobyć pieniądze na spłatę ojcowskich długów. 

Wtem doznał nagłego przypływu olśnienia. Znał jedną osobę, która mogła pomóc mu w obu tych sprawach. 

Był nią książę Eugeniusz Konstantynowicz Jarmuzow. 

Dymitr zdumiał się, gdy przyniesiono mu mały liścik w drobnej kopercie. Nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby coś do niego wysłać. Bo po co? Irinę widywał na tyle często, że od dawna już z nią nie pisał, Siergiej mógł do niego przyjść, gdy tylko chciał, tak samo jak Sasza. Zwłaszcza, że znów mieszkał z rodzicami i brat nie musiał się fatygować do jego mieszkanka. 

— Od kogo to? — Spojrzał pytająco na swego sługę. 

— Nie wiem, proszę pana — odparł zgodnie z prawdą młodzieniec. — Przyniósł go służący. Zaznaczył jeszcze, że nadawcy bardzo zależy na dyskrecji. 

— Dziękuję.

Wziął karteczkę i popędził ku swojej sypialni. Tam rozłożył się na łóżku i otworzył kopertę. Uśmiechnął się do siebie, widząc drobne pismo Iriny. Rozmarzył się na myśl o ukochanej.  

Ostatnimi czasy ogromnie się o nią martwił. Widział, że śmierć ojca okropnie na nią wpłynęła. Jej łzy były najgorszym widokiem, jaki znał. Nie mógł na nią patrzeć. Rozumiał, że bolała ją strata rodzica. On sam ogromnie by cierpiał, gdyby jego ojciec opuścił ten świat. 

Wyjął liścik z koperty i uśmiechnął się szeroko. Ach, Irina!

Ukochany!

Ogromnie się za Tobą stęskniłam. Wiem, że nie przychodzisz do nas ostatnimi dniami z powodu śmierci mojego ojca. Ja jednak nie mogę już wytrzymać. Spotkaj się ze mną dzisiaj o osiemnastej obok szynku Wereńskiego. 

Z miłością 

Irina

Dymitr wydał z siebie przeciągły jęk. Co się stało, że Irina nie chciała zaprosić go do domu, lecz oznaczyła schadzkę w tak nieeleganckim miejscu? Prawdą było to, że ostatnimi czasy rzeczywiście rzadziej przychodził do Wołkońskich, było to jednak spowodowane tym, że pragnął, by ci w spokoju przeżyli żałobę. 

Zaraz jednak miłość wygrała ze zdrowym rozsądkiem. Może Irina po prostu pragnęła go ujrzeć, a nie chciała przeszkadzać matce i braciom? To by bardzo do niej pasowało, biorąc pod uwagę jej nieśmiałość i cichość. Nie mógł sobie odmówić przyjemności ujrzenia jej.

Gdy zegar wybił siedemnastą, odział się w swą wyjściową koszulę oraz płaszcz i wyszedł, wcześniej powiadomiwszy rodziców o tym, że wróci za godzinę lub dwie. Nie musiał im tego oznajmiać, wolał jednak, by się zanadto nie martwili. Inaczej mogliby wysłać jakiegoś sługę, by odszukał go w mieście, a to byłoby ogromną kompromitacją. 

Niczym na skrzydłach wybiegł z domu, chcąc jak najszybciej ujrzeć swą ukochaną. Niemal czuł już pod palcami dotyk jej miękkich włosów i delikatnej skóry. 

Gdy stanął pod umówionym miejscem spotkania, wybiła szósta. Szynk Wereńskiego nie był zbyt odpowiednim miejscem na schadzkę. Stary, brzydki murowany budynek, z którego odchodził tynk, nie był zbyt romantyczną scenerią. Ze środka dobiegały go okropne rechoty gości. Do tego nigdzie nie widział Iriny. Zaczął wątpić w to, że to naprawdę ona oznaczyła mu schadzkę. 

Uspokoił się myślą, że przecież jego ukochana mogła się spóźniać. Nie miała tego w zwyczaju, ale istniała przecież możliwość, że na drodze zdarzył się wypadek lub jej stangret nie przygotował odpowiednio wcześnie konia. 

Gdy jednak minął kwadrans, a Irina wciąż się nie zjawiła, zaczął poważnie się obawiać. 

— Czekasz na swoją cudowną ukochaną, prawda? — Dobiegł go nagle kpiący głos Fiodora. 

Obrócił się, by ujrzeć twarz brata ukochanej wykrzywioną w paskudnym uśmiechu.

— Fiodorze, co ty tu robisz?

Ten zaśmiał się okrutnie. Dymitr pojął wszystko w lot. Liścik Iriny wcale nie był prawdziwy, a jej brat zwabił go w zasadzkę. Tylko jakim cudem notka napisana była pismem Iriny?

— Cóż, przyszedłem złożyć ci propozycję nie do odrzucenia. 

— Tak? — Uniósł podejrzliwie brew. — Ciekawe jaką? Podrobiłeś pismo Iriny? — zapytał stanowczo.

Nie zamierzał bawić się z nim w uprzejmości. Wiedział, że od Fiodora ich nie uświadczy, nie widział więc powodów, by sam miał zachowywać się wobec niego grzecznie. 

— Cóż, przyznaję się — odrzekł z niewinną miną. — A teraz chodźmy do bardziej dyskretnego miejsca, nie chce, by ktoś nas widział. Tam sobie wszystko wyjaśnimy...

Nie czekając na odpowiedź Dymitra, pchnął go w ciemny zaułek za karczmą. Czuć było tu dochodzącą z kuchni przykrą woń spalenizny. Gruszecki wzdrygnął się. 

— Czego ode mnie chcesz, co? — Spojrzał na niego groźnie. 

— Ależ po co te nerwy, malutki Dimo, co? — zaśmiał się okrutnie. Dymitr posłał mu nienawistne spojrzenie. — Ale przejdźmy do rzeczy. Zostaw moją siostrę w spokoju. 

— Jesteś śmieszny, Fiodorze — zakpił Dymitr. — Dlaczego miałbym to robić? Kocham Irinę najbardziej na świecie, do tego z wzajemnością, a ty każesz mi się jej wyrzec. Jest jakaś głębsza przyczyna takiego stanu rzeczy czy to jedynie twoje głupie kaprysy?

— Słuchaj, Gruszecki. — Fiodor złapał go za nadgarstek i spojrzał mu w oczy. — Nie zamierzam się z tobą bratać. Może i Irina jest żałosna, ale krew Wołkońskich jest warta sto razy więcej niż marna posoka Gruszeckich. Nie pozwolę, by się wymieszały. 

Dymitr poczuł, jak drga mu ręka. Ogarnęła go wściekłość. Nikt nie będzie mówił, że jego rodzina jest nic niewarta. 

Zamachnął się i z całej siły uderzył Fiodora w twarz. Widok jego czerwonego policzka napełnił go okrutną satysfakcją. Zaraz jednak pomyślał o tym, że Wołkoński się na nim zemści. 

Ruszył biegiem ku rodzinnej posiadłości, wykorzystując fakt, że Fiodor wciąż był jeszcze zamroczony. Czuł, jak szybko bije mu serce. Nie spoczął, póki nie dotarł pod drzwi domu. 


Nie jestem zadowolona z tego rozdziału za bardzo, trochę go wymęczyłam, ugh. Następny będzie chyba ciekawszy i lepszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro