19.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tamtego dnia,
Na drewnianej huśtawce,
Pod wierzbą dokładniej,
Siedział człowiek ku schyłku życia.

Tamtego dnia,
Jakby słońce wcale nie parzyło,
Jakby gwiazdy wcale nie lśniły,
Jakby wypełnione wspomnieniami było niebo.

Wiatr zawiał mocniej,
Chaber zgięty i podarty na płaczącej leżał ziemi,
Motyl lazurowy z oderwanym skrzydłem siadł na jednej z gałązek.

Ktoś brał rozwód,
Ktoś płakał,
Ktoś się śmiał.

Pąki się chowały,
Trawa wydawała się bledsza w blasku słońca,
Krople rosy cicho spadały na huśtawkę drewnianą.

Głuchy jazgot,
Dźwięk świerszczy,
Szum płaczącej wierzby.

Tak, nadszedł dzień pożegnania ze szczęściem.
Ze światem.
Ze starcem.

Człowiek ku schyłku sił uśmiechnął się blado,
Spojrzał pusto na wierzbę, która szczerze zapłakała,
Spojrzał smutny na chabra martwego,
Spojrzał zagubiony na motyla lazurowego ze skrzydłem jednym.

Zacisnął szczękę, patrząc w niebo.
Ujrzał tam wszystkich.
Bliskich jego sercu.

Nie chciał ich opuszczać.
Bo przecież tak bardzo chciał żyć.
Tylko tyle.

Starzec wstał z trudem z huśtawki drewnianej,
Motyl, jakby zaprotestował ruchem skrzydeł,
Wiatr, jakby zatrzymać chciał go swoją siłą,
Wierzba, jakby obudzić chciała go swoim szumem,
A martwy chaber, chciał tylko, by poczuł jego zapach.

Jednak nic to nie dało.
Starzec barierę życia opuścił wraz z zachodzącym słońcem.

Po sześćdziesięciu ośmiu latach jednym miesiącu i dwudziestu dniach opuścił świat.

Opuścił swoje wszystko.

Bo pod wierzbą jego życie się skończyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#poezja