XXIX. Listy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 1812 zmienił w życiu Kseni niemal wszystko. Została sama. Anastazja, która zresztą nigdy nie była jej wielkim wsparciem z uwagi na swój młody wiek, zaczęła przygotowywać się do ślubu. Irina wyjechała, a Nadia pozostawiła ich wszystkich nieutulonych w żalu. Zofia Józefowna nie interesowała się już niczym. Chodziła tylko po domu i płakała, ubolewając nad tym, że odebrano jej drugie dziecko. 

Ksenia musiała więc znosić trudy codziennego życia sama, pozbawiona czyjegokolwiek wsparcia. Z całej ich rodziny jedynie Aleksy był w stanie zachować trzeźwość umysłu, lecz od niego wiele nie oczekiwała. 

Zajmowała się więc dziewczynkami, mając nadzieję na to, że któregoś dnia Siergiej w końcu powróci. 

Tego dnia siedziała przy swoim biureczku i przeglądała korespondencję. Znalazł się tam tylko list od Iriny i drugi, którego nadawca nie podpisał się na kopercie. Patrzyła na niego podejrzliwie, aż w końcu zdecydowała się go otworzyć. 

Ścisnęło ją w sercu ze wzruszenia, gdy rozpoznała pismo ukochanego męża. Pisywał do niej tak rzadko! Ale ten list był jakiś inny. Napisano go na lepszym papierze, wyraźniejszym atramentem. Wzbudziło to jej podejrzenia. Niewiele się zastanawiając, zaczęła czytać. 

Najdroższa Kseniu!

Nie mam pojęcia, jak zacząć ten list. Jestem tak przeszczęśliwy, że brak mi słów! 

Przybyłem do Paryża, najdroższa! Udało mi się! Francuskie powietrze jest takie świeże! Nigdy chyba nie czułem się lepiej niż tutaj. Jest tu zupełnie inaczej niż w Petersburgu, ludzie są dużo bardziej otwarci na świat. 

Urządziłem się już tu całkiem wygodnie. Zapewne zadajesz sobie teraz pytanie, jak do tego doszło, lecz nie jestem w stanie streścić Ci wszystkiego w liście. 

Och, Kseniu! To takie piękne! Wiem, że nadchodzi wojna, ale kiedy już się skończy... Och, jakże bym pragnął, byś do mnie przyjechała! Zaczniemy tu zupełnie nowe życie, Ty, ja i dziewczynki... 

Nie mogę się doczekać, aż je ujrzę. Wiem, że zapewne minie jeszcze trochę czasu, nim się to stanie, ale przetrwałem już tyle, że wytrzymam. Moja Lizinka i Sonieczka... Przekaż im, że tatuś bardzo, bardzo je kocha i nie może się doczekać, aż je zobaczy. 

Mam do Ciebie jeszcze prośbę. Odszukaj Marię Berezowską i jej rodzinę. To żona mojego przyjaciela, Jurija, który jest tu ze mną. On też chciałby ujrzeć swoją rodzinę, ale nie stać go, by opłacić im podróż. Obiecałem, że mu pomogę. Zapłać za jej bilety na statek, bardzo Cię proszę. I podróżujcie razem, żebyście były bezpieczne. 

Bardzo Cię kocham, moja najdroższa Kseniu. Pamiętaj o tym, cokolwiek by się nie działo. 

Twój Sierioża

Ksenia otarła łzy z policzków i pociągnęła nosem. Nie wierzyła w to, co właśnie przeczytała. Siergiej był w Paryżu. Nie na Syberii, tej lodowej pustyni, ale w Paryżu, w stolicy świata! Nikt go już nie dręczył, nie musiał ciężko pracować i umierać z głodu. 

W głowie kotłowało się jej mnóstwo pytań o to, jakim cudem Siergiej uciekł z Syberii, lecz blakły przy tej wspaniałej wiadomości. Siergiej wrócił. Dzieliło ich jeszcze wiele tysięcy kilometrów, ale byli już bliżej połączenia się. 

Jej płacz zwabił do pokoju córeczki. Podbiegły do matki i wbiły w nią pełne troski spojrzenia. 

— Co się dzieje, mamusiu? — zapytały jedna przez drugą. 

Ksenia nie wiedziała już, czy płakać, czy się śmiać. Wzięła córeczki na kolana i zaczęła je do siebie tulić. Całowała je po ich małych główkach, rosząc ich czoła swymi łzami. Nie mogła przestać się cieszyć. 

— Wszystko dobrze, mamusiu?

— Tak, tak, moje maleństwa, nawet bardzo dobrze! Wasz tatuś niedługo się z wami spotka! Mój najdroższy... Och, tak się cieszę! 

Nigdy się jeszcze nie upiła, lecz była pewna, że tak właśnie musiał czuć się ktoś, kto przesadził z trunkami. Szczęśliwy bez granic, jakby wszystkie złe rzeczy odeszły w niepamięć i już nigdy nie miały zaprzątać jej głowy, a została tylko nieograniczona niczym radość. Miała ochotę poderwać się do tańca i śpiewu. Dziewczynki patrzyły na nią w zdumieniu, nie do końca rozumiejąc, co znaczyła dla matki obecność ojca. 

Wtem do pokoju weszła obleczona w czerń Zofia Józefowna. Na jej twarzy gościło święte oburzenie. 

— Kseniu, jak możesz! Biedna Nadusia ledwo spoczęła w grobie, a ty tak się weselisz... — zaszlochała. 

— Ależ mateczko, mateczko... Dostałam list od Sierioży! On... on... Jeden Bóg wie jakim cudem, ale jest w Paryżu! W Paryżu! I chce, żebyśmy do niego przyjechały! 

— Co? Ale jak to? — jęknęła tylko kobieta. 

Ksenia była zbyt szczęśliwa, by jeszcze cokolwiek jej tłumaczyć. Podała teściowej list, sama zaś zaczęła całować dziewczynki. Życie znów nabrało barw. Już niedługo miała wtulić się w pierś ukochanego i w końcu zaznać poczucia bezpieczeństwa, którego jej tak bardzo brakowało. 

W salonie Lwowów trwała wielka narada. Trzy kobiety, każda z innego pokolenia, panienka, mężatka i wdowa, spojone więzami krwi i miłości, radziły, co też należy uczynić. 

Główną przeszkodą powstrzymującą je przed natychmiastowym wyjazdem do Paryża była wojna. Wszystkie obawiały się tego, jak będzie wyglądała podróż w obecnych warunkach, czy w ogóle zdołają tam dotrzeć i kiedy skończy się wojna. Ksenia czuła, że właściwszym rozwiązaniem byłoby zaczekanie na koniec konfliktu. Tylko tak mogłyby mieć pewność, że nic złego się im nie stanie. Serce Kseni jednak rwało się ku ukochanemu mężowi. Dałaby wszystko, byle zobaczyć go jak najszybciej. 

— Kseniu, ale nie możesz się narażać — rzekła jej twardo teściowa. — Sieriożka by tego nie chciał. Co jeśli ktoś zatopi wasz statek? To byłoby straszne! Nie mogę pozwolić, by coś się wam stało. Sierioża nie po to stamtąd zbiegł, byś teraz głupio postępowała z jego powodu.

— Ja wiem, mateczko, ale... Ale... Ja tak bardzo za nim tęsknię! Serce mi się rozdziera, gdy pomyślę, że on jest już wolny, a ja dalej nie mogę go przytulić. 

— Wiem, dziecko, wiem... — jęknęła matka. — Ale... Pomyśl tylko, jak bardzo by cierpiał, gdyby, nie daj Boże, ktoś zatopił wasz statek... Jest wojna, nie można ryzykować. Nie pozwolę, żeby coś stało się tobie i moim dwóm aniołeczkom. 

— A dlaczego nie mówisz o sobie? Nie chcesz się zobaczyć z Sieriożą?

Coraz bardziej zdumiewał ją fakt, że Zofia zupełnie pomijała swą własną osobę. Myślała, że pojadą wspólnie. W końcu jej matczyne serce również rwało się do ukochanego syna. Widziała czasem, jak Zofia wieczorami wpatruje się w portret Siergieja jako chłopca i gładzi go czule, jakby miała przed sobą żywego syna, a nie tylko jego podobiznę. 

— Tak, moje kochanie, ale nie mogę zostawić tu Nasteczki. Nie teraz, skoro ma wyjść za mąż za Nikiego... To dobry chłopak i wiem, że się nią zajmie, ale wyobrażasz sobie, że miałaby tu zostać sama na swój ślub? Potrzebuje mojego wsparcia przynajmniej do czasu wesela, a do niego jeszcze długa droga... Może urodzi dziecko... A dziewczynie w takich chwilach potrzebna jest matka. 

— Oczywiście...

— To trudne wybierać między dwójką dzieci, zwłaszcza że tak bardzo pragnę ujrzeć Sieriożę, ale ja muszę zostać z moją córeczką... Kiedyś do was przyjedziemy, kochana Kseniu, obiecuję!

Ksenia uśmiechnęła się do niej blado. Podziwiała Zofię Józefownę. Wiedziała, jak bardzo teściowa cierpi po tym, jak Sierioża je opuścił, a mimo to zdecydowała się zostać z młodszą córką, by służyć jej wsparciem. Nawet nie wyobrażała sobie, jak rozdarta wewnętrznie musi być jej teściowa. 

— Och, dziękuję ci, mamusiu. Jesteś taka cudowna... — jęknęła Nastka i przycisnęła matkę do piersi. — Obiecuję, że nie będziesz żałowała, że opóźniasz dla mnie spotkanie z Sieriożą. A potem pojedziemy do niego we trójkę, z Nikim. 

Ksenia uśmiechnęła się na taki widok. Wiedziała, że cokolwiek by się nie stało, zawsze mogła liczyć na pomoc Zofii i Nastki.  

Drogi Dimo!

Wybacz, że wysyłam ten list przez Ksenię, lecz nie mam pojęcia, gdzie teraz rzucił Cię los. Nie pisaliśmy już od tak dawna... To wszystko przez tę piekielną wojnę! Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało. 

Kiedy przeczytasz ten list, będę już w Paryżu. Oczy Cię nie mylą, mój drogi przyjacielu!

Nie będę Ci opowiadał, jak do tego doszło, bowiem nie jest to sprawa, którą opisuje się w liście. Musimy się jak najszybciej spotkać i pomówić. Niech tylko ta piekielna wojna się skończy! 

Mam Ci tyle do opowiedzenia... Ksenia pisała mi, że się ożeniłeś, czy to prawda? A Irina podobno straciła dziecko... 

Nie wiem, co Ci bym jeszcze mógł napisać... Bardzo tęsknię, mój drogi Dimo. Mam nadzieję, że los Ci sprzyja, kochany.

Sierioża

— Irinko, Irinko! — wykrzyknął Dymitr, ukochana jednak nie nadbiegła, bowiem zażywała snu. 

Dymitr jednak zbytnio się tym nie przejął. Zakrzyknął z radości i przycisnął list do piersi. 

Siergiej był wolny. Nie miał pojęcia, jakim sposobem przyjaciel uciekł z Syberii, lecz nareszcie mógł oddychać wolnością. Niedługo zapewne miał ujrzeć swe córeczki i zacząć od nowa w jednym z najpiękniejszych miast świata. Wszystko układało się dla niego jak najlepiej. 

Dymitr uśmiechnął się szeroko. Nie mógłby chyba być szczęśliwszy. Miał niedługo powitać na świecie dziecko, żył szczęśliwie z Iriną, a Sierioża w końcu był wolny. Po tylu katuszach los nareszcie się do niego uśmiechnął.


W końcu rozdział, który mnie zadowala XD Myślę, że spoko wyszedł. Zostało mi jeszcze chyba 10...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro